Ostatnia szata Arymana

"Żeby nie było. Opko pisane w trakcie oglądania filmu "K-Pax"

Własnych wspomnień tylko odrobina."

 

Przed chwilą była tu pusta przestrzeń.

To znaczy niekoniecznie pusta. Wypełniały ją jakieś atomy, fale, feromony, pyłki, czy wirusy, ale optycznie była pusta.

A teraz wypełniała ją postać. Naukowy odpowiednik zgrupowania tkanek i wszystkiego, co jest powszechnie uważane za kompilację zjawisk przyrodniczych i fizyczno – chemicznych, określanych mianem człowieka.

Kobiety.

Dotknąłem ją. Była prawdziwa do rozkoszy i bólu.

To czasami może być to samo, bo nie wiem, czy brak oddechu może być dla mnie jednym, albo drugim.

Może tym samym?

Jasnym miejscem w ciemnym zaułku oddziałowego kosmosu.

 

- Co się dzieje panie Piotrze?! - Pielęgniarka wyglądała na autentycznie przerażoną. Zwijam się nocą na szpitalnym korytarzu. Jak robak zawieszony na haczyku. Nie mogę oddychać, bo ostrze przebiło płuco i śmiertelnie penetruje tkanki. Podobno płuca nie są unerwione, a moje są. Kosmita?

- Gdzie jest ta dziewczyna? - wycharczałem pomiędzy bezdechami. Łapałem płytko i kurczowo powietrze, czekając na ból.Taki chujowy wybór między cierpieniem, a koniecznością życia. Bo trzeba oddychać, aby żyć. A nie chciałem nic z tych rzeczy.

Bałem się nie oddychać i bałem oddychać.

- Panie Piotrze, jaka dziewczyna?! Jest noc. Tu nie ma nikogo, ale zaraz pan obudzi oddział.- Gorączkowo wciskała klawisze telefonu. Po chwili przybyła ekipa. Władowali mi jakieś zastrzyki i poczułem, że odpływam. To najlepsze, co się może zdarzyć.

 

Żyjesz pomiędzy. Jeden świat jest ludzki. Pełen przyziemnych potrzeb – pracy, pieniędzy, seksu. Marzeń i ich klęsk. Snów i przebudzeń. Obowiązków i przyjemności. Chorób i cudownych uleczeń.

I drugi. Gdzieś między gwiazdami, panoszącymi się bezczelnie we wszechświecie.

Tam może być życie, jak mówią wizjonerzy. Tam może być wszystko i nic.

Spokój na granicy stuporu Buddy.

Może tym jest właśnie śmierć, która niekoniecznie musi być końcem.

Taka jest istota wiary w Boga. Tam może być lepiej.

Tam może być ona.

 

Mimika ludzkiej twarzy jest czytelna jak elementarz Falskiego. Niby lekarze doskonalą sztukę ukrywania uczuć, ale nie ze mną te numery, Bruner

Po tomografiach, usg, rentgenach i inszych pierdołach ich miny stoją w jaskrawej sprzeczności z gadką-szmatką w stylu: Och, to poważna sprawa, ale postawimy pana na nogi. Proszę stosować się do zaleceń, nie pić, nie palić, zażywać leki, odpoczywać i dobrze się odżywiać. Żadnych stresów.

Myślałem, że padnę ze śmiechu, jak tego słuchałem.

Alternatywny życiorys mi pisali.

Może są literatami, ale chyba z gatunku fantasy.

 

- Każ jej się zamknąć! Spać nie można. - Gienek obrócił się gwałtownie na łóżku. - Pieprzycie pół nocy.

Ból ustał, choć przy każdym oddechu czuję kłucie pod żebrami. Lekarze - pulmonolodzy uznali, że zrobili co mogli i przeniesiono mnie na macierzysty oddział. Czyli do Gienka z jego afektywną, dwubiegunową. Łapiduchy mieli mimikę klasyczną. Tajemniczego Don Pedro, podkładającego minę pancerną pod samochód Smoka Wawelskiego. Jak ktoś pamięta tę bajkę, to wie, o co kaman.

- Kto ma się zamknąć?

- No, ta baba, z którą gadasz. O miłości to sobie wiersze pisz, a nie cukruj głośno.

- Spać się nie da. - To Andrzej, sąsiad z prawej. Głęboka schizofrenia. Zamykam oczy. Jestem pewien, że rozmowa z Magdą mi się śniła. Ale czego ja mogę być pewien? Nawet własnego istnienia już nie bardzo. Ale co oni kombinują? Jej tu nie ma. Nie istnieje w tym wymiarze, więc o co im chodzi?

- Takie rozmowy zostaw sobie na później. Jak cię nie będzie, a teraz daj ludziom spać. - Gienek obrócił się tyłem i nakrył kołdrą. - Kurwa, strasznie chrapiesz. Albo się gada, albo cicho śpi – domruczał.

 

Mikro i makro - te kosmosy są do siebie zadziwiająco podobne. Orbity, grawitacja, zasady oddziaływań i fizycznych zależności.

Ale jest granica naszego wnikania w te światy. Naukowo sformułował ją Heisenberg w teorii nieoznaczoności.

Poza pewnym obszarem, nic nie da się precyzyjnie obliczyć. Pozostają domniemania i rachunek prawdopodobieństwa.

To w tym rachunku można umieścić Gienka i Andrzeja, którzy słyszą coś, co nie istnieje?

Przekaz po strunach wszechświata?

Proste chłopy, a jakbym im powiedział: Heisenberg i Hawkings, to spojrzeliby na mnie, jak na wariata.

Być może słusznie, bo ich świat jest zrozumiały bez naukowych teorii i potrzeby uzasadnień.

Czegokolwiek, bo po prostu jest i szlus.

Mój empiryczny problem polega na odkryciu, dlaczego oni słyszą coś, czego nie powinni słyszeć?

 

- Pamiętaj... Zawsze pamiętaj, że jestem. Choćby wybuchała Betelgeza, czarna dziura zassała wszystko, biały karzeł eksplodował, a błękitny olbrzym odpłynął poza granice wszechświata, to jestem. Wasza fizyka nie umie jeszcze łączyć logicznych teorii naukowych z psychologicznym aspektem biologii. I psychologii gatunku. Przyjdzie na to czas, ale jeszcze nie teraz. Macie swoje normy, które determinują. Swoje teorie, które ograniczają. To etap, a nie constans.

- Nie jestem nieśmiertelny. Nie mam czasu na czekanie. Lekarze też mi to sugerują.-

- Przykro mi. Tak już jest.

 

Burza. Szaleństwo wyładowań elektrycznych, potopu i końca pseudo-cywilizacji, bo padają linie energetyczne, net, kuchenki, pompy i stajesz się ludziem pierwotnym.

Gruchnęło straszliwie nad pobliskim lasem.

Sosny zaskwierczały żywicznie, topole pękały z hukiem, a brzozy..., jak to brzozy, martyrologicznie i cierpiętniczo waliły się pokotem.

Takie pokłosie przyrody i polityki.

Słyszę syreny wozów strażackich.

 

- Zapytałeś jej, co będzie? - Gienek stał przy oknie, wpatrując się w łunę pożaru. - Przecież ona wie. Jest z innego świata. - Przede wszystkim, to ty jesteś wariatem. O kim mówisz? Czarownica? - Zarechotał, aż mu zaświstało między ubytkami. To znaczy między pniakami, bo miał w zasadzie same braki w szczęce.- Fajne. Czarownica. Taką bym wychędożył i spalił.

- Zapytałeś? Są granice przystosowania. Nawet na tym oddziale.

- Idiota jesteś.- Olewająco odwrócił głowę, wpatrując się w pożar.

 

Przed południem obudził mnie ruch w szpitalu.

Wycie syren, błyski niebieskiego światła i gorączkowa jazda karetek.

Ile w tym procedur, a ile empatii, kiedy wynosili poszkodowanych?

Cały szpital był postawiony na nogi po wczorajszej burzy.

Ludzie w szoku, przygnieceni konarami, po wypadkach samochodowych i z najróżniejszymi urazami. Przykryci folią izotermiczną.

Ale dlaczego ruch jest na moim oddziale?

 

Andrzej wlecze mnie na korytarz, rozbudzając agresywnie ze snu. Przyspałem po emocjonującej nocy i jestem trochę nieprzytomny.

Może leki?

Koło dyżurki stoi Gienek i patrzy bezmyślnie w ścianę.

Wyraz jego twarzy jest cudną emanacją jego choroby.

Kretyn z boską intuicją.

- Masz ją – mówi.

Chyba mam debilny wyraz twarzy.

- No, tę gadatliwą z nocy. - Patrzy dalej w przeciwległą ścianę. Stoi oparty o drzwi, bo akurat to są godziny przyjęć przez naszą psychiatryczkę, więc czeka na korytarzu. Nie wiadomo po co, ale czeka. Piękna istota ludzkiej egzystencji rodem z komuny kolejkowej. Codziennie od dziewiątej do trzynastej. Czekać, a może rzucą garść tabetkowej normalności? Kto trafi na kumulację?

 

Widzę poświatę wydobywającą się się z dyżurki. Zaczepiam przechodzącą pielęgniarkę.

- Co tam tak świeci? Jakaś radioaktywność? - Szczerzę dowcipnie zęby. Chyba niepotrzebnie.

Kobita patrzy na mnie zdziwiona.

- Panie Piotrze, o co pan pyta? Nowa pacjentka jest przyjmowana. Coś znowu nie tak?

Andrzej cmoka, a Gienek spogląda na mnie.

- Jasne, widziałem ją. To ta sama, z którą gadałeś po nocach. Dziwne, że teraz przyszła, ale może spokój będzie.

 

To była ona. Dobrze, że to koedukacyjny oddział.

Poświatę widział tylko Gienek, Andrzej i ja.

Przybyła gdzieś z najdalszego, mojego kosmosu.

 

Wszechświat to zmienna. Równanie Reimanna, które nie powinno być rozwiązane, bo odkrycie prawidłowości zmiennej liczb pierwszych, może być katastrofą dla ludzi. W każdym razie dla mojej składowej, nieprzewidywalnych, a pewnie prostych zjawisk.

Urodziłem się trzynastego (liczba pierwsza). Styczeń (liczba naturalna), tysiąc dziewięćset sześćdziesiąt cztery (nie chce mi się wiedzieć, gdzie jest zgrupowana).Szaleństwo przeznaczenia, magii matematyki i kabały numerologii. Egipskich obliczeń, choć pewnie i tak sam jestem kowalem swojego losu.Ten pogląd to pewnie kwestia wygody i umowy społecznej.

 

Aż zatrzęsło fundamentami szpitala. Znowu gruchnęło potężnie.

Zamroczony, pobiegłem do piwnic, bo tam było pomieszczenie, przerobione na schron ze starej kotłowni.

Z szerokim wjazdem, jak dla czołgów, to po nim biegnę.

Instynkt samozachowawczy, czyli instynkt bojowy załogi rudego sto dwa, każe mieć w pogotowiu działo i karabiny maszynowe.

Kaliber zero, przecinek, zero..

- Stój! - Gienek tkwi przed metalową bramą do nieczynnego pomieszczenia, patrząc na mnie szaro-błękitnymi oczami. W nich jest cały komos.

- Dlaczego?- Nic się już nie stanie. Wszyscy zapomną, bo wybuchy przykrywa się jeszcze większymi wybuchami. Ona właśnie przyjęła się na oddział. Koledzy i koleżanki, zaakceptowali. Was.

- To wariaci! Idioci! Psychiczni! O czym ty gadasz? Wokół pożoga, wybuchy jakieś, a ty mnie uciszasz? Wojna jest! - Nie ma lepszego okresu na wyciszenie i akceptację wariatów.

Roześmiał się. Tak miło, subtelnie i z pobłażliwością, jak do dziecka, zranionego brakiem właściwego prezentu pod choinką.

Pogłaskać, przytulić i oszukać kolejnym istnieniem czerwonego, świętego.

Jak się chce wierzyć, to będzie cacy.

 

Gienek z Andrzejem zaprzęgli sanie.

Krowy są, psy, osły, konie i ja.

Jako prowadzący.

- Jedziemy? - Entuzjastycznie odpowiedzieli chórem. Pewnie przypadek.- Jedziemy.

Spiąłem się i wryłem stopy w śnieg, czekając na bata. Bo to ja jestem reniferem, osłem, psem, krową i czym tam jeszcze.

 

Wtedy wybuchło znowu. Fajerwerki barw i szaleństwo fizyki czterowymiarowej. Wszystko przemieszczało się w przestrzeni i czasie. Ja byłem. Ich nie było. Tu słońce – tam mrok. Newtonowski pryzmat i rozkwit racjonalizmu.

 

- Żegnam cię. Tam nie jest moje miejsce. Jestem mały i słaby.- Wyłączyła czajnik i zalała kawę. Zasyczała woda, wpływająca pomiędzy zmielone drobiny.

- Musisz wrócić – ciągnę beznamiętnie. - Ze mną jest, jak jest. Nic do uratowania i badań.

Uśmiecha się. Tak dziwnie. Albo to inny układ mięśni mimicznych, albo szczególna cecha konfiguracji ust.

- Czas wracać, Piotrze. Kolejna burza i powrót do domu.

- Domu? - Chyba jakieś rozgoryczenie brzmi w moim głosie,- Tak. Do domu, ale chciałabym dać ci tylko to, o czym marzysz. Nic więcej nie mogę, nie naruszając tkanki czasoprzestrzeni.

 

Wybuch wstrząsnął wszystkim i wszystkimi.

Prawie.

Szpital istnieje.

Badania wybuchu były pobieżne i stwierdzono, że to rykoszet racy z poligonu ukraińskiego wywołał takie zjawisko w nocy.

 

Dziewczyna jest na sali numer trzy.

Nie poznaje mnie.

I dobrze.

Kiedyś odleci do swoich.

Średnia ocena: 2.0  Głosów: 12

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (25)

  • piliery 18.07.2019
    Czytałeś "Obłęd" Krzysztonia? Dostrzegam podobieństwa. Nie tylko ze względu na temat ale i prowadzenie narracji. Wielkie uznanie za ten tekst choć lekko rozczarowała mnie pointa. Twój tekst wyrasta ponad publikacje portalowe dlatego 5 to mało a 1 to chamstwo. Nie dodam swojej piątki. Niech ta jedynka będzie świadectwem.
  • puszczyk 18.07.2019
    Nie czytałem.
    A puentami to jest tak, że koniecznie muszą zaskakiwać.
    Takie dziwne są oczekiwania, a przecież nie muszą.
    Dzięki.
  • Bogumił 18.07.2019
    Aż przeczytałem recenzję tego filmu k-pax.
  • Aisak 18.07.2019
    Czy autor był na OiOMie?
  • puszczyk 18.07.2019
    Nie.Na oddziale.
    Opko w zasadzie nie ma nic wspólnego z fabułą filmu.
    To raczej jego klimat z nutą surrealizmu.
  • Tjeri 18.07.2019
    Mnie się puenta zaś podoba. Jest bardzo mocna, choć o zaskoczeniu nie może być mowy.
  • betti 18.07.2019
    A mnie się wszystko podoba. Uwielbiam wszelkie zawieszenia, życie na krawędzi... jawy i snu. Obrazy. Odejścia i powroty.

    Bardzo w mój gust.
  • puszczyk 18.07.2019
    No to fajnie betti.
    A teraz czekamy na przybyszów z innych światów literackich... :)))...
  • betti 18.07.2019
    puszczyk na pewno coś znajdą dla siebie... trzeba wierzyć.
  • puszczyk 18.07.2019
    betti Toteż wierzę w ich umiejętności.
    Tylko się nie rozwijaj na ich poziomie.
    Nie ubliżaj sobie.
  • betti 18.07.2019
    puszczyk czy Tobie naprawdę ironia jest obca? Aż nie wierzę...
  • puszczyk 18.07.2019
    betti Rozumiem ją doskonale.
    Mimo to apel pozostawiam w mocy, chyba że Ty z kolei czegoś nie rozumiesz.
  • betti 18.07.2019
    puszczyk przyznaję, że przestaję rozumieć, czyżbyś mi coś sugerował?
  • puszczyk 18.07.2019
    betti Twoją ironię doskonale zrozumiałem, a zamian proszę, abyś nie wchodziła w pyskówki z tymi sprawnymi inaczej.
    Jeszcze ich nie widzę na portalu, ale to kwestia czasu.
  • betti 18.07.2019
    puszczyk wybacz, ale nie rozumiem, co Ciebie obchodzi z kim się kłócę?
  • puszczyk 18.07.2019
    betti Prosiłbym nie u mnie.
    Tylko tyle i to chyba jest zrozumiałe.
  • betti 18.07.2019
    puszczyk trzeba było tak od razu...
  • puszczyk 18.07.2019
    betti Nie zatrybiła? :)))
  • betti 18.07.2019
    puszczyk nie wszystkie kobiety są tak lotne, jakby się niektórym wydawało... zdemaskowałeś mnie.
  • puszczyk 18.07.2019
    Bo sugeruje, że w ludzkiej powłoce jakiejś ziemskiej dziewczyny żyję przybysz płci żeńskiej.
    Kiedy jest uśpiony, dziewczyna staje się człowiekiem, dlatego nie poznaje peela.
    Ale przybysz kiedyś się obudzi.
    Dzięks Sowo.
  • Mruk 18.07.2019
    Niechlujnie wykonana robota.
    jest zgrupowana).Szaleństwo przeznaczenia, magii matematyki i kabały numerologii.

    To znaczy między pniakami, bo miał w zasadzie same braki w szczęce.- Fajne. Czarownica. Taką bym wychędożył i spalił.

    - Idiota jesteś.- Olewająco odwrócił głowę, wpatrując się w pożar.

    - Domu? - Chyba jakieś rozgoryczenie brzmi w moim głosie,- Tak. Do domu, ale chciałabym dać ci tylko to, o czym marzysz. Nic więcej nie mogę, nie naruszając tkanki czasoprzestrzeni.

    - Dlaczego?- Nic się już nie stanie.

    - Jedziemy? - Entuzjastycznie odpowiedzieli chórem. Pewnie przypadek.- Jedziemy.

    - Żegnam cię. Tam nie jest moje miejsce. Jestem mały i słaby.- Wyłączyła czajnik i zalała kawę.
  • puszczyk 18.07.2019
    Przecież to jest o szaleństwie! :)
  • Zaciekawiony 18.07.2019
    Bardzo dobry tekst. Mam luźne skojarzenie z opowiadaniem Marqueza "Oczy niebieskiego psa". Jest tu dużo ciekawych nawiązań do różnych dziedzin.
  • puszczyk 19.07.2019
    Podziękował zaciekawiony.
    Dobrze, że nie masz jedynki z tyłu :)))
    Pewnie opinia byłaby diametralnie inna.
  • puszczyk 19.07.2019
    Lekko pierdolnęty autor, to i popierdolone lekko rzeczy czasami wychodzą.
    Rok temu się przejąłem oszołomami.
    Teraz już nie, ale cały ze zbroi zbudowany nie jestem i jeszcze choleryk na dodatek, to różnie może być.
    Dzięki

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania