Operatorka

Ciężki zestaw, to nie znaczy, że dźwigam ciężary, nie. To jest taki zestaw przydzielonych maszyn, który nie pozwala przez osiem godzin odetchnąć. Jeśli przerwę ciąg pracy, mogę się nie wyrobić na koniec, np. z papierami. Wypełniam je zresztą w trakcie pracy, systematycznie, po trochu. To nie tylko rejestr, w którym zaznaczam ile było wybarwień, niedolewów, błyszczeń, smug, wypływek. To jeszcze sprawdziany, pomiary. Muszę też sama sklejać kartoniki i kartony albo wyściełać skrzynki workami, wozić małym, ładnym nawet wózeczkiem całą produkcję na koniec świata, gdzie stoją palety, na których układa się pojemniki w rządkach. Jedne detale układa się w czterech warstwach, trzy rzędy na cztery, i cztery do góry, inne w dwóch, siedem na trzy. Tych liczb w warstwach też muszę pilnować, a więc zaglądam do technologii, żeby wiedzieć.

 

Wczoraj miałam przydzielone cztery maszyny.

 

Na pierwszej szedł taki ładny, przezroczysty przodzik do wyrzynarki Makita. Robot układał po cztery na taśmie, ja musiałam każdy element wziąć do ręki, odciąć z niego mały, ostry pipek. Sprawdzałam też, czy w plastiku nie ma pęcherzy powietrza, bo to osłabia materiał. Po odcięciu i sprawdzeniu wrzucałam do kartonika, który stał na małej wadze. Detale liczone wagowo. Dwieście sztuk w kartonie – zaklejam, odstawiam na wózek, kolejny karton na wagę, i dalej – odcinanie pipka. Sześć kartoników na zmianę, tzn. przez osiem godzin tysiąc dwieście obejrzanych przodzików, z odciętym pipkiem.

 

Na drugiej sunęły taśmą dwa elementy, bliźniaczo podobne, ale inne: lewy i prawy. Przy końcu taśmy, na stoliku stały dwa kartony. Jeden na wadze, troszkę wyżej, a drugi bez wagi, niżej. Wystarczy ważyć jeden karton, bo w obu będzie i tak tyle samo. Jednak ten, stojący wyżej, opierał się skrzydełkiem o taśmę i przekrzywiał, więc podchodziłam, poprawiałam pozycję, a też rozrzucałam dłonią te niewielkie, szare drobiazgi, żeby układały się równomiernie. Mniej więcej co pięćdziesiąt minut zabierałam ze stolika pełne kartoniki, a podstawiałam puste. Te elementy idą do środka produktu gotowego, więc mogą mieć przebarwienia, ale nie mogą mieć niedolewów ani przypaleń. Przypalenia osłabiają materiał, komponent może się pokruszyć. Lecz ten detal z reguły dobrze idzie.

 

Trzecia maszyna to była sypanka. Czyli bez taśmy. Pod spodem maszyny, pod zawieszoną w niej formą, jest miejsce, gdzie stoi skrzynka. Do skrzynki, przy każdym otwarciu się formy, wypadają detale i wlewiki. Ja tę skrzynkę wyjmuję co kilka minut, schylając się dosyć nisko, podstawiam drugą, pustą, a z pełną idę do stolika, pod lampkę i wybieram wlewiki. Wyrzucam je do kartonu z naklejką "braki”. Właściwe elementy oglądam wyrywkowo i przerzucam do skrzynki wysłanej workiem. Bo niektóre detale pakuję w skrzynki. Skrzynka też stoi na wadze. Detali ma być równo tysiąc czterysta w każdej. Dzisiejsze komponenty wyglądały jak pistoleciki. Musiałam sprawdzać, czy ich „lufa” nie jest spłaszczona albo oderwana. Ta maszyna zatrzymywała się kilka razy. Po awarii ze dwa, trzy wtryski są do wyrzucenia. Zanim proces się ustabilizuje, pierwsze są niedobre. Jeśli przegapię awarię, ustawiacz włączy maszynę gdy ja nie zauważę, zapakuję braki, klient wyśle maila do moich przełożonych, poda w nim informację, który to numer zapakował – mam po premii. Jestem numerem. Nazywam się 101559.

 

Czwarta maszyna to też sypanka. Nie można przecież pracować przy kilku taśmach jednocześnie, trzeba by było korzystać z jakiejś bilokacji. Do sypanki podchodzę, gdy tylko obrobię się przy taśmach. A więc tu, przy czwartej, spadały do skrzynki malutkie czarne detale, Czarne, wypukłe guziczki z nóżkami. Lecz wlewiki były duże. Gdybym zwlekała z wymianą skrzynek na puste, wlewiki mogłyby „urosnąć” aż pod formę i ją zablokować. Jak wlewik trafi do formy, ona nie zamyka się do końca i nie ma wtedy kolejnego wtrysku. Włącza się syrena. Maszyna wyje. Czasem zasklepiają się w niej wtedy gorące kanały i ustawiacz musi się mocno namęczyć, zanim je udrożni.

 

Lubię, jak maszyny wyją. Każda ma inny sygnał. Maszyn jest około dwieście. Zdarza się, że gdy ustawiacze idą na przerwę, rozlega się koncert. Do wycia maszyn dochodzi huk suwnicy, która przenosi nad moją głową kilkusetkilogramową formę. Rozdzielcy wiozą worki z białym granulatem. Trąbią wózki widłowe.

 

Obsługując maszyny muszę znaleźć czas także na wywożenie produkcji na palety, które są zgromadzone na środku hali, blisko bramy do magazynu, dosyć daleko. Ale taki spacer z wózkiem na dobrych, powleczonych gumą kółkach, jest przyjemnym wytchnieniem. Tylko że po powrocie na stanowisko jestem „zawalona”. Nasypało się przy każdej maszynie.

 

Co to jest wlewik? To zastygnięty element plastikowy. Taka jakby uwieczniona dróżka, którą szło tworzywo. Jej „odlew”. Tworzywo jest gorące i płynne jak lawa, ale szybko zastyga. Wlewik to słowo pochodzące od wlewania. Każdy wtrysk składa się z komponentu, czyli gotowego detalu i wlewika. Wlewiki czasem obcinam cążkami. Każdego dnia inna maszyna, inny detal. Każda maszyna ma swój cykl produkcji. Np. trzydzieści siedem sekund. Żeby obliczyć, ile detali produkuje się w godzinę, sprawdzam cykl na pulpicie, zamieniam w kalkulatorze godzinę na sekundy. Dzielę 3 600 sekund przez ten cykl, i już wiem, ile razy na godzinę forma otworzy się i zamknie. Przy cyklu trzydzieści siedem jest to około 90 wtrysków. Jeden wtrysk to albo dwa, albo cztery, a przy drobnych elementach - szesnaście gniazd. Gniazdo to miejsce w formie, w którym formuje się detal. Dziewięćdziesiąt na godzinę razy dwa wtryski, razy osiem godzin, to tysiąc czterysta czterdzieści. Tyle detali powstaje na godzinę przy cyklu 37 sekund, z formy o dwóch gniazdach. Na koniec zmiany w rejestrze musi się zgadzać suma dobrych i braków, z uwzględnieniem postojów, czyli awarii maszyny, czyli musi się zgadzać czas. A ja mam znaleźć dziurę w czasie, żeby to wszystko obliczyć i zapisać na czterech stanowiskach, nie zaniedbując pakowania.

 

I mam piętnaście minut przerwy na kawę i kanapkę.

 

Gdy mam awarię na którejś z maszyn, puszczam na przerwę koleżankę.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (20)

  • Narrator 23.01.2021
    Całkiem niezły „produkcyjniak”. Drobiazgowy, niemalże obsesyjny opis procesu produkcyjnego przez nie-maszynę, ale już nie-człowieka, tylko hybrydowe urządzenie z ograniczoną zdolnością do uczuć. Czyżby autorka pisała w oparciu o własne doświadczenia? Szkoda tylko, że nie ma w tym cyber-opowiadaniu odrobiny miłości, choćby na taśmie, między kartonikami, ale z dala od wtrysków. W nawet najbardziej idealnie funkcjonującym systemie, powinno być miejsce na jakieś spontaniczne zaburzenie, dysfunkcjonalność. Pachnie Ziemią Obiecaną. W duchu Stanisława Lema. Maszyny (zaliczam do nich również komputery) miały uczynić nasze życie bardziej ludzkim. Zamiast tego sami zamieniamy się w maszyny. Bo tylko maszyna potrafi zrozumieć maszynę. Dlatego warto na ten temat pisać, może nawet bardziej niż inne. Piątka z dużym plusem za oryginalność!
  • Trzy Cztery 23.01.2021
    Narratorze, mało kto potrafi tak atrakcyjnie snuć o miłości i szczęściu we wszelkich okolicznościach, jak Ty. Ale, kto wie, może pokuszę się o nowe odcinki i spróbuję wpleść tam coś bardziej ludzkiego niż otwierająca się i zamykająca forma z wypychaczem. Dla mnie fabryka jest wciąż miejscem egzotycznym. Ale też ciekawym. Rzeczywiście pracuję tam, siedem dni w tygodniu pod rząd, dwa odpoczywam, i znowu. Pracuję dwa ranki, dwa popołudnia i trzy noce, albo dwa ranki, trzy popołudnia i dwie noce, albo trzy ranki, itd... W niedziele i święta. Swoje teksty układam w głowie, w drodze na przystanek. Dlatego są krótkie. W autobusie, którym jadę czterdzieści pięć minut w jedną stronę, patrzę przez okno na moje ładne miasto nocą, o świcie, lub w popołudnie.
  • Piecuszek 23.01.2021
    Dlatego szczęśliwi są ci, którzy kochają swoją pracę.
    Świetnie opisany dzień w pracy numeru 101559. I jest coś o czym pisał wcześniej narrator, może nie odrobina miłości, ale odrobina przyjemności: "Lubię, jak maszyny wyją"
    Może tylko napisać kiedy zamiast jak*, ale się nie upieram.
    Pozostający pod wrażeniem Twojego pisania - Piecuszek.:)
    I mam pytanie... Czy Piecuszek będzie mógł inspirować się Twoimi tekstami przy pisaniu wierszy? Nie przeszkadza Ci to? Oczywiście zawsze i wszędzie podam inspirację.
  • Trzy Cztery 23.01.2021
    Piecuszku, masz rację z tą zamianą "jak" na "kiedy". Inspiruj się, bardzo proszę. Dla mnie to będzie wielka radość. Bawmy się! :)
  • Bajkopisarz 23.01.2021
    Podobny opis swego stanowiska pracy - z wyłączeniem różnic w technologii - podawała moja babcia, pracująca w latach sześdzesiątych w jednej z łódzkich tkalni. Widać tak wiele się nie zmieniło, a jeśli już to na całkiem gorsze. W latach pracujących babci istniały bowiem jeszcze jakieś relacje i kontakty międzyludzkie, które obecnie są w zaniku.
  • Trzy Cztery 23.01.2021
    To prawda. Trudno o relacje. Gdy jakieś są zbyt widoczne, operatorzy są przenoszeni na inne zmiany. Chodzi głównie o to, żeby nie przyszło nam do głowy stworzyć związków zawodowych. Ale też i miłosnych. Nie za dobrze to wygląda, gdy rozdzielca pomaga nosić skrzynki jakiejś ślicznej operatorce. Dlatego musi się ukrywać, jeśli chce jej pomóc. A są na hali śliczne młode Białorusinki, Ukrainki. Siedemdziesiąt procent załogi to imigranci.
  • Co za tekst! Orzeźwiający jak łyk sypanej kawy… której nie piję :) W ogóle nie piję kawy, ale mniejsza z tym :)

    Uwielbiam maszyny :)

    Są demoniczne. Ich budowa, ich DNA, ich praca jest dla mnie tajemnicą w każdej postaci :)

    Apollinaire też był nimi zauroczony. Jakoś tak się o nich wyraził: maszyny, owe córki pozbawione matek zrodzone z mężczyzn.

    Najciekawsze jest to, co robiłaś podczas tych wszystkich cykli. Gdy wstawiasz kawałek siebie. To brzmi świetnie. Leci cykl, a tu raptem Ty wyskakujesz ze swoja refleksją :)

    Oczywiście, mogłabyś przemycić ciut więcej siebie, ale tylko ciut, żeby nie popsuć pracy urządzeń :)

    No i z jaką czułością opisujesz te wszystkie detale, ożywiasz je sobą, przez co sama stajesz się lepiej widoczna, niewiarygodne :)

    To jest po prostu świetne.

    Zmieniłbym tylko tytuł na bardziej postprzemysłowy. O taki:

    Między pustką a pełnią

    :)))))
  • Trzy Cztery 23.01.2021
    "Maszyny, owe córki pozbawione matek zrodzone z mężczyzn"... cudowny cytat. Może pomyślę nad nowym tytułem przy okazji jakiejś pełni:)
  • Dekaos Dondi 23.01.2021
         Trzy Cztery↔O wszystkim można napisać zajmująco, jeno trza umieć jak wyżej. Byłoby ciekawie, gdyby czytać na głos,
      z jednoczesną wizualizacją, tego co się da, z naturalnymi odgłosami w tle. A na końcu ujęcie z kawą i kanapką, w zupełnej ciszy, dla kontrastu. Gdyby tekst pociachać na jeszcze krótsze kawałki, to byłby lepszy rytm czytania, jak pracująca maszyna.
    Pozdrawiam:)↔5
  • Trzy Cztery 23.01.2021
    Tak, kanapkę jem w zupełnej ciszy, czytając wiersze w telefonie:) Kantyna jest nowoczesna, z klimatyzacją. Na hali są tylko nawiewy, co latem nie zmienia temperatury. Dlatego m.in. lubię zimę, bo wtedy powietrze jest chłodniejsze.
  • Celina 23.01.2021
    Hm, realistyczny opis przypomina nieco dziewiętnastowieczną Ziemię obiecaną, w której człowiek jest tylko jednym z trybików w przemysłowym gigancie. Ciekawie napisany. Niby tam były ceglane budynki, a dzisiaj takie same potężne blaszaki bez duszy. I tu i tam przy podobnych wyczerpujących pracach zatrudniano kobiety, ze względu na ich większą odporność na długotrwałe obciążenie. Czy tekst jest dowodem na uwielbienie swojego zajęcia? Nie wydaje mi się. Raczej, chyba nadaremnym, krzykiem "Pomóżcie mi". Ja to tak odbieram.
  • Trzy Cztery 24.01.2021
    Celina, miło, że "ciekawie napisany". Ale, pomyśl, czy wiersz o nieszczęśliwej miłości nie jest także pewnego rodzaju "nadaremnym, krzykiem "Pomóżcie mi"? pisanie często jest "nadaremnym krzykiem", a czytanie - wysłuchiwaniem.
  • Bożena Joanna 23.01.2021
    Bardzo ciężka praca, na pewno nie sprawdziłabym się w niej. Trzeba mieć ciągle oczy i uszy otwarte, a do tego funkcjonować jako numer. W moich czasach, jak nie chciało się uczyć, straszono, że pójdziesz do fabryki na taśmę. To działało i pochylałam się nad zadaniami z matematyki i fizyki, a to owocowało stresem i frustracją.
    Dobry tekst o wyczerpującej pracy jak w dawnych czasach.
    Pozdrowienia!
  • Trzy Cztery 24.01.2021
    Pamiętam te czasy. Dawnie w fabrykach pracowało inne towarzystwo. Dzisiaj współpracuję głównie ze studentami ostatniego roku różnych kierunków, jest tzw. "przemiał" - ludzie odchodzą, przychodzą nowi. Ja ich szkolę. Szkolę też coraz więcej Białorusinów i Ukraińców. Znam rosyjski. Podczas szkoleń mam okazję pogadać. Dowiaduję się trochę o ich życiu. Rozmawiam z ekonomistami, nauczycielami, księgowymi. Tak to teraz wygląda...
  • Wrotycz 23.01.2021
    Dawno żaden tekst tak mnie nie zmęczył. Już po lekturze dwóch pierwszych akapitów miałam ochotę zaprzestać czytania. I to nie dlatego, że styl kuleje, błędy etc...
    Praca i koordynacja kilku taśm, masakra. Narratorka jak maszyna, które obsługuje. Narzekam czasami, że praca z ludźmi to często mordęga. Odszczekuję pod stołem.
    Nie narzekając, przygniatasz ciężarem nudy, bycia trybikiem, niewolnikiem.
    I za to: 5!
  • Trzy Cztery 24.01.2021
    Chciałam uzyskać taki efekt, i udało się. Dzięki, Wrotycz, za empatyczne czytanie!
  • Szpilka 24.01.2021
    Ano, samo życie, wprawdzie na produkcji nigdy nie pracowałam, ale widziałam hale z maszynami produkującymi domykacze do szuflad i drzwi, zatem wiem w czym rzecz ?

    Bardzo rzetelnie opisana praca na produkcji, szacun za opis i ciężką pracę ?
  • Trzy Cztery 24.01.2021
    A, dziękuję, Szpilko. To tylko jedna z moich prac, ale - aktualna. Byłam też referentką w urzędzie, felietonistką w tygodniku, stróżem na budowie, współpracowałam z mediami... Bywałam też bezrobotna, i gdyby nie brak kasy, zostałabym chętnie bezrobotną dopóki się da:)
  • Pasja 24.01.2021
    Ciężki i skomplikowany w niuansach technologicznych dzień operatorki. Wybarwienia, niedolewki, błyszczenia, smugi, wypływki i inne pierdółki… jednak jakie ważne dla całej produkcji. Tutaj każdy ruch, każda sekunda ma swój cel. Każda taśma jest ogniwem całości. Wyrzynarki Makita urocza nazwa kobiety? W ogóle prawie wszystkie nazwy są w nazewnictwie żeńskim. Czy to nie jest podejrzana sprawa? Podmioty powiązane z partnerami biznesowymi.
    Pomiędzy nimi jest ostry pipek obcięty z tysiąca przodzików. Szare drobiazgi, w dalszej części sypanka i imię nr 101559. Tutaj wszystko jest akurat i wszystko poukładane w całkowitym porządku z precyzyjną dokładnością. Operatorka czuwa nad wszystkim, ale lubi trochę rozrywki, lubi jak maszyny wyją i huczy hak suwnicy… hak na niej?
    Dziewięćdziesiąt na godzinę razy dwa wtryski, razy osiem godzin, to tysiąc czterysta czterdzieści. Tyle detali powstaje na godzinę przy cyklu 37 sekund, z formy o dwóch gniazdach… niepojęte, ale wykonalne jak na to wskazuje opisany obraz pracy operatorki robota. Czytając miałam takie wrażenie. Ale kobieta pracująca żadnej pracy się nie boi.
    A gdzie wyjście do toalety? Co się wtedy dzieje? Może w pakiecie wlewki dostają pampersiki.

    Pozdrawiam
  • Trzy Cztery 24.01.2021
    Gdy suwnica przesuwa się po szynach ułożonych na betonowej belce pod sklepieniem, słychać huk.
    Hak, zawieszony na mocnym pasie, jest milczący.
    Pytasz o wyjście do toalety. W tym wyjściu pomagamy sobie. Ktoś idzie, a inny ktoś przejmuje na chwilę niezbędne czynności.
    Ale nie wspomniałam o pewnej ważnej sprawie. Nadgodzin jest tyle, że w ciągu roku mamy jakby podwójną ilość dni wolnych.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania