(I) Otchłań
Mrok spowijał ciało i myśli. Co tu robił i gdzie właściwie jest "tu"? Stał plecami oparty o zimne metalowe drzwi i ciężko dyszał. Nie pamiętał, jak znalazł się w tym miejscu i nie miał pojęcia, dlaczego jest tak przeraźliwie ciemno. Instynktownie sięgnął do kieszeni dżinsów, wyciągnął komórkę, chcąc rozświetlić mrok. Na próżno. W jego sytuacji rozładowany telefon nie był do niczego potrzebny. Powoli uspokoił oddech i podjął próbę dobrania się do zapomnianej przeszłości. Niewiele pamiętał. Był w knajpie i z pewnością wypił sporo, jednak to nie przybliżało go do wyjaśnienia aktualnego położenia.
Tańczył w rytm techno, a lampy stroboskopowe wprowadzały go w amok. Nierealność delikatnie odbierała poczucie miejsca i czasu. Migawki ludzi, śmiechy i pocałunek przekazujący kwaskowatą pastylkę, otwierały drzwi do królestwa szaleństwa. Spocone, przybierające coraz to nowe pozy ciała, przyśpieszające i zwalniające tempo, stały się także jego udziałem. Byli pląsającą jednością, tańczącą w psychopatycznym ciągu. W jednej chwili zawisnął w czasie, by chwilę później rzucić się w rytm rwanych, tanecznych ruchów. Wszechobecne drganie i wciąż ten charakterystyczny dla techno rytm odbierał myśli, podsuwając rosnącą jak tsunami moc doznań.
Nagie piersi i okrzyki rozkoszy przemieszane z błaganiem o litość. Wciąż jeszcze słyszał miarową muzykę, a migające, ostre światło skuteczniej niż mrok ukrywało rzeczywistość. Pusta ulica i ona. Kto? Nie pamiętał, nic oprócz mglistych doznań, pozostawiających uwierające poczucie zła.
Przenikliwe zimno wdzierało się przez plecy i obejmowało ciało, uświadamiając mu istnienie. Wciąż opierał się o zimne metalowe drzwi, nie znając odpowiedzi na podstawowe pytanie. Kim jest?
– Mocniej, jeszcze! – Słyszał w głowie krzyk rozkoszy przenikający przez martwą ciszę. – Pierdol mnie. – I słowa rozmywały się z odgłosami zatracenia. – Właśnie tak, jeszcze...
Niemal czuł nagość swoją i jej. Kogo?
– Zrób to – szept przebijający się przez ekstazę, obiecywał mocniejsze doznania. – Teraz, właśnie teraz. – Trująca słodycz zabrzmiała w jego głowie.
I nagle zaległa cisza, przerywana odgłosem spadających kropel. Wody? Nie wiedział, zresztą nawet nie znał swojego imienia, więc to go akurat nie dziwiło.
– To krew – niejasne przypuszczenie wkradło się do jaźni.
Przenikliwe zimno i otaczająca zewsząd czerń uniemożliwiała zebranie myśli, uśpione przez zaszłe wspomnienia. Wiedział, że ma niewielką szansę, iskierkę, mogącą go zbawić. Zbawić? Wzdrygnął się przed tak często słyszanym słowem.
– Było warto – szept zmieszał się z niepokojącym chichotem.
Tak, powiedział to, ale kiedyś. Nie wie dlaczego i jaki sens ukrywało. Był i to chyba jest najważniejsze. Wystarczyło tylko uciec stąd i poczuć na twarzy ciepły letni wiatr i biec, biec do utraty tchu. Śmiać się i wykrzyczeć szczęście, wdychając woń polnych kwiatów i perfum ukochanej, wciąż wyczuwanych na koszuli.
Teraz też czuł perfumy, jednak zdecydowanie zbyt słodkie. Drżał z zimna, a i to nie otrzeźwiło myśli. Mógł nacisnąć klamkę i zobaczyć, co jest za drzwiami.
– Zrób to – Zanim dotarł do niego szept, został przerwany przeraźliwym krzykiem – Nieee!
Otarł pot z czoła, obrócił się w kierunku drzwi i po omacku znalazł klamkę. Metalową i ciężką, której ciepło zdawało się rozgrzewać dłoń, dając chwilową ulgę. I gdyby nie stały okrzyk rozpaczy, poczułby nadzieję, a tak marzył tylko o ucieczce. Tylko jak? Drżał i nie widział innej możliwości. Musiał nacisnąć tę cholerną klamkę i zmierzyć się z przeszłą chwilą. W końcu to zrobił, a ona delikatnie uginała się, zapraszając do środka. Ostrożnie pchnął drzwi i nieoczekiwanie, korytarz zatopił się w bieli.
– Cholera. – Oślepiający blask wymusił chwilowe zamknięcie oczu. – Chyba jest dobrze – powiedział do siebie i wszedł do pomieszczenia.
Nadzieja utopiła się wraz z blaskiem przemieszanych z czerwienią i bladością kobiecej twarzy.
– Julia? – jęknął, nie wiedząc skąd pojawiło się to imię.
Stał przy łóżku, patrząc na dzieło szaleńca. Biała jak kreda głowa przyozdobiona długimi blond warkoczami, stała w przeźroczystym wazonie, do połowy wypełnionym czerwienią. A przecież tam powinna być piękna, pachnąca róża. Na łóżku zaś leżała ona, niegdyś bogini, teraz jedynie korpus, zanurzony w jeszcze niedawno błękitnej pościeli. Teraz zaś czerwień i błękit stopiły się w jedność, tak jak on z Julią? Wzdrygnął się i przeraził podsuniętą myślą.
– Opłaciło się. – To blask szeptał, a on nie umiał opanować reakcji żołądka.
Biegł do łazienki, pozostawiając smugi niegdysiejszego posiłku. Resztki pokarmu wypełniły zlew, a on mimowolnie spojrzał w lustro. Zza koślawych czerwonych liter wypłynęła zakrwawiona twarz, z czarnymi jak węgiel oczami. Przerażony spuścił wzrok i zobaczył, że koszula nie była mokra z potu, a z krwi.
Wył, wył z rozpaczy, wyciągnięty na moment z szaleństwa. Zrzucił koszulę, spodnie i krzyczał, a jednak był to niemy krzyk. Cisza przerywana groteskowymi grymasami i usilnymi próbami wykrzyczenia obezwładniającego obłędu. Cisza przerywana przez spadające krople krwi.
– Jestem z tobą. Od zawsze. – Szept nie ustawał i zakradał się do szalejącej jaźni. – Spójrz w lustro, przeczytaj – zachęcał. – Tego przecież chciałeś.
On zaś zimną wodą zmywał krew, która spływała na białą posadzkę.
– To nie ja! – Niemy skowyk wciąż nie przebijał się przez ciszę. – To nie mogłem być ja – łkał i nikt go nie mógł usłyszeć. – Nie mógłbym.
– To ty, naprawdę to zrobiłeś. – Przebijający się przez rozpacz szept, dotarł do jego myśli. – Spójrz w lustro.
Nie chciał, a jednak głowa podniosła się, on zaś nie patrzył na siebie, a na koślawy napis: "Zobacz film". Czuł się jak kukła, pozbawiona uczuć. Wyszedł z łazienki i skierował się w kierunku szafki, po to, by wyciągnąć z niej płytę. Odpalił DVD, włączył telewizor i usiadł na fotelu, tonącym w niedawnym bestialstwie. Patrzył, jak wchodzi do pokoju z roześmianą Julią. Ideałem o ciele bogini, do którego zdobył klucz wzajemności. Obsypywali się pocałunkami w rytm chaotycznie zrzucanych ubrań. Zatapiali się w cielesności, chłonąc upragnione marzenia i dzieląc się dotykiem i słowami przerywanymi przez westchnienia rozkoszy. Szepty i jęki prowadziły go do dawnych, najwspanialszych doznań.
Spojrzał w jej roziskrzone oczy, wyglądające zza mglistej rozkoszy i słyszy zachętę wypływającą z jej pełnych, czerwonych ust. Delikatnie podgryza jego sutki, a on oddaje w dwójnasób poganiany przez kwaskowatą substancję, płynącą w żyłach. Kontrola umyka zawstydzona, zastąpiona przez niepohamowaną żądzę. Chce czegoś lepszego, wspanialszego, ostrzejszego!
– Zrób to teraz! – słyszy i zaczyna ją podduszać. – Teraz! – Nie wiedzieć skąd, nóż pojawia się w ręce i sprawnym ruchem podcina gardło Julii.
Patrzy na obserwującego go siebie i bezcześci piękno, odsuwając w niebyt drzemiące w nim okruchy dobroci. Przerażająca ekstaza obejmuje go i ciszę przerywa szaleńczy śmiech i odgłosy czynów, których nikt nie wybaczy. Kończy dzieło zniszczenia, nazywając je pięknem i sztuką, wywołującą wśród normalnych ludzi niekończące się wymioty i pojawiającą się znikąd nienawiść do niego. Ekran telewizora staje się czarny i chwilę później on sam zatapia się w mroku.
– Panie, okaż mu swoje miłosierdzie, wybacz jego grzechy i zachowaj go od ognia piekielnego.
Słyszy niknące słowa, których tak bardzo chciałby się uchwycić. Przypomniał sobie, kim jest i wierzył w ratunek. Może nie był ideałem, zdradzał żonę, wyparł się dziecka, był zimny i wyrachowany, ale nikogo nie zamordował!
– Ja nikogo nie zabiłem! Nie zabiłem! – rozpaczliwie krzyczał. – To jest pomyłka. Nie mógłbym – powiedział nieco ciszej, próbując uchwycić sens wypowiedzianych słów. – Nie mógłbym – powtórzył, ale nie wiedział już, o co mu chodziło.
Odchodzący ratunek niknął, zatapiając się w ciemności.
Mrok spowijał ciało i myśli. Co tu robił i gdzie właściwie jest "tu"? Stał plecami oparty o zimne metalowe drzwi i ciężko dyszał. Nie pamiętał, jak znalazł się w tym miejscu i nie miał pojęcia, dlaczego jest tak przeraźliwie ciemno. Czuł powiew strachu wnikający do jego duszy.!
.......
Symulacja Otchłań
Statut: zakończono
Wyniki:
– zewnętrzny import danych: 86,7%
– pamięć własna: 7%
– uszkodzenia połączeń nerwowych: 0,6%
– kopiowanie DNA: zakaz
– przydatność szkoleniowa: średnia
– jakość danych: wysoka
Symulacja Strach
Statut: rozpoczęto
Wyniki:
Komentarze (19)
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Zostawiam 5
Znając życie chętnie zgodzimy się na wirtualną rzeczywistość, w myśl zasady więcej za mniej.
I pewnie co niektórzy będą dążyć, by nas pozamykać w domach, w imię ekologii, lub też czegoś tam innego. W końcu wirtualna rzeczywistość będzie fajniejsza.
I to (choć już bardziej subiektywnie niż ortograficznie), bo to "discopolowe" ujęcie: "Zatapiali się w cielesności, chłonąc upragnione marzenia i dzieląc się dotykiem i słowami przerywanymi przez westchnienia rozkoszy . Szepty i jęki prowadziły go do dawnych, najwspanialszych doznań."(no kiepskie po prostu)
Ogólnie: nie jest źle, ale temat bardzo powierzchownie ujęty. Miałeś lepsze teksty.
Pozdrawiam i dzięki za wizytę
Mam nadzieję, że koniec się podobał?
To zdanie z zatapianiem jest okrutnie napisane, ale skoro celowałeś w kicz... Końcówka fakrycznie pomysłowa :).
Dzięki
Lekko tekst zakręcony, ale nic dziwnego, w takiej sytuacji. No i zakończenie↔"Wyniki... ''
No właśnie jakie? Oby to wszystko nie poszło za daleko. Poza krawędź... :)↔Pozdrawiam:)↔%
Pozdrawiam
1 pała — tekst do kasacji, autor niech idzie zrywać marchewkę.
2 dwója — do kompletnej poprawki i ponownej oceny, autor z powrotem do szkolnej ławy.
3 mocna trójka — jest rezultat, ale warto jeszcze trochę popracować.
4 — Gratulacje! Można już otwierać szampana i celebrować.
5 — Czapki z głów, oto Geniusz! Uczmy się od niego/niej.
6 — ocena zarezerwowana wyłącznie dla Boga (oraz przyjaciół po piórze z Towarzystwa Wzajemnej Adoracji).
A co do warsztatu to jeszcze mi brakuje, ale staram się:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania