Ostateczny adresat

Powracasz z niewiadomego snu, z czarno-białych łąk, gdzie kwitną najładniejsze fantazje, gdzie samotność staje się pamiątką po wypożyczonych życiorysach. Bezkształtne ciała, wydmuszki serc rozpościerają się nad miastem, wśród krzyku giną wspomnienia, za jakimi nikt nie tęskni. Z mojego wynajętego nieba sypią się anioły, Stwórca kiwa głową z uznaniem.

 

Czy to żal za utraconą wiecznością budzi w nas grzeszne szczęście? Czy to czas, ten niepoprawny mitoman, stanął na najwyższej z gór i krzyczy wciąż pod wiatr? Czy to Twój anioł stróż wrócił przedwcześnie z tej nikczemnej parady? Dokucza mi ból lewej myśli, ciało obraca się w przeciwnym kierunku, ból staje wspomnieniem po nieudanej wycieczce krajoznawczej po czyśćcu. Próbowałam wykraść Ci zakochany w sobie smutek, próbowałam odebrać idyllę, tę sielankę, gdzie w nogach łóżka czeka na nas wierny strach.

 

Moja biała, rzadka krew buzuje w plastikowych żyłach, pocałunki - zadane Ci z premedytacją - zostawiają cienie na obwisłych policzkach. Zanim łysa głowa księżyca wtoczy się na parapet, zanim gwiazdy czmychną za margines - przejrzyj się w publicznym lustrze, policz zmarszczki, które pozostały Ci do śmierci. Czy znamię na sercu przyniesie ból, o jakim marzą wszyscy zbawieni? Wystrojona w najwykwintniejsze spojrzenia, odmawiam wdzięcznie tabliczkę mnożenia, klepię naiwny paciorek, choć nie znam ostatecznego adresata.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania