Opowieść o dwóch braciach

Dni mijały zbyt szybko. Nie opuszczając łóżka, walcząc z nocnymi koszmarami próbowałam zainspirować się do napisania nowej książki. 

Gdy nadeszła sobota, wczesnym rankiem obudził mnie telefon. Dzwonił David. 

- Cześć, gotowa na dzisiejsze spotkanie? Za godzinę przyjedzie po Ciebie samochód. 

- Myślałam, że mój brak odpowiedzi dał Ci do zrozumienia, że nigdzie się nie wybieram? Wyślij tam kogoś innego, cześć.

 

Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na drugi koniec łóżka. Wstałam i ruszyłam do kuchni, zrobiłam się strasznie głodna, przypominając sobie, że wczoraj prawie nic nie zjadłam. Przygotowując sobie szybkie śniadanie, słyszałam tylko jak telefon wciąż dzwoni aż w końcu ucichł. Usiadłam do stołu i zabrałam się za jedzenie, niestety nie mogłam zjeść w spokoju ponieważ ktoś uporczywie zaczął walić w moje drzwi. Westchnęłam i ruszyłam żeby sprawdzić kto to lecz domyślałam się kim okaże się ten niecierpliwy gość. Otworzyłam je i ujrzałam w nich nikogo innego jak Davida. Był na mnie wściekły widziałam to w jego oczach i rumieńcach które dostawał zawsze gdy był zły i nic nie szło po jego myśli. Rozbawił mnie ten widok, dopadł mnie szaleńczy i pusty śmiech widząc go w takim stanie.

 

- Daruj sobie Camila, spójrz na siebie jak żałośnie wyglądasz. Zbieraj się nie żartuję musisz tam dzisiaj być. Inaczej możesz być pewna, że będzie to koniec Ciebie, naszego wydawnictwa i mnie.

Wzięłam głęboki oddech i dalej z uśmiechem na twarzy spojrzałam na niego.

- Zawsze mnie wyciągałeś z gorszych kłopotów, a teraz mi mówisz że to będzie nasz koniec bo nie poczytam tym wariatom? Poważnie mówiłam, że nigdzie nie idę. 

Już zamykałam mu drzwi przed nosem gdy ten zablokował je swoją stopą i pomimo mojego wysiłku nie zdołałam ich zamknąć. 

- Ehhh dobrze, pójdę ale obiecaj mi że to będzie pierwszy i ostatni raz gdy wymyśliłeś coś tak chorego. Daj mi pół godziny. 

David rozpogodził się i z uśmiechem rzucił zanim zamknęłam przed jego nosem drzwi.

- Czekam w samochodzie!

 

Wróciłam do zjedzenia śniadania, potem zabrałam się za doprowadzenia  do porządku swojego odbicia w łazience. Na koniec po długim rozmyślaniu w garderobie, wybrałam białą mini sukienkę z gorsetem i falbankami, a do tego beżowe, zamszowe kozaki za kolano. Wybiegłam w pośpiechu bo zabrało mi to o wiele więcej czasu niż myślałam. Wpadłam do samochodu nawet nie patrząc w stronę Davida, bo już wiedziałam co myśli gdy musiał czekać na mnie tak długo.

 

Po dotarciu pod szpital Faringdon, wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy szybkim krokiem, spóźnieni w stronę wejścia. Wokół białego i nowoczesnego budynku który nie przypominał wcale szpitala lecz duży rodzinny i przytulny dom, było mnóstwo zieleni. Na niewielkich, zazielenionych drzewach rozkwitały kwiaty w wielu kolorach, między nimi rozciągąły się w różnych kierunach  kamienne chodniki, a gdzieniegdzie rozstawione były drewniane ławeczki. To miejsce tętniło niesamowitym życiem z dala od codziennych problemów. Mijaliśmy grupkę ludzi którzy zajmowali się małym ogródkiem w którym rosły przeróżne kwiaty oraz krzewy. W oddali na większej polanie na którą cień padał ze starego i ogromnego dębu inna grupka osób ubrana w szpitalne ubrania tańczyła wykonując zabawne i dziwne ruchy do jeszcze dziwniejszej muzyki, przy której nie potrafiłabym nawet normalnie oddychać. Na jednej z ławek siedziała starsza pani, owinięta w brązowy, futrzasty szal pomimo wysokiej temperatury. Nasz wzrok się ze sobą spotkał, wpatrywała się we mnie dopóki nie zniknęliśmy w środku klimatyzowanego szpitalu.

Szpital w środku bardziej przerażał niż wydawał się równie okazały i nowoczesny jak z zewnątrz.

Po przejściu przez niewielki korytarz oddzielający od reszty szpitala starymi drzwiami z białego drewna, które skrzypiały przy najmniejszym ruchu dotarliśmy do niewielkiej recepcji. Zastanawiałam się jak Ci ludzie wytrzymują psychicznie przy takich dźwiękach w nocy. Po lewej stronie znajdowały się schody prowadzące do góry, do różnych sal, pokoju dyrektora oraz jadalni, natomiast w prawą stronę korytarz prowadził do pokoi pacjentów ponumerowanych od 10 w górę.

David podszedł do jednej z pielęgniarek stojących w recepcji przedstawił nas i powiedział w jakiej sprawie przyszliśmy. Pielęgniarka była widocznie oczarowana widokiem Davida, z uśmiechem na twarzy sięgnęła po telefon i wyszeptała że już dzwoni po dyrektora.

Po chwili zjawił się schodząc w dół i zaprosił nas na górę. Był to siwy mężczyzna z okazałym brzuchem, pod okularami skrywał mocno zmęczony wzrok.  Wchodząc na górę po ciemnych dębowych schodach które również skrzypiały pod każdym naszym krokiem mijaliśmy chłopaka odwróconego do nas plecami, który obstawiony stołem z różnymi pędzlami oraz farbami, tworzył na dużej, białej ścianie malunek. Musiał być to widok ze szpitala, było już widać zarys jeziora który mijaliśmy jadąc tutaj oraz dużo zieleni, która skrywała w swoim środku to miejsce.

 

Dyrektor zaprosił nas do swojego gabinetu gdzie zamierzał przekazać nam kilka wskazówek dotyczących mojego wystąpienia i czytania fragmentów najnowszej książki. 

- Nazywam się Harry Johnson, jest mi niezmiernie miło Państwa poznać. Chciałbym w imieniu naszego szpitala oraz pacjentów podziękować, że zgodziła się Pani na spotkanie  z nami, wierzę że każdy z nas wyjdzie z niego odmieniony. Chciałbym Panią uprzedzić, że nie są to zwykli pacjenci. Każdy z nich ma swoją przerażającą przeszłość ale również każdy z nich wyraził ogromną radość, że będą mogli zobaczyć i wysłuchać kogoś tak znanego. 

Dyrektor kontynuował swoją wykutą na pamięć przemowę a ja rozglądałam się po jego gabinecie. Zastanawiałam się czy jego umeblowanie wynika z tego gdzie się znajdujemy czy  też za długo przebywał z tymi wszystkimi ludźmi. Wszędzie walały się różne figurki, drewniane krzyże wisiały na ścianach, cały gabinet przypominał zatłoczony magazyn niż miejsce gdzie powinno się leczyć. Oprócz biurka z komputerem i tej małej kanapy na której aktualnie siedzieliśmy nic tutaj nie wyglądało normalnie. W pewnym momencie do rzeczywistości przywrócił mnie cichy szept Davida. 

- Hej Camila, wyglądasz na nieobecną.

- Podziwiałam gabinet - uśmiechnęłam się sztucznie do dyrektora - bardzo ciekawy pomysł na organizację biura, czy możemy już przejść do sedna? Gdzie odbędzie się to spotkanie? 

Dyrektor spojrzał na mnie zaskoczony i szybko wstał. 

- Proszę za mną. 

Po opuszczeniu gabinetu ruszyliśmy kilkoma korytarzami w różnych kierunkach, gdybym miała stąd uciekać zabijcie mnie ale chyba łatwiej byłoby oknem.

Nagle dyrektor zatrzymał się przed drzwiami z dwoma okienkami na środku i otworzył je. W środku było ciemno ale dostrzegłam małą smugę światła która próbowała się przedostać przez zasłony zakrywające wysokie okna. 

- Zapraszam, pacjenci już czekają. Przygotowaliśmy dla Pani miejsce na środku sali. 

- Dziękuję - wymamrotałam i ruszyłam w stronę małego stolika na którym tliła się mała lampka. Za mną ruszył David próbując mi w pośpiechu wcisnąć w dłoń książkę. Zanim zajęłam swoje miejsce szepnął do mnie - mam nadzieję, że przygotowałaś sobie jakieś ciekawe fragmenty, pamiętaj dla kogo tutaj jesteś, trzymam kciuki będę niedaleko. 

 

Stanęłam na środku sali, rozejrzałam się ale nie dostrzegłam żadnych twarzy, tylko czarne sylwetki które grzecznie siedziały na rozstawionych krzesłach i w ciszy czekały na moje przedstawienie. Wzięłam głęboki oddech i rozpoczęłam zabawę.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Zapraszamy do wzięcia udziału w zabawie. Do 07 września można napisać opowiadanie proza, proza poetycka i wrzucić na główną. ( w razie czego przedlużymy termin)
    Odpowiednio zatytułować i dodać link na Forum do wątku:
    https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-linki-do-w934/
    I wygrać.
    Tematy to:
    Temat pierwszy - „Restart”
    Temat drugi - „Zawierzenie”
    Można. na jeden, można na drugi, można połączyć.
    Czekamy i liczymy na ciebie
    Literkowa

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania