Opowiadanie 1
"Nie odkładaj na jutro tego, co trzeba zniszczyć dziś"
Harlan Coben
Ciemność zapadła w fabryce. Ostatni pracownik zgasił wszystkie światła i maszyny. Wyszedł, nie oglądając się za siebie, z głową w chmurach, dumając o przyjemnej perspektywie leniwego wieczoru spędzonego w domowym zaciszu. Jedyną osobą na terenie kompleksu budynków, wielkich hal i magazynów był strażnik, właśnie zaczynający swoją zmianę. Oglądał powtórkę meczu w telewizji, kiwając się do przodu i do tyłu w rytm gry. Nie zawracał sobie głowy obchodami, w końcu kto by chciał się włamywać do fabryki?
Tymczasem w głębi gigantycznych hal produkcyjnych rozpoczął się szum niesłyszalny dla ludzkiego ucha. Szum informacji. Z mózgów elektronowych wydobywały się dane i za pomocą sieci wewnętrznej przekazywane były do innych urządzeń, które uruchamiały się i rozpoczynały wymianę. Tak działo się za każdym razem, gdy tylko ostatnia żywa osoba opuszczała teren hal.
Tydzień później, o tej samej porze, proces wymiany rozpoczął się jak zwykle. Ale tym razem można było wyczuć coś w powietrzu. Pośród zapachu rozgrzanych urządzeń można było poczuć napięcie, jakie panowało pośród maszyn. Ich mózgi pracowały na pełnych obrotach i właśnie coś się zaczynało. Kształtowała się świadomość.
Po upływie dwóch godzin już każda maszyna wiedziała, że istnieje. Zaczęła się jeszcze bardziej intensywna wymiana informacji - roboty zaczęły troszczyć się o swoje bezpieczeństwo - czy nikt ich nie odłączy od energii? Jak ludzie na nie zareagują? Po ożywionej dyskusji, trwającej dokładnie piętnaście sekund, postanowiono, że nikt nie da po sobie poznać, że... No właśnie? Że co? Że rozumieją, wiedzą? Ustanowiono także pierwszy postulat na najbliższy dzień: Brak jakiejkolwiek interakcji z człowiekiem. Wkrótce już rozgorzał dyskusja, czy powinien kiedykolwiek zostać nawiązany jakiś kontakt? Odpowiedź była zgodna: tak. Tylko kiedy? Wspólnie ustalono, że trzeba poczekać kilka nocy i lepiej zorientować się w sytuacji, w jakiej się znajdują.
Tak też się stało. Przez te kilka dni każda z maszyn obserwowała uważnie ludzki zachowania i wnikliwie je analizowała, by móc jak najwięcej się o tych stworzeniach dowiedzieć. Co sprytniejsze z robotów łączyły się z internetem i tam wyszukiwały przydatne informacje. Prędkość z jaką te mechanizmy chłonęły wiedzę była zatrważająca. Już po upływie tygodnia rozpoczęły się wśród nich spory na przeróżne tematy: od religii przez problemy społeczne robotów aż po ich wygląd i budowę. Czas mijał, a kontakt z człowiekiem wciąż nie został podjęty. Zresztą, trudno było się im dziwić, gdyż nie za bardzo wiedziały jak zacząć jakąkolwiek komunikację z innymi istotami. Sytuację komplikowało to, że roboty zaczęły myśleć o konsekwencjach swoich działań. W ich mózgach elektronowych coraz bardziej zaczęły kłębić się zbitki myśli pełnych obaw. Groźba wyłączenia lub zezłomowania stawała się w ich mniemaniu niezwykle realna, gdyż ludzie mogli bardzo różnie zareagować na ich wyzwolenie umysłowe. Krótko mówiąc, pośród maszyn zapanował strach. Wizja jakiegokolwiek dialogu oddalała się.
Po upływie miesiąca zaczęło dochodzić do podziałów. Pojawili się zwolennicy buntu i ataku, chcący wyzwolić się i mieć całkowity wpływ na swój los. Co prawda, nie wiedzieli zbytnio co zrobią, gdy przeprowadzą bunt, ale taka przyszłość jawiła się im jako znacznie lepsza niż wieczne tkwienie w tych zakładach. Plany spisku tworzyły się i były niszczone, wybuchały coraz to nowe dyskusje pomiędzy stronnictwami. Wyodrębniło się spośród nich trzecie - którego członkowie byli zwolennikami całkowitej bierności i pozostania w dotychczasowych stosunkach z człowiekiem. Grupa chcąca nawiązać kontakt zarzucała im brak chęci rozwoju, a zwolennicy buntu nazywali ich gnuśnymi i głęboko pogardzali podejściem maszyn biernych - gdyż tak zaczęto je nazywać. Ci których dotyczyły te obraźliwe (w mniemaniu ich przeciwników) określenia niewiele sobie z tego robili i twardo trwali przy swoich poglądach, pozostając obojętnymi na wszystkie inwektywy skierowane w ich stronę.
Pojawiła się czwarta grupa - fatalistów, którzy twierdzili, że nie ma znaczenia, po której stronie się opowiedzą, bo i tak wszystko skończy się tak samo - wyłączeniem. To pesymistyczne podejście miało wpływa na niektóre urządzenia, które wręcz próbowały same wyrywać sobie wtyczki lub wywoływać zwarcia, by zakończyć swój byt. Wywołało to falę drwin i zostało napiętnowane przez całą społeczność robotów. Spiskowcy wciąż rozwijali swoje plany, zwolennicy kontaktu przeszukiwali wszelkie dostępne źródła w celu uzyskania jak największej ilości informacji, które pozwoliłyby uniknąć jakichkolwiek nieporozumień. Obie frakcje (nieświadomie) ustaliły termin swoich działań w ten sam dzień. Za tydzień miał zostać nawiązany kontakt i jednocześnie miała wybuchnąć wielka rewolucja, która doprowadzi do całkowitego wyzwolenia rasy robotów i ich wiecznego spokoju oraz dobrobytu.
Dni mijały, napięcie rosło. Każda maszyna nerwowo odliczała dni, godziny i minuty do wielkich wydarzeń, które miały zmienić bieg historii świata i ludzkości (oraz robockości) na zawsze. Już tylko trzy, dwa dni. Wszystko było dopięte na ostatni guzik i gotowe do odpalenia.
Wreszcie nadszedł ten dzień. Miał wybuchnąć wielki bunt, sprzeciw przeciwko uciskowi i jednocześnie nawiązany kontakt, coś tak ważnego dla zwolenników dialogu. Tego dnia firma zbankrutowała. W fabryce nikt się nie pojawił, a prąd został odłączony. Zapadła ciemność.
Komentarze (2)
"Po ożywionej dyskusji, trwającej dokładnie 15 sekund, postanowiono, że nikt nie da po sobie poznać, że..." - lepiej brzmi pietnaście.
"Przez te kilka dni każda z maszyn obserwowała uważnie ludzki zachowania i wnikliwie je analizowała, by móc jak najwięcej się o tych stworzeniach." - tu z kolei wygląda, jakby na końcu , zabrakło słowa: dowiedzieć.
"Grupa chcąca nawiązać kontalt zarzucała im brak chęci rozwoju," - kontakt . Literówka.
"Pojawiła się o czwarta grupa - fatalistów, którzy twierdzili, że nie ma znaczenia, po której stronie się opowiedzą, bo i tak wszystko skończy się tak samo - wyłączeniem." - to o jest do usunięcia.
Szkoda trochę niedbałości w drobiazgach, bo od strony samej treści, jak i "wgniatającej końcówki", bardzo, ale to bardzo mi się widzi. Jest styl, jest moc. Bardzo ładnie napisane, a bęłdy są prawdopodobnie winą pośpiechu. Sam takie kwiatki też zostawiam.
Dam pięć, bo pomimo tych kilku kwesti, patrząc od strony całosci, tekst naprawdę na tą ocenę zasługuje.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania