Opowiadanie Plażowo-Imprezowo-Monumentalno-Fantazyjne

"Opowiadanie Plażowo-Imprezowo-Monumentalno-Fantazyjne"

 

gatunek: fantastyka/czas wolny/imprezy/surrealizm

 

Utopijna, megalityczna planeta beztroski, relaksu i wiecznego odpoczynku. Rok 1983.

 

U wybrzeży plaży wiecznej imprezy leżało starożytno-fantazyjne miasto, przekraczające granice wymiarów. Właśnie trwał środek ciepłego, słonecznego dnia. Na tle nieba, ludzie i zwierzołaki fruwały na gigantycznych wielbłądach, między chmurowymi wyspami, na których stały domy, wille oraz zamki.

 

Tymczasem na plaży trwała piękna i wesoła zabawa taneczna w stylu plażowo-polinezyjsko-afrykańsko-latynoskim. Wszędzie było słychać niezwykłą, pozytywną muzykę z różnych gatunków: eurodance, plażową, latynoską, rock and roll, etno pop, new wave, reggae. Około kilometra dalej, również na plaży, przebojowy zespół muzyczny grał hity z gatunku rock and roll, dance, new wave, a także funk.

 

Nad miastem, mniej i bardziej człekokształtne istoty fruwały na chmurach oraz różnych przedmiotach, między innymi na kanapach, stołach, fotelach, jachtach, miotłach, dywanach, a także bez żadnych pojazdów.

 

Między łąkowo-sadowymi ogrodami a plażą rosły wielkie palmy w kształcie parasoli. Miejscami były porozstawiane kamienne i drewniane, potężne łuki od wielkich bram, przyozdobione roślinami pnącymi, które obficie kwitły. Co jakiś czas, na plaży można było natknąć się na jaskinię wydrążoną w wielkim kamieniu, niekiedy wyglądającym jak gigantyczny ziemniak. Tymczasem w barze plażowym, dwie ośmiornice: czerwona i granatowa, serwowały: klasyczne frytki, hamburgery, pizzę, lody, a także oryginalne frytki w kształcie słońc, księżyców, rozgwiazd i niedźwiedzi albo koali. W najbliższej okolicy, w powietrzu unosiła się wesoła i luzacka muzyka imprezowo-plażowa.

 

Wśród balangujących postaci, obecnych w plażowej chatce wypoczynkowo-imprezowej, oraz w jej pobliżu, znajdowali się: zrelaksowany rekin w okularach przeciwsłonecznych, imprezujący krokodyl w słomianym kapeluszu, wielbłąd, lama, krowa, koza, koń, owca, krab, homar, przegrzebek, ślimak, ziemniak, banan, ananas, pomidor, dynia, pizza, kaktus, groszek, kukurydza, cowboy, cowgirl, mariachi z marakasami, mariachi z gitarą, rastaman, rastawoman, raper, raperka, dżin, dżinka, hipis, hipiska, pirat, piratka, jazzman, jazzwoman, skrzypek, skrzypaczka, czarodziej, czarodziejka, iluzjonista, iluzjonistka, piosenkarz funk, piosenkarka funk, plażowicz i plażowiczka.

 

W łukach, między kolumnami, zjawiły się piękne, skrzydlate istoty podobne do wróżek, a wokół nich unosił się kolorowy, świecący pył olśnienia i inspiracji. W tajemniczym, stylizowanym na starożytną świątynię budynku, stojącym w dużym parku, było słychać że ktoś grał na fletni, gitarze elektrycznej, keyboardzie oraz dzwonkach, i śpiewał niezwykłe, mistyczne, przepiękne pieśni. Były to istoty z jednej z pomarańczowych gwiazd, a przyleciały one w gigantycznych niewidzialnych promach międzygalaktycznych, aby planetę, na której wylądowały, uczynić podobną do niezwykłego świata, z którego pochodziły.

 

W bocznym pomieszczeniu tej niby antycznej świątyni, znajdował się niewielki basen kąpielowy o jasnoniebieskiej wodzie, otoczony czterema beżowymi, pękatymi kolumnami. Kilka postaci, między innymi człekokształtny kwiat polny i humanoidalna muchołówka, wbiegło do tego pomieszczenia oraz weszło do wody, a wtedy z sufitu zaczęły wydobywać się złociste promienie słoneczne, które sprawiły, że mózgi zrelaksowanych i odprężonych istot natychmiast się zainspirowały, olśniły oraz oświeciły. Na ścianie widniała mozaika, przedstawiająca cztery zadumane mózgi, jak i tyleż samo wesołych, uśmiechniętych ziemniaków.

 

W międzyczasie, z piasku plażowego wyrósł złoty zamek z kilkoma basztami o czerwono-różowo-pomarańczowych dachach, a wtedy z wnętrza budowli na długi i dosyć szeroki balkon wyszło siedmiu czarodziejów i siedem czarodziejek. Były to istoty międzywymiarowe. Postacie, wyglądające na mające po około trzydzieści dwa lata, były ubrane w turbany i peleryny, a w swych dłoniach dzierżyły mandoliny oraz magiczne, unikalne, gwiezdne różdżki, z których potrafiły wydobywać bardzo piękną, niezwykłą, hipnotyzującą muzykę.

 

Zaczęło się niezwykłe, fantazyjne, legendarne przedstawienie muzyczno-taneczno-teatralne, podczas którego po niebie fruwały jachty, kapelusze, dywany, miotły, lampy oliwne, czajniki, filiżanki i namioty. Tymczasem na scenie, którą były balkony pomiędzy wieżami zamku, również działy się rzeczy niezwykłe, niecodzienne i niesłychane: wielbłądy jeździły na gokartach, słonie stawały na jednej nodze, a nosorożce nawet na swych rogach. Małpka czepiak żonglowała ziemniakami i pomidorami, a na ten widok, to aż z wrażenia papuga ara żółtoskrzydła zakręciła się dookoła własnej osi niczym jakiś grzechotnik, po czym pofrunęła na egzotyczne pustynne wyspy, gdzie żyły podstępne skorpiony, wysportowane strusie i hipnotyczne węże, które podobno były magiczne, bo rzekomo słyszały muzykę tajemniczą, przepiękną i niezwykłą.

 

Ślimaki morskie uprawiały windsurfing. Zauważył to jasnobeżowy helikopter z innego uniwersum, przelatujący z bajecznej wyspy do magicznego miasta, leżącego u wybrzeży fantazyjnego kontynentu. Na dosyć dużym jachcie motorowym imprezowały cztery kraby pustelniki. Na ich widok, śmigłowiec zaśmiał się, to nieco podnosząc się, to opadając. U wybrzeży niedużej wyspy, na której stał dom i rósł sad, delfin z rekinem spierały się o to, który z nich jest bardziej popularnym zwierzęciem morskim. Tymczasem na rafie koralowej, setki ośmiornic, kałamarnic, ryb i meduz urządziły jedną wielką zabawę taneczną w toni wodnej.

 

Nieopodal nich przepłynęły ławice makreli, tuńczyków, marlinów, barrakud, koryfen oraz łodzików. Zmierzały ku wybrzeżom wspaniałego kontynentu, gdzie leżało jedyne w swoim rodzaju miasto. Udawały się tam po to, aby załapać się na pojawienie się w jakimś dziwnym, tajemniczym opowiadaniu. W międzyczasie, rozgwiazdy tańczyły taniec inspirowany starożytnymi malowidłami egipskimi, a małże, takie jak przegrzebki, na ten widok się uśmiechały, a czasami także zaśmiały się. Murena i samogłów skrywały się wśród wodorostów, obmyślając plan, jak by także dostać się na kolejnej historii plan, a wtedy nagle wykręcić jakiś szalony żart.

 

Koniec.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Piotrek P. 1988 26.09.2021
    W tym opowiadaniu próbowałem połączyć kilka różnych stylów.
  • Bożena Joanna 27.09.2021
    Niesamowite obrazki, najbardziej spodobał mi się rekin w okularach i słoń na jednej nodze. Fruwające czajniki i fotele też mają swój urok, odwieczne marzenie człowieka o lataniu.
    Czy ktoś już zilustrował Twoje opowiadania? Panowie Olbiński i Siudmak mieliby pole do popisu.
  • Piotrek P. 1988 27.09.2021
    Czy ktoś już zilustrował moje opowiadania? Nie wiem. Obrazy tych artystów niejednokrotnie inspirują i poprawiają nastrój, a także często zaskakują. Dziękuję i pozdrawiam :-)
  • Bożena Joanna 27.09.2021
    Pozdrowienia! (wcześniej uleciał mi tekst komentu)
  • Trzy Cztery 27.09.2021
    Ileż tu nowości. A wszystko dzięki zwykłemu kartofelkowi. Wycisnąłeś z niego dużo soczystych obrazków.
  • Piotrek P. 1988 27.09.2021
    Wiele różnych rzeczy, często niepozornych, czasami inspiruje do napisania czegoś.
    Dziękuję i pozdrawiam :-)
  • Dekaos Dondi 28.09.2021
    Piotrek P.1988↔Gdy wrócę, przeczytam na spokojnie:))
  • Dekaos Dondi 28.09.2021
    Piotrek P.1988:)↔Na ilustracje tekstów Twych – biorąc pod uwagę różnorodność kolorystyczną i dziwności – nie starczyło by farb z tej planety, lub mocy kart graficznych. No ale... na kilka zaledwie % całości, to miejmy nadzieję, że kiedyś uda się. To i tak, będzie co oglądać... i oglądać.... i oglądać....:))
    Pozdrawiam:)↔%
  • Piotrek P. 1988 28.09.2021
    Inspirujący i pozytywnie przebojowy komentarz. Dziękuję i pozdrawiam :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania