„Opowieść o smutnej Ofelii”

Jej łzy mieszały się z płatkami roztopionego śniegu. Mimo że było jej smutno to czuła się wolna. Weszła do środka po dużych, staromodnych schodach. Usiadła na zdezelowanym fotelu w rogu obszernego pomieszczenia i rozejrzała się dokoła. Na ścianach starego biurowca było pełno wulgarnych murali, których treść wychwalała lokalne kluby piłkarskie, z sufitu dyndały smętnie lampy, a na podłodze walały się zużyte strzykawki. Siedziba dawno zamkniętej firmy T&L była typową meliną z przedmieścia, była także jej domem. Tym prawdziwym gdzie zawsze ktoś witał ją z otwartymi ramionami. Weronika wzięła głęboki wdech, powietrze było zimne, przesiąknięte zapachem pleśni...”Jest dobrze”- powiedziała uśmiechając się sama do siebie i zaczęła zastanawiać się nad tym co przyniósł dzisiejszy dzień. Na zewnątrz temperatura spadała poniżej zera, a na niebie leniwie wytaczał się okrągły księżyc. Ten dzień zaczął się jak jazdy inny...

Budzik rozwrzeszczał się na dobre o 6:37 wiec trzeba było wstać. Weronika zwlekła swoje nie przytomne ciało i potoczyła się do łazienki. Umyła zęby, splotła swoje niesforne kasztanowe włosy w schludny kok. Popatrzyła w lustro i omal nie krzyknęła. Pod jej oczami były ogromne sińce. „Cholera, trzeba było wczoraj tyle nie ryczeć do poduszki.”- pomyślała i nałożyła na twarz grubą warstwę pudru, róż na policzki, tusz na rzęsy i błyszczyk. Spojrzała jeszcze raz. ”Ujdzie”. Wyszła z łazienki i zaczęła grzebać w szafie. Po kilku minutach zdecydowała się na Ulubioną bluzkę z Prady i jeansy od Louis Vuitton. Zbiegła na dół po krętych schodach. W kuchni jak zawsze o tej parze krzątała się Tatiana. Ukrainka pracowała dla rodziny Weroniki juz od pięciu lat. Sprzątała, gotowała i robiła zakupy, ale nigdy dużo nie mówiła.

- Śniadanie.

- Dziękuję.

Na talerzu przed Weroniką leżał baton proteinowy. Świetnie, matka znowu testuje nową dietę... Po śniadaniu zabrała swoje rzeczy i wyszła. Przed domem czekał szofer, on też wiele nie mówił. Nie wiadomo nawet jak ma imię. Był jak robot. Miał zawieść Weronikę do szkoły, a potem do domu. Na dworze było zimno, środek grudnia, nie długo święta... Chwila moment i byli pod jej szkołą. Przed elitarną, prywatną, DROGĄ szkołą dla dziewcząt. Przed wejściem czekały jej przyjaciółki, a w zasadzie znajome. Weronika nie mogła z nimi znaleźć wspólnego języka. Dwie oszałamiająco piękne blondynki na okrągło gadały by o facetach, ciuchach i piosenkach Justina Biebera… tak od kilku lat. ona natomiast chciała porozmawiać z kimś o Szekspirze, o skutkach wojny secesyjnej i o najnowszym kawałku Iron Maiden. Czuła się taka samotna. Nie miała nikogo ani w szkole ani w domu z kim mogła by porozmawiać. Nikogo poza Nim. On pojawił się w jej życiu trzy lata temu. Miała wtedy olbrzymiego doła. Rodzice byli w trakcie rozprawy rozwodowej i musiała zmienić szkołę. Początkowo nie miała szofera i musiała jeździć wszędzie autobusem. W pewne zimowe popołudnie wracała ze szkoły i wysiadła na złym Przestanku. Przy drogach nie było lamp, a po chodniku szwędały się bezpańskie psy. Weronika usiadła na krawężniku i zaczęła szlochać. I wtedy pojawił się On.

- Mówił ci ktoś kiedyś, że przypominasz Ofelie?

-Słucham.

- No wiesz te laske w wodzie z obrazu. Tylko ty nie toniesz w jeziorze, toniesz we własnych łzach.

Weronika spojrzała na niego z pod byka. Miał około metra osiemdziesiąt, rozczochrane ciemne włosy i duże czarne oczy. Przysiadł się do niej i zaczął rozmawiać, pytać. Rozumiał ją lepiej niż ona sama. Tego dnia wróciła do domu wieczorem. Matka nawet nie zauważyła, była bardziej zajęta jakąś konferencją. Od tamtego dnia rozmawiała z Nim każdego dnia po szkole, kiedy matka zmusiła ją do jazdy z szoferem zaczęli spotykać się w budynku T&L. Siadali razem na fotelach i dyskutowali o sztuce, książkach i rockowych płytach. Ona zwierzała mu się ze swoich problemów, a On ją słuchał. Sam nie chciał powiedzieć nic o sobie, nie chciał wyznać nawet jak się nazywa. Powtarzał, że tak będzie lepiej. Z początku wzbudzało to w Weronice niepokój teraz jednak przyzwyczaiła się i zrozumiała że tak ma być. On ma być dla niej zagadką. Wysiada z samochodu i udała się w stronę koleżanek. Pierwszą miały historie. Weronika usiadła pomiędzy dwoma blondynami i odpłynęła myślami do ostatniego popołudnia z Nim. Nagle gruby, łysawy historyk wyrwał ją z transu.

- Co możesz mi powiedzieć o sytuacji w Ameryce w latach trzydziestych?

- Hmmm po krachu na giełdzie gospodarka Ameryki się posypała i nastał wielki kryzys.

- Dobrze, ale uważaj następnym razem.- Przytaknęła skinieniem głowy.

Koleżanki spojrzały na nią z pod byka. Zwykle udawała głupią żeby nie odstawać od reszty rówieśników. Później była chemia, fizyka, plastyka i wf. Na tym ostatnim dziewczęta z elitarnej szkoły uczyły się grać w tenisa. Dla Weroniki była to męka. Kolejna rzecz dla snobów. Po lekcjach wyszła na parking jej szofera nie było. Spojrzała na telefon. MASZ 1 WIADOMOŚĆ OD MAMA.” Rybko kierowca się spóźni, poczekaj w szkole.” Weronika oddzwoniła na numer mamy. Włączyła się poczta. Spróbowała jeszcze raz i kolejny. Za piątym razem odebrała telefon. - Nie ma mnie, mam spotkanie. Matka tak po prostu się rozłączyła... łza spłynęła po policzku Weroniki. Zaczęła kalkulować jak najszybciej dostać się do biurowca firmy T&L. Postanowiła iść pieszo. Było już całkowicie ciemno, gdy z zamyślenia wyrwał ją stukot kroków na schodach. Jego kroków...

-Halo, śliczna jesteś tu?- Jego aksamitny baryton odbijał się echem od ścian.

-Tutaj.

Kilka sekund później do pomieszczenia wchodzi On. Ma na sobie sportową kurtkę i podarte jeansy. Z pod czerwonej czapki wystają mu kosmyki włosów, a Jego oczy błyszczą w ciemności.

-Ofelio, co się dzieje?- zawsze ją tak nazywał, gdy widział, że płacze.

- Znamy się tyle lat, jeszcze nie przyzwyczaiłeś się do tego ze tak wyglądam?

- No tak. Mam coś dla ciebie- odpowiada jednocześnie wyciągając coś z torby. -"Wichrowe wzgórza", czytałaś?

-Chyba ze sto razy! Ale stopierwszy nie zaszkodzi.

- Hmmm... mam jeszcze "Biologię od A do Z" zainteresowana?

-Nie dzięki, mam taką samą.

-Muszę ci coś wyznać.

-Zamieniam się w słuch- powiedziała Weronika. Była szczerze zainteresowana, On chciał jej coś powiedzieć, może coś o sobie.

- W szkole poznałem świetną laske, chodzimy razem na biologię. Jest niesamowicie inteligentna. Ma ścisły umysł i trochę trudno rozmawia nam się o książkach czy muzyce, ale i tak jest idealna! Gadałem z nią dzisiaj i zgodziła się ze mną chodzić! Czy to nie cudownie?

Weronika poczuła jakby nóż wbił jej się w serce. Ciągle zastanawiała się co On do niej czuje, myślała, że są blisko. Jak widać nie... pojawiła się Ona. Inteligentna o ścisłym rozumie. Gdzie Weronice do Niej.

- To świetnie- powiedziała. Starała się żeby jej głos nie drżał.

-No tylko wiesz, teraz nie mogę tu tak często przychodzić. Musze zadbać o ten związek, zależy mi na Niej.

- Rozumiem...

- Musze już iść. Idziesz ze mną na dół?

-Nie, posiedzę jeszcze trochę.

- Zostawić ci latarkę? Jest juz prawie całkiem ciemno.

- Nie dzięki, mam telefon.

-Ok. Jak chcesz, do zobaczenia. Pa.

- Cześć.

Jego kroki było słychać coraz słabiej, aż w końcu ucichły. Została sama w wielkim budynku. Ze wszystkich stron zalewała ją wszechobecna cisza.

- Co ja sobie myślałam- powiedziała sama do siebie, a jej głos odbijał się od grubych ścian.- Jaka byłam głupia!

Nic o Nim nie wiedziałam, nic mi o sobie nie mówił. Nie wiem jak mogłam myśleć, że łączy nas coś więcej, Jaka byłam głupia. Weronika spojrzała na wyświetlacz swojego telefonu. MASZ 0 NOWYCH WIADOMOŚCI. Ciekawe kiedy matka zorientuje się ze jej nie ma. A ojciec? Obchodziła go tyle co zeszłoroczny śnieg. Teraz nie miała już nikogo z kim mogła by rozmawiać, komu mogła by się zwierzyć, komu by na niej zależało. Wstała z fotela i ruszyła w stronę okna. Rama przez chwile stawiała opór, ale w końcu dala się otworzyć. Do środka wdarło się zimne powietrze, Weronika wdrapała się na parapet i popatrzyła w dół. Pod jej stopami rozciągała się bezkresna ciemność. Na niczym jej już nie zależało. Było jej tylko przykro, że nigdy już Go nie zobaczy. Wysunęła lewą nogę do przodu i...pofrunęła. Było zimno, padał śnieg i nic się nie liczyło.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • D4wid 22.12.2016
    Napisałaś, że rodzice byli podczas rozprawy rozwojowej. Nie powinno być rozwodowej? Poza tym tekst bardzo mi się spodobał.
  • misia25085 23.12.2016
    Ach ta autokorekta ;) dzięki

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania