Poprzednie częściOstatni Gość (cz.1)

Ostatni Gość (cz.3)

3 Marca 2016

Roscoe w hrabstwie Norfolk.

 

Któraś z klientek nie zatrzasnęła za sobą drzwi.

Pchnęła furtkę i żwawo ruszyła przez podwórze, z rozrzewnieniem przyglądając się różanym krzakom w ogrodzie. Chwiejąc się na szpilkach, pokonała trzy schody prowadzące na ganek. Przystanęła na moment, spostrzegłszy, że tabliczka zawieszona obok drzwi się przekrzywiła. Poprawiła ją, instynktownie przecierając wierzchem dłoni wygrawerowany na niej napis „Sonia Weds – Atelier Ślubne”.

Westchnęła.

W panującą wokół ciszę brutalnie wdarły się kościelne dzwony. Dwa ponure dźwięki obwieściły, że upłynęło kolejne pół godziny. Zmarszczyła brwi.

17:30.

Anita kończyła o 17:00. Należała do tych osób, które ewakuują się z biura równo z czasem, nie ważne czy zostało coś do zrobienie, czy nie. Już dawno powinna je zamknąć.

Dopiero wtedy zwróciła uwagę na drzwi. Jedno z sześciu niewielkich okienek ziało pustką. O tym, że kiedyś w tym miejscu znajdowało się szkło, przypominało jedynie kilka poszarpanych odłamków, które nadal tkwiły w drewnie.

Zamarła, wpatrując się w szczelinę pomiędzy niedomkniętymi drzwiami a futryną. Widziała kawałek hallu i otwarte na oścież drzwi prowadzące do korytarza. Wyczekiwała jakiegoś ruchu. Oznaki, że w środku ktoś był.

Zrobiło jej się zimno. Równocześnie na czole wystąpiły krople potu. Wpadła do środka. Ze stojącego obok drzwi stojaka porwała parasolkę.

Marna broń, ale zawsze to coś...

- Anita? – zawołała, drżącym głosem, który zdawał się odbijać od ścian i wracać z do niej.

Dudnienie w jej klatce piersiowej zlało się z odgłosem jej szybkich kroków. Dopadła schodów prowadzących do mieszkania na górze. Objęła ramieniem balustradę i zadarła głowę do góry.

- Anita?

Zamarła, nadsłuchując.

Nic…cisza.

 

Zajęła wskazane miejsce. Wilgotną od potu dłoń zacisnęła na pasku przewieszonej przez ramię torby. Bez słowa obserwowała grupę, która przed chwilą wtargnęła do jej biura. Do jej królestwa.

Powiodła wzrokiem do rozrzuconych na czerwonym dywanie teczek. Pootwieranych. Niedbale porozrzucanych. Gdzie popadło. A ich zawartość? Wyceny, szkice, projekty... Leżały pomięte między nimi.

Już sama myśl o tym, że ktoś włamał się do biura, napełniała ją obrzydzeniem. A teraz ekipa policjantów pod dowództwem detektywa Quentina Prelude’a dokładała swoje do dzieła zniszczenia. Ciemne smugi powstawałaby na każdej powierzchni, którą oprószali swoimi proszkami.

Zaraz po przybyciu Prelude kazał jej usiąść na kanapie, gdzie zazwyczaj sadzała swoich klientów podczas pierwszego spotkania. Od tamtego czasu nie zaszczycił jej ani jednym spojrzeniem. Nie powiedział ani słowa. Stanął pośrodku pokoju i gładził dłonią pokryty dwudniowym zarostem policzek. Po prostu stał tam i wpatrywał się w jakiś punkt za oknem.

W końcu podszedł do niej nieśpiesznym krokiem. Wbił dłonie w kieszenie wyblakłych dżinsów.

- Pani jest właścicielką?

- Tak. – odparła pośpiesznie – Kiedy wróciłam ze spotkania z klientką, zastałam otwarte drzwi.

- Coś zginęło?

Nie trzymała w biurze gotówki. Jeśli włamywacz liczył na łatwy zarobek, musiał obejść się smakiem. Chyba że nie chodziło o pieniądze… Mocniej przycisnęła torbę do boku, w duchu dziękując opatrzności. Jedyne, co mogło interesować potencjalnych złodziei, spoczywało spokojnie na jej dnie.

- Nie. – stwierdziła krótko.

Prelude uniósł nieznacznie brew.

- To znaczy…na pierwszy rzut oka wydaje się, że wszystko jest na miejscu.– wyjaśniła

- Dobrze. – przerwał jej. – Poproszę jakiś dowód tożsamości.

Po chwili Prelude mrużył oczy, przyglądając się jej paszportowi.

- Wydawało mi się, że na tabliczce przed domem widnieje inne nazwisko. – rzekł sucho.

Uciekła spojrzeniem w bok.

- Weds to nie nazwisko, tylko część nazwy firmy.

- Dobrze mówi pani po angielsku.

- Urodziłam się w Anglii. – odparła, spoglądając policjantowi prosto w oczy.

Prelude w odpowiedzi uśmiechnął się półgębkiem.

- Więc, pani… - zawahał się, przybliżając do oczu paszport.

Posłał jej przepraszający uśmiech.

- Brzózka– podpowiedziała.

Ile razy przerabiała podobne sytuacje? Zawsze, gdy podawała komuś swoje nazwisko, ludzie przyjmowali ten uprzejmy wyraz twarzy, ale w ich oczach pojawiała się podejrzliwość. Co z tego, że wychowała się Anglii? Co z tego, że urodziła się jako obywatelka Wielkiej Brytanii? Nazwisko zdradzało korzenie jej rodziny. Nie wstydziła się tego, że była córką emigrantów. Ale nie ważne ile osiągnęła i tak zawsze oceniano ją przez pryzmat rodziców, którzy opuścili rodzinny kraj w poszukiwaniu lepszych zarobków.

- Proszę opowiedzieć o dzisiejszym dniu. – polecił Prelude, nie siląc się nawet, by powtórzyć niezrozumiałe dla niego nazwisko. – Może wydarzyło się coś dziwnego?

Potrząsnęła przecząco głową.

- Otwieram biuro o dziewiątej. Szukam kogoś do pomocy, dlatego do jedenastej prowadziłam rozmowy kwalifikacyjne. Resztę dnia spędziłam na mieście. Miałam umówione spotkania z klientkami. Wróciłam o 17:30 i zauważyłam, że ktoś wybił szybkę w drzwiach. A potem… - urwała, zataczając dłonią okrąg. – Zastałam coś takiego.

Prelude zanotował coś w swoim notesie.

- Więc w biurze nie było nikogo od 11?

- Nie. Moja asystentka skończyła pracę o 17.

Otworzył usta, by zadać kolejne pytanie, ale go ubiegła.

- Dzwoniłam do niej, niedługo powinna tu dotrzeć… - urwała, gdy z korytarza dobiegły dźwięki.

Szybkie kroki. Szelesty. Padło także kilka dosadnych przekleństw.

- To ona. – oznajmiła, wznosząc oczy.

Jeszcze tego brakowało, by Anita narobiła mi wstydu!

Prelude z miną człowieka gotowego na wszystko skinął tylko głową i wbił wzrok w drzwi. Wkrótce stanęła w nich młoda kobieta w towarzystwie rozjuszonego mundurowego, który ze wszystkich sił próbował opanować krzepką dziewczynę.

- Puszczaj, durniu! – fuknęła, aż gęsta grzywka oderwała się od jej czoła i uniosła na pół centymetra.

- Mówiłem, że nie wolno, ale nie chciała słuchać! – poskarżył się funkcjonariusz.

Prelude pokręcił karcąco głową.

- Wpuść panią. – polecił.

Szarpiący się z Anitą policjant popatrzył na niego z urazą, ale bez słowa puścił jej łokieć i przystanął w kącie pokoju. Anita odprowadziła go wzrokiem, mrucząc coś niewyraźnie. Raczej nie komplementy.

- Rozumiem, że pani tutaj pracuje. – zwrócił się do niej detektyw.

- Tak jakby. – bąknęła, rozglądając się wokoło – A pan to kto?

- Detektyw ma do ciebie kilka pytań. – włączyła się Sonia polubownym tonem.

Anita przemaszerowała przez zagracony pokój i zwaliła na miejsce obok niej.

- Sprawdziłaś go? – zapytała, nie siląc się nawet na zniżenie głosu.

- Anita!

- No, co? Skąd wiesz, że to nie jakiś przebieraniec?

Sonia z trudem powstrzymała chęć zasłonięcia jej ust dłonią.

- Służę legitymacją. – powiedział uprzejmie Prelude, sięgając do wewnętrznej wymiętej, szarej marynarki.

Podczas gdy Anita wyrwała dokument z jego dłoni i uważnie studiowała każdy jego detal, Sonia z rezygnacją oparła łokcie na udach i brodę na dłoniach. Starała się nie patrzeć na detektywa, ale cały czas czuła na sobie jego wzrok.

- Panie są siostrami.

- To było pytanie, czy stwierdzenie? – mruknęła Anita, oddając mu legitymację.

- To prawda. - Sonia podniosła lekko głos i posyłała jej karcące spojrzenie. – Siostra pracuje DLA MNIE. – Podkreśliła.

- Chwilowo.

Zacisnęła szczęki, słysząc ten komentarz.

- Dobrze… - rzekł Prelude łagodnie. – Proszę mi opowiedzieć, co się tu dzisiaj działo.

- Nic. – odparła krótko Anita. – Odbierałam telefony, zapisywałam wiadomości, dzwoniłam do dostawców… Nudy jak zawsze.

- Nie wydarzyło się nic dziwnego? – drążył detektyw. – Nic nie zwróciło pani uwagi?

Anita wydęła usta i pokręciła przecząco głową.

- Ma pani wrogów? – zwrócił się tym razem do Sonii.

Powtórzyła gest młodszej siostry.

- Może jakiś niezadowolony klient…?

- Wszyscy moi klienci są zadowoleni. – powiedziała stanowczo.

- Nie domyślają się panie, kto może za tym stać? Albo czego ta osoba szukała?

Dźwięk tłuczonego szkła na moment oderwał wszystkich od wykonywanych czynności, a kilka par oczu spoczęło na czerwonym ze wstydu techniku. Stał bezradnie pośród szklanych odłamków i ciętych róż. Gdyby sytuacja wyglądała inaczej, Sonia nie wybaczyłaby tej niezdarze zniszczenia elementu wystroju biura. Obecnie mogłaby go nawet uściskać. Wykorzystała moment, w którym Prelude zerknął za siebie i szturchnęła łokciem siostrę. Anita najwyraźniej domyśliła się, że nie zrobiła tego złośliwie i bez zbędnych komentarzy zwróciła na nią uwagę.

- Naprawdę nie mam pojęcia. - powiedziała Sonia, gdy Prelude przeniósł swoje spojrzenie z powrotem na siostry.

- Ja też. – poparła ją siostra.

Z napięciem wpatrywała się w twarz policjanta, próbując wyczytać z niej, czy Prelude wychwycił nuty fałszu w ich słowach.

Ostatnio ciągle kłamała. Być może nabrała już wprawy.

 

Wciągnęła w nozdrza znajomy zapach. Ulotna, ledwo wyczuwalna kompozycja męskiej wody kolońskiej połączona z charakterystycznym zapachem ciała. Ciała, które tak dobrze znała.

Nie pamiętała, kiedy przyzwyczaiła się do jego zapachu tak bardzo, że przestała zwracać na niego uwagę. Aż dotąd. Dziwne. Przecież dwa dni temu zmieniała pościel. A jednak czuła go. Tak wyraźnie, jakby leżał obok niej. Opuszkami palców pogładziła poduszkę.

Dziwne.

Snop światła gwałtownie rozdarł ciemność, przecinając sypialnię na pół. Poderwała się, opierając na łokciu. Mętne oparu snu jeszcze przez moment majaczyły przed jej oczyma, zanim ustąpiły miejsca świadomości.

Sylwetka Anity rzuciła długi cień na ciemne panele.

- Nie no! – Wyrzuciła ramiona w górę. – To już jest pracoholizm!

Sonia obrzuciła wzrokiem najbliższą okolicę. Wybebeszona torba w nogach łóżka. Jej zawartość rozsypana na łóżku wokół niej. Otwarta teczka. Zdjęcia posiadłości Earthlandów w Marwood. Miejsca, w którym odbędzie się wesele Lizzie. Lista gości, obszernie pokryta odręcznymi zapiskami na temat poszczególnych osób. Projekty wystroju i karty ze wzorami, jakimi zostaną ozdobione zaproszenia.

Anita kilkoma susami pokonała odległość dzielącą ją od łóżka. Podciągnęła kołdrę pod brodę i utkwiła w niej wyczekujące spojrzenie.

- Nie powiedziałaś mu.

- Jestem zmęczona. – mruknęła Sonia, sięgając po teczkę i pieczołowicie układając w niej papiery.

- Zaskoczyłaś mnie. – ciągnęła dalej Anita. – I dobrze, bo jakiś dziwny był ten policjant…w ogóle nie wyglądał na…zresztą nie ważne. Ważne jest to, że nie powiedziałaś mu o Lizzie.

- Po co miałabym ją w to wciągać? Ma dość własnych problemów.

- No proszę cię… Obie doskonale wiemy, że to właśnie o nią chodzi. Całe szczęście, że akurat miałaś ten cały majdan przy sobie… - Pochyliła się do przodu, odrzucając kołdrę. – Wiadomo, kto złożył nam tę niezapowiedzianą wizytę. – Wyszeptała - Wystarczyło podać nazwisko i pozbyłybyśmy się kłopotu. Ale z jakiegoś powodu postanowiłaś milczeć…

- Wcale nie postanowiłam. – zaprotestowała, zatrzaskując teczkę. Elastyczna gumka z głośnym plaśnięciem uderzyła o kartonową powierzchnię. – Po prostu potrzebuję czasu, żeby wszystko przemyśleć…

- Tu nie ma o czym myśleć. Sprawa jest jasna.

- Sprawa. – zaczęła, odkładając teczkę na nocny stolik. – Jest przede wszystkim delikatna. W ogóle nie można ot tak rzucać oskarżeń na ludzi.

Anita teatralnie przycisnęła dłonie do policzków.

- Ktoś podmienił mi siostrę! – zakpiła. – Splądrowali twoje ślubne imperium, a tobie zebrało się na sentymenty?

Sonia położyła głowę na poduszkę i zamknęła oczy.

- Jestem wykończona. – oznajmiła. – Pogadamy o tym kiedy indziej, dobrze?

Cichy odgłos kroków poprzedził pstryknięcie, po którym pokój zalała ciemność. Odczekała chwilę, wsłuchując się w otoczenie. W końcu ciche skrzypnięcie drzwi oznajmiło koniec wizyty Anity.

Odwróciła się na plecy. Splotła dłonie za karkiem i wbiła wzrok w sufit. Noc malowała na nim przeróżne kształty, które splatały się ze sobą w przedziwnym tańcu. Przypominały trochę macki, które wdzierały się do jej pokoju. Powoli ją osaczały.

Wszystko się ułoży. Musi.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Wrotycz 13.04.2019
    Część 2. i część 3. są identyczne:)
  • Kapelusznik 13.04.2019
    No popieram tu Wrotycza - te same części
    Masz w "Publikacjach" - po prawej od tekstu - opcję "Edytuj"
    Zamień cały tytuł i tekst na *
    i będzie ok
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania