Opowiadanie fantastyczne
Postać wyszła ze smartfona dokładnie tak samo, jak długowłosa dziewczynka wychodziła z telewizora w filmie „Ring”. Przez szybę. Godzina była druga trzydzieści sześć w nocy. Miała złote włosy, złote wąsy, złotą facjatę, wszystko miała złote. Stanęła w pokoju szesnastoletniej, właśnie śpiącej Marleny.
– Trzeba się było wylogować z fejsa – szepnęła złota postać kładąc złote dłonie na szyi szesnastolatki. A potem za sprawą magicznego dotyku zamieniła Marlenę w złotą figurkę. Wskoczyła do smartfona z powrotem i zniknęła w odmętach internetowej sieci.
– Marlena, a ty nie wstajesz? – krzyczała matka zaniepokojona tym, że Marlena tak długo nie podnosi się z łóżka. Dzień był roboczy, taki, jak każdy inny. Weszła w końcu do jej pokoju.
Marlena leżała nieruchomo przykryta kołdrą w białe kotki. Podeszła, odkryła ją.
– Matko boska! – wrzasnęła matula – co się stało? Jej rude włosy stanęły dęba, jakby ją piorun trafił, a obfita pierś za sprawą przyśpieszonego oddechu, podnosiła się i opadała z całkiem sporą częstotliwością. – Heniek! Heniek!– zawołała męża nie zważając na to, że odsypiał po nocnej zmianie. – Musisz tu przyjść! Musisz tu przyjść! – krzyczała czując, jak dociera do niej nienormalność tej sytuacji. Heniek jednak nie przychodził.
W podskokach pobiegła do jego sypialni, weszła do niej razem z drzwiami. Wylądowały na panelach rysując je w bardzo nieregularne wzory
– Heniek! – włożyła w krzyk wszystkie swoje witalne siły. – Wstawaj do cholery! Z Marleną coś się stało!
Była głośniejsza niż głośniki estradowe grające na pełnej mocy.
– No nie dadzą człowiekowi pospać – mruknął Heniek ospale. W promieniach wpadającego do pokoju słońca jego, ważąca sto trzydzieści osiem kilo osoba, prezentowała się całkiem okazale. Zawsze gdy spał, zrzucał kołdrę eksponując swoje krągłości – Już idę, co się stało Marysiu?
– Chodź, to zobaczysz! – szyby w oknach się zatrzęsły od jej krzyku.
– Taki robisz hałas, że strzelające fajerwerki w sylwestra to przy tobie pikuś – wymamrotał – nie można ciszej?
– Nie można! – wrzasnęła ze zdwojoną mocą. Tym razem szyba w oknie nie wytrzymała tego natężenia dźwięku. Łoskot tłuczonego szkła zakuł w uszy, a do pomieszczenia wdarł się powiew świeżego powietrza. I śpiew skowronka się wdarł. Tak piękny, że na casting do „Mam talent” mógł ten skowronek spokojnie lecieć, jako wybitny sopran. – Ta sprawa nie może czekać! – huknęła, a druga szyba poszła w ślady tej zamienionej przed chwilą w szklane puzzle, których chyba nie da się już złożyć.
–Dobrze, już dobrze – bąknął pod nosem Heniek. Wstał, włożył kapcie i łyknął stojącej na nocnej szafce melisy. Idąc do wyjścia potknął się o leżące na podłodze drzwi i runął na podłogę niczym pijany słoń.
– Na bombonośnego taliba – zaklął siarczyście masując się po rosnącym w zastraszającym tempie guzie.
Weszli do pokoju Marleny. Heniek spojrzał na złotą figurkę żywo przypominającą ich córkę. Cały czas rozmasowując guza będącego już wielkości dorodnej gruszki powiedział:
– Marysiu, ja się tym zajmę, ty idź do pracy…
– Gdzie jest nasza córka? – Marysia zapytała nerwowo, gdy wróciła z pracy.
– Zaraz wróci, poszła do sklepu po melisę dla mnie. – Wiesz, że nie możesz tak się drzeć – zwrócił się do żony – nie stać nas na nowe szyby, które co chwila się tłuką za sprawą twojego krzyku. Nie możesz też z takim impetem wchodzić do pomieszczeń, żeby aż drzwi wypadały z zawiasów. Takie naprawy też kosztują.
– Wiesz, że byłam w nerwach?
– Jest na to sposób – odpowiedział wskazując na melisę stojącą na kuchennym stoliku.
– A co się w ogóle stało z Marleną? – zapytała Marysia zmieniając temat.
– Padła ofiarą komputerowego wirusa. Przeczytałem o tym na jakimś portalu komputerowym. Ktoś stworzył złośliwe oprogramowanie atakujące tych, co za długo na fejsbuku, instagramie i w ogóle w internecie siedzą. Z telefonów wychodzi postać i zamienia ludzi w złoto na siedem godzin. Właściwie to zmieniała w złoto, bo teraz zamienia ich w kamień. Twórca tego wirusa chyba zorientował się, że złoto może przynieść komuś zbyt duże korzyści.
– Korzyści, jak to?
Oddałem Marlenkę do lombardu. Zgarnąłem całkiem pokaźną sumkę za taki złoty posąg. Będzie na nowe szyby, panele podłogowe i drzwi. Godzinę temu Marlenka wróciła już jako człowiek, taki z krwi i kości, którym się na powrót stała
– To wszystko brzmi zbyt fantastycznie i niewiarygodnie – rzekła Marysia częstując się melisą – niemożliwe, że są takie wirusy czy, jak ty to tam zwiesz, złośliwe oprogramowania. Zamieniające ludzi w złoto czy w kamień.
Łyknęła kojącej nerwy melisy.
– Możliwe, niemożliwe, a jakbyś się przeniosła do dziesiątego wieku naszej ery i powiedziała jakiemuś królowi, że z Gniezna do Rzymu może polecieć samolotem, to co byś usłyszała w odpowiedzi?
– To niemożliwe pewnie by odpowiedział – odparła pijąc melisę.
– No właśnie.
Marlena wróciła z zapasem melisy dla taty.
– Mamo, nie uwierzysz co mi się dzisiaj przytrafiło – rzuciła do mamy trzęsąc się z podekscytowania – no nie uwierzysz.
- Opowiadaj – ucieszyła się Marysia – tylko…
Zamyśliła się na dłuższą chwilę.
– Tylko co mamo?
– Tylko… nie nic, po prostu chciałabym, żebyś uważała.
– Uważała, na co?
– Na te wszystkie nowe technologie, zwłaszcza te telefony, bo z nich dziwne rzeczy wychodzą. Ludzie się przez to zmieniają w…
– Mamo, proszę cię, przestań – przerwała ten wywód Marlena.
– Ja mam przestać! – w kuchni stłukła się trzecia tego dnia szyba…
– Jak melisa nie pomaga, to ja już nie wiem, co pomoże – pomyślał Heniek zrezygnowany i trochę zły. Bo nie spał cały dzień, a za chwilkę znów na nocną zmianę do fabryki musi pędzić…
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania