Othermatter; Rozdział 8 - Transfuzja
Rzeczywistość Monearea; Wszechświat Chron; Wymiar Nox; Planeta Cyren
Wiatr nasilał się coraz bardziej z każdą chwilą, kiedy Zjawisko stawało się coraz większe. Emeccy kucnął przy walizce i odblokował jej stalowe zaczepy. W środku znajdowała się czarna klawiatura z małym przełącznikiem na boku obudowy. Sentinel przełączył go i momentalnie odsunął się od przedmiotu leżącego na ziemi. Walizka podskoczyła kilka razy, po czym z jej środka wysunęło się niewielkie pudło. Obiekt zaczął się rozkładać i stawał się większy, aż osiągnął rozmiary lodówki. Następnie z urządzenia wysunęły się dodatkowe klawiatury oraz duża soczewka na samej górze. Był to przyrząd stworzony przez Charlesa, użyty już raz wcześniej do pozbycia się Zjawiska z Wszechświata Zero. Emeccy podszedł do maszyny i wystawił rękę w kierunku soczewki. Wokół jego dłoni pojawił się biały okrąg, co wskazywało na to, że blondyn przygotowuje swój Osąd. Po kilku sekundach wystrzelił białym promieniem, który gigantycznie zwiększył swój rozmiar w chwili, kiedy minął okular. Sentinelowie stojący za Emeccy'm byli pod wrażeniem tego pokazu. Ogromny czarny wir na niebie zaczął pękać, aż w końcu został zniszczony na mnóstwo małych części, znikających z czasem. Mieszkańcy zamku, którzy trzymali się z tyłu zaczęli wiwatować. Emeccy był zadowolony z kolejnej udanej misji, ale wtedy zauważył coś dziwnego. Potężny wiatr, który zawsze towarzyszy Zjawisku wcale nie ustał. Blondyn spojrzał ponownie na niebo i zobaczył po przeciwległej stronie coś czego wcale się nie spodziewał. Zaczął się formować kolejny czarny wir.
- To jeszcze nie jest koniec! - wykrzyknął chłopak i marszcząc brwi odwrócił się w kierunku rozpadającej się maszyny. - Dobra, Mistrzowie. Przechodzimy do działania.
Gdzieś w Rzeczywistości Altenera.
Towarzysze wlecieli przez duży otwór w skale do jaskini wypełnionej ostrymi jak brzytwa stalaktytami i stalagmitami. Gilbert rozkazał swojemu gryfowi wylądować zaraz przy wejściu.
- Dalej nie polecimy - oznajmił. - Gwiazdka jest zbyt duża, żeby zmieścić się pomiędzy tymi ostrymi skałami.
Gwiazdka podeszła do dużej sterty wełny i słomy stojącej pod jedną z kamiennych ścian i się na niej położyła.
- Odkryłem niedaleko naprawdę duże złoże tych kryształów, co było dość praktyczne, ponieważ ona była wtedy ranna - łowca spojrzał na swojego gryfa. - Rozbiłem więc tutaj mały obóz. Wiem, że miejsce dość obskurne, ale tutaj nikt nie będzie nas szukał.
Gilbert zaprowadził dziewczyny w głąb jaskini. Wędrowali parę ciągnących się chwil niemal całkowicie ciemnym przejściem, aż dotarli do większej jamy, w której panował kompletnie przenikliwy mrok. Wybiegło z niej kilka stworzeń przypominających szczury z pajęczymi odnóżami.
- Nienawidzę tych szkodników - stwierdził Gilbert. - Panoszą się tutaj, mogą zjeść niemal wszystko i do tego są cholernie odporne na środki wytępiające.
Po tych słowach wszedł do środka ziejącej mrokiem pieczary, a następnie nacisnął jakiś przycisk znajdujący się na ścianie. W jednej chwili rozbłysło mnóstwo ledowych lamp, tak że aż dziewczyny musiały na chwilę zasłonić oczy. Gdy już przyzwyczaiły się do nagłej jasności zauważyły, że wnętrze tej jaskini przypomina jakąś stację podziemnej kopalni. Było tu wiele metalowych rusztowań i kolumn podtrzymujących sklepienie, skrzyń wypełnionych narzędziami, prowiantem oraz innymi przydatnymi rzeczami, na podłożu leżała mała siatka torów prowadzących do wielu mniejszych odnóg w głąb góry. Poza tym były tutaj również przedmioty nie pasujące do jaskini, takie jak sprzęt kuchenny, wanna z kurkiem wystającym z popękanej skalnej ściany, jak i nawet mały telewizor.
- Oto moja kryjówka, w której od dłuższego czasu poszukuję rzadkich minerałów - wyjaśnił łowca. - Czujcie się jak u siebie!
- To wygląda bardziej jakbyś się szykował na apokalipsę, a nie wydobywał jakieś metale, czy coś - stwierdziła Cindy rozglądając się po okolicy.
- Mieszkając w Altenera trzeba być przygotowanym na wszystko - chłopak skrzyżował ramiona na piersi. - To, czego doświadczyłyście wcześniej było zaledwie wstępem tego, na co stać tę Rzeczywistość.
Wzrok Cindy wędrował po całej lokacji, aż natrafił na jej złotowłosą przyjaciółkę, która przyglądała się swojej zniszczonej opasce. Kowalka podeszła do niej i również skupiła uwagę na bransolecie. Po chwili milczenia chwyciła jej rękę i zaczęła oglądać obręcz ze wszystkich stron.
- Uszkodzony został jedynie zapalnik - oceniła Cindy.
- Skąd wiesz? - spytała Sarah, a w jej głosie była nutka nadziei. - Czyli wiesz jak to naprawić?
- Gdybym się znała na technologii lepiej to może to tak - wymamrotała różowowłosa, po czym puściła rękę przyjaciółki. - Nie mogłaś mieć jakiejś normalnej, stalowej tarczy? Musiałaś sobie wybrać energetyczne nie wiadomo co?
- Wiesz, taka tarcza jest dużo wytrzymalsza od zwykłych, metalowych. - odparła blondynka.
- Oczywiście, gdyby zrobił ci ją jakiś pierwszy, lepszy kowal, który kompletnie nie zna się na swojej robocie - Cindy oparła ramiona na biodrach. - Było już dawno przyjść do mnie. Wystarczyłoby, gdybyś powiedziała "zrób mi tarczę", a ja bym jeszcze tego samego dnia wykonałabym dla ciebie taką, która nigdy w życiu nawet by się nie zarysowała!.
- Przepraszam, że się wtrącam, ale czy stało się coś złego? - zapytał Gilbert podchodząc do nich.
- Ta bransoletka przywołuje moją tarczę, ale złamał się w niej włącznik - Sarah rozpięła ozdobę i podała ją chłopakowi. - Może ty coś na to poradzisz?
- Już kilka razy słyszałem o takiej technologii - Gilbert podrapał się po głowie. - Broń aktywowana przez drobne przedmioty. Mimo wszystko zwykle unikałem uczenia się o niej, wydawała mi się zbyt skomplikowana. Ale jeżeli to tylko włącznik, to myślę, że dam radę go naprawić, jednak może to chwilę potrwać.
Łowca odwrócił się do jednego z brzozowych stołów, na którym leżały drobne narzędzia, takie jak kombinerki, śrubokręt, czy nożyce do metalu. Po paru sekundach spoglądania w kierunku swojego wyposażenia chłopak ponownie zwrócił się do dziewczyn.
- Jeśli pani pozwoli, oczywiście - powiedział z lekkim uśmiechem.
- Tak, pozwalam - Sarah zachichotała. - I możesz mi mówić po imieniu. Czuję się dziwnie, kiedy mówisz do mnie tak formalnie.
- Zrób to najszybciej jak się da, a jak nie to odpuść - Charlie wywróciła oczami. - Chyba nikt nie zapomniał, że Josh nam umiera?
W jednej chwili Sarah przypomniała sobie o powadze ich wyprawy. Lekko się zaczerwieniła ze wstydu na samą siebie.
- N-no tak... - wymamrotała.
- Spokojnie, załatwimy wszystko szybko, żebyście mogły prędko wrócić do waszego poszkodowanego - rzekł Gilbert uspokajająco, a zaraz po tym podbiegł do stołu z narzędziami.
W tej chwili Charlie odwróciła się nagle, zerkając na wyjście z jaskini. Długo się jemu przyglądała. Zdjęła swoje słuchawki i zamknęła oczy, mocno się nad czymś skupiając. Wtedy z wyrazem zniecierpliwienia na twarzy dziewczyna wyjęła swoją katanę z pochwy, a wnet podbiegła do niej Cindy.
- Ej, Charlie, co się dzieje? - spytała zmieszana.
- Coś się zbliża - rzuciła Charlie. - Jest tego wiele.
- Chyba nawet wiem co - zawołał Gilbert majstrujący przy opasce.
Po krótkiej chwili dało się usłyszeć z głębi korytarza ciche dźwięki wirników. Następnie w ciemności pojawiło się wiele małych, czerwonych punkcików, które rosły z każdą chwilą, a wraz z nimi nasilał się jednolity dźwięk. Nie minęła minuta, a z przejścia wyłoniło się wiele okrągłych dronów latających przy użyciu śmigiełek i ze świecącymi się na czerwono pojedynczymi obiektywami w przedniej części. Ich korpus był w całości pomalowany na brązowo.
- To zwiadowcze drony Syndykatu - wyjaśnił chłopak, nie przerywając przy tym swojej pracy. - Latają po pobliskim terenie i szukają każdego, kto im się sprzeciwia. U mnie były już parę razy. Jeśli to nie problem, spróbowałbym dalej naprawić opaskę, podczas gdy wy mogłybyście się ich pozbyć.
- Kto by pomyślał, że tak staroświecko wyglądająca sekta używa jakiejś elektroniki - skomentowała Cindy, chwytając za rękojeść swojego młota.
- A co z Gwiazdką? - zapytała Sarah. - Nic się jej nie stało?
- Te drony szukają jedynie humanoidów - odparł łowca. - Zwierzęta i inne bestie ignorują.
- Zaraz się ich pozbędziemy i możemy wracać do misji - rzekła Cindy.
- Chociaż faktycznie niepokojące jest to, że jest ich dzisiaj aż tyle - Gilbert na chwilę odwrócił wzrok do pozostałych. - Zwykle są ze dwa, albo trzy.
- Dobra, ich zadaniem i tak są jedynie zwiady, prawda? - zauważyła Sarah. - Dlatego pozbycie się ich nie powinno stanowić większego proble--
W tym momencie, jakby na odpowiedź blondynce, wszystkie boty wysunęły z bocznych części swoich korpusów lufy małych karabinów, wydające przy tym głośne dźwięki ładowania czegoś energetycznego w komorach broni.
- Ja już chyba się nie będę odzywać... - stwierdziła zdegustowana blondynka.
- I powinnaś się również odsunąć - rzuciła chłodno Charlie. - Będziesz jedynie kulą u nogi.
Sarah chciała już zaprotestować, ale jej zdenerwowanie szybko minęło kiedy ujrzała dziesiątki czerwonych, laserowych pocisków pędzących w ich stronę. Wtedy ona i Cindy uskoczyły w bok, a Charlie użyła swojego mignięcia aby przedostać się pomiędzy małymi robotami do miejsca, w którym będzie mogła pozbyć się ich najwięcej. Wykonała pojedynczy piruet z kataną w ręce i większość dronów wokół niej zostało bez trudu przeciętych. Wtedy Cindy podbiegła i z okrzykiem bojowym spróbowała zmiażdżyć młotem kilka ściśniętych w pojedyncze miejsce botów, jednak w porę odleciały. Przez to Cindy uderzyła młotem o podłoże tak mocno, że aż ziemia się lekko zatrzęsła.
- Ich zdolnością jest lewitacja - rzuciła Charlie do Cindy, tnąc następne drony. - Nie działają na nie ataki typu ziemnego.
- Mogłabym użyć modułu stazy, ale pewnie zadziałałoby tylko na jednego na raz - odezwała się Cindy.
- Gilbert, ile ci to jeszcze zajmie? - zapytała Sarah chowając się za jednym z metalowych stropów jaskini przed kolejnymi pociskami, które trafiły w niektóre skrzynki z zapasami.
- Jeszcze chwilę, na szczęście nie jest to tak duży problem jak sądziłem! - rzucił łowca spoglądając na chwilę za siebie.
Charlie i Cindy niszczyły kolejne drony, ale na ich miejscu ciągle pojawiały się następne, tak jakby przybyło ich tu nieskończenie wiele. W pewnym momencie trzy roboty minęły dziewczyny i podleciały do Gilberta z zamiarem zaatakowania, jednak kowalka w porę zmiotła wszystkie z nich jednym machnięciem młota. Chłopakowi z każdą sekundą było coraz ciężej skupić się na pracy, jednak postanowił dać z siebie wszystko. Po paru dodatkowych minutach, które zdawały się ciągnąć za długo Gilbert w końcu odsunął się od stołu i zwrócił w kierunku blondynki.
- Łap! - rozkazał, a następnie rzucił w jej kierunku naprawioną bransoletą.
Sarah chwyciła ją, a w tym samym czasie wiele pobliskich botów wystrzeliło w jej stronę całą chmarę pocisków. Dziewczyna była jednak szybsza i w porę nacisnęła przycisk na opasce. Momentalnie zaczęła świecić na zielono. Blondynka zablokowała wszystkie pociski swoją wielką, krystalicznie wyglądającą tarczą. Gilbert zobaczywszy to rozwarł nieco swoje oczy z podziwu. Sarah odwróciła się do swoich znajomych, które walczyły z resztą dronów. Rzuciła do nich, aby się odsunęły, a następnie wystawiła przed siebie ramię, przy którym unosiła się tarcza i chwyciła mocno za opaskę. Tarcza zaczęła szybko wibrować, po czym po chwili wystrzeliła przed siebie i rozpoczęła niszczenie botów, odbijając się od nich we wszystkie strony. Wszyscy znajdujący się w grocie musieli upaść na podłoże, lub się za czymś schować aby nie zostać trafionym przez ogromny, płaski pocisk. Pozostałe drony postanowiły się wycofać, jednak gdy miały już wlecieć do tunelu prowadzącego na zewnątrz tarcza eksplodowała, niszcząc pozostałe boty w kryjówce oraz zasypując kamieniami przejście, uniemożliwiając wszelkim pozostałym na zewnątrz robotom wejście do środka. Wszyscy zaczęli ostrożnie wstawać, rozglądając się po bałaganie, jaki tu nastąpił.
- Kurczę, to było coś - odezwał się Gilbert. - Widać od razu, że znacie się na swojej robocie.
- Tunel został zasypany, ale to i nawet lepiej - stwierdziła Cindy. - Te głupie drony nie powinny nam już przeszkadzać.
- O ile się stąd kiedyś wydostaniemy - Charlie schowała dłonie do kieszeni i podeszła do sterty kamieni i gruzu, która zablokowała wyjście.
- Spokojnie, istnieje jeszcze wiele wyjść z tych jaskiń, znam je wszystkie na pamięć - łowca uspokoił niebieskowłosą, po czym zwrócił się do blondynki. - Ale twoja tarcza wybuchła, i co teraz?
- Spokojnie, mogę przywołać ich ile chcę, ale tylko jedną na raz - odparła Sarah.
Kątem oka spojrzała na Charlie, spodziewając się, że coś jeszcze dopowie, ale ta bez słowa schowała miecz i poprawiła swoją fryzurę.
- Dobra, teraz już definitywnie powinniśmy ruszać - powiedział Gilbert. - Nastąpił tu taki harmider, że Syndykat na pewno wie gdzie jesteśmy, a co za tym idzie będą chcieli pewnie nie tylko nas zabić, ale i przy okazji ukraść Rubiny Transfuzji.
Jakiś czas później czterech znajomych pędziło jednym z wielu krętych tuneli ogromnego systemu jaskiń znajdującego się we wnętrzu góry. Przemieszczali się starymi wózkami górniczymi po sieci torów zainstalowanej tutaj przed laty przez mieszkającą tu niegdyś grupę górników. Musieli się podzielić na dwa wózki. W jadącym na czele siedzieli Sarah i Gilbert, a za nimi Charlie i Cindy. Oba wózki były wyposażone w bardzo silne latarnie, które przez parę pierwszych minut przejażdżki nie były im potrzebne, gdyż korytarze były dobrze oświetlone poprowadzonymi wzdłuż sufitu żarówkami. Teraz jednak, gdy zaczęli jechać pod górę byli zmuszeni do włączenia lampionów, inaczej niczego by nie widzieli.
- A właściwie to skąd wiesz, że właśnie tutaj znajdują się te rubiny? - zapytała Sarah.
- Ponieważ sam odkryłem jaskinię z ich złożami - odpowiedział Gilbert. - Gdy podróżowałem przez ten system natrafiałem na liczne groty z wyraźnymi pozostałościami po innych, dużo bogatszych złożach Rubinów. Dlatego postanowiłem iść nieoświetlonymi tunelami i pomyślałem, że może coś uda mi się znaleźć. W końcu natrafiłem na przejście, w którym teraz jesteśmy my. Było od razu widać, że zostało porzucone, ponieważ w pewnym momencie skończą się tory. Wtedy idąc tym korytarzem cały czas w górę natrafimy na jedną z nielicznych niezbadanych przez górników jaskiń i właśnie tam będzie to, czego szukacie.
Mimo tego, że lampy oświetlały teren na wiele metrów przed nimi, chłopak musiał wytężyć wzrok, żeby przyjrzeć się dokładnie, gdzie skończą się tory. W pewnym momencie ujrzał przerwaną część szyn, po czym chwycił za dźwignię znajdującą się przy wózku i pociągnął ją do siebie, przy okazji zakomunikował dziewczynom z tyłu, żeby zrobiły to samo. Z głośnym piskiem i zgrzytem zużytych, zardzewiałych kół wózki zatrzymały się zaraz zanim wypadłyby z torów. Gilbert wyskoczył z wózka i odkręcił przymocowaną do niego latarnię.
- Tak jak już wspominałem, dalej idziemy pieszo - chłopak pomógł Sarah wyjść z wózka. Chciał też pomóc pozostałym, ale zobaczył, że poradziły sobie już bez jego udziału.
Od tej chwili przejście stało się o wiele bardziej strome, niż do tej pory. Dziewczyny zauważyły, że gdzieniegdzie na podłożu rosły kępki trawy, co było dziwne jak na wnętrze jaskini, ale najwyraźniej trzeba było po tej Rzeczywistości spodziewać się wszystkiego. Cindy trzymając jedną z latarni rozglądała się po ścianach i zauważyła, że ścieka po nich jakaś ciecz. Myślała przez chwilę, że to woda, jednak gdy zbliżyła głowę, aby się temu przyjrzeć poczuła okropny smród bijący z substancji.
- Fuj! Co to w ogóle jest? - spytała.
- Smoła - odparł Gilbert.
- Ale czemu jest taka przejrzysta i tak dziwnie śmierdzi?
- Robota związków chemicznych znajdujących się w zewnętrznych ścianach góry.
Korytarz którym szli zaczął zakręcać. Okazało się, że teraz tunel tworzy dużą, ciągnącą się w górę spiralę.
- Zbliżamy się do szczytu - wyjaśnił Gilbert. - To właśnie w jego środku znajduje się jaskinia, w której powinny ostać się jedne z nielicznych złóż Rubinów w całym pasmie górskim.
Znajomi szli wijącym się przejściem już od jakiegoś czasu. Powoli zaczynało im się kręcić w głowie od chodzenia w ciągłej spirali. W końcu jednak lekko zasapani zobaczyli, jak tunel zaczyna być coraz mniej stromy, aż wreszcie wyszli na całkowicie poziome podłoże. Gilbert powiedział reszcie, że są już bardzo blisko, dlatego też przyspieszyli kroku. Po paru chwilach jednak się zatrzymali, a na twarzach dziewczyn pojawił się wyraźny niepokój. To był ślepy zaułek. Sarah spojrzała do tyłu i podrapała się po głowie.
- I co teraz? - zapytała Cindy.
- Spokojnie, to stary sposób na złodziei, którego nauczył mnie mój ojciec - Gilbert podszedł do, zdawać by się mogło, pustego końca korytarza, po czym wyciągnął zza pasa sztylet i rozciął płachtę przedstawiającą zdjęcie skał idealnie dopasowanych do otoczenia. - Dzięki temu nikt by nie pomyślał, że w tym miejscu może cokolwiek się znajdować. Zapraszam.
Czwórka znajomych weszła do wysokiej, stożkowatej jaskini. Trawa rosła tutaj wszędzie. W sklepieniu znajdywały się sporadycznie małe otwory, przez które do wnętrza groty sączyło się światło wschodzącego słońca. Na ścianach roiło się od złóż małych, błyszczących, krwistoczerwonych kryształów. Na samym środku tego miejsca było lekkie wzniesienie skalne otoczone pierścieniem z wody, a na jego szczycie wznosił się dumnie gigantyczny kryształ, tego samego koloru co pobliskie złoża.
- Co za cudowny widok - stwierdziła Sarah.
- Oto właśnie Rubiny Transfuzji - powiedział Gilbert rozkładając ramiona, i się obracając. - Jak widzicie, starczy ich dla nas wszystkich.
- Przykro mi, ale wygląda na to, że się nimi długo nie nacieszycie - nagle za ich plecami rozległ się znajomy głos.
Wszyscy jednocześnie odwrócili się w kierunku jego źródła. Obok wejścia do pieczary stała postać ubrana w ciemnobrązowy płaszcz. To był jeden z członków Syndykatu, po głosie można było rozpoznać, że to właśnie on jako jedyny odezwał się do dziewczyn, gdy się tu znalazły. Gilbert wyraźnie zdenerwował się obecnością tego mężczyzny w jaskini. Wyciągnął zza pasa mały, metalowy kijek, który szybko rozwinął swoje dodatkowe części i przekształcił się w łuk. Chłopak prędko chwycił za jedną ze strzał w swoim kołczanie i nałożył ją na cięciwę.
- Te kryształy są im potrzebne, żeby uratować przyjaciela - zaczął. - Poza tym, jest mnóstwo niewinnych osób, które potrzebowałyby ich cudownych leczniczych właściwości. Jeśli chcesz je mieć, musisz przejść przeze mnie!
- No tak, dobroduszny strażnik jakiś bezwartościowych kamieni - członek Syndykatu pokręcił głową. - To jest coś, czego spodziewałbym się po szczeniaku Rodgara, ostatniego przywódcy górniczego ludu.
- Spokojnie, Gilbert. Pomożemy ci! - Sarah sięgnęła dłonią do włącznika na swojej opasce.
- Nie, to nie jest wasza walka! - Gilbert wyciągnął z kieszeni składany kilof i podał go blondynce. - Bierzcie tyle Rubinów ile wam trzeba, i uciekajcie! Ja będę was za ten czas bronić.
- Wybaczcie, ale ucieczka już nie jest możliwa - zakapturzony pstryknął palcami w kierunku wyjścia z jaskini. Wtedy zarówno w niej, jak i w znajdujących się w sklepieniu otworach prowadzących na zewnątrz pojawiła się ogromna chmura ciemnofioletowego dymu. - Ten gaz jest najbardziej trującą substancją jaką znajdziecie w Othermatter. Zanim się obejrzycie będziecie martwi.
- Chwila, to nie są umiejętności, jakie posiada Syndykat - zauważył łowca i wycelował łukiem w kierunku intruza. - Kim ty tak naprawdę jesteś?!
- To prawda, że Viper został zniszczony, nawet mimo tego, że dałem mu swoją oślepiającą mgłę - tajemnicza postać zaczęła iść w ich kierunku i na chwilę jej sylwetkę pokrył cień jednego z szerokich stalagmitów. - Ale to dlatego, że walczył z waszym liderem, Sentinelem Zero. Jednak tutaj mam trzech członków B.I.G. S.E.V.E.N., których suma mocy nawet nie może równać się z liderem.
Kiedy istota wyszła z cienia wyglądała już inaczej. Jej płaszcz przybrał odcień mahoniu i stał się obdarty, również zmienił się kształt kaptura. Wszyscy poczuli, jak ciemność ziejąca spod kapuzy jest o wiele bardziej złowroga niż wcześniej.
- "Nazywam się Void" - głos demona również uległ zmianie. Przypominał teraz niepokojący szept. - "Jestem jednym z Łowców Zaświatów."
- Z-Zaświatów?! - krzyknął Gilbert. - Co się tutaj dzieje?!
- "Lepiej powinieneś spytać co się tu zaraz stanie" - Void patrzył na nich nieistniejącym wzrokiem. - "Najpierw spaczę wasze umysły, abyście mi zdradzili, gdzie znajduje się wasza kryjówka, następnie zabiję was, a potem waszego lidera. Wtedy Zaświaty ponownie połączą się z Othermatter i wszystkie Rzeczywistości spowije nieskończona mgła."
- Dzięki, że zdradziłeś nam swój plan, pajacu - odezwała się Cindy. - To na pewno pomoże ci w zrealizowaniu go.
- "Nie ma różnicy. Tak, czy siak się powiedzie, więc czemu by wam o nim nie powiedzieć?"
- Za chwilę się przekonamy! - strzała, którą Gilbert naciągnął na cięciwę swojego łuku zaczęła iskrzyć na niebiesko, po czym po wystrzeleniu przypominała małą błyskawicę. Pocisk trafiłby demona prosto w głowę, gdyby nie fakt, że po prostu przebił się przez kaptur i przeleciał na drugą stronę jaskini, wbijając się w ścianę.
- "Bez wrażenia" - prychnął Void, po czym wyciągnął do niego pusty rękaw.
Łowca został brutalnie odrzucony przez niewidoczną siłę na przeciwległą ścianę i w tej samej chwili wokół niego wybuchł obłok trującej mgły.
- Gilbert! - Sarah chciała odruchowo do niego podbiec.
- "Nie łudź się, on i tak już nie żyje" - rzuciła zjawa obojętnie.
- Zapłacisz nam za to! - Cindy chwyciła swój młot i spróbowała z całej siły uderzyć demona od boku, jednak poza tym, że jego płaszcz został na chwilę rozwiany, nie stało się nic większego.
- "Czy wy nadal nie widzicie, że to bezcelowe?" - spytał Void. - "To tak, jakbyście walczyły z wiatrem. Równie dobrze mogłybyście się od razu poddać."
- Ten przeciwnik nie posiada fizycznej formy - oceniła Charlie. - Przez to fizyczne ataki są bezskuteczne. Co innego z magicznymi.
- W takim razie ciekawe, jak zareaguje na to! - kowalka uderzyła młotem w podłoże, tuż obok Voida. Wtedy moduł stazy się uaktywnił, a demona pokryła kremowa aura, która znacząco go spowolniła.
Charlie wykorzystała okazję, gdy demon został spowolniony. Nabrała głęboko powietrza, po czym wydała ze swoich ust niewiarygodnie głośny pisk, który odbijał się długim echem po ścianach jaskini. Sarah i Cindy musiały na chwilę zasłonić uszy, kiedy potężne wibracje dźwięku kruszyły skały, których odłamki spadały z łoskotem na podłoże. Główny cel tej techniki, jakim był Void wydał dziwny dźwięk, coś na wzór bólu. Żadna z dziewczyn nigdy nie widziała jeszcze takiej Kinezy. Zastanawiały się jakie jeszcze tajemnice skrywa cicha siostra Charlesa.
- "Czy wy naprawdę sądzicie, że wasze proste sztuczki zrobią na mnie wrażenie?" - zjawa odzyskała władzę nad ciałem a potem odrzuciła dziewczyny w trzy różne strony i wypełniła całą jaskinię czarną mgłą, która kompletnie zasłaniała widoczność.
Sarah szybko przetrząsała kieszenie, aż w końcu udało się jej znaleźć długofalówkę z zielonym wirem. Po omacku naciskała przyciski, aby móc skomunikować się z Charlesem. Po paru chwilach udało jej się nawiązać połączenie.
- Charles, mamy problem - powiedziała cicho blondynka.
- "Wiem, jaki macie problem" - odezwał się mocno zniekształcony głos geniusza. - "Spotkałyście Voida, prawda? Jego ciało składa się z czystej Inferokinezy, fizycznie nie dacie rady go pokonać."
- Właśnie dlatego dzwonię, co możemy zrobić, żeby się go efektywnie pozbyć?
- "Z tego co widzę, po waszej lokalizacji, znalazłyście już Rubiny Transfuzji, prawda? Słuchaj, te kryształy są wypełnione płynem, który zawiera dużo skoncentrowanej Zoikinezy, zdolnej również niszczyć Inferokinezę. Musisz--"
Sarah nie była w stanie usłyszeć tego, co Charles miał jeszcze do powiedzenia, gdyż znikąd przed nią pojawił się Void, który ponownie odepchnął dziewczynę niewidoczną siłą na daleki dystans. Blondynka poczuła, jak uderza plecami o coś twardego. Gdy się odwróciła i wytężyła wzrok zauważyła, że znajduje się tuż obok ogromnego Rubinu, stojącego na środku jaskini. Z powodu uderzenia jedna ze ścianek kryształu pękła i zaczęła sączyć się z niej bardzo gęsta, czerwona maź, która przy okazji ubrudziła rękę dziewczyny. Sarah poczuła zimny chłód przed sobą i odwróciła się ponownie. Ujrzała przed sobą Voida raz jeszcze, który w tej ciemności wyglądał jedynie jako unoszący się płaszcz. Zobaczyła, jak demon skupia w swoich nieistniejących rękach fioletową, trującą chmurę. Blondynka nabrała więcej leczącej substancji na swoją dłoń.
- Zdychaj - powiedziała wściekle do zjawy.
W tej chwili machnęła w niego ręką, co sprawiło, że duże ilości czerwonej substancji poleciały na płaszcz Voida. Gdy tylko go dotknęły zjawa natychmiast przerwała przygotowywanie techniki oraz wydała przerażający pisk. Sarah raz za razem nabierała więcej mazi na swoje dłonie i rzucała nią w demona. Ten próbował zasłaniać się rękawami płaszcza, ale niewiele mu to dawało. Ciemna mgła, która wypełniała grotę zaczęła coraz bardziej słabnąć, aż wreszcie kompletnie zniknęła.
- "Dość..." - płaszcz zjawy teraz wisiał bezwładnie w powietrzu. Wtedy jednak uniósł rękawy, w których pojawiła się ponownie fioletowa mgła. Zapewne miał zamiar wypełnić nią całą jaskinię. - "Mam was wszystkich do--"
Nie dokończył, ponieważ został spowolniony przez Cindy, która uderzyła go młotem w plecy.
- Wykończ go - powiedziała kowalka z uśmiechem na twarzy do przyjaciółki.
Sarah na chwilę się zastanowiła, po czym spojrzała na swoją zieloną, rozpinaną bluzę.
- I tak mam mnóstwo ubrań, jak zniszczę sobie jedną bluzę, to nic się nie stanie - stwierdziła, a następnie ją zdjęła, nabrała do niej dużej ilości leczącej substancji z Rubinu. Skierowała się z powrotem do Voida. - Przekaż Viperowi pozdrowienia.
Blondynka rzuciła bluzę na unoszący się płaszcz. W jednej chwili zjawa zaczęła piszczeć wniebogłosy, aż dziewczyny musiały sobie raz jeszcze zakryć uszy rękami. Po kilku głośnych chwilach płaszcz opadł bez życia na soczyście zieloną trawę. Void został pokonany. Sarah ucieszyła się z wygranej, ale przypomniawszy sobie o Gilbercie natychmiast spojrzała w kierunku, w którym demon go wcześniej odrzucił. Łowca leżał z zamkniętymi oczami na ogromnej stercie popękanych Rubinów pokryty ich leczniczym płynem. Sarah do niego podbiegła, a Cindy była tuż za nią. Kiedy się zbliżyły Gilbert się ocknął i natychmiast zaczął ciężko kaszleć.
- Nic ci nie jest? - zapytała zaniepokojona Sarah.
- Nie, chyba wszystko dzięki Rubinom - chłopak spojrzał na swoją rękawicę pokrytą substancją. - Gdyby nie one, byłoby już po mnie.
- A więc misja zakończona na rangę co najmniej A - odezwała się Charlie, która podrzucała w dłoni kawałek Rubinu.
- Chcecie wziąć tylko tyle? - Sarah pomogła Gilbertowi wstać.
- A taka mała ilość nie da sobie rady z jadem czerwia? - spytała niebieskowłosa obojętnie.
- Zależy którego, ale powinna. Co nie zmienia faktu, że przydałoby wam się tego dużo więcej, na zapas!
- Jest znacznie więcej ludzi, którzy potrzebują tej leczącej mocy o wiele bardziej niż my - blondynka położyła chłopakowi dłoń na ramieniu, a ten się uśmiechnął.
- Wiedziałem, że jesteście dobrymi ludźmi, ale że aż tak? - Gilbert pokręcił głową. - Dobrze zatem. Od dzisiaj będę strzec tych kryształów choćby i kosztem mojego życia. Każda osoba, która kiedykolwiek będzie potrzebować ich pomocy, otrzyma ją. To samo tyczy się oczywiście was.
- Dziękujemy ci za wszystko - rzekła Cindy. - Obyśmy się jeszcze kiedyś spotkali!
- Jestem pewny, że to się stanie - odparł Gilbert.
- Charles, załatwiliśmy Voida i mamy trochę kryształów - powiedziała Charlie przez swoją długofalówkę z granatowym wirem. - Zabieraj nas stąd.
Nagle obok nich pojawił się wirujący, eliptyczny portal. Dziewczyny pożegnały się z Gilbertem, po czym przeszły przez teleport, dzięki któremu znalazły się ponownie w komnatach Bluestonów w Gai.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania