Poprzednie częściOstatnie wspomnienie

Ostatnie wspomnienie. Rozdział 2

# Pierwsze zniknięcie

 

Piotr Nowak miał zwyczaj opowiadania wszystkich szczegółów ze swojego życia. Stał teraz na rogu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej, machając rękami i opowiadając o wczorajszej randce.

 

– Wyobraź sobie, zamówiła ostrygi! Kto normalny zamawia ostrygi na pierwszej randce? – śmiał się, poprawiając okular na nosie. – Ale wiesz co? Podobała mi się. Ma taki śmiech, że cały lokal się odwracał. Myślę, że zadzwonię dziś wieczorem.

 

Marek przytakiwał, ale był rozkojarzony. Cały dzień myślał o pustej kartce, o mieszkaniu 47, o tym dziwnym uczuciu, jakby coś ważnego wyparowało mu z pamięci. Może powinien iść do lekarza? Może to jakiś rodzaj amnezji, stres, przepracowanie...

 

– Słuchasz w ogóle? – Piotr szturchnął go w ramię.

 

– Przepraszam, myślałem o... – Marek zamrugał. – O czym mówiłeś?

 

– O Kasi. Tej dziewczynie z randki. Mówię ci, że...

 

Świat mignął.

 

To było jak błysk aparatu, ale odwrotny – zamiast światła, sekundę ciemności. Marek zamrugał, próbując pozbyć się plam przed oczami.

 

Piotr zniknął.

 

Nie było żadnego dźwięku, żadnego efektu specjalnego. Jeden moment stał tam, gestykulując i opowiadając o ostrygach, a w następnym... pustka. Miejsce, gdzie przed chwilą był jego przyjaciel, wypełniło się powietrzem, jakby nigdy tam nikogo nie było.

 

Marek patrzył tępo na pusty kawałek chodnika. Ludzie przechodzili obok obojętnie, omijali go i szli dalej, jakby nic się nie stało. Kobieta z wózkiem dziecięcym, mężczyzna w garniturze, grupa studentów – nikt nie zwrócił uwagi na to, że człowiek właśnie... przestał istnieć.

 

– Piotr? – szepnął Marek, a potem głośniej: – PIOTR!

 

Rozglądał się gorączkowo. Może pobiegł do sklepu? Może wszedł do kamienicy? To niemożliwe, żeby po prostu zniknął, ludzie nie znikają tak po prostu...

 

Podbiegł do kobiety w czerwonym płaszczu, która szła w jego stronę.

 

– Przepraszam! – złapał ją za rękaw. – Widziała pani mężczyznę, który tu stał? Wysoki, w okularach, opowiadał głośno...

 

Kobieta spojrzała na niego z mieszanką zaniepokojenia i irytacji.

 

– Proszę pana, tu nikogo nie było. Stoi pan sam od kilku minut i rozmawia z powietrzem.

 

– Nie! – Marek potrząsnął głową. – Stał tu mój kolega, Piotr. Rozmawialiśmy o...

 

Urwał. O czym rozmawiał z Piotrem? Coś o randce... ale szczegóły już mu umykały, jakby ktoś wymazywał je z jego umysłu w czasie rzeczywistym.

 

– Przykro mi – kobieta wyrwała się z jego uścisku. – Chce pan, żeby zadzwoniłam po pomoc?

 

Marek puścił ją i cofnął się. Pomoc? Jaka pomoc? Jak wytłumaczyć komuś, że jego przyjaciel właśnie zniknął? Że jeden moment był, a następny go nie ma, i nikt nie pamięta, że w ogóle istniał?

 

---

 

Biuro redakcji "Panoramy Warszawskiej" znajdowało się na trzecim piętrze szarej kamienicy przy Kruczej. Marek wpadł tam jak szalony, przeskakując po dwa stopnie naraz. Sekretarka, pani Krysia, spojrzała na niego zaniepokojona.

 

– Panie Marku, co się stało? Wygląda pan, jakby widział ducha.

 

– Gdzie jest Piotr? Piotr Nowak, mój kolega!

 

Pani Krysia zmarszczyła brwi.

 

– Jaki Piotr? Nie znam żadnego Piotra w naszej redakcji.

 

Serce Marka przestało bić na moment.

 

– Jak to nie zna pani? Piotr Nowak, dziennikarz, pisze felietony o mieście. Siedzi tam – wskazał na biurko w kącie sali.

 

Spojrzała w tamtą stronę. Biurko było puste, czyste, jakby nigdy nikt przy nim nie pracował.

 

– To biurko stoi puste od miesiąca. Szukamy kogoś na to stanowisko, ale jeszcze nie znaleźliśmy odpowiedniego kandydata.

 

– Nie, nie, nie! – Marek podbiegł do biurka. Żadnych osobistych rzeczy, żadnych notatek, żadnych śladów obecności. Włączył komputer – pusty pulpit, podstawowe programy. – Piotr pracuje tu od dwóch lat! Razem robiliśmy materiał o renowacji Pałacu Kultury!

 

– Panie Marku – głos redaktora naczelnego, Andrzeja Wolskiego, dobiegł zza jego pleców. – Ten materiał robił pan sam. Pamiętam, jak narzekał pan, że to za dużo pracy dla jednej osoby.

 

Marek odwrócił się. Wolski stał w drzwiach swojego gabinetu, wyglądał na autentycznie zaniepokojonego.

 

– Może powinien pan wziąć wolne? Przepracował się pan ostatnio, może potrzebuje pan odpoczynku...

 

– Ja nie jestem chory! – krzyknął Marek. – Piotr Nowak istnieje! Znam go od lat, chodzimy razem na piwo, opowiadał mi o swoich randkach...

 

Cisza w redakcji była głucha. Wszyscy patrzyli na niego jak na wariata. Ania wyszła zza swojego biurka i położyła mu rękę na ramieniu.

 

– Marek, proszę cię, usiądź. Nie ma żadnego Piotra. Nigdy nie było.

 

Wyrwał się z jej uścisku i wybiegł z biura.

 

---

 

Na ulicy usiadł na pierwszej lepszej ławce. Ręce trzęsły mu się tak mocno, że nie mógł zapalić papierosa. Próbował sobie przypomnieć twarz Piotra – wysokie czoło, brązowe oczy za okularami, blizna na brodzie z wypadku rowerowego w dzieciństwie. Ale im bardziej się koncentrował, tym bardziej szczegóły mu umykały.

 

Jak się nazywała ta dziewczyna, o której opowiadał? Kasia? Katarzyna? A może wcale nie Kasia?

 

O czym w ogóle rozmawiał z Piotrem na ulicy?

 

Dreszcz przeszedł mu po kręgosłupie, gdy uświadomił sobie prawdę. To nie była zwykła amnezja. To nie było przepracowanie czy stres.

 

Ludzie po prostu... przestawali istnieć.

 

Pierwszy sąsiad. Teraz Piotr. A co jeśli następny będzie ktoś jeszcze bliższy? Co jeśli następny będzie on sam?

 

Marek spojrzał na przechodniów mijających jego ławkę. Czy któryś z nich pamięta go teraz? A czy będzie pamiętać jutro?

 

W kieszeni zadzwonił mu telefon. SMS od Ani: "Wszystko w porządku? Jeśli chcesz porozmawiać, jestem."

 

Wpatrywał się w ekran. Ile osób miało jego numer? Ile osób wiedziało, że istnieje?

 

I jak długo to jeszcze potrwa?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • droga_we_mgle 2 miesiące temu
    Lepiej niech nasz bohater nie mówi zbyt dużo o tym co widzi, bo skończy w pokoju bez klamek...😬

    Budzi zainteresowanie, chętnie przeczytam się końca
  • droga_we_mgle 2 miesiące temu
    *a raczej czego nie widzi

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania