Opowieści z Wielkiej Polski. Kolekcjoner

Zasław, Ukraina, rok 1623

Okryta płaszczem postać szła nocą przez ulicę, mijała gwarne gospody i karczmy, oraz lokale cieszące się nienajlepszą sławą. Właśnie zatrzymała się przy jednym z nich. Na szyldzie widniał nieudolnie namalowany byk stojący na dwóch nogach, a napis pod rysunkiem głosił "Pod tańczącym bykiem". Gdy otworzyła owiało ją ciepło kominka, usłyszała głośne przekleństwo i weszła zamykając za sobą drzwi. Oprócz wspomnianego kominka światła było niewiele, jedynie kilka świec, panował półmrok. Skryte w cieniu sylwetki gości podejrzliwie omiotły wzrokiem przybysza, jednak szybko straciły zainteresowanie ponownie zabierając się do picia. Budynek był zaniedbany, ze ścian i sufity zwisały pajęczyny, a kurz zalegał wszędzie grubą warstwą. Nowy odrzucił kaptur odsłaniając burzę gęstych, ciemnych włosów i ledwo widoczny zarost. Brązowe oczy biegały na wszystkie strony, nie mogąc dłużej zatrzymać się w miejscu, cały czas lustrując pomieszczenie. Twarz była zaskakująco młoda, co nie spodobało się stałym bywalcom "Tańczącego byka". Oczy zatrzymały się nagle i zabłyszczały, przybysz znalazł to czego szukał.

 

Nie był jednak na tyle głupi by od razu podejść do grupy żołnierzy, bądź banitów, jak zwał tak zwał. O lisowczykach powiedzieć można dużo jednak nie można odmówić im bitności, świadczyła o tym plama krwi przy ich stole, ścierana niestarannie przez jednego z pracowników, plama była świeża. Młokos podszedł spokojnym krokiem do szynku i powiedział miękko do oberżysty, który skrzywił się na słabą wymowę obcego, był pewien, że dosłyszał litewskie nuty wśród ukraińskiego bełkotu. Szybko jednak się opanował, klient to klient ważne, że płaci.

- Pivo - powiedział młodzieniec jedwabistym głosem

Karczmarz szybkim ruchem nalał piwa do wielkiego kufla. Młodzian zamoczył w nim usta, było podłej jakości. Drugą ręką rzucił należną kwotę a nawet trochę więcej mówiąc z uśmiechem:

- Inshe ne treba

Po wypiciu trunku młodzieniec podszedł do lisowczyków grających w tej chwili w karty. Jeden z nich, który okazał się być dowódcom odwrócił się i dziwnie spojrzał na młodzieńca

- Idź stąd młokosie chyba, że guza szukasz - powiedział głosem wskazującym na nietrzeźwość dowódca lisowczyków.

- Jak waszmość się zwiesz, ja jestem Arunas, jeden z litewskich szlachciców - spokojnie odpowiedział Arunas

- Jan herbu Waligóra, znany i ceniony dowódca lisowczyków jak mniemam zdążyłeś już zauważyć - odburknął pijany lisowczyk

- Ja znam waszmość - skłamał Arunas i powiedział spoglądając na piękną broń myśliwską jaką nosił Waligóra, takiej jeszcze nie miał, jeszcze - jam słyszał żeś waszmość świetnym strzelcem jest. Mógłby mi lekcji strzelania udzielić? Oczywiście zapłacę - rzekł po chwili widząc wahanie na twarzy Polaka.

- Dobra, niech ci będzie. Trzeba się uczyć od najlepszych. - zgodził się łasy na pieniądze Jan

 

Ustawili kilka kawałków drewna w znacznej od siebie odległości na małym placu niedaleko karczmy. Arunas przyniósł z wozu, który przeparkował niedaleko, pistolet szwedzki, drogi chodź pozbawiony zdobień. Jan zdziwił się na widok szwedzkiej broni w ręku litewskiego młodzieńca, podejrzenia wzbudziła również jej jakość, bo jak mu się wydawało Litwin nie był zbyt bogaty. Przyćmiony alkoholem umysł lisowczyka odrzucił jednak po chwili wszelkie podejrzenia. Waligóra uniósł broń do oka, ręce mu się trzęsły, a obraz dwoił i troił, w końcu jednak strzelił. O dziwo trafił, już miał powiedzieć coś litewskiemu młodzieńcowi, lecz nie zdążył. Arunas szybkim ruchem wyjął broń i wypalił. Od głowy pijanego żołnierza oderwał się spory kawałek, który potem rozleciał się na wiele kawałków, makabrycznie rozpaćkując się na trawie. Krew i to co zostało z mózgu zmieniły zielony odcień podłoża na brunatny kolor. Nie wykazując żadnych emocji Arunas zręcznie przeszukał trupa. Oprócz upragnionej strzelby zabrał też całą resztę uzbrojenia. Wrócił z łupem do wozu zanim ktoś zdążył się zorientować w sytuacji. Odsunął płótno i uśmiechnął się do siebie, cały wóz wyładowany był różnorakim orężem, litewski szlachcic miał obsesję na punkcie gromadzenia broni, od bandyckich pałek i noży, po misternie wykonany turecki jatagan czy husarską kopię (z tych dwóch był szczególnie dumny). Wrzucił zdobyte przedmioty do reszty łupów. Wsiadł, smagnął konie i już po chwili pędził szybko ku rodzinnym stronom. Tam zostawi to co nakradł, zdobył bądź kupił, odpocznie przez jakiś czas, a potem znów ruszy w świat. Nałóg zawładnął całym jego życiem, inni uważali go za wariata, on miał się za kolekcjonera.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • DEMONul1234 06.04.2020
    Ciekawe zaiste...Dobrze jakbyś dodał tłumaczenie zwrotów, które wypowiadają...
  • Jurko_Bohun 06.04.2020
    Dzięks, a które lepsze?
  • DEMONul1234 06.04.2020
    Jurko_Bohun Raczej to...takie nie za bardzo przesadzone

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania