Othermatter; Rozdział 7 - Panaceum
"Mówi się, że w Othermatter nie ma takiej fizycznej rany, której nie da się załatać. Mówi się, że nie ma takiej choroby, z której nie da się wyleczyć. Przez tysiące lat mieszkańcy kosmosu stosowali różne specyfiki do regeneracji odniesionych w dowolny sposób obrażeń. Czasami używali do tego prostych maści, innym razem stosowali lekarstwa doustne oraz dożylne, a w wielu przypadkach używali Kinezy lub zastępowali uszkodzone kończyny, czy narządy bionicznymi odpowiednikami, kiedy żaden inny sposób nie mógł pomóc. Dzięki temu można było wyleczyć wszystko, nawet paskudne schorzenia pochodzące z Zaświatów. W dzisiejszych czasach nie jest to już takie proste. Wiele cudów medycznej technologii nie przetrwało aż tyle czasu. Mówi się jednak, że gdzieś w Rzeczywistości Altenera znajduje się ostatnie w Othermatter złoże specjalnych kryształów, z których ekstrakt stanowi absurdalnie silne lekarstwo, zdolne zwalczyć niemalże każde schorzenie. Większość mieszkańców Othermatter uważa to za jedynie piękne bajki, inni natomiast poświęcili wiele lat na poszukiwania tego niezwykłego specyfiku."
Wszechświat Zero; Wymiar Delta; Planeta Scelus
Główne skrzydło szpitalne w Gai było miejscem stosunkowo rzadko używanym. Zwykle grupa B.I.G. S.E.V.E.N. dawała sobie radę pokonywać naprawdę silnych przeciwników, bez doznawania przy tym większych uszczerbków na zdrowiu. Tym razem jednak w sali znajdował się jeden pacjent, który nieważne jak bardzo próbował po sobie o tym nie poznać, było wyraźnie widać, że nie jest w krytycznym stanie. Josh leżał na łóżku szpitalnym, podłączony do kroplówek. Był cały przepocony, szybko oddychał. Ciągle powtarzał, że nic mu nie jest, jednak opiekująca się nim Sarah była mocno zaniepokojona. Wyszła na chwilę ze skrzydła, mówiąc Joshowi, że za chwilę wróci i zaraz za drzwiami spotkała zmieszanego Emeccy'ego.
- Już wiesz, co z nim się dzieje? - zapytał.
- Na pewno nie jęczy z powodu ran, ponieważ już mu je zszyłam - odparła. - Ale wydaję mi się, że poznałam główną przyczynę jego obecnego stanu.
Sarah wyjęła z kieszeni mały, szklany pojemnik. Znajdowało się w nim trochę gęstej, bezbarwnej substancji.
- To trucizna - wyjaśniła dziewczyna. - Sztylet złodzieja musiał być nią pokryty. Jednak powiem ci, że taką truciznę widzę na oczy pierwszy raz w życiu. Dlatego nie jestem całkiem pewna, jak się jej pozbyć.
Emeccy przyjrzał się dokładnie cieczy w pojemniku. Nic dziwnego, że nie zauważył niczego podejrzanego związanego ze sztyletem Złodzieja, skoro trucizna nie posiadała koloru.
- To moja wina - westchnął Sentinel. - Wszystko byłoby dobrze, gdybym go nie zabrał na tę planetę.
- Nie, nie jest. To niczyja wina - Sarah położyła mu dłoń na ramieniu. - Przecież nie wiedziałeś, co się tam zdarzy. Nie wiedziałeś, że ten złodziej będzie wyposażony w taką broń.
- Czy będziesz w stanie go z tego wyleczyć? - westchnął Emeccy, spoglądając na drzwi do skrzydła.
- Muszę to zrobić, nie ma innej opcji - dziewczyna ścisnęła słoiczek z trucizną. - Ale musiałabym najpierw dowiedzieć się, co to właściwie jes...
- Jad czerwia rdzawego - odezwał się sucho głos za nimi.
Oboje odwrócili się i zobaczyli siedzącego na ławce obok Charlesa, który czytał książkę. Mogli przysiąc, że przed chwilą go tu nie było.
- Wiesz jak się tego pozbyć z jego ciała? - Sarah z nadzieją zapytała bruneta.
- Od razu ci powiem, że jest to trudne - odparł, ani na chwilę nie odrywając wzroku od książki. - Te stworzenia są jednymi z najbardziej jadowitych w Othermatter. Wiele lat temu nasi przodkowie byli w posiadaniu potężnej medycznej technologii, która pozwalała im bez większych problemów leczyć się z tej trucizny, ale dzisiaj nie ma już praktycznie żadnych lekarstw, których wtedy używali.
- W takim razie co możemy zrobić? - Emeccy nie był zadowolony z historii, którą opowiedział Charles.
- Wiem o pewnym przedmiocie leczącym, popularnym w dawnych czasach. Jako jeden z nielicznych przetrwał aż do dzisiaj - brunet spojrzał na nich, poprawiając okulary. - Są to pewne kryształy wypełnione gęstą substancją. To właśnie ona stanowi lekarstwo. Według zebranych przeze mnie informacji można je dziś znaleźć jedynie w Rzeczywistości Altenera. Na szczęście odkryłem, gdzie dokładnie.
- No to na co jeszcze czekamy? - blondyn podniósł swój głos. - Musimy tam dotrzeć jak najszybciej!
W tej chwili komórka, którą Emeccy trzymał w kieszeni zaczęła wibrować. Sentinel szybko ją wyciągnął i odszedł na krótki dystans od pozostałych. Zaczął przez nią z kimś rozmawiać. Po paru chwilach chłopak zdenerwowany ścisnął telefon i wrócił do znajomych.
- Nagłe spotkanie - wyjaśnił. - Kolejny Wszechświat zaatakowany przez Zjawisko Mrocznego Zanikania.
- W takim razie sama zdobędę tyle kryształów, ile tylko będzie potrzebne! - postanowiła Sarah. - Do tego wezmę ze sobą Cindy, więc nic złego nie może się stać.
- Jednak ktoś musi obserwować stan Josha, na wypadek, gdyby się pogorszył - zauważył Emeccy.
- Charles, mógłbyś...? - brunet bez wahania odpowiedział twierdząco na niedokończone pytanie blondynki.
- A jak się tam dostaniesz? - Emeccy oparł dłonie o biodra. - Mogę teleportować się tylko raz na jakieś pół godziny, a Avenguard jest w naprawie.
- Przewidziałem, że kiedyś dojdzie do tego typu sytuacji, więc stworzyłem swój własny teleporter. - Charles zamknął książkę i wstał z ławki. - To dopiero prototyp, ale powinien w miarę działać, zważywszy na moje liczne testy. Przeniosę was, a potem wrócę do Josha.
- Zatem chodźmy szybko! - blondynka zacisnęła swoją zieloną bransoletę na nadgarstku. - Nie mamy czasu!
Wielka brama prowadząca do zachodniego skrzydła Bluestone'ów otworzyła się ze zgrzytem. Sarah i Cindy szybko pobiegły na środek biblioteki. Tym razem jednak zamiast szklanego stołu znajdowało się tu małe urządzenie, będące płaskim, prostopadłościennym piedestałem z wolframu, od którego odbiegały różnokolorowe przewody, będące podłączone do konsoli rozmiaru przeciętnej komody. Na jej wierzchu znajdował się duży ekran oraz klawiatura. Dziewczyny zatrzymały się przed wynalazkiem i zaczęły go oglądać z ciekawością. Charles po krótkiej chwili dogonił je, idąc spokojnym krokiem.
- To jest ten cały teleporter? - spytała Cindy.
- Dokładnie - odparł geniusz, ponownie poprawiając okulary. - Jest to najmniejszy generator tuneli czasoprzestrzennych, jaki jestem w stanie aktualnie zrobić.
- Jesteś pewny, że zadziała? - Sarah niepewnie chwyciła się za ramię.
- W każdym razie nie powinien was zabić - Charles podszedł do konsoli, uruchomił ją pociągając za dużą dźwignię z boku i zaczął wpisywać na klawiaturze współrzędne.
- Słyszałam, że Josh nie ma się najlepiej - niski damski głos nagle rozległ się zaraz przed nimi.
Sarah i Cindy odwróciły się w tym kierunku i ujrzały idącą powoli do nich Charlie z równie kamienną twarzą, co jej brat, trzymającą ręce w kieszeniach swojej bluzy. Na uszach nosiła swoje czarne słuchawki, z którymi nigdy się nie rozstawała. Leniwie robiła balony z gumy, którą żuła. Charles na chwilę przerwał pisanie.
- Jesteś pewna, że już wszystko w porz--
- Nic. Mi. Nie jest - niebieskowłosa odwróciła wzrok od niego i lekko przymrużyła oczy.
Brunet westchnął i powrócił do majstrowania przy konsoli. Nastała niezręczna cisza. Sarah i Cindy wymieniły się spojrzeniami. Kowalka wiedziała, że jej przyjaciółka chce, aby to ona przerwała tą ciszę. Różowowłosa zrobiła zatem złośliwy uśmieszek i uniosła dłoń zaciśniętą w pięść. Na twarzy blondynki pojawił się zirytowany wyraz twarzy, po czym również uniosła pięść. Zagrały w kamień, papier, nożyce, które przegrała Sarah. Dziewczyna prychnęła i podeszła bliżej Charlie.
- H-hej, czemu nagle zrobiła się taka dziwna atmosfera? - blondynka odezwała się próbując zachować wesoły ton głosu. - Może porozmawiajmy o czymś luźniejszym? Na przykład... Jak ci idzie w tej grze, w którą ostatnio grałaś?
- W miarę - niebieskowłosa skrzywiła się, gdy jej znajoma wzięła ją pod ramię.
Jednak Sarah szybko się odsunęła, gdy poczuła coś sztywnego obok uda siostry Charlesa. Okazało się, że jest to przypięta do jej pasa katana schowana w czarno-granatowej pochwie.
- Och, czyżbyś słyszała o naszej wyprawie i chciała do niej dołączyć? - spytała pogodnie Sarah.
- Ktoś musi was w razie czego pilnować - odparła sucho Charlie. - Tym bardziej dlatego, że nasz tank i support średnio się do swojej roboty nadaje.
Po tych słowach spojrzała na blondynkę. Ta natomiast zrobiła się czerwona na twarzy oraz pojawił się na niej gniew. To prawda, że Sarah używa tarczy, więc powinna bronić swoich przyjaciół przed atakami wrogów, ale nie zawsze jej to wychodziło, pomimo ogromnych starań dziewczyny. Kiedy Cindy zobaczyła, że zaraz wyrządzi się pomiędzy nimi kłótnia szybko do nich podbiegła i je rozdzieliła od siebie.
- Dobrze, spokojnie. To nie jest czas na takie przekomarzanie - powiedziała. - Musimy uratować Josha.
- Odsuńcie się - odezwał się Charles, trzymając rękę na klawiszu enter. - Tunel za chwilę zostanie otwarty.
Dziewczyny wykonały polecenie geniusza. On natomiast nacisnął klawisz i jak najszybciej do nich dołączył. Wtedy ledowe lampy wokół piedestału zaczęły migać na zielono i po paru sekundach pokój rozbłysł niebieskim światłem, co było poprzedzone głośnym trzaskiem, podobnym do uderzenia pioruna. Znajomi odruchowo zasłonili oczy z powodu nagłego błysku. Zaraz po tym nad prostokątną płytą zaczął się unosić mały, niebieski portal w kształcie elipsy, który z każdą chwilą się powiększał. Zatrzymał się w momencie, gdy człowiek byłby już w stanie przez niego przejść, a dodatkowo zaczął z niego wiać bardzo silny wiatr, który rozrzucał kartki leżące na sofach we wszystkie strony.
- Jeśli przejdziecie przez tunel powinnyście się znaleźć w górach, które według książek i podań zawierają pokaźne zasoby kryształów - rzekł Charles, przekrzykując hałas wydawany przez maszynę, po czym podał Sarah czarno-białą fotografię przedstawiającą duże złoże matowych, ostrosłupowych brył. - Niestety nie mam nowszego zdjęcia.
- Spokojnie, wystarczy takie - odkrzyknęła blondynka i spojrzała na bruneta. - Charles, tylko proszę, informuj na bieżąco o stanie Josha, póki nie wrócimy.
Chłopak przytaknął, po czym blondynka wskoczyła do portalu.
Pozostałe dziewczyny wskoczyły za nią, a Charles zasłaniając twarz ramieniem podszedł do konsoli i wyłączył tunel.
Gdzieś w Rzeczywistości Altenera
Trzy znajome czuły przez parę chwil, jak niewidoczna siła unosi je w powietrzu i prowadzi błyskawicznie w określonym kierunku. Wszystkie wolały nie otwierać oczu, dopóki nie poczują twardego gruntu pod sobą. Nie były jednak pewne, czy wylądują delikatnie, czy nie. Zanim Sarah skończyła się nad tym zastanawiać poczuła nudności, których zawsze dostawała podczas teleportacji, a także silny ból w lewym ramieniu, kiedy uderzyła o zimną, kamienną podłogę. Powoli zaczęła wstawać na nogi, łapiąc się za obolałe miejsce. Po dźwiękach, jakie wydawały Charlie i Cindy mogła ocenić, że one również zaliczyły twarde lądowanie. Spojrzała na nie i zobaczyła, jak kowalka dotyka delikatnie swojej głowy, a siostra Charlesa maca swoje plecy. Westchnęła i odwróciła się, aby sprawdzić gdzie się znajdują. W jednej chwili rozszerzyła oczy i cofnęła się do przyjaciółek, nie mogąc wykrztusić z siebie słowa. Pociągnęła Cindy za rękaw.
- I co, jesteśmy na miejscu... - różowowłosa przerwała, kiedy również zobaczyła, gdzie się znalazły.
Była to wysoka, okrągła sala z marmurowymi ścianami. Pod jej sklepieniem wisiał wielki, srebrny żyrandol. Podłoga była lśniąca, w czarno-białą kratę. Dziewczyny stały na samym środku pomieszczenia, otoczone ze wszystkich stron wznoszącymi się w górę dębowymi siedzeniami, które były zajmowane przez tajemnicze postacie odziane w ciemnobrązowe płaszcze ze złotymi i czarnymi zdobieniami. Płaszcze te całkowicie zakrywały ich ciała, a lekko spiczaste kaptury również twarze. Zamaskowani wpatrywali się w nieznajome niewidocznym wzrokiem. Pomarańczowe płomienie, które wydobywały się z wszechobecnych metalowych pochodni dodawały całej scenerii wyjątkowo niepokojącej atmosfery. Przyjaciółki od razu poczuły, że nie są tu mile widziane. Gorączkowa cisza trwająca parę sekund została przerwana przez nerwowy głos Sarah.
- C-cześć! My tylko... Przyszłyśmy znaleźć takie jedne kryształy...
Żadna z obecnych w sali zakapturzonych postaci nadal się nie odezwała, nawet nie poruszyła. To coraz bardziej zaczęło niepokoić blondynkę.
- Nie chcemy wam zrobić nic złego! My tylko... Chcemy załatwić swoje i stąd iść! Naprawdę!
Sarah usłyszała za plecami, jak Cindy próbuje powstrzymać się od śmiechu.
- Mówiłaś Joshowi, że to on powinien zachowywać odwagę, a zdaje mi się, że teraz ty masz z tym problemy - wyjaśniła.
- Charles, gdzie ty nas wysłałeś? - Charlie odezwała się do swojej długofalówki, takiej samej jaką miała Cindy, tylko że u niej był zaznaczony granatowy wir.
- "Mówiłem, że to dopiero prototyp" - odparł sucho brunet, a jego wypowiedź była przerywana zakłóceniami. - "W każdym razie góry, do których chciałem was wysłać są niedaleko. Wyjdźcie stamtąd, powinny być widoczne na horyzoncie."
Nagle wszyscy zakapturzeni wstali i wyciągnęli z szerokich rękawów swoich płaszczy małe, zakrzywione sztylety.
- Zakłóciłyście spokój tego miejsca - odezwał się jeden z nich. - A tego tutaj nie tolerujemy.
- Widzę, że zabawa się skończyła, co? - Cindy chwyciła swój ogromny młot, który miała do tej pory przywieszony do pleców. - Sarah, Charlie! Skaczcie!
Obie natychmiastowo podskoczyły w miejscu, kiedy kowalka z bardzo dużą siłą uderzyła młotem w podłogę, aktywując przy tym moduł stazy. Kremowa fala uderzeniowa szybko przeszła po całej sali, znacząco spowalniając enigmatyczne postacie. Dziewczyny popędziły w kierunku mosiężnej bramy, która wznosiła się na końcu sali. Wypadły przez nią i rozpoczęły bieg po długim korytarzu. Ciężko było tu utrzymać równowagę ze względu na to, że podłoga była dokładnie umyta i wypastowana czymś bardzo śliskim. Z czasem zaczęły przechodzić przez coraz więcej korytarzy, które zdawały się prowadzić je w kółko. Po drodze napotykały więcej zakapturzonych, przez których musiały torować sobie drogę. W końcu po dłuższym czasie błądzenia Cindy się zatrzymała.
- Czy wy też nie macie wrażenia, że coś z tym miejscem jest nie tak? - zapytała. - Tak jakbyśmy wcale nie mogły odnaleźć wyjścia z tego korytarza.
- To w takim razie jak uciekniemy? - Sarah podrapała się po głowie.
- Tędy - odparła obojętnie Charlie, wskazując na sufit.
Niebieskowłosa wyciągnęła do pozostałych dłoń. Cindy podbiegła do niej i ją ujęła, po czym chwyciła Sarah za nadgarstek. Blondynka wiedziała do czego to zmierza i od razu na jej twarzy pojawiło się zrezygnowanie, ponieważ zawsze jest jej po tym niedobrze. Charlie zadarła głowę w górę, zamykając przy tym oczy. Wtedy wokół niej zaczęły pojawiać się turkusowe, energetyczne smugi sunące od stóp do głów. Wkrótce potem ta sama Kineza otoczyła pozostałe dziewczyny. Nagle po obu stronach korytarza pojawiła się duża grupa osób w płaszczach, odcinając im jakąkolwiek inną możliwość ucieczki. Zakapturzeni popędzili w ich stronę i ci będący najbliżej rzucili się na dziewczyny. Było jednak za późno, ponieważ ciała dziewczyn zaczęły świecić intensywnym turkusem, a zaraz potem bardzo szybko uniosły się w górę, przenikając przez sufit korytarza.
Po krótkiej chwili przeniknęły przez ziemię i znalazły się na zewnątrz. Przed nimi znajdowało się wysokie, wydrążone w ogromnej skale wejście do tego dziwnego kompleksu, w jakim były przed chwilą. Kolor wyniosłych bram zlewał się z otoczeniem, przez co w pierwszym momencie nie dało się ich zauważyć. Charlie schowała swój miecz do pochwy, a Cindy zawiesiła młot na plecy.
- Skąd wiedziałaś, że jesteśmy pod ziemią? - spytała Cindy.
- Przeczucie - odparła po chwili Charlie, zakładając z powrotem słuchawki na głowę, które przed chwilą z jakiegoś powodu zdjęła.
Cindy zobaczyła, jak Sarah złapała się za brzuch i spojrzała w kierunku skamieniałej ziemi. Kowalka podeszła do przyjaciółki i położyła jej dłoń na ramieniu.
- Dajcie mi chwilę - zachrypnęła blondynka. - Jeszcze nie przyzwyczaiłam się do twoich mignięć.
- Lepiej ogarnij się szybko, mięczaku - rzuciła Charlie, wypluwając gumę i przechodząc obok dziewczyn. - Lada chwila mogą się tu pojawić.
Sarah w jednej chwili się wkurzyła, co spowodowało, że natychmiast zapomniała o mdłościach. Wstała na równe nogi i niechętnie poszła za niebieskowłosą. Cindy zmieszana ruszyła ich śladem. Znajome zatrzymały się, gdy dotarły do krańca klifu, na którym się znajdowały. Ujrzały dosyć imponujący widok. Na dnie rozpościerał się gęsty las, w którym wiele drzew unosiło się w powietrzu. Dało się ledwie zobaczyć pomiędzy liśćmi lazurowe rzeki. Natomiast na horyzoncie wznosiły się dumnie gigantyczne góry, na pewno były wyższe od choćby tych na Ziemi. W dużym stopniu zasłaniały one rozgwieżdżone nocne niebo, na którym były widoczne pobliskie planety i galaktyki.
- Ale tu jest cudnie! - powiedziała podekscytowana Cindy.
- To prawda, ale mam nadzieję, że te kryształy nie występują na samych szczytach tych gór - Sarah skrzyżowała ramiona na piersi. - Bo jeśli tak to...
- To co wtedy? - Charlie zerknęła prowokacyjnie w bok na blondynkę.
- To wtedy nie będę pewna, czy dacie sobie radę - Sarah ponownie poczerwieniała na twarzy.
- Nie martwcie się obie, damy sobie radę! - Cindy podeszła pod sam skraj klifu, powodując odczepienie się od niego kilku kamieni i ich upadku do lasu daleko w dole. - Za chwilę wymyślimy sposób, jak się tam szybko dostać, zgarniemy te kryształy i powiadomimy Charlesa, żeby ściągnął nas z powrotem.
- Cindy, może się stamtąd trochę odsuń - zaproponowała blondynka.
- Chyba nie jestem na tyle głupia, żeby spaść - różowowłosa przewróciła oczami.
Nagle stało się coś niezwykłego. Zdawało się, że niebo zaczęło jasno błyskać, kiedy cały świat rozpoczął się przechylać na bok. Dziewczyny wystraszone chwyciły się trawy wyrastającej z kamiennej ziemi, podczas, gdy otoczenie obróciło się niemal o dziewięćdziesiąt stopni. Teraz to góry były na dnie, a las za dziewczynami. Gdy ten osobliwy proces się zakończył źdźbła trawy, których się chwytały nie mogły już wytrzymać dłużej i zostały wyrwane, a znajome zaczęły spadać w kierunku masyw skalnych.
- I widzisz, teraz spadamy wszystkie! Zupełnie tak jak ostatnio! - kowalka się zaśmiała.
- Nie masz zamiaru kwestionować tego, co się przed sekundą stało?! - wykrzyczała przerażona Sarah.
- Jesteśmy w końcu w Rzeczywistości Altenera - rzuciła Charlie. - Tutaj mają miejsce różne dziwne sytuacje, których nie doświadczysz nigdzie indziej.
- Przynajmniej nasz problem dostania się do gór sam się rozwiąże - przypomniała Cindy. - Wystarczy, że Sarah zamortyzuje upadek swoją tarczą.
Blondynka skinęła głową, po czym wyciągnęła przed siebie zgięte ramie. Jej bransoletka zaczęła świecić na zielono, kiedy nagle z jej środka rozległ się cichy trzask, a następnie zgasła. Równie zdziwiona, co zaniepokojona dziewczyna naciskała mały przycisk z symbolem B.I.G. S.E.V.E.N. na ozdobie, kiedy raptem zdała sobie sprawę z tego, że guzik jest pęknięty i wydobywa się z niego dym.
- O nie... - Sarah się zająkała. - Włącznik został zniszczony. K-kiedy to się stało?!
Usłyszała jak Charlie głęboko westchnęła i uderzyła się otwartą dłonią w twarz.
- H-hej, nadal mamy mój młot, co nie? - Cindy spróbowała ustabilizować tą sytuację. - Może gdybyśmy wszystkie go chwyciły, a potem...
- To się nie uda - odparła siostra Charlesa. - Wszystkie się roztrzaskamy o góry, ewentualnie o drzewa, jeśli perspektywa wróci do normalności. Wątpię, że nawet ty to przeżyjesz Cindy.
Sarah poczuła, jak jej oczy zachodzą łzami. Znajdowały się w sytuacji bez wyjścia. Ich śmierć była niemal pewna, a może dałoby się tego uniknąć, gdyby blondynka szybciej zauważyła, że jej tarcza nie może zostać aktywowana. Mimowolnie zamknęła oczy i poczuła, jak zaczyna o wiele szybciej oddychać, tak samo poczuła swoje serce uderzające tak prędko i mocno, że wydawało się, iż za chwilę przebije się przez jej klatkę piersiową. Jednak wtedy jej plecy uderzyły o coś miękkiego i puchatego. Również odczuła, że przestała spadać i leciała na czymś w określonym kierunku. Ostrożnie wstała na kolana i otworzyła oczy. Okazało się, że znajome znajdowały się na grzbiecie dużego gryfo-podobnego stworzenia. Przed nimi, na szyi stworzenia, siedział młody, ciemnoskóry chłopak o czarnych włosach. Był ubrany w szarą koszulę i spodnie, ciemnozieloną pelerynę, skórzane rękawice oraz buty, a na plecach miał powieszony czarny kołczan wypełniony długimi, metalowymi strzałami. Młodzieniec odwrócił do nich głowę, ukazując swoje bursztynowe oczy.
- Nic wam nie jest? - powiedział melodyjnym głosem.
- Ch-chyba nic - Sarah odwróciła się do pozostałych, ale nie wyglądało na to, że coś im się stało. - Najmocniej przepraszamy za problem.
- To nie jest żaden problem - odparł chłopak. - Właściwie jest to dla mnie zaszczyt, że mogłem wam pomóc.
- Co masz na myśli? - blondynka zdziwiła się tymi słowami.
- Och, proszę wybaczyć - nastolatek położył swoją dłoń na klatce piersiowej. - Nazywam się Gilbert i zajmuję się polowaniem na zło. Jestem bohaterem, tak samo jak wy.
- Hej, znasz nas? - spytała zaciekawiona Cindy.
- Pewnie, że tak! - zawołał Gilbert. - Jesteście członkiniami słynnej grupy B.I.G. S.E.V.E.N. Tak naprawdę ciężko jest was nie znać! Zobaczyłem, że jesteście w niezłych kłopotach, więc od razu rozkazałem Gwiazdce was złapać. Tutaj, w Altenera trzeba naprawdę uważać, gdzie się staje.
- Dziękujemy, to bardzo miłe z twojej strony - odpowiedziała Sarah, a następnie wskazała na siebie i swoje przyjaciółki. - Skoro tak mówisz, to pewnie już nas znasz, ale ja jestem Sarah, to jest Cindy, a to Charlie.
- Cała przyjemność po mojej stronie - uśmiechnął się łowca. - Właściwie, to co was tu sprowadza? Jeśli jest to jakaś tajna misja, to oczywiście mi nie mówcie.
- Przybyłyśmy tu, ponieważ nasz przyjaciel cierpi z powodu pewnej trucizny - zaczęła wyjaśniać Sarah. - Podobno w tych górach znajduje się lekarstwo, które może mu pomóc.
Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni złożone na pół zdjęcie, które dostała od Charlesa i podała je chłopakowi. Przez chwilę uważnie przyglądał się fotografii, a potem zaśmiał się pod nosem.
- Lepiej nie mogłyście trafić! - powiedział, oddając blondynce przeżółkłą kartkę. - Szukacie Rubinów Transfuzji. Co prawda w tych górach ostało się naprawdę niewiele złóż, ale ja dobrze wiem, gdzie znajduje się jedna z nich. Jest duża i jestem pewien, że nikt jej nigdy nie znajdzie, ponieważ jest świetnie ukryta!
- Co za szczęście... - Sarah przetarła ręką spocone czoło.
- A właśnie, spotkałyśmy takich dziwnych ziomków w brązowych piżamach - Cindy oparła się o ramiona blondynki. - Co to za goście?
- To Syndykat - wyraz twarzy Gilberta w jednej chwili spochmurniał. - Stowarzyszenie, które jednoczy samych typów spod ciemnej gwiazdy. Oficjalnie zajmują się pilnowaniem porządku w tym Wszechświecie wraz z Sentinelem, ale wiem, że knują coś okropnego. Mimo wszystko nikt mi nie wierzy, nawet sam Sentinel.
- Spokojnie, my jesteśmy skłonne uwierzyć we wszystko, co o nich opowiesz - rzekła Sarah. - Przez przypadek zostałyśmy przeniesione do środka ich kryjówki i zostałyśmy przez nich zaatakowane.
- W takim razie musimy się pospieszyć - Gilbert poklepał Gwiazdkę po szyi. - Na pewno nie pozwolą, by ucieczka uszła wam na sucho.
- Tak przy okazji... - rzekła Cindy, spoglądając na swój młot. - To żelastwo waży czterysta kilo. Tej twojej Gwiazdce to nie przeszkadza?
- Spokojnie, nie przez takie rzeczy już przeszła - chłopak spojrzał na kowalkę uspokajająco, chociaż zaskoczyło go, jak taka drobna dziewczyna mogła nosić coś tak ciężkiego. To tylko utrzymało go w przekonaniu, że grupa B.I.G. S.E.V.E.N. była niezwykła.
Gwiazdka zaczęła się obracać w tej samej chwili, co teren wokół nich. Wyglądało na to, że perspektywa zaczęła wracać do normy. Kiedy otaczający ich świat wyglądał o wiele mniej surrealistycznie gryf znacząco zwiększył swoją prędkość i pofrunął prosto w kierunku wyniosłego łańcucha górskiego.
Rzeczywistość Monearea; Wszechświat Chron; Wymiar Nox; Planeta Cyren
Emeccy szedł szybkim krokiem przez dziedziniec Żelaznego Zamku, a za nim szło trzech innych Sentinelów, a także wielu mieszkańców tego miejsca. Niezwykle silny wiatr informował o intensywności Zjawiska Mrocznego Zanikania w tym miejscu i sugerował, że należy się go szybko pozbyć. Mimo wszystko blondyn był spokojny i pewny tego, że to będzie prawdziwy początek zwyciężania tego niewyjaśnionego ewenementu. Blondyn spojrzał na niebo, na którym znajdował się nieustannie zwiększający swój rozmiar czarny wir wyrywający drzewa z pobliskiego lasu i je pochłaniający. Na ten widok Emeccy mocniej ścisnął uchwyt walizki, którą trzymał w ręku. Wyszli frontową bramą zamkowego muru na niedużą polanę. Blondyn się zatrzymał i dał znak ręką cywilom, aby się odsunęli, a następnie położył walizkę na ziemi. Odwrócił się do Sentinelów przygotowanych na każdą ewentualność.
- Jeżeli to nie zadziała, wiecie co robić - powiedział.
Pozostali skinęli głowami. Emeccy ponownie odwrócił się w kierunku walizki i spojrzał w górę, na wir.
- "To już ostatni raz, kiedy to dziwactwo spróbowało pochłonąć Wszechświat." - pomyślał rozgniewany. - "Żadne niewyjaśnione zjawisko nie będzie mi już dłużej zaburzało spokoju w Othermatter, szczególnie wtedy, kiedy mój przyjaciel może umrzeć."
=================================================================
Yo. Nie do końca wiem, co się stało, ale ostatnio piąty rozdział Othermatter nagle wybuchł pod względem wyświetleń. Dziękuję wszystkim, którzy poświęcili swój czas na lekturę i ponownie zachęcam do zostawiania opinii.
~PatterM
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania