Otarłem się o śmierć

Jest ciemno.

 

- Randy! - powietrze przedziera rozdzierający serce krzyk. - Gdzie jesteś!?

 

Dalej nic nie widzę, nie czuję nóg…

 

- Zostań ze mną. - szepcze do mnie ktoś. Jego głos jest głęboki… Straszny, jak z horroru.

 

- RANDY!

 

Teraz nie czuję już nic, jakby wąż owijał się wokoło moich kończyn i znieczulał je. Z całej siły próbuję otworzyć oczy, ale nic z tego. Jakbym już nie był w swoim ciele…

 

- Randy wracaj! - krzyczy kobiecy głos. Wyczuć w nim da się ból, szloch… Wściekłość. - Proszę…

 

Głos kobiety się oddala, a ja czuję się, jakby ktoś pozbawił mnie ciężaru, który nosiłem przez całe osiemnaście lat mojego życia. Nagły napływ energii pozwala mi otworzyć oczy. Nie czuje już bólu, moje rany znikają. Obraz przed moimi oczyma zaczyna nabierać kształtów.

 

Huk.

 

I znowu nic nie widzę. Próbuję kolejny raz.

 

Huk.

 

Co się dzieję - myślę. Znowu próbuję otworzyć oczy, ale huki powtarzają się. Jakiś czas później w końcu mi się udaje. Widzę szklaną podłogę, a nad nią, pod nią i wszędzie dookoła widać nic innego jak czerń.

 

- To jak będzie? - szepcze ten chrapliwy głos. Odwracam się i widzę wysoką postać w czarnym płaszczu i kosą w ręku. Nie widać jej twarzy. - Zostaniesz? Czy wrócisz do tej dziury zwanej życiem?

 

- Gdzie jestem?! - krzyczę. Powoli poruszam rękami i nogami. Uświadamiam sobie, że jestem biały i lekki, zupełnie jak duch. Opuściłem swe ciało!, myślę.

 

- Tak, opuściłeś swe ciało, Randy. Ale musisz podjąć decyzję. Już na zawsze ze mną, w raju pełnym twych najskrytszym marzeń, lub kolejne lata jako człowiek w podróży zwanej potocznie „życie”?

 

- Mam zostać w czerni!?

 

- Nie, zostaniesz tutaj. - postać wskazuję na szkło, w którym odbija się to, o czym zawsze marzyłem.

 

- NIE! Chcę zostać z May!

 

- Na sto procent? - od szkła odbija się śmiech oraz piękna kusząca muzyka. - Jesteś pewien, że wracasz do tej bezsensownej męczarni?

 

- TAK! - Upieram się przy swoim, choć jest trudno oprzeć się muzyce płynącej ze szkła.

 

- Ale czy…?

 

- NA PEWNO CHCĘ WRÓCIĆ DO MAY! - wydzieram się, zagłuszając swoim głosem muzykę i śmiech.

 

- Niech ci będzie. - postać pstryka palcami.

 

Znowu czerń. Robię się ciężki, tracę poczucie czasu. Spadam.

 

- Randy?

 

Powolutku odzyskuję czucie w palcach, później dłoniach, aż w końcu całych rękach. Palce u stóp, same stopy, nogi i na końcu brzuch, kark, szyja i głowa. Poruszam palcami.

 

- Obudził się! Jest tutaj! - krzyczy ktoś, jest bardzo blisko. - Randy? - Czy to May do mnie mówi?

 

Próbuję otworzyć oczy, co udaję mi się dosyć łatwo, bo nie słyszę huków.

 

- May, to ty? - chrypię, bo nie widzę wyraźnie.

 

- Tak, to ja. - szepcze. - Halo, jest tutaj!

 

Zasypiam.

 

Budzę się dopiero w szpitalnym łóżku, obok którego siedzi umorusana i wyczerpana May. Nic nie pamiętam, ale ona wszystko mi wyjaśnia.

 

Otarłem się o śmierć.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • PRAWIE O PAPIEŻOWEJ TO WSTAWIŁO
  • Sandra rok temu
    -_-
  • Btw bardzo ciekawy zamysł historii, ciekawy i dający do myślenia
  • Sandra rok temu
    Dzięki! :)
  • Sufjen rok temu
    Nie są to moje klimaty, ale jak na miniaturkę, całkiem przyjemnie napisane. Pozdrawiam! :)
  • Sandra rok temu
    Dziękuję!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania