Pamiętnik żony osadzonego - Współwinna tak jak i ty: pici

Czasami patrząc na swoją przeszłość, chciałabym ponownie dostać czysta kartę. Wiem, że to nie jest możliwe by cofnąć się w czasie i pokierować swoje życie od samego początku, ponieważ mam już za sobą 28 lat, które czuje że w jakiś sposób zmarnowałam na przeżycia i osoby, które nic w nie ważnego nie wniosły oprócz nauki, że nie powinno się gonić za kim kto poprostu Ciebie wykorzystuje bądź nie traktuje poważnie.

   Mam dużą wadę, wręcz uważam że jest to moje przekleństwo, ponieważ jestem ślepa i nie widzę tego co powinnam bądź chce tego nie widzieć. Łudzę się niejednokrotnie, że osoby za którymi gonie i chcę sprawić by mnie akceptowali oraz kochali tak naprawdę nigdy nie mają takiego zamiaru i nie będą mieli. Wmawiam sobie, że jeżeli będę wobec nich lojalna i wspaniałomyślna, zapominając o swoich potrzebach, postanowią mnie kochać taką jaką naprawdę nie jestem. Nie jestem przy nich sobą z obowy na to, że nie spełniam ich wtedy wymagań i mnie odrzuca. Porzuca jak niepotrzebnego śmiecia, który nie pasuje do ich obrazka.

   Kiedy byłam dzieckiem zawsze czułam się jak ktoś niepotrzebny i nie pasujący do czegoś. Brakowało mi akceptacji i poczucia więzi z własnymi rodzicami oraz rodzeństwem. Mam ich pięcioro. Tak naprawdę każde jest przyrodnie a rodziców mam po rozwodzie. Rozwiedli się gdy miałam chyba pięć lat i czułam, że nigdzie nie ma miejsca dla mnie. Gdy tata odszedł tęskniłam za nim i chciałam by był w moim życiu, jednak czy on chciał?

    Tak naprawdę do dzisiaj nie wiem czy on uważał mnie za swoje dziecko i nigdy nie wiedziałam czy mnie kochał jako swoją córkę. Wiem tyle, że ponawiał się i znikał raniąc mnie z każdą niespełniona obietnica, która zostawiał a ja naiwna w nią wierzyłam.

     Matka miała oprócz mnie jeszcze jedno dziecko. Starszego syna z przelotnego romansu. To on według mnie był dla niej bardzo ważny i to na nim skupiała całą swoją miłość. W końcu był bez ojca, który się go wyrzekł i nigdy nie zainteresował i po rozwodzie rodziców został poraz drugi bez ojca. W sumie to on według wszystkich był, najbardziej poszkodowany. Dziecko, które od małego było porzucone przez jednego rodzica i nigdy go nie poznał a facet, który był przez moment w jego życiu i dawał mu poczucie bezpieczenstwa oraz możliwość nazywana go ojcem, poprostu odszedł.

      To on był idealnym dzieckiem dla mojej matki, bo był inny niż ja. Miał cel w swoim życiu gdy tylko dorósł i starał się zagwarantować lepsze życie gdy dorósł. W końcu oczko w głowie "mojej" rodziny. Ten co gdy tylko szkonczyl szkołe postanowił, mieć poukładane życie. Tylko każdy zapomina o tym, że on miał wsparcie od każdego wokół. Od dziadków i matki. Mimo, że był połowie sierotą miał się facto dużo więcej od innych. Miał osoby, które zawsze będą przy nim, nie ważne co by złego w życiu zrobił, każdy z tych osób był przy nim i go w pełni wspierał.

       Ja znowu możliwe, że też tak mogłam mieć, gdyby nie to, że bardzo tęskniłam za ojcem i byłam w niego zapatrzona. Idealizowalam go, ponieważ nie miałam go na codzień, nie miałam przyjemności go poznac na tyle by wiedzieć jakim jest człowiekiem. Po pierwsze co mogła wtedy rozumieć pięciolatka, która w jeden dzień miała pełna rodzina a nagle jej nie miała. Czułam wtedy chyba pustkę i samotność. Może nie od samego początku, bo nie zdawałam sobie sprawy z tego co tak naprawdę się wydarzyło. Widziałam tylko, że mój starszy brat ma tyle miłości od innych czego mu zawsze, nawet do dzisiaj jak tak patrzę na nich to zazdrosne. Rozumieją się w każdej sytuacji i wspierają, czego nie można powiedzieć o mnie. Moje życie zawsze toczyło się przy nich poprostu obok. Może do jakiegoa etapu mojego życia, matka starała się być przy mnie, jednak nie było mowy o więzi matka z córką. Wiem, że też jestem temu winna, bo byłam zapatrzona na ojca i żebranie przez większość swojego życia o jego miłość, jednak co się dziwić. Każde dziecko chce być kochane przez swoich rodziców, zwłaszcza gdy się rozwodzą. Za dziecka bardzo ten człowiek, robił w moim życiu haos. Pojawiał się i znikał. Raz był raz nie. Obiecywał i nie dotrzymywał słowa zostawiając mnie z kolosalnymi uczuciami z którymi normalne dziecko nie daje sobie rady samo. Niby miałam ojca ale tak naprawdę tylko wtedy gdy sobie przypomniał o moim istnieniu.

     Różnica jest taka, że mój brat nigdy nie musial przez to przechodzić. Nikt mu nie dawał takiej karuzeli emocji, uczuc z którymi musiał sobie radzić, a nawet jakby miał, to były przy nim osoby, które od razu by mu pomogły. A ja ?

      Matka próbowała na początku coś zdziałać, wtedy gdy wracałam od ojca. Leżałam jej na kolanach i płakałam a ona głaskała mnie po głowie. Nie mogę skłamać, że nie czułam się przez to lepiej ale to były tylko nieliczne epizoty, gdzie mogłam się czuć kochana i to też nie było za często, ponieważ więcej czasu potrzebował on i uwagi. Nikt, nie rozmawiał ze mną na temat, dlaczego tata nie przyjechał o obiecanej mi godzinie w damy weekend. Pozwolono mi płakać przez całymi dniami oraz obserwować przez okno czy akurat z tego autobusu wysiądzie on i zabierze mnie do siebie. Nawet jak już wychodziłam na dwór to obserwowałam przystanek autobusowy czy się pojawi.

        Te emocje, które wtedy były przy mnie do dnia dzisiejszego mi towarzyszą, tylko w inny sposób. Kiedy byłam mała dziewczynką, która czekała zawsze żyła przez pewien moment, do póki się nie przyzwyczai, znikały. Jednak zostawiły ślad i w dniu dzisiejszym boje się obietnic oraz boje się że ktoś mnie zostawi kogo kocham albo kogo uważam za ważnego w swoim życiu. Nie chodzi tylko o partnera ale i o przyjaciół. Nigdy nie wiem, czy ktoś tak naprawdę mnie kocha oraz traktuje za ważna osobę w swoim życiu. Przez to że, kochałam mojego ojca i do dziś tak naprawdę go kocham i oddałbym wszystko by spojrzał na mnie jak na córkę, wiem że to dużo mnie kosztuje i będzie kosztować. Za wczasów małej mnie, kosztowało mnie to wiele łez i trudności ze znajdowaniem znajomych. Udawaniem kogoś kim nie jestem, byle ktoś poprostu mnie nie mógł poznać i zranić. Nigdy nie potrafiłam być sobą bo czułam się bezwartościowym człowiekiem i jak ktoś nie był na tyle cierpliwy i chętny na to by poświęcić czas na zburzenie mojego specyficznego muru, nie miał tak naprawdę możliwości, jaka jestem naprawdę. Przez wiele lat, byłam kimś zupełnie innym. Robiłam z siebie poprostu czysta debilke przez bardzo długi okres, zdarza się że do dziś czasami odtracam w ten sposób ludzi a tak naprawdę, chce by ktoś był przy mnie i mnie kochał oraz akceptował taka jaką jestem.

      Kiedy mój wspaniały ojciec przez naprawdę dwadzieścia lat mojego życia dawał mi nadzieję na to że będzie, postanowol mnie przyzwyczaić także do tego, że mam nawet rodzinę. Miałam przyjemność poznać naprawdę wspaniała kobietę, która pokochałam tak samo mocno jak i moje młodsze rodzeństwo. Każde z jego dzieci darzyłam wielką miłością siostrzana i nigdy nie życzyłam im źle. Raz byłam zazdrosna gdy dowiedziałam się że przez rok gdy się nie ponawiał u mnie, będzie miał kolejne dziecko. W dodatku to był pierwszy jego syn, wśród samych kobiet. Jednak moja zazdrość nie była tak silna jak to, że gdy go zobaczyłam to wiedziałam, że jest najwspanialszym chłopcem świata. Tak samo było oczywiście z siostrami. Oprócz jednego razu, który wam opisałam nie darzyłam do nich innych uczuć jak to że uznawałam ich za swoją rodzinę i kochałam każdego. Nawet pierwsza z sióstr, która się pojawiła nagle i w sumie poznałam ja jak byłam pierwszy raz u nich. Była słodkim bobasem o okrągłej buzi. Byłam dumna z tego, że przez pewien czas jesteśmy nawet jak dwie krople wody. Uwielbiałam zaznaczać że mam ich w swoim życiu, że istnieją. Przenigdy nie wyparłam się ich a wręcz z dumą informowałam że istnieją. Nawet gdy ojciec o mnie zapominał i potrafił nie pojawiać się przez naprawdę bardzo długi czas ja nie postanowiłam wymazać ich z pamięci. Kiedy druga siostra okazała się być naprawdę mądra osoba oraz naprawdę przepiękna nie mogłam się powstrzymywać by to zaznaczać. Jako starsza siostra chciałam, by mieli się jak najlepiej, mimo że mój ojciec był jaki poprostu był. Tak samo jak ja potrafili czasami przechodzić przez niego przez trudne chwile, niejedno im też zafundował ale starałam się jako już nastolatka, być przy nich i wspierać. Gdy ojciec, nie pojawial się przez długi czas a byłam już na tyle według siebie dorosła, zdarzało mi się uciekać do niego z domu. Chciałam poczuć, że tam też jest moje miejsce i też jestem ich rodzina. Zwłaszcza że moja macocha dawała mi odczuć lub sama sobie wmawialam, że mnie traktuje poważnie i w jakiś sposób mnie kocha. Z moja matka nie miałam więzi tak jak napisałam wcześniej. Te sporadyczne chwilę poczucia bezpieczeństwa, znikły z rokiem na rok jak dorastałam i stawałam nastolatka problematyczna w dodatku. Przynajmniej oni tak uważali. Ona znowu rozmawiała ze mną o wszystkim. Mogłam się jej wygadać i rozmawiać o moich pierwszych miłostkach, problemach w szkole i o problemach jakie mają dziewczyny. Była mi naprawdę bliska i można powiedzieć a wręcz tak było, że kochałam tą kobietę jak matkę. Poczułam do niej silną więź i gdy było mi smutno nie bagatelizowała moich uczuć, wręcz naprawdę starała się mnie zrozumieć. Mówiła nawet sama że jestem dla niej jak córka. Boże jaka ja słysząc te słowa byłam naprawdę szczęśliwa. Nie zdajecie sobie sprawy, gdy przez wiele lat, nie mogłam tego usłyszeć od swojej rodzonej matki takich rzeczy, jak bardzo takie słowa na mnie wpływały. Dzięki niej wierzyłam, że jestem coś warta i to ona nauczyła mnie, że w życiu miłość jest bardzo ważna. Ona jako osoba, była dla mnie przykładem tego że jeżeli się kogoś naprawdę kocha, to warto walczyć o miłość. W końcu mój ojciec też dał jej w życiu mocno w kość i niejednokrotnie ja zawiódł. W sumie bardzo długo czekała na to aż on dojdzie do wniosku, że czas się uspokoić i kończyć gonić za jakimiś durnymi pomysłami. Nie chcę tutaj opisywać, co on wyrabiał i jak bardzo potrafił wiele spraw zawalić czy narobić kłopotów bo, by nam stron brakło, bądź nawet moje opowiadanie, czy co to ma być, nie miało końca ale mogę zdradzić tyle, że ta kobieta naprawdę była silna i wytrwała w swoich uczuciach.

     Mogę dodać też, że ze swoją urodą, której moja matka mogłaby zazdrości oraz nawet ja czy inna kobietą, mogła wybrać lepszego kandydata na życie. Jednak jej siła i wiara była silniejsza.

     Wiem, że była wobec mnie naprawdę szczera. Niejednokrotnie mówiła mi, że widzi jak mnie ojciec traktuje i mówiła, że mam skończyć dawać się wykorzystywać mu. Uświadamiała mnie, że on odzywa się do mnie tylko wtedy, kiedy coś chce i powinnam to ukrócić. Nie było to mówione, przez nią by się mnie pozbyć, bo przez pryzmat ostatnich lat, wiem że miała rację, wtedy też wiedziałam już jako prawie dorosła osoba ale wiedziałam że tylko tak będę miała go przy sobie a w sumie ich wszystkich. Tutaj gdy moje życie, było skierowane na to, żeby mieć ich przy sobie za wszelką cenę, bo tam czułam się że mam wszystko, rodzinę oraz zrozumienie, byłam na tyle głupia, że nawet ich kupowałam. Gdy tylko stałam się dorosła, moja pierwsze siostra dostawała ode mnie bardzo dużo, przynajmniej tak mi się wydaje a nawet tak czuję, bo była moim z nich wszystkim oczkiem w głowie, moja mała kochana siostrzyczka z którą myślałam że będziemy prawdziwymi przyjaciółkami gdy tylko obie dorosniemy. Łudziłam się tak przez lata. Okropnie pozwalałam sobie na potrzymywanie swoich nadzieji, na coś czego nie miało prawa bytu. W końcu, jak ona oraz reszta ( oprócz macochy) mała traktowac mnie jak członka ich rodziny, skoro jeden człowiek potrafił od tak wiele razy, poprostu zamknąć mi drzwi przed nosem i wykreślić niejednokrotnie na długie lata z ich życia. Nauczył ich, że jestem tam na chwilę oraz że można tak naprawdę mnie skreślić gdy tylko, coś będzie nie tak. Gdy tylko byłam w jego życiu za długo oraz w jego rodzinie, potrafił od tak mnie z niego wywalić, powodując kłótnie, że to ja coś namieszałam u nich, a tak naprawdę to on zmanipulował sytuacjami.

       Gdy mając dwadzieścia parę lat, zrozumiałam, że mimo że można kogoś kochać i tęsknić, nie każdy będzie chciał byśmy w ich życiu byli jakaś cząstka. Nawet jeżeli jesteśmy tej osoby dzieckiem. Mu wystarczyło poprostu odejść i zapomnieć ale podejrzewam, że moja macocha mu o mnie przypominała oraz jej rodzice.

         Nie chcę też opisywać dokładnie jak traktował mnie za dziecka, chociaż mogę powiedzieć jedna historię, która do dziś pamiętam bardzo dokładnie. Która wydaje mi się że miała wpływ bardzo duży na to dlaczego boje się wierzyć, że ktoś mnie kocha i że ktoś może być przy mnie.  Bo mimo że pojawiał się i znikał wielokrotnie, to pewnego razu poprostu gdy spędzał ze mną czas na dworze pod moim domem, to poszedł po picie dla mnie. Zadowolona czekałam na niego na placu, przez wiele godzin, do samego wieczora na murku z nadzieją, że wróci z piciem dla mnie. W sumie to czekałam przez następne miesiące aż pojawi się pod drzwiami mojego domu, co weekend płacząc o równej dziesiątej, że go nie ma, czując jedynie, żal, smutek i że nie spełniam wymagań by być jego córka a poczucie własnej wartości jako osoby, przez wiele lat a w sumie do dnia dzisiejszego nie zostało zbudowane na tyle, bym mogła się czuć pewnie mając wokół siebie osoby, które teraz potrafią być przy mnie w moim dorosłym życiu.

Średnia ocena: 3.4  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Akwadar 10 miesięcy temu
    Słabe... Za co ta piątka?
  • Sandra 10 miesięcy temu
    Akwadar
    Proszę cię bardzo ogarnij się. Przez ciebie zwątpiłam w siebie przy pierwszym tekście. To jest dla niej bardzo ważne, a ty nie jesteś w stanie tego docenić. Ja rozumiem, że może ci się nie podobać, ale jesteś za bardzo bezpośredni. Nie rozumiesz powagi sytuacji. Nigdy się tak naprawdę nie bolało, że nie jesteś w stanie docenić czyjegoś bólu i łez, serio?
    Wiedz o swojej głupocie, bo może i pisać umiesz, ale empatii nie masz za grosz...
  • Akwadar 9 miesięcy temu
    Sandra o jakiej powadze prawisz, dziecino? Co ma ból i empatia do nijakiego warsztatu autorki? Ogarnij się, dziecko i najpierw pomyśl, a potem napisz :))

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania