Opowieści z Tazos - Powrót Magów - Nowy Wróg - 3
- po jakim czasie można się spodziewać powrotu kruków? - zapytał z jawnym smutkiem w głosie Wolius swojego radnego odpowiedzialnego za dyplomację i handel
- w najlepszym wypadku już do nas wracają – odparł – lecz szczerze wątpię, aby odzew był tak szybki. Będą się naradzać – dodał zniechęconym głosem – zwłaszcza, że odcięliśmy się od nich i nie utrzymywaliśmy kontaktów od długiego czasu
Zarządca twierdzy Ekiel-Dea powolnym, lecz zauważalnym nerwowym krokiem przeszedł się po sali próbując przetrawić własne myśli. Na jego twarzy widać było grymas bezradności w stosunku do obecnej, nieciekawej sytuacji.
- na jak długo wystarczy nam żywności – kontynuował rozmowę zarządca tym razem kierując wzrok na głównego zaopatrzeniowca.
- przy obecnej ilości osób do wykarmienia jesteśmy w stanie wytrzymać kilkadziesiąt dni, lecz ta liczba wciąż wzrasta w drastycznym tempie – odrzekł
- Woliusie. Może czas rozważyć zakaz przyjmowania kolejnych uciekinierów? Może powinni uciekać w stronę Boyen i Jasnej Rzeki? Tam na pewno sobie poradzą i będą mieli lepsze warunki niż u nas – Stwierdził jeden z radnych
Twarz zarządcy stała się cała czerwona od gorejącego w nim gniewu. Był on tak zdenerwowany usłyszanymi słowami, że nawet nie dotarło do niego kto je wypowiedział.
- mam odmówić schronienia rodzinom?! - wykrzyczał – Mam skazać na śmierć kobiety z dziećmi?! Mam zamknąć się w środku?! Za bezpiecznymi murami?! Gdy oni przeżywają tam piekło i kiedy już myślą, że są uratowani to nie otworzyć im bramy!?
Wolius nie mogąc już tłumić w sobie gniewu uderzył z całej siły pięścią w stół z taką siłą, że powywracało się kilka kielichów wylewając przy tym ich zawartość. Jednocześnie jego ręka trafiła rękę jednego z radnych, który z wielkim trudem powstrzymał się przed oddaniem krzyku
z bólu. Wiedział, że jeśli wyda z siebie okrzyk to cała złość zarządcy skupi się na nim,
a wolał tego uniknąć. Wolius był człowiekiem o wybuchowym temperamencie, miał swoje zasady których nie pozwalał łamać i wszyscy członkowie rady zdawali sobie z tego sprawę.
- przyjmiemy każdą osobę szukającą schronienia i to bez żadnych dyskusji – warknął przez zęby Wolius po czym wyszedł z sali obrad trzaskając przy tym wielkimi wrotami.
- wybaczcie ale ktoś musiał mu to w końcu zaproponować – powiedział Rastorius siedzący na samym końcu długiego stołu – musimy podjąć jakieś zdecydowane kroki, żeby pozbyć się tej plugawej hołoty z naszych terenów i żebyśmy nie musieli się bać, że zaraz zabraknie nam żywności.
Większość radnych podzielała zdanie Rastoriusa, lecz nikt poza nim nie miał odwagi, żeby powiedzieć o tym wprost w oczy Woliusowi. Wyjście poza mury mogło się skończyć dla mieszkańców twierdzy tragicznie. Nie znali oni prawdziwej skali zagrożenia ani jaką rzeczywistą siłą dysponuje wróg. Każda potyczka mogła się okazać wpędzeniem w zasadzkę. Pomimo, że wszystkie podległe tereny były dobrze znane większości mieszkańców twierdzy Ekiel-Dea to wrogowie, którzy pustoszyli ich ziemie znakomicie sobie radzili na nowym gruncie. Po wykonaniu szybkich zwiadów mogli oni bezpiecznie napadać na bezbronnych osadników mniejszych miejscowości. Mieli przewagę zaskoczenia, przewagę liczebną oraz byli więksi i zdecydowanie silniejsi od standardowego człowieka. Najeźdźcy nie będą ryzykować bezpośredniego starcia z przygotowaną armią jeśli mogą nieustannie nękać i wybijać wroga pojedynczo.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania