Pamiętnik
Zapraszam do czytania mojego pierwszego opowiadania.
~ Pamiętnik ~
„Czy możliwe jest, by największym marzeniem dobrego człowieka było stanie się potworem …?”
~ Strach ~
1.Siedziałam na krześle i patrzyłam w lustro. Niedługo skończę 40 lat i co osiągnęłam w życiu? Nic. Nieudane małżeństwo, praca która nie sprawia mi przyjemności i jest tylko źródłem dochodu. Jedyna moja radość to dzieci. Wszystko co robię, robię dla nich, są całym moim życiem. Tylko lustro było innego zdania. Patrzyła z niego na mnie kobieta o smutnych oczach w których odbijała się tęsknota i rozczarowanie. Zacisnęłam usta i energicznie wstałam.
-Dość tego!- znów rozczulam się nad sobą.
Jeszcze jedno krytyczne spojrzenie w lustro i myśl, że może bluza i jeansy nie są najlepszym ubiorem na spotkanie z dyrektorką szkoły i byłam gotowa do drogi.
Jadąc do miasteczka zastanawiałam się, co mogło być przyczyną problemów moich dzieci w szkole. Dotąd zawsze pogodne, życzliwe, nagle stały się uparte i trzymały się na uboczu stroniąc od innych dzieci. A do tego jeszcze ta afera z kradzieżą!
Zatopiona w myślach nie zwracałam uwagi na mijany krajobraz. Góry porośnięte starym lasem i droga, która się wiła między nimi.
W miasteczku znów poczułam wyobcowanie. Pomimo, że mieszkaliśmy tu już od pół roku ludzie nadal patrzyli na mnie z nieufnością. Byłam nowa, obca i nic nie było w stanie tego zmienić.
Rozmowa z dyrektorką była okropnie żenująca, dystans z jakim mnie traktowała można było wyczuć niczym fizyczną przeszkodę.
-Kate zostaje zawieszona.- brzmiały mi w uszach jej słowa niczym wyrok.- Kieruję ją do psychologa, co do Kacpra i Zaka… powinna ich pani krócej trzymać. Więcej dyscypliny.
W jej oczach widziałam wyrok na moją rodzinę. Najchętniej pozbyłaby się nas stąd.
W samochodzie spojrzałam na kartkę z adresem psychologa.
// Hamer. Prywatna praktyka.
Wtorek 8.00 – 16.00 //
Żadnego adresu. Bo i po co? Miasteczko składało się z dwóch ulic przecinających się na krzyż. Był tu bar, szpital, posterunek policji, szkoła i bank. Do tego kilka sklepów małych, ale dobrze zaopatrzonych. Nieduże, ładne domy mieszkańców z dobrze utrzymanymi ogródkami dopełniały całości.
Droga do domu dłużyła się niesamowicie. W lusterku widziałam spuszczone głowy chłopców i buntowniczo zaciśnięte usta Kate. Musiałam przygotować się psychicznie do rozmowy z córką. Wiedziałam, że czeka mnie ciężka batalia i nikt tego za mnie nie zrobi. Zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd, a może po prostu jestem fatalną matką i nigdy nie powinnam zakładać rodziny?
Krajobraz za oknem szybko pochłaniała ciemność. Podjeżdżając pod dom pomyślałam chyba ze setny raz, że muszę kupić psa. Mieszkamy na odludziu niedaleko lasu, trochę tu strasznie zwłaszcza po zmroku.
Wciągnęłam głęboko powietrze. Pomimo że był dopiero październik, wokół czuło się nadchodzącą zimę. Zima trwała tu bardzo długo, a lato choć piękne to krótkie. Brakowało mi słońca i ciepłych dni.
Kolacja minęła nam w milczeniu.
-Kate musimy porozmawiać. – próbowałam to powiedzieć spokojnym, ale stanowczym tonem. Chłopcy czym prędzej czmychnęli do swojego pokoju wyczuwając, że zanosi się na mało „ciekawą'' rozmowę. Dziewczyna zatrzymała się w pół kroku i niechętnie spojrzała na mnie.
Co się z nią stało? Miała drobną twarz z dużymi niebieskimi oczami okoloną prostymi ciemnoblond włosami. Szczupła, niewysoka niegdyś roześmiana, teraz spoglądała na mnie prawie z nienawiścią. Jej mina sprawiała, że wyglądała na więcej niż swoje 16 lat.
-Kate, co się dzieje? – zapytałam, mimowolnie szykując się na wybuch córki, ale to co usłyszałam wprawiło mnie w osłupienie.
-Nic mamo, ukradłam tylko tej „różowej lali” telefon.- głos Kate był cichy pozbawiony emocji. Stwierdziła fakt tak po prostu! Usiadłam bezradnie na kanapie.
-Dlaczego?- wszystko we mnie buntowało się przeciw takiemu zachowaniu córki.- Dobrze by było, gdybyś wytłumaczyła się. Kradzież?! Nie tak cię wychowałam …
Ostatnie moje słowa zabrzmiały jak wyrzut. I w istocie tak było. Miałam do niej żal o kłopoty w jakie nas wpakowała, miałam żal do siebie za to, że widząc dziwne zachowanie Kate w porę nie zapobiegłam tym kłopotom…
-Nie ważne mamo dlaczego. Stało się i poniosę za to karę. A tu jest telefon,- głos dziewczyny stał się lekko drwiący.- cały i zdrowy.
Tego było już za wiele.
-Kate! Jak możesz! Zostałaś zawieszona w szkole! Pogorszyłaś jeszcze i tak nie najlepsze stosunki mieszkańców wobec nas!- wiedziałam, że niebezpiecznie podnoszę głos. Brak skruchy ze strony córki działał na mnie niczym czerwona płachta na byka.- Żądam wyjaśnień!
-Nie mamo.- wiedziałam, że to już koniec dyskusji.
-Jutro jedziemy do psychologa. To warunek, abyś mogła wrócić do szkoły.
Coś drgnęło w Kate. Zatrzymała się na schodach ze spuszczoną głową.
-Nie jestem czubkiem!- wreszcie jakieś emocje z jej strony!
-Juto o 8-ej jedziemy.
-Jak chcesz…
Dzień zaczął się okropnie. Długo nie mogłam zasnąć, potem męczyły mnie koszmary, a na koniec zadzwonił budzik.
Kawa, śniadanie wszystko w milczeniu. Wchodziło to nam w krew!
Z nieba leciało coś mokrego pomiędzy śniegiem, a deszczem. Było zimno. Rano miałam szczery zamiar ubrać się odpowiednio na tę wizytę, ale jedno niechętne spojrzenie w lustro i skończyło się na jeansach, bluzce i kucyku. Lustro stanowczo nie pałało do mnie sympatią i nawzajem.
Na miejscu Zak i Kacper z ociąganiem poszli do szkoły. Byłam zła na całe miasto! Przyjeżdżając tu miałam nadzieję na stabilne spokojne życie, ale zawiodłam się. Czy zawsze muszę mieć „pod górkę”?
Gabinet psychologa mieścił się w trzecim budynku za bankiem. Mogłoby się wydawać, że cały budynek z zewnątrz i wewnątrz jest biały. Biały, sterylny i bezosobowy. Duża biała sofa, dwa fotele i rząd krzeseł pod ścianą. Na szklanym stoliku leżały jakieś czasopisma, które Kate z uporem przeglądała. Nadal nie chciała ze mną rozmawiać, miałam nadzieję, że rozmowa z psychologiem coś zmieni…
Drzwi uchyliły się. Podniosłam wzrok i zobaczyłam mężczyznę, który na pewno nie był psychologiem. Wszystko w nim temu przeczyło, luźna zielona koszulka, wytarte obcisłe jeansy i białe sportowe buty. Bez wątpienia był atrakcyjny, nawet więcej niż atrakcyjny! Wysoki na oko jakieś dwa metry, dobrze zbudowany, czarne włosy artystycznie rozczochrane. Twarz pociągła z mocno zarysowanymi kośćmi policzkowymi i dużymi lekko zmrużonymi oczami. Na policzkach zdecydowanie odznaczała się linia zarostu, a pomimo ciemnej karnacji była widoczna bladość.
>>Chyba za dużo rozrywki, a za mało snu.<<- pomyślałam ironicznie.
Jeżeli do tej pory na mojej twarzy malowało się zaciekawienie, to po słowach mężczyzny już tylko zdumienie!
-Dzień dobry paniom.- jego głos zabrzmiał jak pomruk dzikiego zwierzęcia.- Jestem Hamer.- powiedział podchodząc do mnie i wyciągając rękę.- Jak sądzę Elizabeth Stone, a to na pewno jest Kate.
Musiałam komicznie wyglądać, bo puścił do mnie oko i poprosił Kate do gabinetu.
Wizyta przeciągała się i nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Krążyłam po poczekalni tam i z powrotem. Zupełnie zaskoczył mnie jego wygląd. Nie tak wyobrażałam sobie psychologa! Bardziej wyglądał na playboya niż człowieka na stanowisku. Myślałam, że jestem bardziej odporna na męskie wdzięki! A tu taka wpadka …
Na samo wspomnienie jego głosu przeszedł mnie dreszcz. Był to głos groźnego drapieżnika, który wabi do siebie swoją zdobycz. Głęboki, aksamitny wręcz hipnotyczny.
W końcu Kate wyszła z gabinetu. Uśmiechnięta, teraz bardziej przypominała moją dawną Kate.
-Pani Stone,- znów ten głos.- chciałbym z panią porozmawiać. Kate sama pójdzie do szkoły. Do zobaczenia.
Wchodząc ostrożnie zamknęłam za sobą drzwi. Wskazał mi ręką fotel naprzeciw biurka. Czułam się tu niepewnie jak młoda panienka. Byłam na siebie zła o tę niepewność. Przelotnie spojrzałam na gabinet równie biały jak reszta budynku. Hamer siedział w fotelu i obserwował mnie. Wyprowadzało mnie to z równowagi, przez co jeszcze bardziej zapadłam się w fotelu. Nagle wydało mi się, że bluzka i jeansy są zbyt obcisłe i on o tym dobrze wie. Mierzył mnie wzrokiem można by rzec dość natrętnym. Odruchowo poszukałam obrączki na jego palcu, ale nic nie znalazłam. Podniosłam wzrok na jego twarz, chyba był zadowolony z tego co zobaczył, bo uśmiechnął się. Cholera, lepiej było patrzeć na ścianę! Miałam wrażenie, że zaczynam się ślinić na jego widok. Nerwowo przełknęłam ślinę.
-Więc jeżeli chodzi o Kate…- jego głos wciągał mnie swoją magiczną mocą, byłam w stanie tylko wpatrywać się w jego oczy, ciemnobrązowe, lekko zmrużone… Nie wiem o czym mówił, nie wiem ile to trwało. Ocknęłam się w samochodzie z kartką w ręce. Rozkład wizyt Kate.
>><<
Dni mijały wszystkie po sobie takie same, mokre, zimne i samotne. Każdego wieczoru wracałam myślami do Hamera. Dziwna tęsknota towarzyszyła tym myślom. Patrzyłam krytycznie w lustro. Drobna, niewysoka blondynka… nic rewelacyjnego, nie byłam w stanie zainteresować sobą takiego mężczyzny jak on. Z rezygnacją zgasiłam światło i poszłam spać.
Po ośmiu wizytach Kate nie potrafiła o niczym innym mówić jak: „Hamer to… Hamer tamto...” Miałam nieodparte wrażenie, że zadłużyła się w nim po uszy.
-Jest prawie w twoim wieku mamo. Ma 35 lat.
-Dużo osób jest w moim wieku.- rzuciłam z przekąsem, ale nie mogłam zaprzeczyć, że serce mi drgnęło.
Świąteczna przerwa… pomyślałam z niechęcią.
Rano miałam zamiar wybrać się na zakupy świąteczne. Pożyczyć kilka dobrych filmów i kupić butelkę słodkiego, czerwonego wina na pocieszenie. Dzieci w tym roku święta spędzały u ojca, a dla mnie zapowiadały się długie, samotne wieczory. Moje rozmyślania o jutrzejszych planach przerwał głos Zaka.
-Mamo! Telefon do ciebie!- nawet nie słyszałam, kiedy dzwonił.
-Dzięki! Już schodzę!- miałam tylko nadzieję, że to nie z pracy jakiś niespodziewany dyżur.
-Elizabeth Stone słucham.
Na dźwięk tego głosu nogi ugięły się pode mną.
-Dobry wieczór wiem, że to nie jest najlepszy moment…- jego głos lekko się zawahał.- przedświąteczna gorączka, ale czy moglibyśmy się spotkać? Porozmawiać?
Zupełnie zaskoczył mnie jego telefon. No tak pewnie Kate narobiła sobie kłopotów przez to jawne uwielbianie go, a on czuje się niezręcznie i dlatego… Dobry Boże mam już dość!
-Dzisiaj?- wykrztusiłam niepewnie. Było już późno i nie bardzo uśmiechało mi się jechać do miasta.
-Nie Elizabeth, jutro wieczorem.- moje imię w jego ustach zabrzmiało jak melodia.- Oczywiście, jeżeli nie sprawi ci to problemu.
-Nie, nie sprawi…
-No to jesteśmy umówieni. Zanotuj na wszelki wypadek mój numer telefonu.
Wszystko robiłam automatycznie. Zapisałam numer Hamera, posłusznie podałam swój, przyjęłam do wiadomości godzinę spotkania i nawet nie zdziwiło mnie, że podał mi adres eleganckiej restauracji.
-Przyjadę po ciebie o 18-tej.- te słowa wyrwały mnie z dziwnej bez woli.
-Wolę przyjechać swoim samochodem.- nie lubiłam być zależna, jeżeli chodziło o środek transportu.
Zgodził się, ale tylko połowicznie. Podał mi swój domowy adres, a od niego mieliśmy jechać razem. Po tych rewelacjach szybko się pożegnał, a ja miałam wrażenie, że w ten sposób chciał uniknąć dalszych protestów z mojej strony.
Westchnęłam i na dobre zanurzyłam się w marzeniach. Stanowczo dziwnie działał na mnie ten mężczyzna. Moja wybujała wyobraźnia podsuwała mi wcale przyjemne obrazy mężczyzny, który nie był dla mnie. I to był właśnie ten zimny prysznic, którego potrzebowałam! Na wszelki wypadek wzięłam jeszcze orzeźwiającą kąpiel. Facet czuje się niezręcznie, bo zakochała się w nim jego nastoletnia pacjentka, a tu proszę! Niespodzianka! Matka dziewczyny również patrzy na niego maślanym wzrokiem.
W nocy nerwowo przewracałam się w łóżku, nie mogłam zasnąć, chociaż wiedziałam, że zapłacę za to jutro potężnym bólem głowy. Rano musiałam odwieźć dzieci Stefanowi do miasta, specjalnie aż tutaj po nie przyjechał. Nie chciałam tylko, by fatygował się do samego domu. To był mój azyl i nie życzyłam sobie tego! W rodzinnym domu Stefana święta obchodzone są zawsze bardzo radośnie, ale i tak wzdrygałam się na samą myśl o spotkaniu z nim!
Wreszcie dobrze po północy litościwy sen ogarnął moje ciało, pozwalając zapomnieć o nieprzyjemnych myślach, ale dla odmiany udręczył mnie wizjami, których w realnym świecie nie mogłam liczyć na zrealizowanie.
W drodze do miasta Kate bez ustanku paplała o zakupach. Koniecznie chciała mieć kilka nowych rzeczy, więc dla świętego spokoju podjechaliśmy pod centrum handlowe za miastem. Był wczesny, rześki poranek tak więc nie było dużego tłoku. Szał zakupów zacznie się przed południem i właśnie tego chciałam uniknąć.
Niespodziewanie z zamyślenia wyrwał mnie piskliwy okrzyk Kate.
-Hamer!- i tyle ją widziałam.
Pobiegła w jego kierunku jak strzała. Poczułam się nieswojo. Nie byłam przygotowana na to spotkanie. Przed oczami miałam jeszcze moje senne marzenia i na pewno nie dodawały mi one pewności siebie. Podążyłam niepewnym wzrokiem za Kate. Stał na parkingu uśmiechnięty, zabójczo pociągający… nie mogłam oderwać od niego wzroku, przyciągał mnie do siebie wabił. Zupełnie zatraciłam się w jego spojrzeniu. Ku mojemu przerażeniu córka pociągnęła go w naszym kierunku. Poczułam suchość w ustach i nieznośne łomotanie serca. Bałam się dopuścić do siebie myśl, że... zakochałam się? Ja poważna, rozsądna kobieta i miłość od pierwszego spojrzenia?! W codziennym życiu takie rzeczy nie zdarzały się! Stanowczo źle na mnie wpływała samotność.
-Widzę Kate, że dobre samopoczucie wróciło ci na dobre?- słowa były skierowane do Kate, ale to do mnie śmiały się jego oczy!
Nie patrzył na mnie jak na zwykłą znajomą. Patrzył na mnie jak na kobietę, której pragnie? Pożąda? Miałam wrażenie, że moja bujna wyobraźnia znów płata mi figle. Przymknęłam oczy... >>Niedobrze ze mną.<<
Ale nie, jego natarczywy wzrok nadal spoczywał na mnie i na pewno nie był OBOJĘTNY!
-Witaj Liz.- z jego głosu przebijała nietajona radość.- Cześć chłopcy widzę, że nie możecie się doczekać spotkania z tatą?
Osłupiałam. Skąd do cholery wiedział …? No tak długi jęzor Kate! Właśnie zaczęła zachwycać się nowym samochodem Hamera. Było to bardzo drogie, czarne, sportowe auto. Uśmiechnęłam się. Pasowali do siebie. Niebezpieczny mężczyzna i niebezpieczne auto!
-A jednak kupiłeś go!- szczebiotała- Mówiłam, że będzie do ciebie pasował!
Nasze oczy spotkały się i uśmiech zamarł mi na ustach. W oczach Hamera zobaczyłam niekłamany zachwyt. Patrzył na mnie, a jego oczy robiły się prawie czarne. Odbijały się w nich pożądanie i głód. Poczułam jak od środka pali mnie tęsknota za jego dotykiem… chyba zauważył, jakie spustoszenie zrobił w moim ciele i umyśle, bo jego wzrok gwałtownie oprzytomniał, a on sam wydał się zmieszany tym co właśnie zaszło. Powstało między nami magiczne pole magnetyczne. Nie pozwalało nam oderwać od siebie wzroku…
-Tato!- okrzyk Kacpra zabrzmiał jak wystrzał z karabinu.
Najchętniej zapadłabym się teraz pod ziemię, ale dzieci już rzuciły się biegiem do Stefana. Sytuacja stawała się dość krępująca, nie chciałam żeby Hamer był świadkiem mojego upokorzenia, a stanie się tak jeżeli natychmiast się z nim nie pożegnam. Już miałam to zrobić, ale głosy niebezpiecznie się do nas zbliżyły i wyglądało na to, że nie uda się uniknąć tej konfrontacji. Niechętnie odwróciłam się. Nie pozostało mi nic innego jak tylko zrobić dobrą minę do złej gry.
-Elizabeth nic się nie zmieniłaś!- słowa Stefana nie były komplementem to była obelga! Dla niego kobieta równała się elegancka suknia plus wysoki obcas. Nie znosił mojego zamiłowania do jeansów.
Odruchowo cofnęłam się i wpadłam na Hamera. Jego ręka przytrzymała mnie w pasie. Poczułam jak napinają mu się mięśnie, a ramię zastyga na mojej talii. Wyglądało, że nie ma zamiaru mnie puścić.
Stefan całą sytuację odebrał oczywiście po swojemu. Zmierzył nas pogardliwym wzrokiem i dodał:
-Może przedstawisz mi swojego hmm… nowego przyjaciela?- zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć usłyszałam Hamera.
-Cześć, jestem Hamer.- głos był zimny, niski i niebezpieczny, a już na pewno nie zachęcał do bliższego poznania.
Ostrożnie odwróciłam głowę by spojrzeć na niego. Przytulałam się do mężczyzny, który w oczach miał żądzę mordu! Na Stefanie też zrobiło to wrażenie. W jego oczach zabłysła niepewność. W powietrzu wisiało coś groźnego i chyba tylko dzieci zdawały się nie zauważać tego.
-Jeżeli nie masz nic przeciwko, to zabiorę dzieci już teraz.- Stefan dyplomatycznie próbował wycofać się z tej sytuacji.
Dzieciom jak najbardziej było to na rękę. W pośpiechu wyciągały swoje bagaże przenosząc je do auta ojca. Z żalem patrzyłam jak wsiadają do samochodu i odjeżdżają.
Hamer nadal mnie obejmował, więc poruszyłam się niespokojnie. W odpowiedzi jego ręka zacisnęła się na mojej.
-Chodź.- pociągnął mnie do swojego samochodu.- Jedziemy na kawę!
Jego ton nie dopuszczał sprzeciwu. Wydał rozkaz i miał on być wykonany.
W samochodzie rzucił przez zęby:
-Zapnij pasy!
Posłusznie to zrobiłam. Po kilku minutach wiedziałam, że już nigdy nie pojadę z nim autem. Nawet nie wiem gdzie jechaliśmy, bo miałam zamknięte oczy! Ze strachu!
Gdy tylko się zatrzymał wybiegłam z auta, ale on już był przy mnie.
-Nie wiesz, co to są przepisy ruchu drogowego?!- byłam wściekła ze strachu- Mogłeś nas zabić!
Stał przede mną wielki, czarny i groźny. Jego oczy złagodniały, chociaż głos nie.
-Nigdy cię nie skrzywdzę Liz.- stanęłam jak wryta.- Jesteś ze mną bezpieczna... nikt cię nie skrzywdzi.
Nic co się działo nie pasowało do siebie. Moje zadłużenie w nim, jego zainteresowanie mną...
I do tego ta żenująca scena na parkingu, ale w jednym miał rację. Potrzebowałam kawy.
Po kilku łykach trochę uspokoiłam się. Hamer pomimo, że to był jego pomysł nie pił. Cisza stawała się krępująca. Trzeba było jakoś zacząć tę rozmowę …
-Bardzo cię przepraszam za moje zachowanie.- i tym razem zaskoczył mnie.- Na pewno poczułaś się zażenowana całą tą sytuacją ...- jego głos nabierał spokoju, ale w palcach nadal nerwowo obracał zapalniczkę. Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem i znów zobaczyłam ten dziwny błysk w jego oczach.
-To ja jestem ci winna przeprosiny.- postanowiłam wyjaśnić całą sprawę.- Jest mi bardzo przykro, że byłeś świadkiem całego zajścia… moje kontakty z byłym mężem nie należą do najsympatyczniejszych.
-Posłuchaj Elizabeth...- jego głos zrobił się przyjemnie miękki.- chcę ci coś powiedzieć. To bardzo ważne i dlatego musisz patrzeć na mnie.
Oblizałam zeschnięte usta i podniosłam na niego wzrok. Górował nade mną przy tym małym stoliku. Patrzyłam na jego twarz niebezpiecznie blisko mojej. Jeszcze raz przemknęło mi, że mężczyzna nie może być aż tak pociągający. Wszystko w nim mnie fascynowało czarne włosy w nieładzie, leniwy uśmiech i niebezpieczny błysk w oczach. Jego dotyk stanowczy dający poczucie bezpieczeństwa… Całe ciało gwałtownie mi drgnęło na samo wspomnienie.
-Nigdy nie zrozumiem mężczyzn, którzy tak traktują kobiety.- jego usta zacisnęły się.- Mężczyzną albo się jest albo nie. On nie jest! Ktoś już dawno temu powinien mu to uświadomić.- zapadła krótka cisza, nie mogłam uwierzyć, że tak go poruszyło zachowanie Stefana.- Wiem, że jesteś zaskoczona moim zachowaniem…- wahał się tak jakby nie wiedział jak mi to powiedzieć- Nie chciałem żeby to wszystko tak wyszło. Chciałem żebyśmy się poznali… polubili własne towarzystwo. Wszystko się poplątało!
Szczerze mówiąc to to, co słyszałam też było nie bardzo jasne. Czy Hamer dawał mi do zrozumienia, że interesuje się mną? Że chce pogłębić znajomość?
-To wszystko wina Kate! Bez przerwy o tobie mówiła!- jego oczy znów były czarne z emocji .- Jak ci jest ciężko, jaka jesteś samotna… Z tygodnia na tydzień zakochiwałem się w tobie...- widząc moje zaskoczenie zaczął mówić jeszcze szybciej.- Żałosne prawda?- autoironia w jego głosie była bolesna. Czy on nie zdawał sobie sprawy jak jest atrakcyjny?!- Do tej pory nie odważyłem się myśleć tak o żadnej kobiecie. Ale ty rzuciłaś na mnie urok, zaczarowałaś mnie, pozbawiłaś woli. Wszystko przestało się liczyć oprócz ciebie. Broniłem się przed tym, ale wygrałaś Liz. Pozostało mi jedynie na tyle godności, że uczciwie wyznałem ci moje uczucia. Nie mam prawa wciągać cię w moje mroczne życie. Nie ciebie Liz…
To był koniec tego monologu. Gdy próbowałam coś powiedzieć przecząco pokręcił głową.
-Nic o mnie nie wiesz Liz i… tak będzie lepiej.
Nie wiem, bo nie pozwolił żebym się dowiedziała. Z jakiegoś powodu postanowił, że tak będzie dla mnie lepiej, więc po co to wszystko mówił? Dlaczego pozwolił poczuć mi to, co nas łączy? Co takiego było w jego życiu, co nie pozwalało mu na żaden związek? Poczułam się jak nastolatka, która dostała kosza.
Bez słowa odwiózł mnie na parking. Stojąc przed supermarketem patrzyłam jak odjeżdża z piskiem opon.
Czym więcej myślałam tym bardziej dochodziłam do wniosku, że muszę się dowiedzieć, o co chodzi Hamerowi. Serce z radości trzepotało mi na myśl o jego wyznaniu.
„Zakochałem się w tobie”, by zaraz boleśnie drgnąć „To już koniec.”
Dał mi do zrozumienia, że wieczorne spotkanie nie ma sensu, ale to była jego decyzja nie MOJA!
-Trzeba zawalczyć o to, co się chce mieć!- a Hamer na pewno był wart tej walki!
>><<
Droga do miasta, gdy już podjęłam decyzję wydała mi się strasznie długa, ale już na miejscu przed domem Hamera odwaga zupełnie mnie opuściła.
>>Co ja tu robię? Najzwyczajniej w świecie mi nie otworzy, albo co gorsza powie mi żebym spadała!<<
Popatrzyłam w okna domu. Były ciemne, pewnie nawet nie ma go… Zrezygnowana miałam zamiar odjechać, gdy nagle błysnęło światło. Zebrałam się w sobie i podeszłam do drzwi.
>>Teraz albo nigdy.<<
Moje pukanie nie wypadło zbyt energicznie, raczej słabo i niepewnie. Byłam gotowa odwrócić się na pięcie i uciekać!
-Liz? Co ty tu robisz?!- w jego głosie było niekłamane zaskoczenie.
>>Boże, ale on jest piękny.<<
Stał przede mną wielki, seksowny i… zmęczony. Nerwowo przełknęłam ślinę.
-Byliśmy umówieni.- teraz pewnie trzaśnie mi drzwiami przed nosem, ale nie. Stał tak i patrzył na mnie, a jego oczy robiły się czarne i głodne.
-To nie najlepszy moment.- przez zaciśnięte zęby jego głos zabrzmiał ponuro.
-Więc zaczekam w samochodzie, aż będziesz gotowy.- zanim zdążyłam się odwrócić złapał mnie za rękę i wciągnął do mieszkania.
Ze strachu omal nie zemdlałam. Cała ta atmosfera tajemniczości działała na moje nerwy nie najlepiej! Serce waliło mi młotem, nogi miałam jak z waty i na pewno bym się przewróciła gdyby nie to, że Hamer przyciskał mnie do ściany. Objęłam go żeby się przytrzymać. Jego ręka znalazła się na moim pośladku i lekko jakbym nic nie ważyła uniósł mnie na wysokość swojej twarzy.
-Czy ty wiesz, co zrobiłaś?!- głos brzmiał bardzo groźnie, a w oczach odbijały się niebezpieczne błyski.- Możesz przez to zginąć!
Podniecenie i strach to groźna mieszanka, nawet nie wiem kiedy moje usta znalazły się na jego szyi. Była przyjemnie chłodna i gładka. Pachniał podnieceniem słodko i zmysłowo. Nigdy nie czułam się tak jak teraz! Byłam gotowa na wszystko, świat przestał się dla mnie liczyć…
Błysk światła.
Zaskoczył mnie, ale jego też, bo gwałtownie mnie puścił. W głębi mieszkania stała kobieta. Nie patrzyła na Hamera tylko na mnie, a jej wzrok był raczej mało przyjemny.
Co za wstyd!!! Ja z Hamerem… a ona obok…
-Kto to jest?- mój głos był schrypnięty, czułam się fatalnie, zażenowana, zła i… zazdrosna! Zastanawiałam się czy to czasem nie ona jest tym „nie najlepszym momentem”. Zmierzyłam ją typowym babskim spojrzeniem. Wysoka, czarnowłosa po prostu PIĘKNA! PIEKNA I MŁODA!Sposób, w jaki stała i opierała się o futrynę świadczył, że czuła się tu jak domownik.- Kto to jest?
-Chodź!- pociągnął mnie do niewielkiego, ale ładnego salonu.- Nie chciałem żeby to tak wyszło.- było widać, że jest zły, tylko nie wiedziałam o co i na kogo. Ale patrząc na Hamera doszłam do wniosku, że jest zły sam na siebie.- Liz, to jest Rani, moja hmm… współpracownica.
Kobieta omal nie zakrztusiła się po słowach Hamera, gdyby była kimś bliższym dla niego, zareagowałaby raczej złością, a tu proszę tylko rozbawienie. Poczułam się znacznie lepiej wiedząc, że nie jestem częścią trójkąta.
-Czy możemy zamienić słowo na osobności?- jej głos był poważny.
Wzrok Hamera był jednoznaczny „Mam zaczekać!”
Pomieszczenie gdzie wyszli to był chyba gabinet. Drzwi zamknęły się. Nie zdawali chyba sobie sprawy, że mówią dość głośno, a ja nie miałam zamiaru zatykać uszu …
-Wiesz, co to znaczy?!
-Wiem…
-Sam polowałeś na takich! Jak RADA dowie się …
-Ale na razie nic nie wiedzą …
-W najlepszym razie skończysz jak Samuel, a ona ZGINIE!
-Nie dopuszczę do tego… porozmawiam z nią.
-Chyba oszalałeś!!! I co jej powiesz?! Ona tego NIE ZROZUMIE!!! Słyszysz? A ja będę musiała po tobie POSPRZĄTAĆ!!!
-Zetrę cię z powierzchni ziemi, jeżeli ją tkniesz.- to nie były słowa wypowiedziane w gniewie. To była obietnica.
Słuchając tego czułam się jak w potwornym koszmarze! W co ja się wpakowałam?! Zaczynałam się bać! Może to jacyś płatni mordercy albo terroryści?!
Drzwi otworzyły się, a ja miałam ochotę uciec jak najdalej stąd, ale stałam nie mogąc wykonać najmniejszego ruchu.
-Muszę się przewietrzyć.- powiedziała Rani nawet nie patrząc na mnie.- Przemyśl to wszystko Hamer…
Było po nim widać, że zbiera myśli. Stał tam jak nieruchomy posąg.
-Jesteś terrorystą?- to pytanie ledwo przeszło mi przez ściśnięte strachem gardło. Popatrzył na mnie jakbym spadła z księżyca.- Musiałam zapytać.- mój głos w tej chwili brzmiał żałośnie i cicho.
-Co ty sobie o mnie pomyślałaś?- w jego głosie była uraza.
-Słyszałam waszą rozmowę… i nie wiem co mam myśleć, gubię się w tym wszystkim.
Po tych słowach podszedł do mnie i delikatnie pogładził po policzku.
-To co ci mówiłem rano to wszystko prawda.- jego głos był melodyjny, zmysłowy- Źle się stało, że nie umiałem zapanować nad swoimi uczuciami, a jeszcze gorzej, że ci o nich powiedziałem. Jesteś moim światłem… wpadłem w pułapkę, której się nawet nie spodziewałem. Nie jestem terrorystą,- smutek przebijał z całej jego postaci.- ale nie wiem czy jak dowiesz się, czym jestem, nie uznasz mnie za jeszcze gorszego…- popatrzył na mnie jakbym była jego jedynym ratunkiem.- Liz… to bardzo ważne. Powiedz mi szczerze… co do mnie czujesz?
Było w nim tyle oczekiwania i nadziei.
-Jesteś dla mnie jak magnez. Przy tobie jestem bezwolna...- mówiłam niezrozumiale.- zawładnąłeś mną w jakiś czarodziejski sposób…
-A wcześniej?- wyraźnie był zrezygnowany- Za pierwszym razem?
-Nie możesz wymagać ode mnie żebym mówiła o tak intymnych doznaniach!!!- obruszyłam się, przypominając sobie moje erotyczne sny. Po moim wybuchu zobaczyłam błysk nadziei w jego oczach. Domyślił się tego, czego nie chciałam mu zdradzić! Znów poczułam się zahipnotyzowana, tonęłam w jego spojrzeniu.- Co noc śniłam o tobie… Hamer? Jak masz na imię?- był zaskoczony i trochę rozbawiło go moje pytanie. Taka zmiana tematu!
-Van.
W myślach powtarzałam jego imię. Pasowało do niego.
-Van Hamerze zakochałam się w tobie. Jesteś dla mnie jak powietrze…- nie mogłam uwierzyć, że to powiedziałam, wszystko było nierealne, zaczarowane- nie ma dla mnie znaczenia kim jesteś...
Jego oddech był głośny i głęboki. Nie zdawałam sobie sprawy, że czekał w takim napięciu na moje słowa. Powoli jakby dawał mi czas do sprzeciwu objął mnie ramionami i przytulił do siebie. Wtuliłam głowę w jego pierś. Tu było moje miejsce …
-Teraz musisz mnie uważnie posłuchać Liz. To co teraz powiem nic ci nie wyjaśni, a być może jeszcze bardziej zagmatwa.- jego oczy prosiły o zrozumienie. Wziął mnie za ręce i poważnie popatrzył. Z przejęcia miał bardzo zimne ręce.- Mam pewien specyficzny… dar. Umiem siłą woli przekonać kobietę by mnie zapragnęła,- stałam osłupiała, nie tego się spodziewałam, ale Van był poważny, wiedziałam, że mówi prawdę.- dlatego było dla mnie tak ważne, co do mnie czułaś zanim się dziś spotkaliśmy. Tak bardzo pragnąłem cię, że nie zapanowałem dzisiaj nad sobą…- teraz stało się jasne, dlaczego odczuwałam nieodpartą ochotę rzucenia się na Vana. Poczułam ulgę, ale i zażenowanie. Wydawał się bezwzględnie odczytywać moje myśli. Chyba, że to też potrafił.- Mój błąd, przysięgam, że nigdy w ten sposób nie wykorzystałem żadnej kobiety. Moje życie jest bardzo skomplikowane, muszę załatwić kilka ważnych spraw, od których będzie zależało nasze życie. Liz czy…ufasz mi?- niczego już nie byłam pewna, nie wiedziałam skąd, ale wiedziałam, że jest ze mną szczery i dlatego ufałam mu. Skinęłam głową.- Nie będzie mnie kilka dni. Zaopiekuje się tobą Rani, możesz jej zaufać. Jak przyjadę wytłumaczę ci wszystko, wtedy podejmiesz decyzję czy chcesz być z kimś takim jak ja. Dowiesz się kim jestem i czym się zajmuję.- jego głos stał się twardy i zdecydowany.- Jedno ci gwarantuję, będziesz bezpieczna i nic ci się nie stanie.
Pomimo tylu niewiadomych poczułam się szczęśliwa. Nasze oczy spotkały się, on też odczuwał to samo. Przeniosłam się w cudowny świat z moich marzeń, bałam się, że po przebudzeniu to wszystko zniknie, Van, nasza miłość, szczęście… Podszedł do mnie powoli w jego ruchach nic nie pozostało z niedawnej gwałtowności.
-Obiecuję, że niezależnie jakie to będzie miało konsekwencje dowiesz się o mnie całej prawdy nawet, jeżeli potem nie będziesz chciała mnie znać.
-Ufam ci.- nie obchodziło mnie czy zostałam przez niego zaczarowana, czy to moje własne uczucia. Wiedziałam, że znalazłam kogoś wyjątkowego.- Będę na ciebie czekała.
Jego uśmiechnięte oczy zbliżały się coraz bardziej i znów zawładnął mną jego zapach.
>>Boże, co tak cudownie może pachnieć?<<
Jego usta dotknęły moich, to nie był czuły pocałunek, był gwałtowny, mocny i zaborczy. Jeżeli nie wierzyłam, że można dla czegoś zabić to teraz miałam pewność. Można. Dla takiego pocałunku albo się zabija albo umiera.
-Widzę, że nie posłuchałeś mnie?- powrót do rzeczywistości był bolesny.
>>Jak ona tu tak cicho wlazła?!<<- pomyślałam z niechęcią. >>I ona ma się mną opiekować? Po co?!<<
-Wiem, że chcesz dla nas dobrze. - „dla nas” powiedział z naciskiem,- Ale musimy zaryzykować. Ja muszę …
Dziewczyna z niedowierzaniem pokręciła głową.
-Odwiozę cię teraz do domu, a Rani odstawi twój samochód.- nieznacznie zawahał się i dodał.- Zaczekasz w moim wozie? Proszę…
Chciał z nią porozmawiać i nie chciał mnie urazić, więc uśmiechnęłam się i wyszłam.
Było widać, że nie zgadzają się ze sobą, poczułam niechęć do tej kobiety. Nie do końca rozumiałam ich wzajemne relacje. Koleżanka z pracy nie ingeruje aż do tego stopnia w życie osobiste kolegi…
Na szczęście rozmowa nie trwała długo i chyba wszystko poszło dobrze, bo Van usiadł za kierownicą rozluźniony i uśmiechnięty. Gdy uruchomił silnik, nerwowo sprawdziłam pasy, w pamięci miałam jego zamiłowanie do szaleńczej jazdy.
-Obiecuję spokojną jazdę.
Popatrzyłam na niego, nie do wiary on się ze mnie śmiał!
-Tu nie ma nic do śmiechu.- powiedziałam obrażona- Jechałeś jak wariat! Mogłeś nas pozabijać!
-Nie Liz, byłaś bezpieczna. Ze mną nic ci nie grozi, ale skoro nie lubisz adrenaliny to powleczemy się pomalutku.
Był okropny! Nadal żartował sobie ze mnie! Na dodatek nie dawało mi spokoju o co chodziło z tą opieką Rani nade mną i jak miała wyglądać.
-Czy coś cię martwi?- zapytał z troską, a ja znów pomyślałam o jego „dziwnej zdolności”.
-Van czy ty czytasz w myślach?- poczułam się jak idiotka pytając o to.
-Nie, nie czytam. Twoje myśli są bezpieczne.- zapewnił mnie i od razu dodał,- Ale wyczuwam emocje… strach, radość, obawę, żal no i… podniecenie, rozkosz…
-Przestań...- poczułam jak zalewa mnie fala ciepła.
-A teraz czujesz się zażenowana i próbujesz ukryć, że pociągam cię i…
-Nie musisz mnie peszyć i tak czuję się już głupio...- naprawdę tak się czułam.
-Umiem też przekazywać swoje uczucia. Moje prawdziwe uczucia.
-Nic nie czuję…- odpowiedziałam niepewnie.
Byłam tak zajęta kontrolowaniem swoich emocji, że nic do mnie nie docierało. Niespodziewanie otuliło mnie delikatne ciepło, narastało gdzieś w dole brzucha by po chwili wybuchnąć gwałtownym pożądaniem. Poruszyłam się niespokojnie i nagle mnie olśniło!
-Van! To twoja sprawka, to przez ciebie cała… cała płonę!!!- z wrażenia zaczęłam się jąkać.
-Przepraszam, więcej tego nie zrobię. Ale tak stanowczo próbujesz zapanować nad swoimi uczuciami, że nie mogłem się powstrzymać.
Coś ta jego obietnica nie zabrzmiała zbyt szczerze. Poczułam się urażona i tylko odwróciłam głowę, czemu towarzyszył cichy śmiech Vana. W końcu sama się o to prosiłam.
Zanim podjechaliśmy pod dom przeszła mi cała złość. Miałam się z nim pożegnać, a wcale tego nie chciałam, bałam się, że już nie wróci, a wszystko okaże się złudzeniem, moją fantazją. Do tego drażniła mnie obecność Rani…
-Wejdźmy do środka.- propozycja spodobała mi się tym bardziej, że kobieta wsiadła do jego samochodu.
W domu patrzyłam jak podchodzi do kominka i rozpala ogień. Zwykły, ale dla mnie bardzo intymny widok. Zalała mnie ogromna fala miłości. To było moje uczucie.
-Ja ciebie też.
Popatrzyłam na Vana, nawet się nie odwrócił. Po prostu wiedział.
-Pokarz mi swoje uczucia.- tak bardzo chciałam się przekonać, poczuć…
-Nie chcę zrobić ci krzywdy,- jego głos był zatroskany- nie wiem na ile jesteś silna, ile jesteś w stanie wytrzymać… ale sądzę, że miłość będzie dla ciebie bezpieczna.
Wziął moją rękę i delikatnie pocałował wnętrze dłoni. To co stało się w mojej głowie, sercu, zawładnęło całym moim ciałem. Każda cząstka mnie dostała taki impuls miłości, że z oczu zaczęły mi spływać łzy.
>>To niemożliwe żeby ktoś tak mocno kochał!<<
Moje uczucie w porównaniu z Vana było małe bezbarwne i przelotne! A jego? Wydawało się przekraczać granice czasu i przestrzeni, było wieczne… nieskończone!
Van widząc moją reakcję odsunął się. Wszystko gwałtownie ucichło. Był zły.
-Przepraszam Liz, to było głupie, mogłem…
-Kocham cię.- przerwałam mu- Nie umiem tak kochać jak ty, ale kocham cię całą sobą. Nie wiem czy to ci wystarczy…- głos mi się załamywał. Widziałam jak ciało Hamera spina się.
-Będziesz moja.- wyszeptał.- Przysięgam.
>><<
Słowa Vana powracały do mnie echem „Będziesz moja”.
Obiecał przyjechać na wigilię. Miałam czas żeby zapanować nad chaosem, jaki wdarł się w moje życie, poukładać wszystko, przemyśleć to co mnie dręczyło. O takich osobach jak Van czyta się z niedowierzaniem, zdolności nadnaturalne budzą w nas strach i dlatego z reguły wolimy nie przyznawać się, że coś takiego może mieć miejsce. Wolimy uznać to za oszustwo, mistyfikację. Ale jak się to ma do tego, jeżeli staniemy z taką osobą oko w oko? Od pierwszej chwili poczułam jego magnetyzm. Nie jestem kochliwa, a jednak… zakochałam się. Tak po prostu, nawet go nie znając. Nie wiem dlaczego tak się stało, moja… jego miłość, ale stało się faktem. Przeznaczenie? Nie ważne co. Moje życie zmieniło się w bajkę.
O dziwo noc przespałam spokojnie. Wydarzenia poprzedniego dnia stały się mniej realne, uczucia wyciszyły. Odnosiłam nieprzyjemne wrażenie, że wszystko to było tylko snem. Zaparzyłam sobie dość mocną kawę, może ona będzie w stanie postawić mój umysł „na nogi”? Przelotne spojrzenie w okno upewniło mnie, że to jednak nie był sen. W samochodzie przed domem siedziała Rani. Ciekawe jak długo już tam była? Nie lubiłam jej, ale nie mogłam pozwolić żeby tam marzła. Skoro Van skazał nas na swoje towarzystwo, trzeba to było jakoś pogodzić.
Podchodząc do samochodu zapukałam w szybę. Pomimo iż na pewno widziała, że idę, dopiero teraz odwróciła głowę w moją stronę. Właśnie zaczął padać śnieg i z minuty na minutę robiło się coraz zimniej.
-Zapraszam do domu.- starałam się żeby mój głos zabrzmiał przyjaźnie.
-Nie musisz zapraszać mnie ze względu na Hamera.- ton głosu nie zgadzał się z uśmiechem na ustach.- Dostałam rozkaz i muszę go wykonać. Taka praca.
Tym stwierdzeniem zupełnie zbiła mnie z tropu. Zrobiło mi się jej żal.
-Mówię szczerze, zapraszam.
W domu Rani z zainteresowaniem rozglądała się po salonie. Byłam ciekawa paru rzeczy i miałam nadzieję, że uda mi się to wyciągnąć z niej.
-Rani czy mogłabyś odpowiedzieć na parę pytań?- dziewczyna uśmiechnęła się przelotnie.- Dlaczego mnie nie lubisz?
-Nie.- myślałam, że ograniczy się do tej krótkiej odpowiedzi, ale usłyszałam jak westchnęła i nastawiłam uszu.- Kiedyś, bardzo dawno, zakochałam się w Hamerze. Nie zmusił mnie. Zresztą nie trudno się w nim zakochać.- rozmarzenie w jej głosie było dla mnie całkowicie zrozumiałe, sama miałam takie uczucia.- Ale on nie był gotowy na miłość. Stanowczo i szybko wybił mi to z głowy. Jestem jego… jakby tu powiedzieć, podwładną. On mówi ja mam słuchać.- zrobiło mi się jej żal. To straszne kochać bez wzajemności i na co dzień pracować jeszcze z tą osobą.- Troszczę się tylko o Hamera. Zakochał się w tobie i jest gotów dla ciebie narazić się na największe niebezpieczeństwo.
Częściowo ją rozumiałam, ale nie wiedziałam co takiego niebezpiecznego jest we mnie. Rani roześmiała się słysząc to
-To nie ty jesteś niebezpieczna. Słuchaj uważnie, bo powiem to tylko raz, chociaż pewnie Hamer urwie mi za to głowę. Należymy do pewnej można to nazwać organizacji. Hamer jest tam kimś ważnym, ale ma nad sobą jeszcze RADĘ. Mamy surowe zasady, których ty na pewno nie zrozumiesz.- widząc, że chcę coś powiedzieć gwałtownie potrząsnęła głową.- O tym porozmawiasz z Hamerem. On właśnie je złamał dla ciebie, a za to wyrokiem jest śmierć!
Po jej słowach przeszedł mnie dreszcz grozy. Nie chciałam żeby miał przeze mnie takie kłopoty, żeby narażał dla mnie swoje życie!
-Powinnam odejść od niego?- ogromny ból ścisnął moje serce.- Wtedy będzie bezpieczny?
-Biedna, mała Elizabeth.- drwina w jej głosie była dla mnie niczym wymierzony policzek.- Nie znasz Hamera. Właśnie w tej chwili nadstawia dla ciebie karku. Mam tylko nadzieję, że zasługujesz na jego miłość. Widziałam kilku naszych złamanych przez kobiety. Jeżeli zrobisz to Hamerowi…- nie skończyła, chyba zorientowała się, że posunęła się za daleko.
-Nie musisz mi grozić.- starałam się mówić spokojnie z godnością.- Za dwa dni wróci Van i wszystko się wyjaśni.
Rani więcej nie skorzystała z gościny. Byłam z tego zadowolona, w jej obecności czułam się nieswojo. Tęsknota i radość z oczekiwania na Vana zamieniła się w strach i niepewność. Rani nie powiedziała tego wyraźnie, ale rozstanie byłoby najrozsądniejsze z naszej strony. Byłby wtedy bezpieczny nie narażałby się dla mnie. Na dobrą sprawę nie znał mnie, zakochał się tylko w wizerunku kobiety przekazanej przez młodą dziewczynę. Poczułam się jak więzień. Żeby za bardzo nie rozmyślać, zadzwoniłam do dzieci z życzeniami, bawiły się świetnie sądząc po ich głosach. Wyprosiły o dodatkowy tydzień wolnego, Stefan obiecał zabrać je na narty. Nie miałam serca im odmawiać.
Wieczorem zmusiłam się do popatrzenia w telewizor, film był beznadziejny, mój nastrój był beznadziejny… zaczęłam we wszystko wątpić, a na dodatek zbierało mi się na płacz!
-Chyba jestem na czas? Tęskniłaś?- w oka mgnieniu byłam przy nim. Dotykałam go, sprawdzałam czy jest cały i zdrowy. Stał przede mną czarny, demoniczny i uśmiechnięty.- Gdybym wiedział, że tak mnie przywitasz, bardziej bym się spieszył.
Tego już było dla mnie za wiele. Zacisnęłam pięść i walnęłam go z całej siły w pierś. Z oczu płynęły mi łzy. Nie umiałam sobie poradzić z zalewającymi mnie uczuciami. Zaskoczony Van złapał mnie w pasie i mocno przytulił do siebie. Oczywiście wiedział, co się ze mną dzieje, nie umiałam tak jak on ukrywać swoich uczuć.
-Liz, już wszystko w porządku, jestem tutaj…- dalsze jego słowa stłumił mój pocałunek.
Był zaskoczony, ale nie bronił się. Wyczułam tylko, że bardzo stara się kontrolować. Czyli nie był tak opanowany i do tego dał mi jeszcze poczuć swoje uczucia. Ogarnęła mnie wielka fala miłości i podniecenia.
-Bardzo się martwiłam, musimy porozmawiać.- Van niechętnie mnie postawił. Spoważniał.- Mam do ciebie pytanie i proszę o szczerą odpowiedź.- musiałam usłyszeć z jego ust, że nasza miłość jest dla niego zagrożeniem.- Czy grozi ci coś z mojego powodu?
-Tak.- ta krótka odpowiedź zawierała wszystkie moje obawy. Mój piękny zamek z piasku rozsypał się. Została tylko pustka. Nigdy nie zaryzykuję jego życia.- Ale nie chcę żebyś wysunęła mylne wnioski. Obiecałem, że po moim powrocie wszystkiego się dowiesz.
Nie było radości w jego głosie, raczej obawa, a nawet strach! Zdawałam sobie sprawę, że mogę odbierać jego uczucia, ale nie zawsze na to pozwalał. Teraz wiedziałam na pewno, BAŁ SIĘ!
-Van, czego ty się boisz?- zadałam cicho pytanie.
Uśmiechnął się do mnie, choć smutny to był uśmiech i niczego już nie czułam. Schował się przede mną.
-Tego, co mi odpowiesz, gdy poznasz prawdę o mnie.- nie przerywałam mu, nadszedł moment prawdy, usiadłam na kanapie i czekałam.
-Wierzysz w Boga Liz?- zatkało mnie- W zmartwychwstanie Jezusa?
Co u licha miała z tym wspólnego moja wiara?!
-Tak zostałam wychowana… - nie wiedziałam, co mam mu jeszcze odpowiedzieć i do czego on zmierza.
-Nie jestem tym, za kogo mnie uważasz.- „za kogo go uważam?” Był kimś wyjątkowym chociażby z racji swoich zdolności, ale dla mnie był wyjątkowy, bo go pokochałam!
Patrzył na mnie jakby nie mógł się zdobyć na to, co ma mi do powiedzenia. Wzrok miał opętany, a jego oczy mieniły się niczym tęcza, ale nie miały nic z jej pogody. Wyglądało to demonicznie, nie miałam już pewności czy chcę usłyszeć to, co miał mi powiedzieć.
-Nie śpię, nie jem. Nie muszę oddychać- jego głos załamał się- jestem bestią z ciemnego świata. Żyję w cieniu, w ukryciu. Żeruję na ludzkim strachu…
-Van, co ty mówisz?- zaczynałam bać się nie na żarty! Rzeczywiście wyglądał demonicznie. Ogień z kominka malował na jego twarzy tajemnicze wzory.
-Jestem zimny, jestem silny. Jestem szybki i bezwzględny.- głos był chropowaty, każde słowo wypowiadał z naciskiem- Nie waham się, gdy muszę zabić. Natura wyposażyła mnie we wszystko, co powinien mieć drapieżnik... - popatrzył na mnie kpiącym wzrokiem.- Wierzysz Liz w wampiry?- zapytał cicho.- Wierzysz? Odpowiedz mi!- nie mogłam wydobyć głosu, bałam się go. Widząc jaka zaszła w nim zmiana, byłam gotowa uwierzyć we wszystko!- To uwierz, bo ja nim jestem!!! Przysięgam na twojego Boga, że nie chciałem, ale nie miałem wyboru i JESTEM!- w rozpaczliwym geście ukrył twarz w dłoniach i mówił dalej.- Jestem potworem bez serca, zawieszony między życiem, a śmiercią!
Jak powinien czuć się człowiek, który właśnie dowiedział się, że WAMPIRY ISTNIEJĄ?! Może powinien być wdzięczny, że nie został ugryziony? Nie wiem. Ja się tylko bałam, bałam się, że nie zdołam zachować zdrowych zmysłów. Van przestał się kontrolować, więc odczułam całą jego rozpacz, nienawiść do świata za to czym go uczynił. Nadal nie mieściło mi się w głowie to, co powiedział. Wampiry „grały” w horrorach, a nie żyły obok nas. Może żyły nie było do końca odpowiednim słowem… istniały. Mój facet wampir… okrutna, krwiożercza bestia. Czy miałam w to uwierzyć?! Zimny potwór… strach… Ale dotarło do mnie jeszcze coś innego. Pamiętałam siłę miłości, jaką do mnie czuł. To też było prawdą jak to, że to właśnie WAMPIR mnie pokochał. Dotarło do mnie, że ja też go kocham, ale i boję się. Chyba nie spodziewał się, że będzie inaczej? A może właśnie się spodziewał?
„Przekonamy się czy będziesz chciała być z czymś takim jak ja”.
Zareagowałam tak jak się tego spodziewał. Nie wiedziałam czy dobrze robię, ale położyłam swoje dłonie na jego pochylonej głowie. Palce oplotły czarne loki. Nie hamowałam swoich uczuć, starałam się przekazać mu cały zamęt, jaki wywołały jego słowa w mojej głowie. Tylko serce nie pomne na przestrogi rozumu biło jednym rytmem. Kocham cię, kocham…
Wiedziałam, że on słucha. Dziwna to była rozmowa bez słów. Wiedział już, że wierzę, wiedział, że się boję, wiedział, że kocham… Wiedziałam, że jest bezwzględny, wiedziałam, że jest niebezpieczny, wiedziałam, że mnie kocha…
-Nie bój się mnie Liz - powiedział widząc jak drgnęłam, gdy podniósł głowę.- proszę…
-To nie tak Van...- wyszeptałam. Nic nie mogłam na to poradzić. Uczucie strachu było silniejsze ode mnie.- Minie trochę czasu nim do tego przywyknę. Może… gdybyś opowiedział mi coś więcej o sobie o… wampirach…- nadal ciężko było mi wypowiedzieć to słowo.
Widać było, że zbiera się w sobie tylko nie wie jak zacząć. Wzięłam go za rękę…
-Urodziłem się 19 marca 1874 roku w Anglii. Wychowywała mnie matka, ojciec zaginął gdy byłem małym chłopcem, ale pomimo tego miałem szczęśliwe dzieciństwo. Pochodziłem z zamożnej rodziny, więc zostałem starannie wykształcony. Interesowała mnie psychologia, zapowiadałem się na całkiem zdolnego naukowca. To była moja pasja. Nie miałem czasu na miłość. Moja matka była innego zdania, przez dom przewijały się tłumy panienek z dobrych domów, a ja nadal piąłem się po szczeblach kariery. W wieku 33 lat byłem już uznanym profesorem w środowisku naukowym. W końcu matka postawiła na swoim, znalazła odpowiednią kandydatkę i… zaręczyliśmy się.- piękny był, gdy tak opowiadał. Jego twarz zdobiły wszystkie uczucia jakie przeżywał. Pasja, miłość do matki, szczęście…- Miała na imię Łucja. Była dużo młodsza ode mnie, więc nie bardzo mogliśmy się dogadać.- cień żalu przemknął przez jego twarz.- To była transakcja wiązana: panienka z dobrego domu mogła pochwalić się zamożnym i wpływowym narzeczonym, a ja w zamian miałem spokój i mogłem pracować. Już jako dorosły mężczyzna próbowałem coś więcej dowiedzieć się o losie mojego ojca… ludzie nie znikają tak bez śladu. Rozpocząłem poszukiwania, ale z czasem dochodziło do mnie coraz więcej plotek o tym, że po prostu… uciekł od nas. Matka nigdy się nie skarżyła na swój los. Zawsze mi odpowiadała „Widocznie tak miało być”. Była dumną kobietą. Ja z czasem doszedłem do wniosku, że skoro uciekł od nas to nie warto go szukać. Przestał dla mnie istnieć. Wróciłem do swojego zwykłego życia… Pewnego razu zwrócono się do mnie z prośbą o pomoc w rozwiązaniu dość zawikłanej zagadki kryminalnej. Potrzebowali kogoś doświadczonego, a zarazem na tyle młodego by miał otwarty świeży umysł. Zgodziłem się. Podróż do Stanów i cała ta sprawa zajęły mi 8 miesięcy. Powiem tylko, że finałem tego śledztwa była śmierć jednego wampira. Postanowiłem jak najszybciej wrócić do domu i zapomnieć o wszystkim. Mój otwarty, naukowy umysł buntował się przeciw istnieniu takich istot!- w jego głosie nie było już radości. Oczy stały się matowe dalekie- Przed wyjazdem chciałem jeszcze kupić kilka pamiątek dla matki i Łucji. Nie spodziewałem się tego ataku. Nawet nie broniłem się. Ale czy można obronić się przed czymś takim? W dniu swoich 35 urodzin stałem się potworem, maszyną do zabijania… Zostałem ukarany. Straszna to była kara za mój czyn… wstyd mi mówić jak wtedy „żyłem”.- mogłam się domyślać, co miał na myśli…- Po jakimś czasie okazało się jednak, że posiadam pewne zdolności… członkowie RADY zainteresowali się mną. Uznali, że mogę się im przydać .- drwił ze siebie, żal było tego słuchać.- Wyczuwam uczucia innych, czuję zagrożenie zanim stanie się realne. To wszystko razem pozwoliło mi daleko zajść w „wampirzej hierarchii”.- ciężkie westchnienie uzmysłowiło mi, że on nadal cierpi z powodu swojej przemiany. Jest wampirem, ale nigdy się z tym nie pogodził.- Moim największym zmartwieniem stały się kobiety, a moja zdolność do manipulowania ich uczuciami niebezpieczna. I to właśnie ta zdolność wpędziła mnie w kłopoty. Na początku miałem problemy z opanowaniem moich zdolności, nie umiałem ich kontrolować… była wśród nas wampirzyca. Stało się niedobrze. Zakochała się we mnie. Postanowiłem sobie, że nie zwiążę się z kimś takim jak ja… wampirem. Ludzkie kobiety stały się dla mnie nieosiągalne, byłem za słaby, w większym stopniu widziałem w nich posiłek niż ponętne istoty.- mimo woli wzdrygnęłam się.- RADA uznała, że wprowadzam niepokój wśród wampirzyce, kazali mi którąś wybrać. Odmówiłem. Zabrali mi wszystko! Została mi tylko miłość, postanowiłem, że zachowam ją dla siebie… Moja odmowa była dla nich obelgą, więc znów mnie ukarali. Dzień, w którym się zakocham będzie dla mnie wyrokiem śmierci.- więc o tym mówiła Rani! - Nie bardzo się tym przejąłem. Jak ktoś mógłby pokochać taką bestię jak ja?! To niemożliwe! Sam nigdy nie obdarzyłem tym uczuciem żadnej kobiety, nie znałem potęgi miłości, aż spotkałem ciebie …- jego wzrok złagodniał, patrzył na mnie tak jak tylko potrafi patrzeć zakochany mężczyzna.- Wampiry mają duże poczucie honoru, cenią odwagę, pomyślałem więc „Jeżeli będę szczery i przedstawię sprawę RADZIE to docenią to”. Nigdy ich nie zawiodłem, byłem zawsze posłuszny!- drwiący ton głosu sugerował, że rada doceniła jego szczerość, chociaż chyba nie tak jak się spodziewał. Ale był żywy!!! Darowali mu życie!!!- RADA wysłuchała mnie. Cały dzień czekałem na ich decyzję… ale to, co mi zaproponowali było nie do przyjęcia!- jego dłonie splotły się z moimi, oczy wyrażały ból, a ja poczułam taką rozpacz, że aż zabolało mnie to fizycznie.- Obiecałem ci, że poznasz o mnie całą prawdę, niezależnie co się stanie, poznasz ją. Mógłbym teraz na ciebie wpłynąć narzucić ci moją wolę… ale miłość nie na tym polega, prawda? Ukochaną osobę chronimy nawet kosztem własnego szczęścia…- przerwał. Patrzył na mnie z dziwną rezygnacją.- To nasze ostatnie spotkanie Liz… Jeżeli nasza znajomość zakończy się tu i teraz, będziesz mogła spokojnie żyć. Oni nie wiedzą, kim jesteś.
Powoli docierał do mnie sens tego, co usłyszałam. Absurdalne słowa Vana wzbudziły we mnie wściekłość. Pozwolił mi poczuć siłę swej miłości, dał nadzieję na szczęście, potem sprawił, że omal nie straciłam zdrowych zmysłów na samą myśl, że kocham wampira, a teraz tak zwyczajnie mówił żegnaj?! Poderwałam się z kanapy, ale Hamer był szybszy. Byłam tak wściekła, że nie zwracałam uwagi na to co mówię.
-Teraz ty mnie posłuchaj! Rozkochałeś mnie w sobie do tego stopnia, że nie obchodzi mnie czy jesteś mordercą czy wampirem!- po każdym słowie mój palec oskarżycielsko uderzał w jego pierś.- Pokazałeś raj, a teraz zamykasz mi drzwi przed nosem?!- musiałam nabrać powietrza przed dalszą tyradą.- Kazałeś uwierzyć mi w wampiry, a teraz mówisz spokojnie „wybacz mała było fajnie, ale się skończyło?!”- może z tym „spokojnie” to przesadziłam, żadne z nas nie było spokojne i opanowane.- Mam gdzieś ciebie i tę twoją RADĘ. Jeżeli odejdziesz to sama znajdę tych dupków i wszystko im wygarnę. Nikt mi ciebie nie zabierze!!!- łzy płynęły mi po twarzy, gdy tak bezsilnie uderzałam w pierś Vana. Przycisnął mnie do siebie i trzymał mocno dopóki nie zaczęłam się uspokajać.
-Jaki warunek postawiła RADA?- było jasne, że to przez to Van chce się ze mną rozstać.- Mam prawo wiedzieć…
-Masz się stać wampirem.
Dopiero po chwili dotarły do mnie słowa Vana. Oplatające mnie ręce osunęły się. Powiedział to. Zostać wampirem… miałam do wyboru spokojnie wychować dzieci, doczekać się wnuków i… umrzeć ze świadomością, że nie potrafiłam podjąć walki o miłość, lub… zawalczyć o tę miłość. Stało się dla mnie jasne jak słońce, że nie chcę żyć bez Vana tylko, że on podjął decyzję za nas oboje. Woli odejść niż zamienić mnie w bestię.
-Obiecałeś, że to ja podejmę decyzję,- rzuciłam oskarżycielsko- tymczasem to ty ją podjąłeś. Ja nie zostanę wampirem, a ty odejdziesz.- zaskoczyła mnie jego agresja. Złapał mnie mocno za ręce i potrząsnął jak kukiełką. Wyraz jego twarzy był straszny, a oczy krwisto czerwone. Miałam przed sobą wampira.
-Nie wiesz, o czym mówisz kobieto!- wysyczał- Chcesz być wampirem?! To następnym razem, gdy popatrzysz na swoje dzieci zobaczysz trzy ciacha do schrupania! Gdy poczujesz ludzki zapach będziesz chciała zapolować, a będzie to tak silne uczucie, że będziesz się zwijała z bólu!!!
-I co z tego!!!- wykrzyczałam mu w twarz.- Chcę choć raz być szczęśliwa. Nie możesz mi tego zabrać!
Nie spodziewał się, że nie zmienię zdania, a jeszcze mniej pocałunku z mojej strony. Ale zadziałało. To co w nim obudziłam było gwałtowne i demoniczne. Przestał nad sobą panować i miałam okazję przekonać się, jaki jest silny. Stolik przeleciał przez pokój i rozbił się z trzaskiem o ścianę, a ja w tej samej chwili znalazłam się na kanapie pod Vanem. Poczułam ból i podkoszulek z trzaskiem opadł ze mnie. Nic się nie liczyło tylko jego usta na moich i niecierpliwie szukające dłonie. Ból zmieszał się z rozkoszą. Pożądanie rozpaliło mnie do czerwoności… ale było już po wszystkim. Chwila słabości minęła. Van już się kontrolował. Stał nade mną wściekły, ciężko dysząc.
-Mogłem cię zabić!!!- wydyszał.- Wampir i człowiek to złe połączenie!- wiedziałam o czym mówi.
Popatrzyłam na sine pręgi na moich rękach, będą tam przez kilka dobrych tygodni. On też to zauważył, przecież byłam pół naga! W obronnym geście skrzyżowałam ręce na piersiach. Odwrócił się, zdjął bluzę i rzucił mi ją.
-Ubierz się!- posłusznie ją założyłam.
-Będę wampirem…- powiedziałam cicho, ale stanowczo.
Popatrzył na mnie niedowierzająco. Był groźny, ale uniosłam wyżej głowę żeby dodać sobie odwagi.
-Zapomnij… to już koniec!
Patrzyłam na drzwi i szybko mrugałam oczami.
-Nie będę płakać, trzeba działać . BĘDĘ WAMPIREM!!!
>><<
Następne dni minęły mi na gorączkowym szukaniu informacji. Van nie odbierał telefonu, nie było go w domu, zapadł się pod ziemię. Po prostu przestał istnieć!!!
Nawet nie wiem, kiedy minęły święta. Nie wiedziałam, co mam dalej zrobić… Znalazłam się w kropce. Jak można znaleźć kogoś, kto nie istnieje?! Siedziałam rozpamiętując nasze ostatnie spotkanie, ostatnie… jakże to bolało! Uświadomiłam sobie, że chyba nikt nigdy nie zbił wampira. A ja tak! Śmiech przerodził się w żałosny szloch. Cierpiałam…
Gdy się obudziłam, pierwsze co mnie uderzyło to ogień na kominku i niejasne uczucie, że nie jestem sama.
-Witaj Elizabeth.- musiałam śmiesznie wyglądać, bo Rani roześmiała się.
-Co ty tu robisz?- mój głos był nadal zachrypnięty od płaczu. Nie podobało mi się, że tak bezceremonialnie weszła do mojego domu.
-Mam dla ciebie propozycję, ale najpierw weź prysznic.- zmarszczony nos Rani mówił sam za siebie.
Biorąc prysznic starałam się za bardzo nie myśleć. Nie chciałam sobie robić niepotrzebnych nadziei, chociaż zamierzałam skorzystać z każdej możliwej okazji by odnaleźć Vana, a Rani była tą okazją. Ona na pewno wiedziała gdzie mogę go znaleźć. Musiałam to z niej wyciągnąć za wszelką cenę!
Schodząc na dół poczułam przyjemny zapach jajecznicy i tostów. Cała sytuacja była dość komiczna. Wampirzyca, była dziewczyna mojego chłopaka wampira, zrobiła mi śniadanie. Coś z tego rozbawienia Rani musiała wyczytać z mojej twarzy, bo rzuciła chłodno.
-Nie pochlebiaj sobie i bez durnych komentarzy.- po czym dodała.- Jedz i słuchaj.
Posłusznie usiadłam i zajęłam się jedzeniem. Nawet nie wiedziałam, że jestem taka głodna.
-Co Hamer usłyszał od RADY?- zdziwiło mnie, że Van nic jej nie powiedział.
-Mam zostać wampirem.
-A Hamer się wściekł i odszedł? To do niego podobne.
Zabolało mnie trochę, że zna go lepiej niż ja, ale dzięki temu mogła mi też pomóc. Nie przyszła tu bez celu. Coś ode mnie chciała, ale co?
-Tu masz adres domu Hamera. Nie przestrasz się to prawdziwa forteca. Nie będziesz tam bezpieczna, więc zastanów się czy chcesz tak zaryzykować. Są tam wampiry, które nadal polują na ludzi.- popatrzyła na mnie z namysłem i uśmiechnęła się.- Przekonamy się ile jest warta twoja miłość do niego.- zakpiła ze mnie. Nie wierzyła, że odważę się na to.- Wiem, że Hamer niechcący zostawił ci coś cennego, co pozwoli ci przetrwać przynajmniej na początku.- nie wiedziałam o co jej chodzi, więc tylko podniosłam w zdziwieniu brew.- Swój zapach …- i obie powiedziałyśmy równocześnie.- BLUZA!
-Gdy będziesz ją miała na sobie, wampiry staną się ostrożne. Żaden nie zaryzykuje ewentualnego gniewu patrona.- wszystko zaczynało się układać.- Nie daj im zbyt długo myśleć, żądaj widzenia z Hamerem.- stanęła przede mną i powiedziała zdecydowanie.- Musisz być twarda, jeżeli poczują twoje wahanie, niepewność, będzie po tobie.
-Dlaczego mi pomagasz Rani?- nie mieściło mi się w głowie, że jej pomoc może być tak do końca bezinteresowna.- Byłaś przeciwna naszemu związkowi.
-Bo jak dalej tak pójdzie, to Hamer wszystkich nas pozabija.- uśmiechnęła się.- Nie da się z nim żyć.
Słysząc to, dodał mi poniekąd otuchy fakt, że cierpiał z powodu naszego rozstania, utwierdziło mnie to jeszcze, co do słuszności mojej decyzji żeby walczyć o naszą miłość.
-Czy nie byłoby prościej przemienić mnie teraz w wampira?- po moich słowach popatrzyła na mnie z politowaniem.
-Widać dziecino, że nic o nas nie wiesz. Przez jakiś czas po przemianie będziesz potrzebowała opieki, a my nie mamy na to czasu. Poza tym… - jej twarz wykrzywił grymas.- Hamer urwałby mi za to głowę, a ja mam zamiar jeszcze trochę pożyć!
Miała rację. Hamer raczej nie byłby z tego zadowolony, ale nadal dużo rzeczy nie dawało mi spokoju. Nie miałam pojęcia jak przekonać ją do rozmowy. Zachowywała się jak agent specjalny na służbie. Na czole widniał napis TAJNE PRZEZ POUFNE.
-Może zawrzyjmy układ- spróbowałam jeszcze raz- ja będę zadawała pytanie, a ty zdecydujesz czy będziesz mogła na nie odpowiedzieć czy nie ok?- chyba zrobiło się jej mnie żal, bo skinęła głową. Bałam się, że się rozmyśli, więc przystąpiłam do ataku.- Jak długo znacie się z Vanem?
-Dość długo…- wiedziałam, że innej odpowiedzi nie będzie.
-Zabolało cię, że Van wybrał mnie- powiedziałam cicho- słabego człowieka, dlatego mnie nie lubisz?
Przegrana w miłości boli bardziej niż jakakolwiek inna porażka.
-Nie ważne jest, co ja o tobie myślę… i sądzę, że przy tym powinnyśmy zostać.
Jasne było, że już nic więcej się nie dowiem. Na razie musiało mi to wystarczyć.
Jest to pierwszy rozdział mojego opowiadania. Na kolejne zapraszam na mój blog:
http://van-elizabeth.blog.onet.pl/%E2%98%A5pamietnik%E2%98%A5-2/

Komentarze (6)
Nawet jeśli opowiadania są fajne to to przeładowanie trochę zniechęca.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania