Pamiętnik życia rozdział I

- Kochanie wszystko spakowałaś? Niczego nie zapomniałaś?

- Mamo, jadę do babci a nie na koniec świata.

Lipcowy ranek, Warszawa. Pani Anna Morawska, elegancka, mimo odzianej nocnej koszuli, czterdziestopięcioletnia kobieta nerwowo przegląda walizkę podróżną swej córki. Jej gęste, burgundowe włosy lekko opadały na twarz. Naraz schyliła się energicznie i z szafy wydobyła czarny sweterek

- A to, na wypadek chłodnych wieczorów. I tak, wiem.. wiem. Jestem przewrażliwiona, ale nic na to nie poradzę. Mimo tych dwudziestu pięciu lat ciągle z ojcem mamy cię za małe dziecko. - pani Anna westchnęła.- Agatko, obiecaj, że będziesz ostrożna.

- Obiecuję. I na prawdę szkoda, że z tatą jutro wyjeżdżacie w podróż służbową. Myślałam, że uda nam się zorganizować jakiś dłuższy wyjazd w te wakacje...

- Tak, ale musimy pomóc kancelarii się rozwijać. A poza tym babci będzie weselej, bo od śmierci dziadka rzadko ktoś ją odwiedza. No i będę spokojniejsza, wiedząc, że ktoś ma na ciebie oko. Wreszcie może zaczerpniesz trochę świeżego wiejskiego powietrza, zamiast ślęczeć przed laptopem albo imprezować z przyjaciółmi do rana.

- Oj mamo. Wcale nie chodzę na imprezy tak często. - Agata uśmiechnęła się słodko i przytuliła do niej. Mimo, że była już dorosłą kobietą nadal często to robiła. Panna Morawska zawsze uważała, że ma najwspanialszych rodziców na świecie, z którymi ma świetny kontakt i zawsze mogła im o wszystkim powiedzieć, nie ważne jak banalne by to było. Mimo że pani Anna wraz z mężem Adamem prowadzili kancelarię adwokacką zawsze znajdywali czas dla swojej córki i jej dziewiętnastoletniego brata Marcina. Po śniadaniu rodzice pomogli Agacie załadować bagaże do auta.

- Tylko prowadź ostrożnie. Bez szaleństw. - upomniał córkę pan Morawski.

- Zadzwoń, jak dojedziesz. - dodała Anna. Oboje jeszcze stali i patrzyli na oddalający się samochód. Teraz zostali sami, bo młodszy syn kilka dni temu wyjechał z kuzynami nad morze. Naraz ich dwupiętrowy dom jednorodzinny wydał im się strasznie duży, pusty i cichy. Dopiero po dłuższej chwili pan Adam objął żonę i oboje zaczęli przygotowywać się do służbowej podróży.

Podróż do babci mijała Agacie szybko i bez przeszkód. Z zaciekawieniem obserwowała budzące się miasto, ludzi spieszących do pracy, turystów, którzy od wczesnego ranka byli na nogach oraz innych kierowców. Pogoda była tego dnia bardzo piękna. Było ciepło, na niebie ani jednej chmurki, a promienie wstającego słońca miło otulały wszystko wokół. Gdy skończyło się miasto pojawiły się wioski i pola uprawne a im dłużej dziewczyna jechała, tym krajobraz coraz bardziej stawał się lesisty. Najpierw można było dostrzec lasy mieszane, niezbyt gęste i całkiem słoneczne, potem jednak nagle zamieniały się one w bory świerkowe i sosnowe, które były gęste, stare i gdzie pomimo pogodnego dnia panowała aura mroku. Agata nie lubiła takich widoków. Wiedziała jednak, że im gęstszy las, tym bliżej do domu babci. Postanowiła nie robić postojów, tylko czym prędzej dojechać do celu. By zmniejszyć swoje lęki i nie dać wyobraźni zbyt dużego pola do popisu włączyła radio i przyspieszyła. W pewnym jednak momencie na drogę wbiegła mała sarenka. Dziewczyna z przerażeniem gwałtownie zatrzymała auto. Gdy wysiadła, zwierzątko zdążyło uciec.

-"Dobrze, że na drodze pusto. Inaczej mogłabym spowodować wypadek." - pomyślała i z mocno bijącym sercem i przyspieszonym oddechem pochyliła głowę nad kierownicą. Rozejrzała się jeszcze. Las szumiał jakoś dziwnie, złowieszczo. Korony drzew lekko poruszały się w rytm wiejącego wiaterku, gdzieś w oddali słychać było głuchy śpiew ptaków. Agata bała się lasu. Można rzec, że miała uraz, bo gdy miała sześć lat, zgubiła się, podczas grzybobrania. Spędziła w ciemnym lesie długie godziny, aż do późnej pory wieczornej. Najpierw nerwowo krążyła między drzewami i krzyczała ile sił miała w gardle, gdy się zmęczyła siadła zrezygnowana obok dużego buka i zapłakała żałośnie. Dopiero stary leśniczy ją znalazł i odprowadził do domu babci, gdzie przerażeni rodzice czekali na wieści od zaalarmowanych zaginięciem dziecka policjantów. Ten leśniczy był tajemniczym człowiekiem. Był stateczny i pełen dostojeństwa, mimo podeszłego już wieku. Niósł przerażoną dziewczynkę na rękach, które sprawiały wrażenie silnych i mocnych. Po tym incydencie Agata nie odważyła się spacerować sama po lesie. Gdy tak siedziała zawieszona nad kierownicą od razu jej myśli zaczęły krążyć wokół wspomnień z owego feralnego dnia. Chwilę trwało zanim znów była w stanie prowadzić. Do babci dotarła przed obiadem, około godziny trzynastej.

- Och, moja kochana wnusia przyjechała! - powitała ją serdecznie. - Wszystko w porządku? Podróż minęła bez problemów?

- Jak najbardziej, babciu. - pochyliła się i ucałowała ją w czoło. Mimo, że pani Amelia Kurcewicz- Morawska była już wiekową osobą, wciąż była pełna energii i cieszyła się dobrym zdrowiem. Rodzina martwiła się o nią, gdy przed trzema laty straciła męża, jednak i z tej sytuacji potrafiła się otrząsnąć i stanąć na nogi. Była średniego wzrostu. Włosy, niegdyś koloru czekoladowego, obecnie koloru czystego srebra, upinała zawsze w wygodny kok. Agata bardzo kochała babcię. Już jako kilkuletnia dziewczynka lubiła wesołe i szczere babcine oczy i piękny uśmiech, który, co ogromnie ją cieszyło, odziedziczyła właśnie po niej. Tak przynajmniej każdy w rodzinie uważał.

- Mam dla ciebie kilka drobiazgów od rodziców. - rzuciła wesoło Agata i zaczęła rozpakowywać torbę z owocami specyfikami na odporność.

- Oj nie trzeba było. Czuję się całkiem dobrze. To rodzicom by się bardziej przydało. W końcu tyle pracują...

- Gdy wrócą z Paryża to być może pojadą na krótkie wakacje.

- Co za czasy... Teraz tylko praca i pieniądze się liczą. A to, że ludzie zdrowie tracą przez tą ciągłą gonitwę to już nie jest ważne... Chodź kochanie, zjemy zupę. Ale zaraz... Niech no ja się tobie dobrze przyjrzę... Jesteś strasznie chuda i mizerna! - pani Amelia z niepokojem kiwała głową.

- Ostatnio miałam trochę nerwów na uczelni. Broniłam się i jeszcze zmieniam pracę no i...

- A to czasem nie przez jakiegoś młodzieńca?

- Ależ skąd! - żachnęła się widząc szelmowski uśmiech babci.

- A szkoda. Ale takie mamy czasy. Kiedyś żyło się zupełnie inaczej.

- Inaczej, czyli jak? - Agata podniosła wzrok znad talerza.

- Kiedyś ludzie byli sobie życzliwsi. Lubili i potrafili ze sobą rozmawiać. Nie było tych wszystkich laptopów,tabletów i innego elektronicznego badziewia. W czasie wojny każdy żył tak, jakby pojedynczy dzień był tym ostatnim. Pomimo, że panował głód, ludzie potrafili się dzielić z innymi tym co mieli. Ja też tak żyłam. Pamiętam to dokładnie. Cóż z tego, że byłam dzieckiem? Byłam sanitariuszką i pomagałam rannym. Mimo ciągłego niebezpieczeństwa i strachu, nigdy niczego nie żałowałam.W czasie wojny poznałam i pokochałam twojego dziadka Antoniego. Mieliśmy po wojnie wspaniałe wesele i niewiadomą przyszłość. Jednak byliśmy szczęśliwi.

- To pewne babciu, że żyłaś w ciężkich ale i fantastycznych czasach.

- Jesteś młoda i jeszcze mało w życiu przeżyłaś. - Amelia zwinnie zaczęła sprzątać ze stołu. - Ale powinnaś już wiedzieć, że w życiu nie pieniądze się liczą, a uczciwość, prawda, rodzina i postępowanie w zgodnie z własnym sumieniem. Mam nadzieję, że matka z ojcem wpoili tobie te wartości. Twojemu bratu również. Chciałabym, byś nie kierowała się tylko przemijającymi, materialnymi rzeczami, a żyła pełnią życia.

- Rozumiem babciu. Jednak nie bardzo wiem, czemu teraz mi o tym mówisz.

- Cóż, może przydadzą ci się moje rady szybciej niż myślisz. - Amelia mrugnęła porozumiewawczo. Po obiedzie zaprowadziła wnuczkę do pokoju. Było to pomieszczenie nieduże lecz przytulne. Podłoga pokryta była drewnem, ściany tapetą. Przy oknie stało łóżko z czystą pościelą. Trochę dalej stał stolik nocny z lampką o pięknym, fikuśnym abażurze. Po drugiej stronie stała stara, pojemna drewniana szafa oraz komoda z lustrem. Widok z okna Agata miała na las. Zawsze z niego korzystała, gdy przyjeżdżała do dziadków w odwiedziny. Ten mały pokoik na strychu był jej drugim pokojem obok tego w domu w Warszawie.

- Nadal masz traumę i boisz się lasu? - spytała babcia otwierając okno.

- Wolę trzymać się od lasu z daleka. Nie lubię panującej tam ciszy i mroku. - starsza pani westchnęła, jednak nic nie odpowiedziała. Kilka godzin obie spędziły w salonie miło gawędząc. Było bardzo spokojnie. Cały dom, mimo jego starodawnego wystroju był tego dnia pełen radości. Promienie słońca rozkosznie tańczyły na wszystkich meblach, ścianach, obrazach.

- Nie sądzisz, że powinnaś zadzwonić do mamy i powiedzieć jej, że dojechałaś bezpiecznie? Na pewno się denerwuje.

- Faktycznie, zapomniałam o tym. A nie mogła się połączyć bo nie ma tu zasięgu. - odparła Agata patrząc w smartphone`a. Wyjdę na drogę i zadzwonię. Przy okazji przejdę się trochę. - naraz podniosła się i fotela i zarzuciwszy mały plecak na ramię wyszła zostawiając babcię, z którą oglądała telewizję. Była godzina ósma wieczorem i słońce zaczęło ustępować miejsca księżycowi i gwiazdom. Ludzie kończyli powoli swe obowiązki i wracali do domów na kolację.

- Halo, mama? - zaczęła panna Morawska słysząc znajomy głos.

- No wreszcie zadzwoniłaś! Nie macie tam zasięgu? Od kilku godzin usiłuję się z tobą połączyć ale nic z tego. Do babci tak samo. Czy wszystko w porządku?

- Tak. Dojechałam bezpiecznie. Babcia też czuje się dobrze. A co u was? Spakowani do jutrzejszej podróży?

- Nawet nie wspominaj. Mieliśmy problem z biletami lotniczymi, ale już wszystko załatwione.

- Uważajcie na siebie.

- Ty też kochanie. I dzwoń codziennie. - chwilę jeszcze ze sobą porozmawiały. W pewnym momencie Agata spostrzegła, że za bardzo oddaliła się od domu, więc chciała zawrócić. Zatrzymał ją jednak pewien mężczyzna.

- To ty, prawda? Agata Morawska? Jesteś wnuczką Amelii Kurcewicz, prawda? - nieznajomy szybko zbliżył się do zdziwionej dziewczyny. - Ależ wyrosłaś. Wyładniałaś. Dawno cię tu nie było.

- No tak... ale... - starszy mężczyzna z siwymi włosami, o krępej lecz mocnej postawie ubrany był w czarne materiałowe spodnie, niebieską koszulę w kratę a na głowie miał czarny kapelusz. Dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, że to nikt inny jak leśniczy, który dawniej odnalazł ją w lesie. - Co pan tu robi o tej porze, panie leśniczy?

- Więc mnie pamiętasz! - odrzekł z radością w głosie. - Bałem się, że już zapomniałaś...

- Nie, nie zapomniałam. I dziękuję za to co pan zrobił...

- To nie jest teraz ważne! Chcę ci coś dać. Proszę. Tylko dla ciebie. Będziesz wiedzieć, co z tym zrobić. - leśniczy wręczył Agacie coś na kształt książki w twardej, żółtej oprawie. - Nie odmawiaj, tylko to weź. Jesteś wybrana... - szepnął i gdy podniosła wzrok już go nie było.

- "Dziwne, on zniknął! Dlaczego to dostałam? I w ogóle... co to jest?" - pomyślała rozglądając się jeszcze wokoło. Zrobiła parę kroków i usiadła na małej, drewnianej ławeczce. Zaczęła przyglądać się podarkowi. Solidna oprawa była w dobrym stanie.

- To chyba pamiętnik. - mruknęła widząc zamknięcie. Gdy tylko dotknęła pozłacanej kłódki, ta natychmiast otworzyła się i oczom coraz bardziej zaskoczonej dziewczyny ukazała się pierwsza strona, a za nią następne, które szybko się wertowały. Pamiętnik błyszczał przy tym niesamowicie. W całym tym zdarzeniu było coś magicznego czy wręcz mistycznego. Było już po zmroku, ale światło dochodzące z tej niezwykłej księgi oślepiło Agatę. Odruchowo zmrużyła oczy i przycisnęła pamiętnik do siebie. Gdy w końcu je otworzyła zorientowała się, że jest w głębi jakiegoś lasu. Nerwowo podniosła się z ziemi i przestraszona próbowała wypatrzeć drogę, którą się przechadzała. Serce zaczęło jej bić coraz szybciej i ogarniał ją coraz większy lęk. Było już całkiem ciemno. Czarne myśli kłębiły się w głowie Agaty. Naraz usłyszała jakieś dźwięki. Najpierw ciche, lecz szybko przybierały na sile. Po kilku minutach ujrzała dwóch mężczyzn w mundurach. Uradowana podeszła do nich, chcąc poprosić o pomoc.

- Przepraszam... przepraszam bardzo. - zaczęła - Dobry wieczór. Zgubiłam się. Czy mogą mi panowie pokazać gdzie znajdę drogę prowadzącą do wsi? W tych ciemnościach ciężko się poruszać...

- Konspiratorka! Złapmy ją! - odparł po niemiecku jeden z nich. Drugi susem podbiegł bliżej i wyciągnął broń.

- A..ale o co chodzi... ? - przerażona dziewczyna poczęła powoli się cofać.

- Zabiję cię! - wrzasnął mężczyzna z pistoletem. Agata ścisnęła pięści i zamknęła oczy. Nie było już ratunku. Krzyczeć też nie było warto, bo i tak nikt by już jej nie ocalił. Padł strzał. Jednak w ostatniej sekundzie ktoś szybki jak wicher powalił ją na ziemię. W taki o to sposób uniknęła kuli. Ktoś strzelał do dwóch mundurowych mężczyzn z nieznanych kierunków.

- Jesteś cała? Chodź, musimy się schować! - oczom dziewczyny ukazał się młody chłopak. Błyskawicznie pomógł jej pozbierać się i pociągnął ją za sobą. Biegli tak przez las dobre piętnaście minut. W końcu zatrzymali się w pobliżu małej leśnej dolinki. Agata zszokowana i zmęczona osunęła się na ziemię. Oddech miała przyspieszony a serce waliło jak młot. Nawet nie zorientowała się, że jej wybawca przygląda się jej ciekawie. Ten widok już na zawsze wrył się w pamięć młodzieńcowi. Długie, gęste ciemne włosy, które lśniły oraz czarne oczy, mieniące się niczym dwie wielkie gwiazdy na bezchmurnym niebie zrobiły na nim ogromne wrażenie. Ubrana była w czerwone szorty i czarną bluzkę, na nogach miała czarno- czerwone adidasy. Po chwili zbliżył się do niej.

- Wszystko w porządku? - ujął jej twarz w dłonie i z zadowoleniem zobaczył, że nos ma mały, ale zadarty, rzęsy ma piękne i długie niczym firanki a usta kształtne i jędrne. Uśmiech zagościł na jego twarzy. Agata nie zdołała nic odpowiedzieć, gdyż dostrzegła z tyłu przyczajonego żołnierza, który mierzył do nich z karabinu. Wytrzeszczyła oczy i gdy chłopak gwałtownie się odwrócił usłyszała potężny świst. Napastnik zastygł a potem bezwładnie runął na ziemię. Został zastrzelony. To było pewne. Krew opryskała pannę Morawską i jej wybawiciela.

- On... on nie żyje?! -wyjąkała.

- Tak. Ten Szwab już nie będzie się tu panoszyć. Któryś z chłopaków go załatwił. - chłopak uśmiechnął się ale ona już tego nie widziała. Nagle zrobiło jej się słabo, świat zaczął wirować jak oszalały a potem ogarnęła ją wielka, nieprzenikniona ciemność.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • motomrówka 27.04.2017
    Hm, dodałaś w kat. Miłosne, a na razie zrobiło się fantasy i nie powiem, żeby mnie nie zaciekawiło. Do tedo bardzo sprawnie jest to napisane, długo już piszesz? A może publikujesz na papierze?
    Nie uniknęłaś jednak psikusów.
    Już w pierwszym akapicie pomieszałaś czasy - mamy "przegląda" a za chwile "pochyliła".
    Potem jest straszny skrót akcji, już u babci. Spotkanie zaczyna się przed domem i nagle, nie wiadomo skąd piszesz "Agata podniosła wzrok znad talerza". Ale kiedy go w ten talerz "wbiła", nie wiadomo. Ot, rozmowa przed domem, widocznie na werandzie stał stół z zupą, bo babcia spodziewała sie gościa...ala ja, czyteliniczka, tego od ciebie się nie dowiedziałam. A co to była za zupa? Może nabrałabym na coś smaku?
    Potem Agata spotyka Hitlerowców (sorki za spojler) i tu mam zastrzeżenia co do dialogów. Wydaje mi się, że gdyby zorientowali się, z kim mają zaszczyt (konspiratorka), byłoby mniej więcej tak:
    - Konspratorka! - krzyknął po niemiecku jeden z nich - Ręce do góry!
    - Zabiję świnię! - wrzasnął drugi i, z wyciągniętym postoletem, ruszył w kierunku dziewczyny.
    - A... ale o co... - Agata mimowolnie zaczęła się cofać. Czuła, że nie było już ratunku. Zacisnęła pięści. Zamknęła oczy. Krzyczeć... itd.
    Ot, tak mnie trochę poniosło.No, chyba że Niemcy nabrali ochoty na zabawę z młodą Polką, ale tu z kolei za szybko poleciałaś z akcją i nie da się tego wyczuć.
    Generalnie mnie zaciekawiłaś i chętnie popczytam, co dalej u Agaty, mimo że miłosnych to ja nie za bardzo :((
    A w ogóle to ty jesteś pani, czy pan, bo tak jakoś przyjęłam z automatu, że pani?
    Z mrówczym pozdrowieniem ♥
  • chibi-ka 27.04.2017
    Witaj motomrówko :)
    Do tej historii pasowałoby kilka kategorii (miłosne, historyczne, akcja, fantasy), ale wybrałam tę. Może dlatego, że lubię powieści miłosne? Ale nie ckliwe harlekiny ! Co to, to nie.
    Dzięki za obiektywne uwagi i rady. Mam nadzieję, że dalsze rozdziały będą lepsze, zarówno pod względem ilościowym i jakościowym. Cóż, nie jestem pisarką czy humanistką. Moja dziedzina wiedzy stanowczo odbiega od tych. Ale mam bujną wyobraźnię. Od dziecka lubiłam układać historyjki czy rymowanki. No i lubię czytać. Mam kilka tytułów, które uwielbiam i do których co jakiś czas wracam.
    Czy długo piszę? Pisałam od dziecka, ale głównie pamiętniki albo opowiadania "do szuflady". Jakiś czas temu założyłam bloga i tam zamieściłam kilka rozdziałów innych historii, ale na razie ich nie kontynuuję.
    Cieszę się, że moja opowieść Cię zainteresowała i już teraz zapraszam na ciąg dalszy:)
    Pozdrawiam chibi-ka
    Ps. Chyba już się domyśliłaś, że jestem panią, nie panem, prawda? :)
  • motomrówka 27.04.2017
    chibi-ka, jakoś tak tu jest, że to panie wiodą prym w prozie, panowie wolą opowieści z dupy, albo inne beki (no i się naraziłam ;)
    To oczywiście kwaśny mrówczy żart, bo i panowie dają radę acz rzedziej.
    Ha! To dobrze zwietrzyłam, że jesteś pani ;))
    Ja też humanistką nie jestem, choć na polskim było nieźle, ale to też kwestia nauczycielki, która była nesamowita.
    Miło cię powitać ♥♥♥
  • chibi-ka 27.04.2017
    motomrówka
    Tak, też to zauważyłam. A także to, że sporo wierszy się tu pojawia :)
    Fajnie, że istnieje taka stronka, gdzie można sobie dać upust wyobraźni :)
    Miło poznać i życzę miłego spędzania czasu wśród "amatorów - pisarzy" <3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania