Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Pakt [1]

Nazywam się Lila Anput Harris i zmarłam w moje dwudzieste pierwsze urodziny...

Czekaj, to nie brzmi dokładnie, więc pozwólcie, że inaczej ujmę... Nazywam się Lila i zostałam zamordowana na moich dwudziestych pierwszych urodzinach.

Być może pomyślisz, że rozpoczynanie tej historii od końca jest dziwne, ale nie może to być dalsze od prawdy. Moja śmierć nie była końcem, ale początkiem.

Kiedy usłyszałam, jak otwierają się frontowe drzwi apartamentu, uśmiechnąłam się, ale nie przestałam mieszać ani nie odwróciłam się od kuchenki. Ubrana w zdecydowanie za duży czarny T–shirt i szorty cierpliwie czekałam, aż mój szary świat wypełni się żywymi kolorami. Stłumiony dźwięk telewizora wiszącego na ścianie salonu stał się głośniejszy. Ostrzejszy. Kolejny oddech miał słodki posmak pomieszany z aromatem mięsa i warzyw, który niestrudzenie kręciłam na głębokiej patelni. Poczułam mrowienie na skórze od świadomości obecności, która wywołała gęsią skórkę, a mimo to czekałam.

– Moja Lila – Głęboki, lekko chropawy baryton niemal zamruczał na wymowie mojego imienia i chociaż mój uśmiech urósł, odwróciłam wzrok w jego stronę dopiero wtedy, gdy poczułam, jak para dużych, silnych rąk oplata mnie od tyłu w talii. Ciemne oczy, pełne uczuć, przesunęły się po mojej twarzy, gdy oparłam się z powrotem o wysoką figurę za mną. – Tęskniłaś za mną, moja lilio?

– Zawsze, Bis – uśmiechnęłam się szeroko, odpowiadając, posłusznie ofiarowując usta w celu krótkiego pocałunku smakującego ponownym zjednoczeniem. – Kolacja prawie gotowa – dodałam, gdy się rozstaliśmy, próbując ponownie skupić się na mieszaniu. Kiedy oparłam głowę o ramię Bisa, zobaczyłam na lustrzanej powierzchni półki jak jego palce przesuwały się po wypisanych tuszem liniach pokrywających mój obojczyk.

Choć na pierwszy rzut oka nie było to oczywiste dla kogoś, kto tego nie wiedział, te linie były czymś więcej niż tatuażem. Ankh, egipski symbol życia, z pętlą w kształcie łezki obejmującą moją szyję i ramionami spoczywającymi na moich obojczykach i klatce piersiowej, był moim największym skarbem.

Był znakiem paktu który mnie ocalił i dał mi Bisa.

Linie rozgrzały się pod jego palcami, na chwilę zabłysły jaskrawą czerwienią w odbiciu, po czym przygasły z powrotem do czerni. Bis pochylił się i musnął ustami mój policzek, a ja mruknęłam ciche „dziękuję” i uśmiechnęłam się do niego.

– Czy mam wystarczająco dużo czasu na prysznic? – zapytał Bis ze śmiechem, nachylając się nad moimi plecami, żeby powąchać zawartość patelni.

– Jasne, kochanie – odpowiedziałam, szturchając go biodrem, po czym stanęłam na palcach i mocno cmoknęłam krawędź jego szczęki. – Ale pospiesz się, dobrze? – dodałam surowo i zachichotałam, kiedy klepnął mnie po tyłku, zanim przeszedł wzdłuż wysepki.

Obserwowałam niezwykłą grację jego ruchów, podczas gdy Bis beztrosko zdjął kurtkę i rzucił ją na brzeg sofy w drodze do sypialni. Bardzo wysoki, mierzący ponad 200 cm, zawsze poruszał się z wdziękiem tancerza, czego obserwowanie samo w sobie było przyjemnością. I czując mój wzrok, zwrócił na mnie swoje czarne oczy z aroganckim uśmieszkiem, który oznajmił, że jest świadomy swojego wpływu na moje przyspieszone bicie serca.

– Drażnisz się – oskarżyłam ze śmiechem, kiedy Bis mrugnął do mnie, po czym oparł się o brzeg sofy, leniwie rozpinając guziki swojej białej koszuli. Unosząc drewnianą łyżkę, znacząco skierowałam ją w stronę drzwi sypialni. – Weź prysznic, kochanie, albo kolacja będzie zimna.

– Tak, moja lilio – zasalutował żartobliwie, podczas gdy mój wzrok automatycznie powędrował w stronę obszaru bladej skóry wyglądającej przez na wpół rozpiętą koszulę. Bis posłał mi kolejny zarozumiały uśmieszek, po czym dwrócił się i w końcu poszedł pod prysznic, ścigany moim spojrzeniem, aż drzwi się za nim zamknęły.

Zachichotałam, gasząc ogień pod patelnią, po czym odwróciłam się, żeby zdjąć talerze z półki.

Nie było tak, że Bis lub ja potrzebowaliśmy jedzenia, ale lubiłam dodawać szczyptę normalności do naszego bardzo nienormalnego życia.

Jak już mówiłam, zostałam zamordowana w moje dwudzieste pierwsze urodziny, jeśli to było całkiem dawno temu.

Był to taki szok, że zawstydzająco długo zajęło mi zrozumienie, że nie żyję. Co – jak się później dowiedziałam – jest normalne w przypadku duchów. Wiele z nich może utknąć na lata, błąkając się i zastanawiając się, dlaczego nikt inny ich nie widzi ani nie słyszy. Dlaczego nie mogli niczego dotknąć ani poczuć? Na początku niewiele się od nich różniłam.

Kiedy w końcu to zrozumiałam, szybko też zrozumiałam, kto i dlaczego mnie zabił. A potem spędziłam ponad dwadzieścia lat bezradnie patrząc, jak ten drań zarabia na mojej śmierci.

...aż poznałam Bisa.

Mój tata, William Harris, poznał moją matkę, Ayę Sarkis, w Muzeum Egipskim w Kairze. Chociaż udał się do Egiptu, aby zebrać informacje na temat pomysłu na grę, którą chciał, aby jego firma stworzyła, często powtarzał później, że zrządzenie losu sprawiło, że natychmiast zakochał się w Ayi. Moja mama, znawczyni mitologii starożytnego Egiptu, powiedziała mi – w tajemnicy – że zgodziła się na randkę tylko dlatego, że nie przestawał jej dręczyć. Potem przekonał ją swoim entuzjazmem – jeśli nigdy nie wyjaśniła, czy to jego entuzjazm dla niej, czy historii ostatecznie zmiękczył jej serce.

Kiedy firma taty w Stanach – którą zaczął ze swoim współlokatorem ze studiów – rozkwitła, za pierwszy zarobiony milion zbudował dom, w którym oni – moi rodzice – zamieszkali, gdy dowiedzieli się, że moja mama jest w ciąży. Najlepszy przyjaciel taty, Gilles Mitchell, wkrótce potem zbudował swój tuż obok naszego, a rok później on i jego ówczesna dziewczyna byli na ślubie moich rodziców z ich nowonarodzonym synem, Adamem.

Choć Adam był tylko kilka miesięcy młodszy ode mnie, był stałym elementem mojego życia odkąd pamiętam. Nasi ojcowie nawet nie starali się być subtelni w ich swataniu – ku irytacji mojej mamy.

Kiedy byliśmy nastolatkami, nie przejmowałam się tym. Adam wyrósł na równie przystojnego mężczyznę jak jego tata i – przyznaję – zaburzyło to mój osąd. Był wysokim, blondynem i niebieskookim ulubieńcem naszego miasta i WSZYSCY – łącznie z nami – wiedzieli, że jest mój. A ściślej mówiąc, ja byłam jego. Dla odrobinę niezdarnej i niepewnej siebie nastolatki, to było odurzające.

Był moim pierwszym pocałunkiem, moim pierwszym kochankiem... a niedługo po moich dwudziestych urodzinach został też moim narzeczonym.

Dość powiedzieć, moja mama nie była zadowolona z takiego obrotu wydarzeń. Zrzucałam to na jej bardzo otwartą niechęci do matki Adama, Trish. Ale trzeba przyznać, że niewielu ludzi lubiło panią Mitchell, ponieważ była arogancką i snobistyczną suką. A im bardziej prosperowała firma założona przez naszych ojców, tym stawała się tylko gorsza.

Początkowo byłam zaślepiona zainteresowaniem i uczuciem, jakim obdarzył mnie Adam. Ale w końcu nawet ja nie mogłam nie zauważyć, że gdy tylko włożył mi na palec pierścionek zaręczynowy, mój Książę z Bajki się zmienił. Albo – jak pewnego dnia szorstko stwierdziła moja mama – pewny swojej „własności”, Adam pokazał swoje prawdziwe oblicze. Zaczął mnie kontrolować, ciągle mówił mi, jak mam się zachowywać, ubierać i z kim mogę rozmawiać lub się przyjaźnić. A im mocniej zacieśniała się jego smycz, tym bardziej ostrzeżenia mojej matki brzmiały prawdziwie.

W końcu na przyjęciu, które moi rodzice wydali w moje imię z okazji moich dwudziestych pierwszych urodzin, zmądrzałam i grzecznie – ale pewnie – zwróciłam pierścionek Adamowi, stwierdzając, że nie jestem tak gotowa do małżeństwa, jak myślałam akceptując go. Oczywiście nie był zadowolony, ale najwyraźniej zgodził się ze zerwaniem z gracją. Przysięgał przed naszym rozczarowanym przez to ojców, że z czasem znów mnie zdobędzie...

Przez chwilę, która wydawała mi się długa, było to moje ostatnie wspomnienie z czasów, gdy żyłam. Moje następne wspomnienie dotyczyło oglądania mojego własnego pogrzebu i krokodylich łez Adama, które w końcu przełamały odrętwienie, jakie moja śmierć wywołała w moich zmysłach. Dopiero wtedy przypomniałam sobie zabawny smak napoju, który mi zaproponował, aby uczcić moją „wolność”. I kiedy tak tkwiłam, bezradnie obserwując, jak moi rodzice próbują pocieszyć mojego zabójcę... Myślę, że łatwo sobie wyobrazić, jak bardzo mnie to wkurzyło, prawda?

Do dziś nie wiem, komu i w jakiej wysokości zapłacono żeby uznano moją śmierć za skutek wady genetycznej. Tętniak widniał na moim akcie zgonu, pozostawiając moich pogrążonych w smutku rodziców na drodze do pułapki. Byłam ich jedynym dzieckiem i choć oboje z Adamem wychowywaliśmy się tak, aby ostatecznie odziedziczyć firmę naszych ojców, z biegiem lat zgodzili się, że nie ma nikogo lepszego do prowadzenia firmy niż mój zabójca.

Niema i przejrzysta, byłam zmuszona patrzeć, jak uchodzi mu na sucho to, co zrobił mojej rodzinie i mnie dla zysku. Moja najlepsza przyjaciółka, Annalise, nie usłyszała moich ostrzeżeń kiedy przyjęła oświadczyny Adama. Moje zupełne przeciwieństwo, ona była delikatną i nieśmiałą drobną blondynka, którą znacznie łatwiej było kontrolować. I Adam kontrolował ją, zamieniając jej życie w koszmar, dopóki – czując, że nie ma innego wyjścia – odebrała sobie życie.

Przez ponad dwadzieścia lat musiałam patrzeć jak niszczy wszystko wokół siebie. Jak zniszczył firmę, dla której mnie zabił. Ale tym, przelało czarę goryczy, był moment, gdy – zagrożony bankructwem – zobaczyłam, jak Adam wykupuje ogromne ubezpieczenie na nazwiska moich rodziców. Nie musiałam wiedzieć co planował, aby wściekłość we mnie osiągnęła szczyt… i wywróciła cały mój pusty świat do góry nogami, gdy w przypływie szoku odkryłam, że nie jestem tak bezradna, jak myślałam. Wściekłość zamieniła się w siłę stojącą za pchnięciem, które spowodowało, że skurwiel wypadł przez okno swojego mieszkania. Ale choć obserwowanie jego połamanego ciała było satysfakcjonujące, ten moment gniewu nie pozostał niezauważony…

Chociaż wtedy o tym nie wiedziałam, istniały pewne zasady dotyczące zmarłych w Świecie Innych. Duchy, takie jak ja, były zostawione same sobie... tak długo, jak się zachowywaliśmy. I większość tak robiła, nieświadoma innej możliwości. Pozostało nam rozwiać nasze wątpliwości i ruszyć w stronę życia pozagrobowego, w które wierzyliśmy za życia.

Rzecz w tym, że moja nieznajomość tych zasad nie zwalniała mnie od nich. „Źle zachowujący się” duch – grożący ujawnieniem się całamu Innemu Światowi – został uznany za poltergaista i rozprawiano się z nim szybko i – w normalnych okolicznościach – bezlitośnie.

I to moment furii – chociaż nadal wierzę, że ocalił moich rodziców i pozwoliło im żyć w spokoju – sprowadziło Bisa do mojego nie-życia.

...nie żebym na początku była z tego powodu zadowolona. Zszokowana, tak – to pewne. Po ponad dwudziestu latach pustki i całkowitej izolacji, którą przeżywałam jako duch, to, że ten nieznajomy mężczyzna o czarnych oczach i ciemnych włosach złapał mnie znienacka, było... czymś. I być może ta uderzająca mieszanka szoku i wściekłości skłoniła mnie do zrobienia tego, czego nauczyła mnie robić w takich sytuacjach moja niezwykle niezależna matka. Do dziś nie wiem, kto był bardziej zdziwiony, gdy bez zastanowienia – instynktownie – kolanem uredzyłam Bisa tam, gdzie najbardziej bolało…

Tak, ja – Lila Anput Harris, duch człowieka, nie mniej – kopnęłam pieprzonego Anubisa, boga umarłych, między nogami, aż jego czarne oczy zaszły łzami… i do dziś jestem z tego cholernie dumna!

A nawet jeśli nie chciał się do tego przyznać, może dlatego zdecydował, że jestem na tyle interesująca, że warto mnie zatrzymać.

...po jakimś czasie.

Następne częściPakt [2]

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • zsrrknight dwa lata temu
    "Był znakiem paktu mnie ocalił i dał mi Bisa." - zdanie do poprawy
    "po czym dwrócił się i w końcu poszedł" - odwrócił
    ", czy to jego entuzjazm dla niej, czy histori ostatecznie zmiękczył jej serce." - historii

    na początek jest konkretna scena, jest w miarę interesująco, a potem ekspozycja... Ogólnie nakreśla to mniej-więcej obraz fabuły i o co w tym wszystkim chodzi, ale zastanawiam się, czy faktycznie te wszystkie informacje były potrzebne od razu w pierwszym rozdziale. Narracja pierwszoosobowa też sprawdza się jako-tako, choć jest po prostu niezła.
    Widzę też że to fantasy romans, czy coś w tym guście, znaczy na pewno literatura dla kobiet (sugerując się sceną z bohaterką i Bisem). Napisane jest nawet nieźle, choć jest trochę błędów (to co wypisałem to tylko parę przykładów). Przy dialogach też mieszają ci się dywizy z pauzami, co nie wygląda ładnie, więc i ten aspekt możnaby poprawić...
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania