Othermatter; Rozdział 9 - Latarnia

"Setki lat temu w samym sercu Rzeczywistości Torrara doszło do jednego z najbardziej zapamiętanych wydarzeń w całej historii Othermatter. To właśnie wtedy istotom z Zaświatów udało się otworzyć specyficzny tunel czasoprzestrzenny, który pozwolił im się wydostać ze swojego mrocznego więzienia. Wydarzenie to było początkiem dla Splugawionej Wojny. W trakcie tej ogromnej bitwy walczyli ze sobą przedstawiciele wszystkich istniejących gatunków. Ze względu na powagę sytuacji każdy, kto był w stanie walczyć miał obowiązek stawić się na jednej z pobliskich militarnych strażnic, których w tamtym czasie istniało mnóstwo, a następnie chronić Othermatter choćby za cenę własnego życia. Wojna trwała około sześćdziesiąt lat oraz była najbardziej krwawą w dziejach, poniosła ze sobą najwięcej ofiar. W trakcie konfliktu nieliczni cywile chowali się wszędzie, gdzie się dało, by po jej zakończeniu wyjść na światło dzienne i opłakiwać całe mnóstwo swych straconych bliskich. Wojna była szczególnie katastrofalna dla dwóch rodów, które od zarania dziejów były swoimi sojusznikami - Bluestone oraz Abadder. Nikt nie miał pojęcia, jak udawało im się tak świetnie dogadywać, gdyż oba rody przedstawiały dwa różne światy. Ci pierwsi kierowali się Kinezą, wiedzą i tradycją. Drudzy natomiast technologią, pasją oraz chwilą. Pewnego jednak dnia jeden z nielicznych żyjących przedstawicieli rodu Abadder miał dokonać pewnego odkrycia względem tego przedziwnego sojuszu."

 

Rzeczywistość Meracara; Wszechświat Lux; Gdzieś w Wymiarze Ark

 

Desantowy statek pasażerski zaczął dokować w jednej z ogromnych baz kosmicznych, która w tej chwili swobodnie dryfowała po próżni. Rzeczywistość Meracara była zdominowana przez roboty, więc zwykle tego typu statki były po brzegi wypełnione nimi, jak i innymi maszynami. Nic by się nie zmieniło, gdyby nie jeden człowiek, który zajął na statku jedyne wolne miejsce pomiędzy dwoma szerokimi w barach, ciężko uzbrojonymi robotami ochronnymi. Natius musiał mocno się pomiędzy nimi ścisnąć i miał nadzieję nie zrobić nic, co boty uważałyby za niemądre, lub niedozwolone. Wystarczyłoby tylko, żeby te ciężkie kupy złomu usiadły bliżej siebie i chłopak zostałby zmiażdżony. Niestety, musiał wybrać jakieś miejsce siedzące, gdyż tylko przy nich były specjalne pasy, dzięki którym oficer nie zostałby w jednej sekundzie odrzucony na koniec statku i przy nim zmiażdżony w momencie, gdy został aktywowany Nad-Napęd.

Podczas podróży Natius przez większość czasu spoglądał przez okna, podziwiając niezwykłe widoki mijanych gwiazd, planet i galaktyk. Baza do jakiej zmierzał orbitowała jedną z planet pewnego układu w Wymiarze Ark. Gwiazda tego systemu stanowiła dla chłopaka kolejny niezwykły widok. Wiele razy już słyszał o masywnych budowlach cywilizacji typu drugiego i trzeciego, jednak był to pierwszy raz, kiedy miał okazję zobaczyć jedną z nich na własne oczy. Gigantyczna, metalowa konstrukcja przypominająca okrągłą klatkę otaczała gwiazdę systemu ze wszystkich stron, skutecznie absorbując całą jej energię w celu późniejszego wykorzystania. Sfera Dysona to zaledwie jedna z wielu konstrukcji, które Natius miał ochotę zobaczyć. Zastanawiał się, jak wiele czasu jeszcze zajmie mieszkańcom Ziemi na osiągnięcie takiego poziomu technologii.

Natius mógł w końcu rozluźnić mięśnie i odetchnąć z ulgą kiedy statek desantowy wylądował, a roboty, pomiędzy którymi siedział odeszły. Po paru sekundach mocowania się ze skomplikowanym zaczepem pasów chłopakowi udało się je w końcu rozpiąć i opuścić pokład pojazdu.

Dok ładowniczy tej bazy nie był zbyt malowniczy, co zresztą było do przewidzenia jeśli chodzi o budowle robotów. Zwykłe, jednolite, metalowe ściany, z wystającymi gdzieniegdzie rurami i kratkami wentylacyjnymi stworzonymi jedynie dla odwiedzających bazę organicznych istot. Bez większych dekoracji, czy czegokolwiek na czym można by zawiesić oko. Roboty zawsze budowały swoje machiny, pojazdy czy budowle w taki sposób, aby były praktyczne, a nie ładne. Natius po części to rozumiał, ale jednak zrozumiałby bardziej, gdyby statek, którym tu przyleciał nie wyglądałby jak coś wyciągniętego z gry wideo z lat dziewięćdziesiątych, za czasów, kiedy poligony wszelkich obiektów były wyraźnie widoczne. Nawet Avenguard jest zarówno praktyczny, jak i ładny. I tak się składa, że oficer przybył do tej bazy właśnie z powodu swojego statku. Natius obrócił się i zobaczył robota z kołami zamiast nóg, który szybko do niego podjeżdżał.

- Miałeś być tu już w momencie wylądowania pasażerskiego, Zadorg - powiedział chłopak, kiedy bot już się do niego zbliżył. - A ty się spóźniłeś.

- Wykonywałem ostatnie poprawki związane z uszkodzonym napędem - odezwał się Zadorg metalicznym głosem. - Ale mam nadzieję, że nie czekałeś na mnie zbyt długo.

- Właściwie to dopiero przyleciałem - odparł Natius. - No dobra, prowadź do swojego warsztatu. Zobaczymy, co udało ci się zdziałać.

Droid odwrócił się do chłopaka plecami i zaczął jechać w określonym kierunku. Natius poszedł za nim. Przemierzali wiele korytarzy i sal, które nie różniły się między sobą pod wieloma względami. Oficer pomyślał, że jeśli chciałby wiedzieć, co się w tych pomieszczeniach znajduje, musiałby mieszkać tutaj od urodzenia. Przynajmniej jedyna rzecz, która się w tej bazie wyróżniała od pozostałych to warsztat Zadorga i to stało się jedynie za namową oficera. Chłopak i robot po drodze rozmawiali o różnych sprawach, jednak utrzymywały się one wokół tematu technologii. Minęło wiele spokojnych minut, aż oboje dotarli do miejsca, w którym kolor metalowych ścian był brązowy, zamiast wszechobecnej szarości. Natius przeszedł za Zadorgiem przez otwór na drzwi, w którym zamiast drzwi wisiała pożółkła zasłona z kilkoma plamami po smarze. Wnętrze warsztatu wzbudzało steampunkowy klimat, który pasował do wyglądu metalowego znajomego oficera. Zadorg był jednym ze starszych robotów mieszkających w tej bazie, podobał mu się wygląd i styl jego obecnego ciała i nie chciał przerzucać się na nowe, mimo tego, że już parę razy mu to proponowano. Natius chwilę po wejściu do warsztatu wciągnął powietrze nosem i natychmiast zaczął kaszleć, ponieważ gwałtowny odór smaru i spalenizny dotarł do jego nozdrzy.

- Chyba pracowałeś bardziej intensywnie, niż zwykle - stwierdził.

- W końcu to było zlecenie zostawione przez przyjaciela - odrzekł Zadorg.

Przeszli przez kolejną zasłonę, która tym razem prowadziła do ogromnej sali wypełnionej półkami oraz szafkami na kółkach z licznymi narzędziami, zarówno takimi spotykanymi choćby na Ziemi, jak i takimi, których nawet oficer nie był w stanie na pierwszy rzut oka zidentyfikować. Na samym środku hali stał Avenguard osadzony na licznych, bardzo wytrzymałych podnośnikach.

- Przez dłuższy czas nie mogłem znaleźć przyczyny usterki, ale dzisiaj, parę godzin wcześniej wreszcie mi się udało - robot podjechał do szerokiego i płaskiego podnośnika, stanął na nim, a następnie nacisnął przycisk na znajdującym się obok panelu i podjechał do góry.

Za ten czas Natius przysunął stojącą nieopodal drabinę i zaczął po niej wchodzić, aż był na tym samym poziomie co droid.

- Popatrz tutaj - Zadorg wskazał na pewien obszar wewnątrz jednego z napędów. - Okazało się, że statek nie chciał odpalić z powodu przepalonego tranzystora jonowego.

- Jakim cudem? - chłopak podrapał się po głowie. - Wszystkie elementy zostały niedawno wymienione na nowe, o wiele wytrzymalsze wersje.

- Sprawdziłem dokładnie ten tranzystor i wygląda na to, że powodem jego spalenia nie była żadna usterka z jego wnętrza - odezwał się robot, spoglądając na oficera. - Stan tego elementu definitywnie wskazywał na uszkodzenie z zewnątrz.

Natius poczuł się lekko zaniepokojony, kiedy to usłyszał. Tego typu tranzystory mogły się same zniszczyć jedynie od wewnątrz. Czy na pewno był to zwyczajny przypadek, czy ten problem miał podstawę w czymś poważniejszym? Nastolatek spojrzał w przestrzeń, a jego umysł na chwilę oddalił się od warsztatu, by przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek Avenguard został zostawiony przez chłopaka niestrzeżony.

- Coś jest nie tak? - spytał Zadorg przekrzywiając swoją kanciastą głowę w bok.

- Nie, wszystko w porządku - odparł Natius, powracając do rzeczywistości. - Najważniejsze, że statek znowu działa. Ile się należy?

- Niczego od ciebie nie wezmę - bot skrzyżował gumowe ramiona na piersi, kręcąc głową. - W końcu jesteśmy przyjaciółmi.

Chłopak mimowolnie się uśmiechnął. Przypomniał sobie czasy sprzed trzech lat, kiedy na Milczących Pustkowiach, jednym z dawnych pól bitwy Splugawionej Wojny, znalazł uszkodzonego Zadorga. Kiedy oficer odkrył, że robot jeszcze może działać, postanowił zabrać go do Gai i naprawić w swoich pracowniach. Od tamtej pory stali się przyjaciółmi.

- Dzięki - Natius uścisnął jego dłoń składającą się z trzech metalowych szczypiec. - No to ja już spadam.

Nastolatek wsiadł na pokład statku, a Zadorg podjechał do wielkiej metalowej bramy w ścianie i nacisnął znajdujący się obok niej przycisk. Zapora otworzyła się, ukazując długi tunel, dzięki któremu można było bezpośrednio wydostać się z bazy. Natius uruchomił silniki Avenguarda bez większych trudności i wyleciał z warsztatu. Błyskawicznie przyspieszając przemierzał wielki korytarz, aż wreszcie na jego końcu ujrzał wylot z metalowej budowli do próżni kosmicznej, który był zagrodzony specjalną energetyczną barierą. Chłopak będąc potwierdzonym gościem w bazie mógł nawet bez zatrzymywania się przelecieć przez zasłonę. Chwilę później zaczął naciskać wiele różnych przycisków i przekładać dźwignie, aż w końcu ozdobne symbole na kadłubie Avenguarda zaczęły świecić na fioletowo, natomiast zaraz potem statek astronomicznie szybko zniknął daleko w przestrzeni.

Natius założył ramiona za głowę, kiedy autopilot robił swoją robotę, lecąc przez Rzeczywistość Meracara aż do Wszechświata Zero z prędkością wielu milionów lat świetlnych na godzinę. Dzięki najnowocześniejszym systemom amortyzacji Nad-Napędu pasażerowie statku odczuwali tą prędkość tak, jakby po prostu jechali zwykłym samochodem. Po środku konsoli sterującej znajdował się duży ekran z okularem na wierzchu i sześciokątnym przyciskiem na spodzie. Chłopak nadusił go, a okular zaczął emitować holograficzny obraz, tego, co zwykle pojawiłoby się na ekranie. Hologram przedstawiał małą mapę Othermatter oraz aktualne położenie Avenguarda i jego trasę kończącą się w Wymiarze Delta w Zero z wyświetlonym z boku dystansem i przybliżonym czasem podróży. Oficer spokojnie przyglądał się tej mapie przez długi czas, aż nagle odwrócił wzrok na ekran, na którym w akompaniamencie dzwoniącego dźwięku pojawiło się powiadomienie o nowej zapisanej lokacji. Chłopak spojrzał ponownie na hologram i w jednej chwili pociągnął za długą dźwignię, która znajdowała się tuż przy jego wygodnym, skórzanym fotelu. Odrzutowiec tak szybko jak się rozpędził do nadświetlnych prędkości, tak samo szybko się zatrzymał. Okazało się, że zapisaną lokacją była Planeta Yon.

- "To właśnie tam znajdują się Milczące Pustkowia. Ale czemu dopiero teraz się zapisała?" - pomyślał chłopak i zastanowił się nad tym przez chwilę. - Ach, no tak. Wtedy przyleciałem tam na statku zwiadowczym z tamtej bazy.

Natius wpatrywał się w hologramową mapę i w zaznaczony na niej punkt Planety Yon, a w tym czasie Avenguard leniwie dryfował w próżni.

- "W sumie czemu by nie wybrać się tam znowu i trochę powspominać?" - postanowił w końcu. - "Może znajdę tam jeszcze jakieś przydatne części, tak jak ostatnio. A może nawet kolejnego robota do naprawy."

Oficer postanowił wyłączyć autopilota i chwycić mocno za ster. Obrócił nim o dziewięćdziesiąt stopni, aż statek obrócił się przodem do dużej, matowej planety w oddali. Chłopak przypomniał sobie, jak jeszcze przed Splugawioną Wojną ta planeta była jedną ze stolic Wszechświata, w którym się znajdował. Teraz jest w znacznej większości łysa i pozbawiona życia. Natius nadusił pedał gazu, podobny, jaki znajdował się w samochodach, a Avenguard zaczął szybko lecieć do Planety Yon.

 

Rzeczywistość Meracara; Wszechświat Amp; Wymiar Ox; Planeta Yon

 

Natius włączył dodatkowe światła i wytężył wzrok, ale i tak praktycznie nic nie mógł zobaczyć przez niezwykle gęstą mgłę znajdującą się na wierzchniej warstwie atmosfery. Co prawda cała planeta była nią wypełniona, jednak tutaj była najbardziej gęsta. Oficer musiał ciągle spoglądać na hologram, który w tej chwili wyświetlał tę planetę. Po paru chwilach lotu po omacku mgła zaczęła się coraz bardziej rozrzedzać, aż wreszcie większość terenu była widoczna. Daleko w dole rozpościerało się ogromne i łyse szare pole. Ze względu na wysoki poziom toksyczności w powietrzu nie rosła tu ani jedna roślina. Również przez to Natius musiał pamiętać o założeniu swojej maski gazowej. Gdy Avenguard odpowiednio zbliżył się do powierzchni, zaczął powoli opadać na nią, a otwory na spodniej obudowie otworzyły się i wysunęły się z nich długie i szerokie pręty osadzone na kołach z twardymi oponami. Statek zatrzymał się na jałowej ziemi, a jego silniki zostały wyłączone. Z jego boku otworzyła się duża klapa, która opadła na podłoże, a metalowe płyty na jej wierzchu wysunęły się i utworzyły małe schody. Zszedł po nich Natius, który przebrał się w swój ochronny, lecz elastyczny kombinezon, a na twarzy miał czarną gazową maskę z czerwonymi szybkami w miejscu otworów na oczy.

- "Nienawidzę tej maski..." - pomyślał. - "Jest strasznie niewygodna. No ale co poradzić?"

Klapa Avenguarda się zamknęła w czasie, gdy oficer przeszedł parę metrów przed siebie i rozejrzał się po Milczących Pustkowiach. Szara ziemia, brak roślin i trująca mgła sprawiały, że panował tu naprawdę depresyjny klimat zrujnowanego doszczętnie świata. Nastolatek nie był pewny, czy już kiedyś był w tej części polany, wszędzie wyglądała bardzo podobnie. W oddali mógł jednak zauważyć jakieś ciemne, niewyraźne kształty. Chłopak postanowił podejść do nich i zobaczyć czym są. Kiedy zbliżył się wystarczająco zauważył, że te tajemnicze obiekty są o wiele większe, niż się spodziewał. Oficer stanął w końcu przed nimi i włączył latarkę, której snop światła przebijał się z trudem przez wszędobylską mgłę. Okazało się, że były to prawie całkowicie pokryte kurzem i toksycznym opadem czołgi. Chłopak się ucieszył na ich widok, ponieważ pasjonował się wszelkim wojennym sprzętem, a czołgi były jednym z jego ulubionych. Obszedł maszyny dookoła, zastanawiając się przy okazji czy mogą jeszcze zawierać jakieś przydatne części. Zważając na ich stan zewnętrzny nie było to zbyt prawdopodobne, jednak oficer i tak postanowił sprawdzić. Wrócił na chwilę na pokład statku i wziął stamtąd dwie skrzynki z narzędziami. Po powrocie do czołgów w pierwszej kolejności wyciągnął dużą szmatkę z nanofibry i zaczął wycierać powierzchnię jednej z machin z kurzu, żeby znaleźć jakąś klapę, którą dałby radę odkręcić. Pod grubą warstwą pyłu krył się gdzieniegdzie zardzewiały czarny kadłub z czerwonymi, ozdobnymi pasami. Przez chwilę ten styl malowania wydawał się być dla Natiusa podejrzanie znajomy. Kiedy wycierał więcej powierzchni czołgu z pyłu i toksyn musiał co chwilę wycierać szybki w masce, ponieważ były przez nie szybko pokrywane. Chłopak był już lekko poirytowany i zaczął rozmyślać, czy nie powinien podejść do innej maszyny i na niej spróbować dostać się do wnętrza, jednak w tej samej chwili coś na kadłubie czołgu, którym się zajmował przykuło jego uwagę. Wytarł jeszcze trochę pozostałości po niebezpiecznej atmosferze planety i ujrzał namalowanego na pancerzu szkarłatną farbą jastrzębia, symbol wolności. Natius upuścił odruchowo całkowicie zabrudzoną szmatkę i cofnął się kawałek od pojazdu, oddychając szybko, sprawiając, że szybki w masce parowały. Oficer doskonale wiedział, co oznacza ten symbol, jak i również dzięki niemu przypomniał sobie, dlaczego oznaczenia były dla niego takie znajome. Poczuł, jak łzy mimowolnie gromadzą mu się w oczach.

- "To są czołgi Abadderów" - uświadomił sobie w myślach. - "Mojej rodziny."

Natius spojrzał na wyższe elementy pojazdu i postanowił wskoczyć na samą jego górę, w celu znalezienia włazu, który pozwoliłby mu dostać się do środka. Wiedział, że jego rodzina bohatersko walczyła na wielu frontach w trakcie Splugawionej Wojny, jednak nigdy nie dowiedział się, co się z nimi ostatecznie stało. Miał nadzieję, że w środku tych czołgów znajdzie jakiekolwiek informacje na ten temat. Mimo znacznej ilości zanieczyszczeń nastolatkowi w miarę szybko udało się znaleźć właz. Chwycił solidnie za dwie metalowe rączki po obu jego stronach i pociągnął z całej siły, jednak klapa ani drgnęła. Chciał przez chwilę sprawdzić, czy w innym pojeździe wejście również się nie zacięło, ale wtedy przypomniał sobie, że czołgi Abadderów zawsze otwierało się trochę inaczej. Obszedł okrągłe wieko, uklęknął i spróbował z drugiej strony chwycić za przełącznik znajdujący się we wnętrzu szczeliny tak małej, że ledwie mieściły się w niej dwa palce. Natius odetchnął z ulgą kiedy usłyszał zgrzyt mechanizmów i zobaczył, jak właz z piskiem powoli podnosi się do góry. Chłopak wstał z powrotem na równe nogi, a następnie ostrożnie wszedł do wnętrza pojazdu.

Od razu znalazł się na postrzępionym fotelu z poliformu. Wnętrze czołgu, mimo że było zniszczone, to jednak Natius czuł się tutaj trochę przytulnie. Tuż przed nim znajdował się panel ze sterem i mnóstwem przycisków i przełączników. Oficer zobaczył, że pod panelem znajduje się niedomknięty schowek. Chwycił za jego rączkę i musiał nią dosyć mocno szarpnąć, ponieważ ze względu na lata nie otwierał się już tak samo płynnie. Schowek był po brzegi wypełniona kurzem, pajęczynami, a na dodatek na samym wierzchu znajdował się ciemny, przesiąknięty jakąś cieczą worek. Natius ostrożnie wyjął skórzany tobołek i w jednej chwili jego twarz wykrzywiła się z obrzydzenia. Nie będąc pewnym, co dokładnie trzymał wyrzucił przedmiot z czołgu przez otwór nad sobą i zaczął przeszukać resztę zawartości skrytki. Wyczuł, że na jej dnie znajduje się coś twardego. Kiedy wyciągnął ten przedmiot z wnętrza okazało się, że jest to jakaś książka w twardej oprawie. Natius zdjął pajęczyny z okładki i otworzył książkę na losowej stronie. Na przyżółkłych, obdartych kartkach ze sporadycznymi ciemno-brązowymi plamami znajdował się napisany ręcznie tekst. Nastolatek szybko zrozumiał, że to był czyiś dziennik. Spróbował przeczytać to, co się w nim znajdowało, jednak ciemne plamy zasłaniające niektóre części tekstu, jak i wyblakły atrament nie ułatwiały tej czynności.

"23 okresu przesilenia

Otrzymaliśmy długo wyczekiwane informacje od dowództwa na temat planowanej bitwy po jednej stronie z Bluestone'ami. Nie wyobrażam sobie, w jaki sposób moglibyśmy być sojusznikami. To my mamy najlepsze bronie i maszyny bitewne, dzięki którym odparliśmy już wiele ataków wymierzonych na nas i naszych przyjaciół przez Zaświaty. Co takiego oni potrafią? Dobra, przyznam. Ich wiedza jest sławna w całym Othermatter, jednak sądzę, że na wojnie samą wiedzą niewiele się zdziała. Nie wiem w jaki sposób mamy im pomagać. Jedyne co mi przychodzi do głowy to to, że oni wymyślili jakąś wyjątkowo sprytną operację, a my po prostu będziemy tymi od brudnej roboty. No ale, wszys..."

W tym miejscu kartka została naderwana i nie można było przeczytać, co znajdowało się dalej. Natius zaczął się nad tym zastanawiać. Jeśli napisał to ktoś z jego rodziny, to jaki związek ta cała sytuacja miała z rodziną Charlesa i Charlie? Oficer poczuł, że musi koniecznie poznać na to odpowiedź, więc zaczął lecieć wzrokiem po dalszym tekście i czytać te fragmenty, które przykują jego uwagę.

"34 okresu przesilenia

Mamy już potwierdzenie dotyczące roli naszych i Bluestone'ów w bitwie. Zarówno my, jak i oni będziemy obstawiać pierwszą linię frontu i mamy za zadanie nie przepuścić żadnego mrocznego gówna choćby na centymetr w pobliże Latarni. A ja uważam, że jeszcze poza Latarnią my mamy nie pozwolić wrogowi zbliżyć się do tych niebieskich. Co za debil wpadł na pomysł, żeby posadzić ich na front?! Co oni mogą zrobić? Połaskotać te obrzydlistwa swoimi technikami? Dupa, a nie techniki! Widziałem na własne oczy ich bojową skuteczność i wątpię, że Bluestone'owie byliby w stanie w ogóle spowodować większe szkody naszym ludziom, a co dopiero te mutanty z Zaświatów. Jeszcze dzisiaj pójdę do dowództwa i przedyskutuję z nimi temat planu.

2 okresu ciemności

Dowództwo miało mnie tamtego dnia kompletnie w dupie. Powiedzieli mniej więcej żebym „wypierdalał i nie zawracał im w tej chwili głowy." Pomijając wulgaryzmy, które są dla nich na porządku dziennym wydawało się, jakby byli trochę... Zdezorientowani? O ile tak to mogę określić. No ale dobra, nie udało mi się nic wskórać. A w dodatku bitwa zacznie się już jutro. Lepiej jeśli się odpowiednio przygotuję i powiem moim ludziom, żeby zrobili to samo. W końcu musimy być gotowi na obronę zarówno Latarni, jak i Bluestone'ów."

To był ostatni wpis w dzienniku. Dalsze kartki były kompletnie puste. Natius postanowił jednak wziąć tę książkę ze sobą. Już nie raz słyszał o tym, jak Abadderowie lubili zapisywać tajne informacje atramentem sympatycznym, więc może po powrocie do Gai uda mu się odkryć coś więcej. Niezgrabnie wyszedł z porzuconego czołgu.

- "W dzienniku było zapisane coś o jakiejś Latarni" - pomyślał chłopak. - "Chyba kiedyś o tym słyszałem. To są starożytne urządzenia używane niegdyś przez mieszkańców Othermatter do komunikacji na ogromne odległości. I wydaje mi się, że wiem gdzie znajduje się tutejsza Latarnia. Może to właśnie jej bronili?"

Natius zabrał z powrotem swoje skrzynki z narzędziami i szybkim krokiem wrócił do Avenguarda. Uznał, że zbieranie części może poczekać, szczególnie dlatego, że na powierzchni tej planety nie istniało życie, może co najwyżej pod ziemią. Gdy usiadł za sterami statku postanowił wzlecieć w niebo możliwie jak najwyżej w taki sposób, żeby mgła nie zasłaniała mu całkowicie widoku i rozpocząć poszukiwania Latarni.

Oficer powoli leciał nad pustkowiem, wypatrując czegokolwiek, co rzuciłoby mu się w oczy. Przy okazji wspomagał się skanerami terenu Avenguarda. Mijały kolejne minuty, zaczynające się powoli przekształcać w godzinę, którą nastolatek spędził na nie znalezieniu niczego. Zrezygnowany miał już zamiar odlecieć z planety, kiedy nagle sensory wykryły bardzo wysoki, nieznany obiekt paręset metrów przed nim. Natius pchnął gaz i przyspieszył w kierunku struktury. Kiedy zbliżył się wystarczająco ze zdumieniem zadarł głowę do góry. Wieża, która wznosiła się przed nim definitywnie była wspomnianą w dzienniku Latarnią, jednak była o wiele większa, niż Natius sobie wyobrażał. Zapewne szczytem sięgała do niewidocznych w niebie chmur. Oficer przez jakiś czas z podziwem przyglądał się ogromnemu gmachowi wykonanego z marmuru i grafitu, aż zauważył w wieży coś, co przykuło jego uwagę bardziej, od czegokolwiek innego. Natychmiast tam podleciał, a następnie wylądował na szerokiej, solidnej platformie, na której brzegach górowało wiele wysokich kolumn. Chłopak wysiadł z Avenguarda i podszedł do wymyślnie zdobionego piedestału stojącego na samym środku konstrukcji. Uklęknął przed nim oraz wysuniętej z jednej strony małej, kamiennej tabliczce. Chłopak był pewny, że to właśnie tego piedestału, zasilanego przez całą wieżę używano do komunikacji, jednak nie miał pojęcia jak to uruchomić. Zauważył, że na tabliczce były napisane jakieś inskrypcje zakryte nieco przez pewien pył. Spróbował strzepnąć go dłonią i w jednej chwili na platformie, kolumnach, oraz wszelkich innych częściach Latarni zaczęły się pojawiać świecące na żółto pasy z akompaniamentem głośnego, narastającego dźwięku przypominającego ładowanie generatorów, a następnie nad piedestałem pojawił się holograficzny ekran. Obraz na nim był w bardzo kiepskiej jakości, jedyne co dało się zauważyć to sylwetkę jakiegoś mężczyzny.

- Zostawiam tę wiadomość dla kogokolwiek z rodu Abadder, którym uda się odnaleźć te miejsce - mężczyzna odezwał się grubym, mocno zniekształconym głosem. - Innymi słowy, tylko prawowity Abadder będzie w stanie ją wyświetlić.

Natius momentalnie poczuł w środku coś, co mógł określić jako swego rodzaju dumę. W końcu był jednym z nielicznych, którzy byliby w stanie ujrzeć te nagranie.

- Zaatakowały nas monstra z Zaświatów, to prawda. Jednak poza nimi przybyło coś jeszcze - nastolatek dopiero teraz usłyszał odgłosy walki w tle. - Nie wiem nawet jak to do końca opisać. Wygląda jak gigantyczna fioletowa masa z czarno-żółtymi oczami. Cholera wie, czym to jest, ale jest paskudnie silne. Nasi ludzie zaczynają padać jak muchy, również Bluestone'owie, którzy okazali się nie być wcale takimi słabeuszami, jak myślałem. Nie mam za wiele czasu, zatem Abadderze z przyszłości, chcę ci powiedzieć jedną rzecz...

W tym momencie ekran zaczął powoli śnieżyć i zniekształcać się. Obraz stał się jeszcze bardziej niewyraźny, a uszkodzony o wiele bardziej niż przedtem dźwięk zaczął formować niepokojące przerwy między zdaniami.

- Te monstrum--... znikąd ramiona--... niszczy wieżę! - ekran sporadycznie stawał się bliski złamaniu w momentach, kiedy tajemnicza bestia musiała atakować Latarnię. Natius w pewnym sensie rozumiał, dlaczego Zaświatom aż tak zależało na tej wieży. Mimo tego nie był pewny, czy użycie do walki jakiegoś ogromnego potwora było koniecznością.

- Cholera! - przez parę następnych chwil jedyne co było możliwe do usłyszenia to dźwięki wystrzałów z ciężkiego karabinu oraz przekleństwa rzucane przez nieznanego Abaddera. Oficer stawał się coraz bardziej zdenerwowany oraz zniecierpliwiony. Koniecznie chciał usłyszeć, co takiego ten żołnierz miał do powiedzenia.

Nagle wtedy hologramowy obraz się wyłączył. Natius w jednej chwili pochylił się nad marmurową tabliczką i spróbował uruchomić ekran ponownie w ten sam sposób co wcześniej, jednak tym razem nie przyniosło to żadnego skutku. Chłopak był zły na siebie, że nie poprosił Charlesa o wspólną podróż, ale z drugiej strony nie miał pojęcia, że dokona takiego odkrycia. Nastolatek złapał się za głowę i zaczął sądzić, że jednak nie uda mu się dowiedzieć, co było dalej. Wstał na nogi z zamiarem odejścia, kiedy znikąd ekran znów się pojawił, a przedstawiany obraz był nieco wyraźniejszy, niż przed chwilą. Poza siedzącą na podłodze sylwetką Abaddera można było zobaczyć kogoś innego, ubranego w długą szatę i stojącego nad nim.

- Nic ci nie jest? - zapytała się druga osoba i podała żołnierzowi rękę.

- Nie... - odpowiedział cicho Abadder po chwili zastanowienia i pozwolił przybyszowi pomóc mu wstać.

- Muszę przyznać, że już dawno czegoś takiego nie widziałem, a widziałem już wiele - powiedział ten drugi znajomym, obojętnym tonem. - Wszyscy jesteście naprawdę świetnymi wojownikami, choć ty się wyróżniasz na tle reszty.

- Co tu się właściwie stało? - spytał żołnierz. - Bo chyba straciłem na chwilę przytomność.

- Atak został odparty - odparł krótko nieznajomy. - Zaświatowcy wystraszyli się dziury antymaterii, którą stworzyłeś swoją bronią. Jestem pod wrażeniem, że udało ci się coś takiego zrobić bez użycia Kinezy.

- Na tym polega technologia - krewny Natiusa skrzyżował ramiona na piersi.

- Chodźmy. Musicie zawiadomić swoje dowództwo o udanej misji, a my naszego Staruszka.

Mężczyzna ubrany w szatę odszedł z obrazu. Abadder jeszcze przez kilka sekund stał w miejscu i patrzył się w kierunku odchodzącego członka rodu Bluestone, aż zwrócił wzrok z powrotem na ekran.

- Mój czołg i tak jest zniszczony - powiedział. - Zostawię tam swój dziennik, na którym zapiszę to, co chciałem ci powiedzieć teraz. Przyda ci się ultrafiolet.

Po tych słowach ekran wyłączył się po raz ostatni, a kamienna tabliczka rozpadła się na kawałki. Natius wyjął z kieszeni bluzy małą książkę, którą wziął z wraku czołgu i ponownie przyjrzał się wielu, wydawać by się mogło, pustym stronom.

- "Jednak miałem rację" - pomyślał.

Niemal biegiem wrócił do Avenguarda i prędko wsiadł na jego pokład. Nie minęła minuta, aż silniki statku zostały uruchomione i Natius obrał kurs z powrotem na Gaię.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania