Ostatni król. Część I: Wojownicy Dwóch Mieczy. Rozdział VIII. Przeszłość
Po długich latach nieobecności, do rodzinnego Elaros zawitał Girli. Niemiłosierny głód chwytał go za żołądek, więc udał się na bazar. I wtedy spostrzegł, że przez lata od jego ostatniego pobytu w mieście, wiele się zmieniło. Zatłoczone niegdyś uliczki teraz wiały pustkami. Z licznych niegdyś straganów, po brzegi wypełnionych najróżniejszym towarem, kolorowymi tkaninami, błyszczącymi ozdobami i zabawkami, pachnącym pieczywem i innymi smakołykami, pozostało kilka małych, poobdzieranych budek.
Ogarnęły go smutek i żal. Szybko opuścił tę część miasta i skierował kroki do parku, licząc, że tam uda się odgonić sprzed oczu nieprzyjemny obraz.
Park, z pozoru, nie zmienił się. Nadal rosły w nim te same stare, grube drzewa, dające cień i ochłodę w letnie dni. Wciąż zachwycał pięknymi fontannami, tryskającymi strumieniami krystalicznej wody. Ale alejki, tworzące swoisty labirynt między pomnikami i statuami – były puste.
Cisza panująca dokoła spotęgowała w Girlim uczucie samotności. Przecież kiedyś, w jego dzieciństwie, Elaros było pięknym miastem, wprost idealnym i stworzonym do życia. Ulice i domy były czyste i zadbane, każdy skwer wypielęgnowany. Ludzie nie mieli zmartwień i było to widać – w tłumie zalewającym uliczki twarze były pogodne i uśmiechnięte, co chwila rozlegały się wesołe okrzyki i śmiechy. Tak młodzieńcze oczy zapamiętały wspaniałą stolicę kraju.
Chodząc mniejszymi i większymi ulicami Elaros, wiele sobie przypominał. Uświadomił sobie, że z grona dawnych znajomych, z nikim nie utrzymuje kontaktu i nie wie, co się z nimi stało przez te lata. Wyjątkiem był jego najlepszy przyjaciel. Nieokrzesany, zawsze najbardziej brudny, z wielką czupryną na głowie chłopiec, Emirth. Byli dla siebie jak bracia. Po jego wyjeździe cały czas wymieniali listy. Ale z upływem czasu kontakt zanikł.
Nie spodziewał się, że kiedykolwiek jeszcze przyjdzie mu zobaczyć jego twarz, zwłaszcza, gdy porzucił Elaros i osiadł w wielkich odległych włościach. Lecz oblicze przyjaciela, już dorosłe i pozbawione dziecięcego szczęścia, przypomniały mu o zamierzchłej przeszłości, którą przykryła gruba warstwa kurzu.
Rozmyślania o minionych latach pochłonęły go tak bardzo, że nawet nie zauważył, gdy stanął przed swoim rodzinnym domem. Chciał za wszelką cenę uniknąć tego miejsca, ale nogi same, jak za karę, przyniosły go aż tutaj. Żal chwycił go za serce. Po raz kolejny poczuł, jak źle zrobił sprzedając – zresztą po niezbyt wygórowanej cenie – rodową kolebkę.
Z pięknego kiedyś dworku zostało wspomnienie. Wielki murowany budynek z ciemnym gontowym dachem, który opierał się na czterech filarach, odstraszał swoim obliczem. Niektóre okna były wybite i wpuszczały do środka chłód. Niemiłe szczeliny i pęknięcia jak sieci pająka rozchodziły się po białych ścianach, na których łuszczyła się i odpadała farba. Oto do czego doprowadziła jego pochopna i głupia decyzja.
Patrzył na podwórze i widział siebie jako dziecko, beztrosko biegające i bawiące się pod czujnym okiem matki. Widział ojca nabijającego fajkę. Co chwilę spoglądał na niego i groził palcem, gdy wymyślił coś szalonego. Widział parobka doglądającego konie i Avlę, młodą dziewczynę, niosącą do domu świeżo udojone mleko. Była nieco młodsza od niego. Sierota przygarnięta przez matkę. Za dach nad głową, wiernie i sumiennie służyła chlebodawcą. A z racji podobnego wieku, była jego bliską mu towarzyszką do zabaw i spędzania czasu. Uwielbiał jej złote loki, promienistą uśmiechniętą twarz przyozdobioną piegami i piękne, duże błękitne oczy. Była mądra i chętnie uczyła się wszystkiego, szczególnie od Girliego, który mógł zabłysnąć przed nią swoją wiedzą i zdolnościami. Kwestią czasu było, aż serce panicza zaczęło rwać się do niej. Ale bał się okazać uczucia względem służącej i pozwolił jej odejść, żegnając cierpkim słowem.
Wspomnienia zabolały.
Jego wzrok padł na ścieżkę porośniętą długą trawą i uświadomił sobie, że nikt nie wchodził na podwórze od bardzo dawna. Z trudem otworzył zardzewiałą bramę i wszedł na posesję. Z drzwi wejściowych, tych samych, które pamiętał z dzieciństwa, odeszła farba i wychylały się spod niej wypłowiałe deski. Klamka, podobnie jak brama, pokrywała rdza. Od dawna nikt jej nie dotykał, więc nowy właściciel, którego zresztą wcale nie znał, nigdy nawet nie rzucił okiem na zakupione ziemie i pozwalał, aby wszystko powoli popadało w ruinę.
Otarł oczy, do których napływał potok łez. Mimo ciepłego pogodnego dnia, schował głowę pod kapturem i odszedł, aby jak najszybciej znów stłumić ból.
Girli był ostatnim z Vartezów, więc cały majątek ojca i wuja, przypadły jemu. Nim jednak przejął schedę przodków, za sprawą dziadka został wcielony w szeregi Wojowników Dwóch Mieczy. Stało się to jeszcze przed jego narodzinami, gdy nijako został gwarantem układu z monarchą. Nie miał jednak tego nikomu za złe, ponieważ zyskał przywilej i sposobność do nauki, o której niejeden marzył. Szybko przyswajał wiedzę, w tym i te związane z walką. Cechował się niebywałym zmysłem i kunsztem szermierczym. Mając ledwo czternaście wiosen, zwycięsko pojedynkował się z wprawionymi wojakami. Kariera wielkiego Wojownika Dwóch Mieczy, była kwestią czasu, ale tego właśnie zabrakło, bo Dendrihten jednym podpisem rozwiązał swoje elitarne wojsko, a bractwo stało się nieprzyjemnym cieniem przeszłości.
Przez jakiś czas mieszkał jeszcze w Elaros. Emirth proponował mu, aby też wstąpił do wojska, ale wczesna śmierć ojca i przejęcie majątku Vartezów, otworzyły przed nim nową drogę. Sprzedał posiadłości w stolicy i wraz z matka przeniósł się na daleką północ. Pieniędzy nie brakowało, ale błędne inwestycje, małe zaangażowanie w sprawy polityczne i skłonności do hazardu, stopniowo uszczuplały bogactwo. Gdy kilka lat później zmarła pani Vartez, Girli spostrzegł, że został sam. Rodzina i przyjaciele odeszli, zapominając o nim. Nie umiał sobie z tym poradzić i szukał ukojenia w kolejnych karcianych partiach. Odkrył, że sposobem na uwolnienie się od cierpień i samotności jest nowy, nielegalny środek nazywany Quwerthem – narkotyk o niewinnej formie malutkich mlecznobiałych kryształków. Majątek prysł, nałóg się poszerzał, a walka z nim stawała się coraz trudniejsza. Tak, Girli Vartez skończył jako nieudacznik, który głupio stracił wszystko, aż w końcu i sam sens podłego życia.
Szukał sposobu na rozpoczęcia wszystkiego od nowa. Ku zawiedzeniu odkrył, że nie jest to takie proste. Dlatego propozycja króla spadła mu jak dar od bogów, w których z resztą nie wierzył.
Zamierzał wykorzystać misję dla swoich celów. Gdziekolwiek się udadzą, będzie mógł nagle zniknąć bez śladu, jakby nigdy go nie było. Marzenie o ucieczce najdalej jak się da od przeszłości mogło wreszcie się ziścić.
Nietrudno było dowiedzieć się, gdzie mieszkał pułkownik Emirth Tenne.
Uśmiech pojawił się na jego twarzy od wspomnień ze starym przyjacielem. Zawsze umorusany, szalony i uśmiechnięty Emirth, aż do bólu wierzący w piękno świata. Ileż to lat, byli sobie braćmi, ileż to głupich rzeczy razem robili i ileż byli gotów zrobić więcej. Planowali wspólne podbicie świata, a przynajmniej przyczynienie się do jego zmiany. Piękne były to czasy pozbawione smutku życia. Jakże chciał wrócić do tamtych chwil i wszystko zmienić.
Nie wiedział, jak zachowa się Emirth. Lata minęły od ostatniego wymienionego listu, a gdy się spotkali na tajnym zebraniu, nie miał śmiałości spojrzeć w jego kierunku, a tym bardziej wymienić słowo.
Zapukał do drzwi skromnego domu, nieadekwatnego dla pułkownika, ale jak najbardziej pasującego do Emirtha, który nigdy nie przepadał za luksusami i niepotrzebnym eksponowaniem majątku i pozycji. Płomyk radości przeleciał przez serce Girliego.
Może się nie zmienił – pomyślał, lecz gdy ujrzał z bliska starego przyjaciela i lepiej mu się przyjrzał, odrzucił tę myśl oraz zapisany w pamięci obraz Emirtha.
To nie był już chłopiec, który pozostał w jego głowie, a dojrzały mężczyzna, na którego twarzy szeroki uśmiech nie był już codziennością w odróżnianiu od powagi, dostojności i pierwszych zmarszczek pod oczami.
Chwilę wpatrywali się w siebie bez słowa. Posłali niepewne uśmiechy i wpadli sobie w ramiona. Może nie taka sama, może przygaszona, ale wciąż tląca się w nich przyjaźń przemówiła.
- Długo cię nie było – powiedział Emirth wskazując na kanapę w pokoju.
- Wiele podróżowałem – skłamał – po dalekich ziemiach. Szkoliłem się w fechtunku, poznawałem najróżniejsze style i metody, by osiągnąć mistrzostwo – to akurat było prawdą. Girli poza kartami i narkotykami, nałogowo zaczytywał się we wszystkich pismach dotyczących walki,
a treningami osiągnął perfekcję w posługiwaniu się mieczem.
Rozmawiali przyjemnie. O tym co się wydarzyło w ich życiu i jak bardzo się zmienili. Niemało było przy tym wspomnień i pięknych wspomnień z dzieciństwa, od których łezka kręciła się w oku.
Ale w końcu temat musiał zejść na wydarzenia ostatnich dni.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania