Othermatter; Rozdział 1 - Zjawisko Mrocznego Zanikania

AKT I

 

NIEUKOŃCZONY KONFLIKT

 

Do kompletnie ciemnego pomieszczenia wkroczyła całkiem spora ilość ludzi. Zastanawiali się, po co zostali tu ściągnięci, skoro mają mnóstwo niezwykle istotnych rzeczy na głowie. Po krótkiej chwili usłyszeli dźwięk szybkich kroków zmierzających w ich stronę i poczuli, jak ktoś się pomiędzy nimi przeciska. Kiedy ów ktoś dotarł na koniec sali, podszedł do przełącznika od światła. Pokój wypełniony został barwą granatu, która co prawda nie była zbyt jasna, jednak umożliwiała pozostałym ujrzeć, gdzie właściwie się znajdują. W środku stało mnóstwo składanych krzeseł, które były zwrócone do dużego, białego, wysuwanego ekranu. Przed nim stał organizator tego nagłego zebrania. Młody brunet, ubrany w lekką, niebieską kurtkę wojskową ze złotymi zdobieniami oraz małym herbem na piersi, przedstawiającym siedem większych okręgów dookoła mniejszego. Wszystkie okręgi były zaś otoczone przez liczne gatunki ptaków, od pawia zaczynając, na sowie kończąc. Na dłoniach miał czarne rękawice bez palców, a jego kamienny wyraz twarzy zdobiły wąskie, czerwone okulary. Chłopak gestem nakazał przybyłym, by usiedli. Zgromadzeni nie byli pewni, co powinni zrobić, jednak znając bruneta, ma im coś niezwykle ważnego do przekazania. Gdy wszyscy już zajęli swoje miejsca, chłopak poprawił okulary i odezwał się poważnym głosem.

 

- Chcę podsumować sytuację, w której się znaleźliśmy. Przegrywamy. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów przegrywamy wojnę z tym samym, plugawym wrogiem.

 

Zgromadzeni zaczęli spoglądać po sobie. On miał rację. Nieważne, jak bardzo by się nie starali, jak dzielnie by nie walczyli, wszystko zaczynało powoli tracić nadzieję.

 

- Dodatkowo oni mają po swojej stronie praktycznie żyjącą fortecę. Żadne z najsilniejszych technik na nią nie działają - kontynuował brunet. - Jednak według moich badań i obserwacji jestem pewny co do jednego. Ta rzecz nie jest kompletnie nietykalna. Możemy ją osłabić, poprzez zniszczenie czegoś, co utrzymuje ją w tym stanie. Co jest jednak katalizatorem jej niewrażliwości, tego nie wiemy. To jest właśnie powód, dla którego was tu zebrałem. Abyśmy mogli razem dojść do rozwiązania. Jeśli poznamy prawdę, może będziemy w stanie wszystko naprawić.

 

Chłopak podszedł do stojącego przed nim biurka, na którym znajdowało się skomplikowane urządzenie, przypominające bardzo nowoczesny projektor filmowy.

 

- Zmodyfikowałem ten projektor multikoordynatowy, aby pozwolił nam odtworzyć wszelkie sytuacje, jakie do tej pory się wydarzyły. Gdziekolwiek. W ten sposób cofniemy się do początku i stamtąd zaczniemy nasze poszukiwania rozwiązania.

 

- Chwila, jak to do początku? - zdziwił się stojący przy ścianie szatyn ubrany w podobny sposób, w jaki ubierają się kapitanowie piratów. - Początek czego masz na myśli?

 

- Początek występowania Zjawiska Mrocznego Zanikania - odparł brunet. - To wtedy Zaświaty pokazały swoją pierwszą aktywność od około pięciuset lat.

 

- Ale... nie myślisz, że to jednak trochę zajmie? - odezwała się blondynka ubrana w wytrzymałą, szmaragdowozieloną zbroję. Na ramieniu miała zawiązaną białą przepaskę z czerwonym krzyżem. - Co prawda mamy chwilę na odpoczynek, ale nie oznacza to, że możemy tak długo siedzieć nad czymś, co niekoniecznie musi być istotne.

 

- Jest, zaufaj mi. Poza tym w tej chwili dysponujemy całym czasem, jaki istnieje - brunet zdjął z szyi lśniący srebrem zegarek kieszonkowy i położył go na biurku, obok projektora. - Zatem możemy na spokojnie przeanalizować wszystko, co od tamtej pory zaszło i sprawdzić, gdzie popełniony został błąd.

 

Chłopak uruchomił projektor i skierował jego obiektyw tak, aby wyświetlany obraz obejmował cały ekran. Wyjął z kieszeni stalową pałkę teleskopową w czasie, gdy rozpoczęła się prawdopodobnie bardzo długa prezentacja.

 

"Othermatter. Oto nazwa dla całego kosmosu, w jakim żyjemy. Od początku było zbudowane z siedmiu Rzeczywistości - siedmiu ogromnych obszarów, na których panują określone dla każdego prawa fizyki. Każdy z nich jest domem dla różnych interesujących, przedziwnych i czasem niepokojących istot. Każda z Rzeczywistości dzieli się na wiele Wszechświatów, zaś te na poszczególne Wymiary. Wszystkie siedem Rzeczywistości jest ułożonych w koło, które orbituje najbardziej unikatowe miejsce w kosmosie. Wszechświat, nie należący do żadnej z nich. Zamieszkuje go jeden z głównych gatunków istot Othermatter, który swój dom miał niegdyś w Rzeczywistości Torrara. Tymi istotami są ludzie. Poza tym we Wszechświecie Centralnym, lub jak to jest często nazywany, w Zero mieszka jedna z najsilniejszych i najbardziej rozpoznawalnych osób w Othermatter. I to właśnie tam nastąpi pierwsze od wielu lat kryzysowe spotkanie Sentinelów, czyli strażników Wszechświatów, najsilniejszych przedstawicieli wytypowanych do niezwykle ważnego obowiązku ochrony przydzielonego im Wszechświata."

 

Wszechświat Zero; Wymiar Sigma; Planeta Ziemia

 

W ogromnej sali konferencyjnej urządzonej niemal po królewsku panował spory harmider. Wielu Sentinelów z różnych Wszechświatów zebrało się tutaj w celu odnalezienia przyczyny czegoś co zostało nazwane Zjawiskiem Mrocznego Zanikania. Od pewnego czasu w jednej z Rzeczywistości w bardzo tajemniczych okolicznościach zaczęły znikać układy słoneczne, potem Wymiary, a niedawno zaczęły znikać również całe Wszechświaty. Właśnie dlatego jest tu aż tyle różnych istot. Co prawda te dziwne zjawisko z całą pewnością nie jest niczym pozytywnym, jednak wielu Sentinelów było podekscytowanych wieścią, że w końcu coś się w Othermatter dzieje. Ci, którzy nie byli podekscytowani byli albo zaniepokojeni, albo rozdrażnieni.

 

Wszyscy obecni tu Sentinelowie dyskutowali na ten i wiele innych tematów siedząc przy bardzo dużym, marmurowym stole w kształcie litery O. Czekali już tylko na jedną istotę. Organizatora tego spotkania oraz Sentinela Wszechświata Centralnego. Ci, którzy go znali wiedzieli, że zawsze się spóźnia na każde spotkanie, dlatego nie byli za bardzo zdziwieni. Bardzo ożywionej dyskusji przy stole cały czas przyglądali się Gwardziści Kompozycji. Te dziwne twory ubrane w złote uniformy i uzbrojone we włócznie wzmocnione elektryczną Kinezą, czyli możliwą do kontrolowania przez inteligentne istoty energią wpatrywali się w zgromadzonych w milczeniu, a ich twarzy nie dało się ujrzeć przez zarzucone na głowy kaptury. Były tutaj do ewentualnego "uspokojenia" tych, którzy nie zachowywali się poprawnie. Wielu Sentinelów zdawało się przyglądać Gwardzistom spode łba i zastanawiać się kim, lub czym właściwie są. Zawsze zdawali się być nieobecni, a jakiekolwiek oznaki życia zaczynały się w nich tlić dopiero wtedy, gdy trzeba było kogoś w najlepszym przypadku wyprowadzić z sali, co już nie raz miało miejsce.

 

Po kilku długich minutach prowadzące na korytarz wielkie dębowe bramy obite złotem otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Do sali weszło czterech Gwardzistów, którzy eskortowali chłopaka o młodym wyglądzie. W tej samej chwili hałas dotychczas panujący w sali zamienił się w niemal upiorną ciszę. Wydawać by się mogło, że nagle wszystkie znajdujące się tu istoty zniknęły. Gwardziści otaczający nowo przybyłego rozeszli się, a chłopak zaczął zmierzać w kierunku stołu. Jego wysokie, ciężkie trapery wydawały dźwięki odbijające się echem po pomieszczeniu, zaś długi, sięgający niemal podłogi, śnieżnobiały płaszcz zdawał się dodawać jego chodu odrobiny gracji. Bardzo często jego siła oraz pozycja Sentinela były kwestionowane ze względu na jego młody wygląd, jednak on sam niekoniecznie się tym przejmował. Właściwie to już się zdążył do tego przyzwyczaić. Chłopak obszedł stół i usiadł w wygodnym, skórzanym fotelu na samym jego końcu, jedynym który nie był zajęty. Otarł z czoła swoją grzywkę o złocistej barwie, która przysłaniała część prawej strony jego twarzy, poprawił czarne, prostokątne okulary i skrywającymi się za nimi oczami o głębokim odcieniu brązu omiótł całą salę od prawej ściany do lewej, a na koniec odchrząknął.

 

- Widzę, że mamy tu wielu nowych - odezwał się swoim tenorem. - Mamy nadzieję, że będzie wam się podobała praca wśród najlepszych. Jakby ktoś tutaj zgromadzony mnie jeszcze nie znał, nazywam się Emeccy Mondero. Sentinel Wszechświata Centralnego. I przepraszam najmocniej za spóźnienie. Coś mi wypadło.

 

Emeccy zawsze używał tej samej wymówki, kiedy się spóźniał, czyli praktycznie zawsze. Niektórzy Sentinelowie wierzyli, że ma bardzo dużo obowiązków, jednak było też wielu, którzy uważali go po prostu za lenia. Na szczęście szybko zmieniali zdanie, kiedy odkryli ile już miał na koncie zasług dla Othermatter. Wśród niektórych zgromadzonych zaczęły rozlegać się szepty, które szybko były uciszane przez siedzących obok. Niektórzy nie wiedzieli, że Gwardziści mogli ich wyprosić z sali za byle głupotę, kiedy Emeccy był w środku.

 

- Zebrałem was tutaj z powodu Zjawiska Mrocznego Zanikania. Mam nadzieję, że wszyscy już się zapoznali z tym, co się dzieje w Rzeczywistości Navacera - zaczął Emeccy.

 

Wszyscy Sentinelowie przytaknęli głowami na potwierdzenie. Ci, u których ciężko było zlokalizować głowę nawet przez nich samych, wydali po prostu jakieś dźwięki.

 

- Na wszelki wypadek sobie o tym przypomnijmy - złoty błysk omiótł salę i wtedy na stole przed każdym Sentinelem pojawiły się stosy dokumentów. Gdy wszystkie arkusze zostały rozdane, a Sentinelowie zaczęli przyglądać się ich zawartości, Emeccy ciągnął dalej.

 

- Jak dobrze wiemy, wszystkie dotknięte Zjawiskiem Wszechświaty znajdowały się dość blisko siebie, na granicy pomiędzy Rzeczywistościami Navacera oraz zniszczonej Torrary - chłopak również rzucił okiem na swój dokument. - Wszystkie obiekty zanikały dokładnie w taki sam sposób. Nagle, bez żadnych wieści, czy uprzedzeń, a jedyne, co po nich zostawało to ogromne obszary kompletnej próżni.

 

Blondyn podniósł swój wzrok i rozejrzał się po twarzach pozostałych. Z ich ekspresji był w stanie wyczytać u wielu istot zaciekawienie, ale także u niektórych wściekłość, niepokój, lub obojętność.

 

- Jakieś pomysły? Co może to powodować? - spytał chłopak, próbując przy okazji jak najlepiej stwierdzić, co właściwie pozostali o tej sprawie myślą.

 

Natychmiastowo w sali znowu rozległ się hałas, jednak tym razem o wiele mniejszy. Sentinelowie zaczęli wymieniać się swoimi przemyśleniami na ten temat, a potem dzielili się nimi z Emeccy'm. Jedni mówili o przeanalizowaniu, czy kolejność znikających Wszechświatów jest logiczna i ustalenie tego, który ma zniknąć następny, dzięki czemu będzie można łatwo temu zapobiec i dowiedzieć się o Zjawisku czegoś więcej. Inni mówili o przesłuchaniu patroli Gwiezdnych Najemników, którzy patrolowali tereny w pobliżu tych dotkniętych Zjawiskiem. Po wielu długich minutach namysłu bardzo szczupła Sentinel o zapadniętej twarzy i ciemnofioletowemu odcieniu skóry zasugerowała:

 

- A... A co jeśli Zaświaty są z tym powiązane?

 

Dobrze wiedziała, że pożałuje tych słów. W jednej chwili ponownie nastąpiła cisza poprzedzona głośnymi westchnięciami z zaskoczenia. Wzrok wszystkich twarzy został wlepiony w Sentinelkę, również wzrok Gwardzistów. Przygotowali swoje włócznie do podjęcia zdecydowanego działania. Emeccy widząc tę scenę szybko wstał z fotela, odchrząknął głośno i pokazał ręką Gwardzistom, aby spoczęli. Następnie spojrzał na kobietę, tak jak cała reszta.

 

- Mistrzyni Racy, wiesz dobrze, że Zaświaty zostały całkowicie odizolowane od Othermatter wieki temu - odezwał się ostrożnie. - Tym razem upewniliśmy się, że przejście zostało znakomicie zapieczętowane oraz nikt zarówno po tej, jak i po tamtej stronie nie wie, gdzie się znajduje.

 

- J-ja... Prze-przepraszam... - Racy objęła się ramionami. Z jednej strony była na siebie zła, ponieważ ona będąc na tak ważnej pozycji jest tak bardzo strachliwa, ale jednak z drugiej strony czuła ulgę, że nic się jej nie stało.

 

- I mówię teraz do wszystkich - Emeccy podniósł swój głos. - Proszę, aby nikt nie zwalał każdej winy na Zaświaty, ani nawet w ogóle nie mówił o tym miejscu. Dobrze wiemy, że jest ono przesiąknięte złem, ale nie musimy się już nim dłużej przejmować.

 

Chłopak miał nadzieję, że te słowa dotrą do jak największej liczby istot. Po cichych szmerach Sentinelów i ich przytakiwaniu stwierdził, że na szczęście większość to zrozumiała. Sięgnął do kieszeni swoich dżinsów i spojrzał na ekran komórki, aby sprawdzić, która jest godzina. Od momentu, w którym tu przybył minęło już naprawdę sporo czasu. Nawet nie zdał sobie sprawy z tego, że aż tyle go już upłynęło. Schował telefon z powrotem i spojrzał na pozostałych.

 

- W tej chwili zakończmy nasze spotkanie - oznajmił donośnie. - W razie jakby ktoś wpadł na genialny plan rozwiązania naszego problemu, niech bezzwłocznie da o nim znać.

 

Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, i właściwie się też jej nie spodziewając, Emeccy szybkim krokiem ruszył w kierunku bramy prowadzącej na korytarz. Te zgromadzenia Sentinelów są dokładnie takie same, jakie blondyn je zapamiętał. Nudne, nie obejdą się bez awantury, nie ważne jak wielka by nie była, oraz rzadko kiedy cokolwiek pożytecznego z nich wychodzi. Jednak on musiał je zawsze organizować.

 

- "Niestety, taki wymóg" - pomyślał.

 

Jak tylko wyszedł z sali, odetchnął nieco świeższym powietrzem i oparł się plecami o szeroką kolumnę jońską z diorytu. Przypomniał sobie słowa Racy odnośnie Zaświatów. Nie chciał dopuszczać do swojego umysłu tej myśli, ale sam również wewnętrznie podejrzewał, że za Zjawiskiem stoją siły pochodzące z tego splugawionego miejsca. Poczuł, jak lekko kręci mu się w głowie od natłoku myśli. Pomyślał, że musi się zrelaksować. Jak do tej pory nikt nie powiadomił go o czymś niebezpiecznym dziejącym się w Zero sam również nie wykrył nic podejrzanego, dlatego mógł sobie pozwolić na chwilę odpoczynku. Rozejrzał się po korytarzu, po czym zniknął nagle z cichym grzmotem, zanim ktokolwiek inny zdążył wyjść z komnaty.

 

Wszechświat Zero; Wymiar Delta; Planeta Scelus

 

Emeccy otworzył oczy, gdy sekundę później znalazł się w swojej pracowni. To była jego ulubiona część każdego zebrania Sentinelów. Teleportowanie się z powrotem do swojej kryjówki. Chłopak przeciągnął się i głęboko ziewnął. Spojrzał na zegar na ścianie i stwierdził, że ma jeszcze trochę czasu przed treningiem Josha, jednego ze swoich dawnych kumpli, który postanowił dołączyć do grupy założonej przez Emeccy'ego. Grupa ta nazywała się B.I.G S.E.V.E.N. i właściwie zajmowała się tym, co sam blondyn - pilnowaniem porządku we Wszechświecie Zero. Nikt mu nigdy nie powiedział, że jako Sentinel musi działać sam, dlatego założył taką grupę. No i też dlatego, że ciągle namawiał go do tego Natius, jego najlepszy przyjaciel.

 

Blondyn rozejrzał się po pomieszczeniu i dopiero wtedy przypomniał sobie, że musiał tu posprzątać. Praktycznie wszędzie leżały porozrzucane książki, projekty wymyślnych urządzeń narysowanych na dużych arkuszach niebieskiego papieru, części elektroniczne i inne bardziej lub mniej możliwe do rozpoznania przedmioty. Natius pracował w tej samej chwili nad wieloma różnymi projektami wynalazków, a u siebie nie miał już miejsca na trzymanie tego wszystkiego, więc poprosił Emeccy'ego, żeby na chwilę przechował część jego prac. Po krótkiej chwili przyglądania się bałaganowi jeszcze raz się przeciągnął, po czym wyszedł z pracowni.

 

Po przejściu kilku pomieszczeń wyszedł na ogromny korytarz, wzdłuż którego szedł dalej. Ściany były przyozdobione różnymi wyciętymi w drewnie i skale płaskorzeźbami przedstawiającymi wydarzenia historyczne z Othermatter. W wielu miejscach korytarza znajdowały się kolumny w stylu korynckim podtrzymujące masywny strop budowli. Po prawej stronie było bardzo duże okno przysłonięte w większości gałęziami drzew. Za oknem było widać las, który rozciągał się aż poza horyzont. Las ten rósł tutaj od wielu tysięcy lat. Był tu tak długo, że niemal w całości przykrył Gaię zielenią.

 

Gaia była nazwą dla tej masywnej fortecy, w której znajdował się teraz blondyn. W tej chwili grupa B.I.G S.E.V.E.N. używała jej jako kryjówki, ale początkowo Sentinel mieszkał w niej wraz ze swoją rodziną. Wszystko toczyło się dobrze w tamtych czasach. Nic nie zwiastowało tej przerażającej burzy, która miała nadejść. Emeccy pamięta ten dzień tak, jakby był dopiero wczoraj. Zatrzymał się na końcu korytarza, przed silnymi, metalowymi drzwiami i zamknął oczy.

 

"Wszędzie było słychać krzyki i odgłosy walki. Każdy potykał się o połamane kawałki drewna, metalu oraz szkła, które były porozrzucane w każdym możliwym miejscu. Wszyscy próbowali omijać trupy oraz ogień, którego było tutaj pełno, a jego dym zapychał płuca. Mały Emeccy był z całych sił ciągnięty za ramię przez wysokiego mężczyznę ubranego w ciemną opończę. Blondyn próbował usilnie się wyrwać z uścisku tej osoby, ale na próżno. Cały czas krzyczał do niego, że musi pomóc swojej rodzinie, a mężczyzna odpowiadał, że w tej chwili to życie Emeccy'ego jest najważniejsze. Chłopak odwrócił głowę do tyłu i widok jaki ujrzał sprawił, że na chwilę zatrzymało mu się serce. Kilku najbardziej wyszkolonych wojowników z jego rodziny walczyło z gigantyczną, purpurową masą o bliżej nieokreślonym kształcie z niewiarygodnie szeroko rozwartą bezdenną paszczą. Nad tym ogromnym pyskiem znajdowały się dwie duże czarne dziury z elektrycznie żółtymi ślepiami wpatrującymi się wprost w Emeccy'ego."

 

Sentinel otworzył oczy, powracając tym samym do rzeczywistości. Nabrał głęboko powietrza, uświadomiwszy sobie, że do tej pory wstrzymywał oddech. To było jedno z najbardziej przerażających wspomnień, jakie posiadał. Dzień, w którym cała jego rodzina została zamordowana. Chłopak bardzo często zastanawiał się, dlaczego tylko on przeżył. Dlaczego tylko on musiał żyć? Złapał się za czoło roztargniony, jednak postanowił się natychmiast rozchmurzyć, gdy zobaczył, że metalowe drzwi otwierają się. Stanął w nich Natius. Jego włosy oraz oczy były tego samego koloru bordo. Był ubrany w swoje ulubione ubrania - szara bluza z kapturem, długi czarny szalik, ciemne spodnie moro i wojskowe buty tego samego koloru, a także czapka oficerska. Natychmiast się uśmiechnął, gdy zobaczył Emeccy'ego.

 

- Już wróciłeś! - uścisnęli sobie mocno ręce. - I jak poszło spotkanie?

 

- No cóż... Było tak samo nudne, jak zapamiętałem - Emeccy roześmiał się od niechcenia.

 

- Mam nadzieję, że ta zagadka ze znikającymi Wszechświatami zostanie jak najszybciej rozwiązana - Natius się na chwilę zamyślił. - Charles siedzi cały czas w swoim sektorze. Już od dwóch dni próbuje to wszystko przeanalizować.

 

- Dajmy mu czas. Pamiętaj, że on tu jest mózgiem w naszej ekipie.

 

- Nie mam zamiaru wtrącać się do tych jego rzeczy wymagających wyższego myślenia - młody oficer założył ręce za głowę. - Ja tu jestem tylko od wysadzania wszystkiego w powietrze i faszerowania złych gości śrutem.

 

Emeccy i Natius zaczęli iść razem wzdłuż korytarza i rozmawiali ze sobą na różne, w większości losowe tematy. Przez wiele minut kroczyli właściwie sami nie wiedząc dokąd. W pewnym momencie Sentinel spojrzał na godzinę na komórce i jego wyraz twarzy na krótką chwilę stał się ponury.

 

- Chyba zapomniałem się spotkać z Joshem na jego treningu - rzucił krótko. - Lepiej, jeśli już będę leciał.

 

- Pójdę z tobą, a co mi tam - odparł Natius. - I tak nie mam w tej chwili nic do roboty.

 

Po tych słowach Emeccy dotknął jego ramienia i teleportowali się na pokryty drzewami i roślinnością dach Gai. Wydawało się, że było tutaj o wiele bardziej wietrznie, niż zazwyczaj. Przed nimi znajdowała się spora, żelazna platforma, nad którą rozpościerała się liściasta zasłona. Wszędzie wokół platformy zostały specjalnie zasadzone drzewa mające o wiele bardziej rozłożyste gałęzie, niż inne. Blondyn chciał mieć gdzieś miejsce do treningu, które nie będzie we wnętrzu Gai, ponieważ nieważne gdzie by takie miejsce nie powstało, wszędzie znajdowałyby się jakieś istotne obiekty, których lepiej byłoby nie uszkodzić. Do tego miejsce do treningu nie powinno być widoczne ani z ziemi, ani z powietrza. Teraz właściwie aż takie zabezpieczenia nie były konieczne, ponieważ już od wielu lat nie pojawił się żaden złowrogi patrol na tej siostrzanej dla Ziemi planecie. Emeccy i Natius stanęli na platformie. Było tu sporo manekinów i worków treningowych, celów strzeleckich, skrzyń wypełnionych różnego rodzaju mieczami, włóczniami, i innym tego typu żelastwem. Wszystko było wykonane z odpornego na wytrzymałego na Kinezy materiału. Mimo wszystko, blondyn musiał czasem wymieniać zniszczone manekiny i worki. Raz nawet cała platforma pękła na pół, przez co pojawiły się na niej wyraźne ślady po spawaniu.

 

Przy stole znajdującym się na rogu platformy siedział wysoki chłopak, który wpatrywał się w ekran swojego telefonu. Brązowe włosy miał mocno rozczochrane, z zarostem pewnie byłoby podobnie, gdyby nie był krótko ostrzyżony. Zdawało się, że swoje czarne dżinsy z paskiem, drogie buty, szarą koszulkę i brązową, skórzaną kurtkę ubrał w pośpiechu. Emeccy spojrzał na niego i odchrząknął głośno. Josh natychmiast zerknął w jego kierunku i wstał od stołu. Blondyn od razu zauważył jego podkrążone zielone oczy i zmęczoną twarz.

 

- "Czy on nie spał całą noc?" - pomyślał.

 

- W końcu jesteś, Emeccy - zaczął Josh, prawdopodobnie nie zdając sprawy ze swojego wyglądu. - Czy możemy już zaczynać?

 

- Stary, ty przeglądałeś się w lustrze ostatnio? - Natius skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na Josha niepewnie. - Wyglądasz, jakbyś dopiero co wyszedł z trumny.

 

- Serio? - zdziwił się szatyn. - A, to pewnie dlatego, że całą noc nie spałem. Ćwiczyłem trochę szermierkę w moim pokoju!

 

- Trochę? - zakwestionował oficer i westchnął. - Przynajmniej nauczyłeś się mnóstwa nowych rzeczy na temat walki przez cały ten czas, co nie?

 

- No... Nie bardzo... - Josh się zaczerwienił. - Ale to nie oznacza, że się jeszcze poddałem!

 

- Wiesz co Josh, może po prostu przełożymy ten trening na jutro? - zaproponował Emeccy. - Ty wracaj do środka, prześpij się choć trochę bo naprawdę wyglądasz okropnie.

 

Josh westchnął rozczarowany, ale przystał na propozycję Sentinela. Podszedł do rury znajdującej się za stołem, chwycił się jej i zjechał na niższe piętro Gai. Emeccy usiadł przy stole, przy którym przed chwilą siedział Josh. Natius zrobił to samo.

 

- Nie wiem czy dobrze zrobiliśmy, że wzięliśmy go do naszej grupy - odezwał się oficer. - Wiesz, że prawie nic nie potrafi.

 

- Spokojnie, czuję w nim ogromny potencjał - Sentinel się uśmiechnął. - Mam bardzo silne przeczucie, że nie pożałujemy jego obecności w naszych szeregach. Wiesz dobrze, że moje przeczucia zawsze się sprawdzają.

 

- Prawie zawsze - Natius oparł się mocno rękami o stół i zaczął się nad tym zastanawiać. - No dobra, zobaczymy co z niego będzie.

 

- Poza tym, musiałem go wziąć do grupy, żeby nasza nazwa się wreszcie zgadzała - Emeccy zaśmiał się lekko pod nosem. - Teraz jest nas siedmiu.

 

W tym momencie wiatr bardzo mocno szarpnął platformą. Jej konstrukcja co prawda była wystarczająco stabilna, ale parę manekinów zostało wyrwanych z podłogi, sterty ustawionych na sobie skrzynek ze sprzętem się przewróciły, a ich zawartość się wysypała. Natius jak najszybciej chwycił swoją czapkę, gdy tylko poczuł jak zostaje zwiewana z jego głowy.

 

- Co jest nie tak z tym wiatrem? - zapytał zdezorientowany. - Nie wiało tu tak mocno nawet wtedy, gdy ten "Najszybszy motocyklista w Othermatter" tu przyjechał i zaczął rozwalać cały las.

 

- To prawda - odrzekł Emeccy wstając od stołu. - Takie warunki pogodowe na tej planecie nie są czymś normalnym.

 

Nagle rozległ się bardzo głośny huk, a wiatr stanowczo się nasilił. Dwójka przyjaciół odeszła z platformy i stanęła w miejscu, gdzie drzew było najmniej, aby mieć jak najlepszy widok. Na niebie zaczęła się formować ogromna, kruczoczarna plama. Na początku nie miała ustalonego kształtu, ale w zastraszającym tempie się powiększała i wtedy przybrała wygląd czegoś, co przypominało nieco wir.

 

- C-Co to ma być?! - wrzasnął przerażony Natius.

 

- Zjawisko Mrocznego Zanikania - odparł sucho głos zza ich pleców.

 

Odwrócili się i zobaczyli za sobą Charlesa, wpatrującego się obojętnie w zwiększający się wir. Mózg ich drużyny miał czarne włosy i niebieskie oczy, ostre rysy twarzy oraz pieprzyk pod prawym okiem. Nosił błękitną, rozpinaną koszulę, szare rękawiczki bez palców i tego samego koloru spodnie oraz czarne buty.

 

- Czyli co?! Zostaniemy przez to coś pochłonięci?! - oficer próbował przekrzyknąć coraz głośniejsze dźwięki wiatru oraz te wydawane przez Zjawisko.

 

- Z tego co przeanalizowałem, możemy zapobiec wchłonięciu Zero poprzez bezpośrednie zaatakowanie Zjawiska ogromną ilością Kinezy światła - wyjaśnił Charles, poprawiając swoje wąskie, czerwone okulary.

 

Emeccy zastanowił się nad tym przez chwilę i spojrzał ponownie na wir, wyciągając w jego kierunku prawą dłoń. Tuż przed nią pojawił się płaski, świecący się na biało okrąg z wieloma symbolami oznaczającym zapomniane słowa w starożytnym języku. Charles szybko podszedł do Sentinela i położył mu dłoń na ramieniu.

 

- To, co chcesz zrobić na pewno nie wystarczy - powiedział spokojnie. - Musimy to czymś wzmocnić.

 

Nie czekając na niczyją odpowiedź Charles pognał do wnętrza Gai tak szybko, że została po nim kremowa smuga. Po paru sekundach wrócił z podobną prędkością. Przyniósł ze sobą dziwne urządzenie, które przypominało połączenie małej lodówki z mnóstwem światełek, przycisków i pokręteł z bardzo dziwnym komputerem. Na samym szczycie ustrojstwa było przymocowane coś, co wyglądało jak duże szkło powiększające. Chłopak po tym wyczynie przez chwilę oddychał wyraźnie ciężej i otarł rękawiczką pot z czoła.

 

- Charles... Co to jest? - spytał mocno zadziwiony Natius.

 

- Coś nad czym pracowałem od dwóch dni - odparł geniusz i podszedł do ustrojstwa. Pociągnął za dużą dźwignię w dół, a kiedy liczne ekrany przymocowane do korpusu maszyny się włączyły zaczął bardzo szybko pisać coś na jednej z wielu klawiatur. Wyglądały jakby nie były zbyt dobrze przytwierdzone do maszyny.

 

- Rozumiem, że to coś ma wzmocnić moją technikę? - Emeccy uważnie przyglądał się temu, co robi Charles.

 

- Tak - rzucił krótko.

 

- Czyli od samego początku wiedziałeś, że my też zostaniemy zaatakowani przez Zjawisko? - zapytał Natius, drapiąc się po głowie.

 

- Dopuszczałem taką możliwość - Charles położył swoją dłoń na dużym, czerwonym przycisku, po czym go nadusił. - Ale nie spodziewałem się, że to nadejdzie tak szybko. Dlatego jedyne, co udało mi się zrobić to prototyp wersji alpha.

 

Z urządzenia zaczął dobiegać głośny szum wentylatorów, ledwo możliwy do rozróżnienia od dźwięku bardzo silnego wiatru. Wszystkie światełka znajdujące się na urządzeniu zaczęły świecić o wiele mocniej. Wtedy zielona świetlówka na obręczy szkła również się zaświeciła. Charles odsunął się od urządzenia i ręką pokazał Natiusowi, żeby zrobił to samo.

 

- Teraz po prostu strzel Osądem prosto przez szkło - powiedział do Emeccy'ego.

 

Sentinel wystawił rękę w kierunku szkła. Przed dłonią blondyna ponownie pojawił się biały okrąg ze starożytnymi symbolami. W tym momencie ułożył swoją dłoń w kształt pistoletu. - I myk!

 

Z białego okręgu został wystrzelony potężny promień Parakinezy, czystej Kinezy światła. W momencie kiedy przeszedł przez szkło nastąpił rozdzierający grzmot i przez chwilę wszystko stało się białe. Powstała w ten sposób energia była tak silna, że odrzuciła przyjaciół spory kawałek do tyłu, niemal przewracając ich na plecy. Emeccy musiał szczególnie uważać, aby nie przerwać techniki. Promień po drugiej stronie szkła stał się znacznie masywniejszy. Wszyscy patrzyli na tą scenę nie mogąc ukryć podziwu. Strumień wzmocnionej Kinezy uderzył w czarny wir, który teraz zajmował swoją powierzchnią większość nieba. Nagle na ciemnym obszarze zaczęło się pojawiać mnóstwo białych pęknięć, których z każdą sekundą było coraz więcej. W pewnym momencie promień przebił się przez niego, doszczętnie niszcząc go na miliony kawałków, które po chwili zaczęły zanikać. Wszyscy poczuli, że wraz ze zniszczeniem wiru ustał również wiatr. Sentinel oddychał szybko, będąc podekscytowany tym, co się właśnie stało. Jeszcze nigdy nie udało mu się użyć tak potężnej zdolności. Powoli odwrócił się do pozostałych. Natius wciąż patrzył w niebo, a jego oczy i usta były szeroko otwarte. Charles natomiast kiwał lekko głową, mając ten sam kamienny wyraz twarzy co zawsze.

 

- Jednak zadziałało - szepnął do siebie, a w tonie jego głosu można było usłyszeć lekkie poczucie ulgi.

 

- To... było... EKSTRA! - Natius uniósł obie ręce w górę i zacisnął dłonie w pięści. - To była najlepsza rzecz, jaką w życiu widziałem!

 

- Cóż, nawet dla mnie było to dość widowiskowe! - powiedział Emeccy chowając swoje dłonie do kieszeni płaszcza. - Myślisz, że mógłbym tej maszynki używać w trakcie walki, Charles?

 

Geniusz spojrzał na swój wynalazek i w tym samym momencie ze środka rozległ się trzask, z wywietrzników zaczął się unosić dym, a kilka klawiatur odpadło od konstrukcji.

 

- Raczej nie - odparł chłodno i odwrócił się do reszty. - Ale pamiętajmy, że i tak zagadka Zjawiska nie została jeszcze rozwiązana. Po prostu ocaliliśmy nasz Wszechświat przed tym, jednak musimy ocalić jeszcze całą resztę, znajdując jego przyczynę.

 

- Mam pomysł - powiedział Natius, zakładając ręce za głowę. - Żeby się teraz trochę zrelaksować chodźmy na strzelnicę! Muszę w końcu pobić twój rekord, Emeccy.

 

=================================================================

Yo. Jeśli spodobała Wam się ta powieść to z przyjemnością usłyszałbym Waszą opinię na jej temat, lub konstruktywną krytykę, co mogę poprawić. Jest to główna opowieść, którą teraz się zajmuję i będę co jakiś czas wrzucał jej kolejne rozdziały, ale od czasu do czasu może pojawić się coś ździebka innego.

~PatterM

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania