Pajęcze epitafium
Chcę jak inne krótkonogi
Zwiewać kroki znad podłogi
Nie być nędznym, groźnym grzechem
Jakim, Matko, losem jestem
W każdą rosę, w mroku lśnieniu
Ruszyć nie potrafię z kleju
Bramy wszelkim pyłem wstają
Z każdym cierni dmuchem dźgają
Aura gwoźdźmi ścieżkę zdobi
Każde kroki pewnym końcem
Znikąd głazy, kolce, bole
Gdzie mój pancerz, Matko, płonie?
A Tytani jednym z jeźdźców
Żywot pusty kreślą z dziejów
Dla rozrywki, dla zabawy
Na m n i e wilki się dobrały
Inne też latawce głodne
Skubią mnie na raty ciągle
Po nóżce, po oku – i spokój, i radość –
Zgryzą pazerną mą całość
W każdą zieleń, barwną życiem
Ośmiu oczom naprzód kryję
Ku rodzinie tęczą snutą,
Miodem, piórkiem lekkim sprutą
Bo żeś piękna jak much serce
Toteż piękna – na słów rzekę
A ja w skryciu, sam, za cieniem
Grób układam w własnej wełnie
Za co, Matko, rzucasz kłody
Wprost pod moje osiem kończyn?
Za co sprawiasz, że tak wiecznie
Czuję, jestem jaki jestem…?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania