Pajęcze epitafium

Chcę jak inne krótkonogi

Zwiewać kroki znad podłogi

Nie być nędznym, groźnym grzechem

Jakim, Matko, losem jestem

 

W każdą rosę, w mroku lśnieniu

Ruszyć nie potrafię z kleju

Bramy wszelkim pyłem wstają

Z każdym cierni dmuchem dźgają

 

Aura gwoźdźmi ścieżkę zdobi

Każde kroki pewnym końcem

Znikąd głazy, kolce, bole

Gdzie mój pancerz, Matko, płonie?

 

A Tytani jednym z jeźdźców

Żywot pusty kreślą z dziejów

Dla rozrywki, dla zabawy

Na m n i e wilki się dobrały

 

Inne też latawce głodne

Skubią mnie na raty ciągle

Po nóżce, po oku – i spokój, i radość –

Zgryzą pazerną mą całość

 

W każdą zieleń, barwną życiem

Ośmiu oczom naprzód kryję

Ku rodzinie tęczą snutą,

Miodem, piórkiem lekkim sprutą

 

Bo żeś piękna jak much serce

Toteż piękna – na słów rzekę

A ja w skryciu, sam, za cieniem

Grób układam w własnej wełnie

 

Za co, Matko, rzucasz kłody

Wprost pod moje osiem kończyn?

Za co sprawiasz, że tak wiecznie

Czuję, jestem jaki jestem…?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania