Ostatni rocznik cz. 1

- Idiota – syknęłam.

Pochyliłam się, aby w ekspresowym tempie zabrać wszystkie zguby. Upadły na podłogę podczas stłuczki z jednym z tuzina nierozgraniętych studencin. Za pięć minut zaczynałam zajęcia, ale moja orientacja w terenie była daleko w tyle. To gdzie ja właściwie powinnam pójść? To mój piąty miesiąc na uczelni, ale niektóre z zakamarków widywałam, zdaje się, pierwszy raz w życiu. Chwilami naprawdę żałowałam. Rzuciłam świetną robotę, zostawiłam znajomych tylko po to, aby kontynuować studia w kraju. Pamiętam sfiksowaną kwestię mojej mamy: "to bogaci mitomani, Marta. Polacy dla nich to tanie łopaty i srokate pannice”. Normalnie puściłabym to mimo uszu, ale wizja Sandry i reszty przyjaciół, których zostawiłam wyjeżdżając, wydała się ogromnie kusząca. To właśnie dlatego spakowałam walizki, rzuciłam Anglię i wróciłam do Polski. Jedyne pocieszenie stanowiła myśl, że jest to mój ostatni rok i za kilka miesięcy kończę studia.

Spojrzałam na zegarek – byłam pięć minut po czasie. Była środa, za dwa dni cała grupa miała wyjazd do Karpacza - góry, narty, imprezy i wszystkie dodatki, mające być rekompensatą za walkę z ostatnią sejsą. Miałam jak na razie problem innego rodzaju. Jeżeli moja głowa będzie cała i nie zostanie urwana przez zbulwersowanego profesorka, będzie naprawdę w porządku. Kosowski był jednym z lepszych wykładowców. Fakt faktem – potrafił nieźle manipulować, ale tylko w słusznych sprawach. Był także strasznie pamiętliwy. Osobiście, nie byłam zadowolona z tak nagłych zmian. Ni stąd, ni zowąd Kosowski - gostek od historii literatury brytyjskiej - odchodzi tłumacząc, że ostatnie kilka miesięcy pracy z naszą grupą stanowiło zastępstwo, które pełnił za innego belfra. Wagarowicz postanowił zrobić sobie pół roku wakacji i wyjechał z Polski uporządkować jesteś hiper ważne sprawy. Sercowe, rodzinne, z dziećmi, z impotencją… Pojawiały się różne opcje, które prawdę mówiąc nie interesowały mnie ani trochę. Z czasem jednak plotkujące koleżanki były tak nieustępliwe, że chcąc nie chcąc, dowiedziałam się o profesorku znacznie więcej niż sam mógłby w owej chwili przypuszczać.

Był młody, świeżo po trzydziestce, wykładał od kilku dobrych lat. Największą jednak sensacją, jaką zdążyłam zaobserwować, był ślinotok, który dziewczyny dostawały podczas każdej opowieści o Panu Idealnym. Pojawiały się różne wersje, a społeczeństwo było podzielone na dwie grupy – tą, wyznającą zasadę, że profesorek jest singlem i żadnej pani u jego boku nigdy nie widziały, oraz tą, która była święcie przekonana, że taki facet musi jednak kogoś mieć. Z ogromnym żalem opowiadały natomiast o jego nastawieniu do studentek – nie uwierzycie, jedno wielkie NIC. NIC było największym z największych problemów koleżanek, bo jak same twierdzą, koleś wszystkie zaloty odrzucał, a jakiekolwiek próby flirtu obracał w dowcip. Chwilami miałam wrażenie, że ich zachowanie znacznie odbiega od wieku widniejącego w dowodzie. Chociaż, po co kłamać – gdzieś w środku byłam naprawdę zaintrygowana. Ciekawiło mnie, czy gostek był chociaż w połowie tak idealny, jak zapewniała większość panienek na uczelni.

Weszłam do sali. Jak się spodziewałam, miejsca w większości były zajęte, a wykład zaczął się kilka dobrych minut temu. Nie było szans, żebym przepchała się na samą górę, a to właśnie tam zazwyczaj siadałam z Sandrą.

- Dzień dobry – usłyszałam za plecami złośliwy ton.

Byłam tak zaabsorbowana pierdołami, że nie zorientowałam się gdzie właściwie stoję. Znajdowałam się praktycznie na samym środku sali, a ktoś nieudolnie próbował skupić na sobie moją uwagę.

- Panna Faldyn? – ciągnął.

Faldyn. Marta Faldyn... No, kurwa, przecież to ja.

Nie miałam innej opcji, jak tylko się odwrócić. Za mną stał młody, napuszony facet z czupryną żyjącą własnym życiem. No i był przystojny, bardzo – tego aspektu nie dało się pominąć. Przez chwilę rozmyślałam nad tym, czy aby na pewno mam zamkniętą buzię. A ten właściwie co - zgubił się czy pomylił szkoły? Nie był w kwiecie wieku, ale mimo to, naukę skończył już jakiś czas temu. O cholerę mu chodziło?

- Mam zajęcia z historii literatury... i trochę dryfowałam po korytarzach, przepraszam – wyrzuciłam na jednym wdechu.

Jezu, czy można zrobić z siebie jeszcze większą kretynkę? Na moje szczęście, facet wydawał się być nieźle rozbawiony. Wyciągnał w moim kierunku dłoń.

- Wiele pani nie ominęło. Właściwie, z każdą minutą robi się coraz ciekawiej – powiedział.

Nerwowym ruchem ujęłam rękę, natychmiast tego żałując. Miałam wrażenie, że pod tą chłodną powłoką czai się uśpiony wulkan, bo kiedy tylko dotknęłam intruza, przez moje ciało przeszły miriady iskier.

- Pan…? Zaraz, pan…?

- Może się pani śmiało rozgościć. Następny wykład dostosuję do pani możliwości topograficznych –rzucił figlarnie, przerywając mi w pół zdania.

Ledwie uświadomiłam sobie, że gostek nie puszczając ręki pociągnął mnie w stronę najbliższego sektora, gdzie znajdowało się najwięcej wolnych miejsc. Automatycznie usiadłam, przyswajając nowe informacje. To mało prawdopodobne, żeby facet, który równie dobrze mógłby być moim starszym bratem, robił za mojego wykładowcę. Dżinsy, luźna koszula i charakterystyczna fryzura zupełnie nie odzwierciedlały mojej definicji słowa "doktor”. W tej samej chwili uświadomiłam sobie także moją postawę. Nie dość, że zaliczyłam wpadkę przed profesorkiem, to ukradkowe spojrzenia osób z roku pogłębiły moje przygnębienie. Chyba narobiłam sobie wrogów, szczególnie w damskiej gromadzie studenckiej elity.

"Niezłe przedstawienie" - usłyszałam ciche prychnięcie, ale ostatkami siły puściłam je mimo uszu. Postanowiłam jednak spasować. Nie do końca rozumiałam, o czym mówi intruz, za to lustrowanie go okazało się być miłym zajęciem. Musiał wyczuć, że się na niego gapię, bo z rozbawieniem stwierdził, że stęsknił się za szkolnymi rewelacjami.

Chryste, zachowywałam się dokładnie tak, jak pozostałe dziewczyny. Skarciłam się w myślach i wróciłam do notatek. To był materiał, z którym miałam ogromne zaległości. Poprosiłam Kosowskiego o konsultacje, na co z resztą przystał. Teraz jednak, przy zaistniałej sytuacji, będę musiała poradzić sobie sama, ewentualnie liczyć na łaskę Sandry.

Czas zleciał wyjątkowo szybko i z sali zaczęli wychodzić pierwsi studenci. Przez chwilę rozmyślałam czy nie powinnam podejść i przeprosić za to efektowne wtargnięcie, ale odpuściłam. To nie moja winna, że budynek ma tyle drzwi! Zignorowałam świergoczące dziewczyny i minęłam wykładowce.

- Tak… pewnie, jak uważacie… Marta! – zawołał, ruszając za mną szybkim krokiem – Profesor Kosowski wspominał o konsultacjach. Wiesz, że w zaistniałej sytuacji to ja mogę być do twojej dyspozycji, tak?

Mówiąc to rozłożył ręce, a mnie nawiedziło kilka innych scenariuszy. Energicznie potrząsnęłam głową.

- To miłe, ale myślę, że dam radę.

- Dasz radę? – zapytał nieco kpiąco – Rozmawiałem z nim. Masz spore zaległości, nawet mój nieprzeciętny intelekt miałby problemy z taką partią.

Że co? Miałam wrażenie, że jestem królikiem doświadczalnym, a mój profesorek czeka na kolejne posunięcie. Dziewczyny do opisu zapomniały dodać, że jestem cholernym egocentrykiem. Postanowiłam, że zaryzykuję i spróbuję wbić mu szpilkę. Może jego ego-balonik cudem pęknie.

- Miałabym mniejsze, gdyby częstotliwość zmian w gronie pedagogicznym nie była tak wielka. Dość czasochłonne jest dostosowywanie się do poziomu prowadzonych zajęć.

Zaskoczony uniósł wysoko brwi.

- Zgaduję więc, że moje zajęcia nie klasyfikują się najwyżej?

Mogłabym przysiąc, że o mało co nie parsknął śmiechem. Chryste, to miał być kubeł zimnej wody, nie darmowy kabaret!

- Nie ja to powiedziałam.

Na te słowa odsunął się kilka kroków, zabrał torbę i dokumenty leżące na biurku. Kątem oka zorientowałam się, że wszyscy zdążyli opuścić już salę.

- Jutro po 16 jestem do dyspozycji. Postaram się też o nieco większą precyzję podczas zajęć – wydukał dobitnie.

Zabrał rzeczy i ruszył w kierunku wyjścia. Odwrócił się przy drzwiach i obrzucił mnie szybkim spojrzeniem.

- Albo po prostu proszę usiąść w innym miejscu. Wydaje mi się, że jest pani strasznie rozpraszająca.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • nagisa-chan 29.03.2016
    Bardzo fajne w sumie nie wiem jak to opisać hmmm no da się to przeczytać do końca i to jest plus jeśli zakończy się wielką miłością profesorka do Marty ale nie wiem może mnie zaskoczysz mam nadzieję że to nie będzie takie przewidywalne no zostawiam 5 ;)
  • nagisa-chan 29.03.2016
    Jeśli zakończy się wielką miłością profesorka do Marty to się nie zdziwię *
  • Ekler 29.03.2016
    Z jednej strony podoba mi się język, akcja się toczy, nie ciągnie się jak flaki z olejem...z jednej strony styl fajny i za to plus, a z drugiej nie podoba mi się ten główny wątek. Studia to nie podstawówka, gdzie nowy nauczyciel zna wszystkich po nazwiskach - to, że profesor kojarzy akurat główną bohaterkę, mimo że ona aż do pierwszych zajęć nie wiedziała, jak wygląda wykładowca wydaje mi się zbyt....cukierkowe. Ode mnie duży minus za to.
  • Billie 30.03.2016
    Jak powyżej, też zadziwiło mnie, kiedy wykładowca zwrócił się po studentki po nazwisku. Poza tym, to musi być jakaś mega uczelnia skoro przez pięć miesięcy dziewczyna nie wie, gdzie jest jej sala. No cóż, zostawię 5, bo ogólnie bardzo dobrze mi się czytało i nawet mnie to zainteresowało, tak więc czekam na kolejną część :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania