Ostatnia Piosenka Dla Ewy
1. Cisza na Kazimierzu
Deszcz uderzał o szybę jak spóźniony metronom. Komisarz Wiktor Hamera stał w salonie muzycznym „Echa” na krakowskim Kazimierzu. Powietrze pachniało starym kurzem, wilgocią i – co najbardziej niepokoiło Hamerę – idealną czystością.
Ofiarą była Ewa Szymańska, czterdziestoletnia właścicielka salonu, a prywatnie geniusz. Pracowała jako profiler akustyczny dla kilku europejskich agencji – wyłapywała z nagrań podsłuchów zdradzieckie szumy tła, które demaskowały przestępców.
Leżała obok fortepianu, nieporuszona. Obok jej wyciągniętej dłoni tkwił intruz: stary, analogowy magnetofon szpulowy Studer A80. Taśma w nim była świeża.
— Nic nie zginęło, Komisarzu. Żadnych śladów włamania. Nawet kurz na listwach wygląda na nienaruszony — zameldował młody technik.
— Zostawili jej magnetofon — mruknął Hamera, kucając. — A jej specjalnością były dźwięki, których nikt inny nie słyszy.
Hamera kazał zabezpieczyć magnetofon. Zanim technicy go zabrali, wcisnął Play.
Z głośników popłynęła fuga barokowa. Bezbłędna, majestatyczna, o hipnotyzującym rytmie. Muzyka, która miała uspokajać chaos. Po minucie Hamera wstrzymał oddech.
— Znalazł pan coś?
— Tak — powiedział Hamera. — Morderca zostawił jej pożegnalną piosenkę.
2. Fałsz w Fudze
W siedzibie Komendy Wojewódzkiej profilerka akustyczna Anna Wójcik, ta sama, która pomogła w sprawie Wilanowa, siedziała nad analizą nagrania.
— To jest mistrzostwo — orzekła Anna. — Bach lub jego naśladowca. Fortepian jest nastrojony perfekcyjnie, wykonanie klinicznie czyste. To profesjonalista, Hamera.
— Zatem dlaczego to nagrał? To ryzyko.
— To nie jest ryzyko. To podpis. On uważa, że to jest piękne.
Hamera spojrzał na wydruk widma dźwiękowego. Anna powiększyła wykres.
— Jest coś, czego byś nie usłyszał, Komisarzu. Tu, dokładnie w 47. sekundzie. Kulminacja. Jest fałszywa nuta.
— Jak fałszywa? To Bach!
— Nie cała nuta. Ułamek. Mikroskopijny kwadrans tonu. Zaledwie dwadzieścia pięć centów od perfekcji. Dla przeciętnego ucha to nic. Dla ucha Ewy Szymańskiej? To był atak personalny. Ona żyła dla czystości dźwięku. Zostawił jej informację: „Twój idealny świat jest złamany, i to ja go złamałem”.
Hamera poczuł chłód. Ten człowiek nie zabijał ze złości, tylko z estetycznej potrzeby.
— Musimy znaleźć kogoś, kto był na tyle blisko Ewy, żeby znać jej obsesję na punkcie fałszu. Kogoś, kto był dyrygentem tego miasta.
Lista podejrzanych była krótka, ale miażdżąca. Hamera natychmiast wyłowił nazwisko: Jakub Niezgoda. Lat 55. Lokalny krytyk muzyczny, mecenas sztuki, filantrop. I... regularny gość salonu „Echa”.
— Sprawdźcie go. Zwłaszcza pod kątem kontaktów z Ewą w ostatnich tygodniach.
3. Studium Kompozytora
Jakub Niezgoda był uosobieniem elegancji. Gabinet Niezgody, pełen rzadkich instrumentów i pierwszych wydań partytur, był jego fortecą.
— Komisarzu, to zaszczyt. Ewa... to była tragedia. Miała absolutny słuch. Geniusz — powiedział Jakub, uśmiechając się spokojnie.
— Wiemy, że Panią Szymańską spotkał pan ostatnio dwa tygodnie temu. Po co?
— Poprosiłem ją o pomoc. Mam problem z moim fortepianem Bösendorfer... pewien rezonans, denerwujące echa. Ewa potrafiła wykryć najdrobniejszy szmer.
Hamera wiedział. Echa.
— Wykonajmy eksperyment, Panie Jakubie. Proszę usiąść przy fortepianie.
Niezgoda z gracją usiadł i zaczął grać. Bezbłędny Bach. Kiedy skończył, Hamera wyciągnął magnetofon. Anna Wójcik na prośbę Hamera zdołała wyodrębnić z tła fałszywej fugi jeden cichy, powtarzalny stukot. Dźwięk, który pojawiał się cyklicznie.
— Ten stukot. Co to jest?
— Nie słyszę nic, Komisarzu.
— Ona słyszała. W swoich notatkach Ewa opisała to jako „rezonans pustego fortepianu”. Dźwięk, który pojawia się, gdy naciśnięty klawisz wprawia w drgania wszystkie struny, ale nie ma tłumienia. Taki stukot świadczy o tym, że fortepian, choć idealnie nastrojony, ma pękniętą ramę wewnątrz.
Hamera wstał.
— Ewa nie poszła do Pana, by naprawić instrument. Poszła do Pana, by zdiagnozować Pana wadę. Panie Jakubie, ten dźwięk to nie wada Bösendorfera. To puls pana fałszu.
Jakub zesztywniał. Jego idealna fasada drgnęła.
— Pustka. Niestabilność. Wiedział pan, że Ewa to odkryła. Że zobaczyła pęknięcie w Pana wnętrzu, które maskował pan perfekcyjną fasadą.
4. Arcydzieło Kontroli
Niezgoda wstał, a w jego oczach pojawił się zimny blask. To nie był gniew. To była irytacja.
— Musiałem. Jej ucho było zbyt wyczulone. Chciałem, by zrozumiała, że nie da się mnie naprawić. Że niektóre defekty są celowym elementem kompozycji.
Niezgoda podszedł do ściany i przesunął oprawiony portret Bacha. Za nim znajdowała się miniaturowa, dźwiękoszczelna kabina.
— W tym pokoju nagrałem jej ostatnią piosenkę. Z pełną kontrolą nad akustyką. Każda nuta była na swoim miejscu. Z wyjątkiem tej jednej. Ten kwadrans tonu. Był celowy. To była jej ostatnia, jedyna, idealna fałszywa nuta, którą mogła usłyszeć.
Niezgoda był Dyrygentem swojego życia. Zbrodnia była dla niego ostateczną formą sztuki, a ofiara — instrumentem.
— Panie Jakubie, sztuka polega na emocjach. A pan nie czuje.
— Czuję satysfakcję, Komisarzu. To jest najczystsza emocja.
Hamera wskazał na magnetofon:
— Popełnił pan błąd. Ten powtarzalny stukot, który słychać w tle. To nie rezonans. To był odgłos pana zegarka uderzającego o ramę fortepianu. Metal o drewno. Ewa słyszała fałsz. Pana fałsz. I nagrała go na magnetofon, który pan jej podsunął. Pani Szymańska wiedziała, że pan wróci po to nagranie. Zostawiła je panu w prezencie.
Hamera blefował. Ewa była po prostu ostrożna. Ale psychopata zareagował.
— Nie! Taśma była czysta! — krzyknął Niezgoda, a jego perfekcyjny spokój pękł.
W tym momencie do gabinetu weszli funkcjonariusze. Niezgoda, uwięziony we własnym arcydziele, został obezwładniony.
Epilog: Koniec Koncertu
Hamera opuścił kamienicę. Deszcz ustał, ale na chodniku lśniła woda, odbijając światła latarni.
Sprawa została zamknięta dzięki jednej fałszywej nucie i rezonansowi zegarka mordercy, który Ewa – geniusz słuchu – musiała z jakiegoś powodu nagrać w swoich ostatnich chwilach.
Niezgoda został oskarżony. W celi, po kilku dniach, zażądał pianina, by ćwiczyć. Kiedy mu odmówiono, poprosił o papier i ołówek. Nie do pisania listów. Do pisania partytur.
Dla niego zbrodnia nie była końcem, lecz introdukcją do kolejnego, jeszcze doskonalszego dzieła. A Hamera wiedział, że świat pełen jest takich dyrygentów, którzy czekają na swoją szansę, by zagrać swoją ostatnią, idealną piosenkę.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania