Ostatni seans filmowy

“Jak tu trafiłem?”, zastanawiał się Artur. Odczuwał okropny ból głowy, jakby ktoś otworzył mu parasolkę w uchu. Dookoła panował gęsty mrok. Nie potrafił sobie nic przypomnieć. Mięśnie wszczęły bunt, odmawiały współpracy przy próbach wstania z fotela.

Swoją drogą bardzo wygodnego fotela. Artur zanurzał się w nim jak w objęciach kochanki. Zagłówek zaś miękkością przypominał uda żony, na których uwielbiał się niegdyś kłaść. Skóra, z której wykonano obicie była delikatna, podobnie jak dłonie jego córeczki, gdy miała trzy latka. Jeszcze wtedy wesoło do niego gaworzyła. Z wiekiem im więcej poznawała słów, tym mniej mieli wspólnych tematów.

“Dobra, fajnie się siedzi, jednak, co jest grane?”. Niewiedza wprawiała Artura w irytację. Wierzgał, usiłował ze wszystkich sił wstać na nogi. Krzyczał do zdarcia gardła. Bez rezultatów.

Obstawiał szpital oraz stan śpiączki. Może wracał pijany, a na pasach potrącił go taksiarz. Odtrącił tą teorię, iż był za bardzo świadomy wszystkiego.

Zmysły miał wyostrzone.

“Jakaś menda podała mi haluny…”, dociekał. Winy doszukiwałby się u swoich kumpli, którzy byliby gotowi wywinąć mu taki numer. Nie nazywał ich zazwyczaj “kumplami”, a raczej kretynami z pracy.

Arek zawalił podstawówkę i dorabiał w firmie Artura sprzątając biuro. Konstruował logiczne zdania, tylko podczas rozmów o teleturniejach, w których lubił uczestniczyć, ale odpadał na pierwszych etapach.

Janeczek z kolei to inna sprawa. Poznali się na studiach, po uzyskaniu dyplomu z marketingu otworzyli własny biznes. W pierwszych latach współpraca układała się świetnie. Po jakimś czasie Janeczek z sporą forsą kieszeni zaczął lekceważyć obowiązki współwłaściciela. Upodobał sobie za to bałamucenie sekretarek i grzmocenie ich w hotelach.

— Nie… to na pewno nie zwidy. — stwierdził na głos przed samym sobą. Za wiele eksperymentował w swoim życiu z psychodelikami. Artur miał sporę doświadcznie w temacie, pierwszą podróż przeżył w wieku trzynastu lat. W sieci znalazł artykuł o ukrytych właściwościach gałki muszkatołowej.

Czuł się niczym wyjęty z wanny pełnej kostek lodu.

Nagle na bocznych ścianach zapłonęły delikatne lampy, o ciepłym, pomarańczowym świetle. Wówczas Artur zauważył pod sobą rzędy schodzących coraz niżej foteli. Bliźniaczych do tych na którym siedział. Chwilowo oślepił go blask srebrnego ekranu.

— To kino, tylko kino. — westchnął rozluźniony.

Wpierw oczywiście puszczono reklamy. Co prawda dziwaczne. Między innymi Artur nie zauważył momentu, w którym modne się stały pasty nabłyszczające do skrzydeł. Ani ostatnio nie słyszał o zapotrzebowaniu na szkolenia z nawiedzania. Kompletnym szokiem był dla niego zdecydowanie ostatni spot.

Głosił, że każdej zwichniętej duszy, należy się zbawienie.

Wreszcie rozpoczęła się akcja. W pokoju, którego aromat powracał w snach Artura nie raz. Była to sypialnia Agnieszki, jego pierwszej dziewczyny. Leżeli na jednoosobowym łóżku nakryci wyłącznie sobą. Nad nimi unosił się zapach rozgrzanych ciał, po jednym z wielu przeżytych wspólnie pierwszych razy.

— Będziesz mnie kochał nawet, gdy się zestarzeję? — Agnieszka zaczesała na bok rude loki. Światło księżyca przesiąkło przez na pół zaciągnięte żaluzje i nadawało jej cerze błękitny odcień.

— Tak — odpowiedział natychmiast Artur. Po sekundzie dodał — Dalej będę chciał się z tobą kochać jak królik po koksie. — Wykonał nagły ruch i znalazł się nad Agnieszką. Wtedy jeszcze był bez zmarszczek od fajek. Posiadał mięśnie, a nie przeżute miśki Haribo. .

— Zrobimy na starość zapas viagry. — powiedziała dziewczyna.

Pocałowali się namiętnie, jakby miał to być ostatni raz, kiedy mogą siebie skosztować.

Artur podczas oglądania sceny poczuł rozchodzące się ciepło po klatce piersiowej. Zaczął tęsknić za długimi paznokciami Agnieszki, które lubiła wbijać w jego plecy.

Kosmyki włosów opadły na drewnianą podłogę. Niebieskie trampki przemknęły przed kamerą, która się powoli podniosła.

Agnieszka rwała sobie włosy z głowy. Zerwała z ściany fotografię Artura i wylała na nią buteleczkę lakieru do paznokci. Turkusowa maść niczym ocean zalała blat biurka. Zaczerwieniona twarz błyszczała jej od roztartych łez.

— Agnieszka, najlepiej mniej go w dupie. — doradzała Karolina. Podała przyjaciółce nawilżoną chusteczkę. Wycierała lakier z paneli podłogowych.

— Nie chcę, by to tak bolało. Chciałabym go nigdy nie poznać.

Karolina objęła przyjaciółkę, tak aby nie mogła ciągnąć się za loki. Ich postacie odbijały się w rozbitym lustrze. Milczały. Agnieszka dostawała ataku drgawek. Na moment wpadała w szał, odtrąciła Karolinę i otworzyła balkonowe okno. Przyparta do barierki tępo spoglądała w dół. Ubrana w jedwabną halkę dostała gęsiej skórki. Zdrętwiały jej palce od ściskania poręczy.

Przyjaciółka wprowadziła ją z powrotem do środka.

Artur również pragnął pocieszyć Agnieszkę, zapytać, dlaczego płacze. Dopiero po przekopaniu kilku metrów w głąb pamięci, przypomniał sobie, że on jest winny. Nikt inny.

Kolekcja kolaży przebiegła przez umysł Artura.

Na szkolnej imprezie halloweenowej w strachu przed nauczycielami, pił wódkę w męskiej ubikacji. Kolo o ksywie Świeca stał na czatach. Była ich czwórka, dla każdego było po dwie setki na głowę. Oczywiście Sosnowski zawsze wymiękał, wtedy symulował atak biegunki.

Agnieszka złamała paznokieć. Nie ubolewała nad tym. Była przebrana w barokową suknie. Tańczyli na środku sali gimnastycznej. Z głośników wył wschodzący raper. Nad ich głowami z żyłek wędkarskich zwisały papierowe nietoperze.

Usta Agnieszki były krwiste jak dojrzałe wiśnie. Nie mógł się oprzeć. Czuł na sobie, co jakiś czas wzrok dyżurujących nauczycieli. Nie przeszkadzało to Arturowi, by przyssać się do ust partnerki.

Chlust. Ktoś go oblał oranżadą. Nie byle kto, ale sama Agnieszka. Stoi za nim, wystrojona na Dżasminne. Nęcące usta należały do Kamili, jego koleżanki z klasy.

— Wychodzimy. — rzekła, kiedy próbowała przekrzyczeć muzykę. Mało kto zwracał na nich uwagę. Pozostali mieli dobrą zabawę. Biolożka przeciskała się w ich stronę, węsząc aferę.

— Odpieprz się, wolę dziewczynę, z którą se mogę potańczyć. — odpowiedział z wyraźnym, pijackim akcentem.

Wstydził się. Dawno ubił oraz zakopał te wspomnienia. Gdyby mógł spotkać siebie z feralnej nocy, trzepnął by młodszego siebie z plaskacza.

Kilka minut ciemności. Snop światła ponownie wystrzeliwuje z projektora. Tym razem Artur jechał z żoną Anetą na romantyczny weekend do spa.

Romantyczny wyłącznie z założenia, bo najchętniej spędziliby ten czas w osobnych hotelach, oddalonych od siebie najlepiej o sto kilometrów.

Dzień był wyjątkowy, ich córka Monika skończyła osiemnaście lat. Nie życzyła sobie wielkiej imprezy w wynajętym lokalu, którą jej zaproponowali. Wolała wyprawić skromną domówke.

W drodze oboje zachowywali się wobec siebie kurtuazyjnie. Artur planował spędzić wieczór na grze w bilard oraz egzaminowaniu umiejętności barmanów.

Z radyjka spiker zachwalał nową randkową apkę. Artur zerkał na psiaka, który drzemał na nogach żony. Zazdrościł mu ilości czułości jaką otrzymuje, za minimum wysiłku. Wystarczy, że nie naszcza w domu i przyniesie patyka. Rafika po drodze zostawią w psim hotelu. Aneta nie chciała narażać pieszczocha na głośną muzykę, na którą reagował z lękiem. Artur nie wnosił sprzeciwu.

— Niedługo się wyprowadzam. Mam już przygotowany pozew rozwodowy. Tak dla nas obojga będzie lepiej. — W połowie drogi oświadczyła Aneta.

Siedziała głaszcząc ukochanego jamnika, który rozłożył się jej na kolanach. Artur nic nie odpowiedział. Stopniowo zwalniał, aż auto samo się toczyło. Zatrzymało się na środku jezdni. Artur wyszedł wprost pod koła jadącego z naprzeciwka traktora. Traktorzysta w ostatniej chwili wyminął go i pozdrowił środkowym palcem.

Żona nie próbowała go zatrzymywać. Przesiadła się i pojechała do mężczyzny, który walczyłby o nią.

Monika upuściła butelkę piwa. Szkło pękło, a biała piana bulgocząc niczym kwas, wsiąkała w dywan. Wszystko z winny ojca. Stał za oknem balkonowym tłucząc pięścią w szybę. Darł się, że zapomniał kluczy.

Goście jubilatki byli nieco zdziwieni. Młodsi goście odruchowo pochowali własne trunki za pazuchy. Trąba, chłopak Moniki wracał właśnie z łazienki, gdzie zwrócił do muszli tort. Bez wahania otworzył przyszłemu teściowi okno.

Trąba uściskał go jak własnego, dawno niewidzianego ojca. Był na tyle szczupły i giętki, że gdy Artur usiłował chłopaka odkleić od siebie, ten poleciał na drewniany stolik.

— Spoko, spoko, chciałem podziękować jedynie. Bez pana by nie było… Bym, nie miał takiej zajebistej laski. Oczywiście pani Anetki też miała swój udział.

Przyjaciele córki Artura przyjęli różne pozy. Antek z Maćkiem wsadzili nosy w smartfony. Agata podeszła do Moniki i stanęła u jej boku, czekając na rozwój sytuacji. Patrycja z Magdą chlały z Trąbą równo, więc łączyły kropki, które uciekały im sprzed oczu.

— Tato wyjdź natychmiast. — rozkazała Monika podnoszą razem z Agatą Trąbę z podłogi.

— Dziękuję, że interesujesz się, co u mnie. Chętnie opowiem. Twoja matka jest dziwką, a i spokojnie już pakuje walizy. Długo nie zabawię.

Artur wbiegł po schodach na piętro. Zanim opróżnił własne szuflady, wywalił z komód ubrania żony. Kopniakiem przewrócił należącą do Anety toaletkę. Rzutem o ścianę rozbił jej laptopa.

Z kinowego fotela nie rozumiał z jakich powodów targała nim dławiąca nienawiść. Wówczas nie darzył żadnym gramem uczuć Anetę. Przypuszczał, że ma kochanków, spodziewał się, że prędzej czy później wniesie pozew o rozwód.

Jednak, gdy z skorupki przypuszczeń wykluła się nowa rzeczywistość pękł.

Zapiął ostatni zamek zgniło zielonej torby. Zabrał z sejfu odłożone na czarną godzinę zaskórniaki. Planował całe kilkadziesiąt tysięcy złotych przehulać w domu publicznym.

Artur zapamiętał z tamtego dni, że po spakowaniu natychmiast wyszedł. Zdziwił się, gdy na ekranie do małżeńskiej sypialni weszła roztrzęsiona Monika. W dniu jej urodzin całkowicie nie zauważył piękna córki.

Nosiła zwykle dresowe komplety i przesadny (zdaniem ojca) makijaż. Kończąc osiemnastkę ubrała łososiową sukienkę w stylu greckim. Kredką i pomadką podkreśliła smukłe usta oraz piwne oczy.

— Tato, co się stało, czy mama powiedziała ci o Jacku? — Monika położyła dłoń na ramieniu ojca.

— Jakim, do cholery Jacku? — Artur poderwał torby z łóżka. Minął córkę, chciał zniknąć za drzwiami, kiedy Monika się odezwała po raz ostatni.

— Porozmawiajmy jutro, nie chce byś znowu wpadł w ciąg. — Ocierała łzy z policzków.

Ekran poczerniał. Artur był zdruzgotany, wiedział, że nie spotka się z córką następnego dnia. Po kilku latach jedynie rozmawiał z nią przez telefon. Chwaliła się, że jest w ciąży.

Władza w mięśniach powróciła, jakby nigdy nie zniknęła. Myślał nieustannie o tym, co zobaczył. Szedł do wyjścia intuicyjnie. Stawiał kroki, podobnie jak brał oddechy: nieświadomie. Popchał drzwi nad którymi widniał zielony napis “Wyjście”.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Trzy Cztery dwa lata temu
    ... ból głowy, jakby ktoś otworzył mu parasolkę w uchu

    - niezłe porównanie. Możliwe, że bohater umiera z powodu udaru niedokrwiennego, a może - wylewu krwi do mózgu
    A więc - ostatni seans, z nim samym w roli głównej. Życie przewija się przed oczami.
    Podoba się opis fotela, z którego nie da się podnieść, i inne rzeczy.
  • Vincent Vega dwa lata temu
    Dziękuję bardzo za przeczytanie. Tekst powstał w ramach rozruchu po dłuższej przerwie od pisania, więc bardzo mi miło, że komuś przypadł do gustu. Pozdrawiam i zapraszam ponownie w przyszłości.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania