Pan

- Zostaniesz? – wymsknęło się Wandzie.

Zaraz po tych słowach spuściła wzrok. Wcale nie zamierzała tego powiedzieć. Próbowała stłamsić głosy swoich pragnień, lecz z każdą kolejną chwilą spędzoną z nim było jej coraz trudniej. Przelewała przez palce materiał swojej różowej, jedwabnej koszulki nocnej tak, jakby miało jej to pomóc. Bardzo się starała, żeby nie robić maślanych oczu i żeby chociaż wydźwięk wypowiadanych słów nie zdradzał tego, jak bardzo nie mogła się bez niego obejść.

- Przekonaj mnie – odrzekł z zadziornym uśmiechem.

Chyba nie zauważył jej zmieszania. Tylko zabawa była mu w głowie. Zrobił dwa kroki w jej kierunku i założył ręce. Zaśmiała się w duchu. On naprawdę nie potrafił być poważny. Mogłaby zacząć zastanawiać się nad argumentami, które by do niego przemówiły, ale czuła, że to nie będzie już takie łatwe. Wiedziała, że jeśli tylko zechce, pójdzie sobie. Nigdy nawet nie spróbowała nim manipulować.

- Nie zamierzam Cię przekonywać – odpowiedziała spokojnym tonem. – Zrobisz, co zechcesz. Chcę, żeby to była twoja decyzja. Niemniej, chciałabym żebyś został.

Piotr znieruchomiał na chwilkę. Na maleńką chwileczkę. Przecież nie wytrzymałby długo w bezruchu. Przeczesał swoje blond włosy dłonią i uśmiechnął się szeroko. Przysiadł na łóżku i nachylił się nad nią.

- Podoba mi się to – powiedział w końcu. – Zostanę na noc.

„Na noc”, zadźwięczało jej w uszach. „Zostanie na noc. Zostanie na noc, a potem przepadnie. Zniknie. Bóg wie na jak długo.”

Odważyła się na niego spojrzeć, a on puścił jej oczko. Szybko przeszedł z nachylania do pozycji półleżącej. Nie spuszczał z niej oczu.

Uśmiechnęła się. Nie chciała wydać mu się smutna. Z łatwością potrafił odgadnąć, w jakim jest nastroju. Dlatego musiała grać. Udawanie nie było jednak tak trudne, jakby to się mogło wielu wydawać. A może to jej się wydawało, że była świetną aktorką…

- Wan, - zwrócił się do dziewczyny – to nie zmienia faktu, że ty już niczego więcej nie możesz mi dać. Mnie nie powinno tutaj być.

„I znowu to samo”, przeszło jej przez myśl. „Dlaczego akurat pod tym względem był taki ostrożny?” Nie pozwalał jej zapomnieć o tym, że oddając mu ostatnią część siebie zabiła w nim ciekawość.

- Więc, co tutaj robisz? – powiedziała zupełnie nieprzemyślanie.

Zostawiła w spokoju koszulkę nocną. A nawet przeprasowała ją dłońmi. Starała się nie okazywać tego, jak bardzo zabolały ją jego słowa.

- No jak to? – zdziwił się. – Chciałem cię zobaczyć.

Znała dobrze to hasło. Odczytała te słowa dosłownie. CHCIAŁEM CIĘ ZOBACZYĆ. Mimo wszysto nie była pewna do końca, czy te słowa ją raniły; bo bez wahania zdjęłaby swoją koszulkę nocną, gdyby tylko ją dotknął.

Piotrek wstał z łóżka i pokręcił głową, jakby powiedziała coś niedorzecznego. Zaczął nerwowo kręcić się po pokoju.

- Kochasz się w chwilach ulotnych, Piotrusiu… - jej artystyczna część zabrała głos.

- Nie, Wan, ja się w nikim i w niczym nie kocham. Nigdy. – Wciąż się uśmiechał tak, jakby to, o czym rozmawiali było grą słów, zabawą.

„Czy on naprawdę nie ma szacunku do uczuć?”, Wanda próbowała powstrzymać łzy, które cisnęły się do jej oczu. Na szczęście był środek nocy, w pokoju panowała ciemność. Piotr nie mógł niczego zauważyć. Niestety łzy zazwyczaj były wyraźnie słyszalne w jej głosie. Musiała, więc walczyć ze sobą.

- Zostaniesz na noc. To takie ulotne. Czy nie mógłbyś po prostu zostać?

No już. Powiedziała to. Z jednej strony poczuła ulgę, a z drugiej już przygotowywała się na przyjęcie kolejnego ciosu z jego strony.

Blask księżyca przedostał się przez okno i sprawił, że mogła mu się dokładnie przyjrzeć. Jego smukła sylwetka przyciągała ją jak magnes. Chciała się do niego zbliżyć i przywrzeć do niego. Zamknęła oczy i wypuściła powietrze. Spojrzała na jego twarz. Miał taką chłopięcą urodę. Jasne włosy opadały na jego czoło, a szmaragdowe oczy uśmiechały się do niej.

- Waaaan, – przeciągnął – czy musisz wszystko psuć? – zapytał, przewracając oczami. – Rozmawialiśmy o tym. To nie jest mój świat. – powiedział jakby od niechcenia i podszedł do uchylonego okna.

Poczuła, że temat rozmowy go nudzi, a może i nawet denerwuje. Zaczęła się zastanawiać, ile czasu jeszcze jej zostało.

Blask księżyca oświetlał go już do tego stopnia, że widziała go wyraźnie. Powiew wiatru rozdmuchał jego włosy. Przeczesał je dłonią.

- Jest taka piękna noc… Chodźmy na spacer – powiedział, wciąż wpatrując się w dal.

- Nie – odrzekła Wanda.

Powiedziała to mimowolnie, a dobrze wiedziała, do czego tym doprowadzi.

Spojrzał na nią, zdziwiony, lecz zobaczył tylko ciemność. Siedziała na łóżku z podkurczonymi nogami, w najgłębszej części pokoju. Potrzebował chwili, żeby przyzwyczaić wzrok do ciemności i móc ją zobaczyć. Dostrzegł w końcu jej poważny wzrok i uśmiechnął się tak, jakby to, co powiedziała zupełnie nie miało znaczenia.

- A ja chętnie – rzekł i wskoczył na parapet. – Liczę na kolejne spotkanie, Wan. Do zobaczenia.

Zniknął za oknem, tak jak to miał w zwyczaju. Wanda zamknęła oczy i uroniła kilka łez.

 

10 lat później…

 

- „A przecież powód był bardzo prosty: „Ja też ją lubię, proszę pani. Nie możemy jej mieć oboje jednocześnie". Ale ta pani nie rozumiała tego i poczuł, że jest nieszczęśliwy. Przestał na nią patrzeć, ale nie mógł się od niej uwolnić. Zaczął podskakiwać, wykrzywiając się, ale gdy tylko przestał, poczuł, że jest tak, jakby ona siedziała w jego piersi i pukała. - Och, dobrze, dobrze... - powiedział wreszcie i odetchnął ciężko. Otworzył okno. - Chodź, Blaszaneczko! - zawołał i rzucił straszliwą drwinę w twarz Naturze: - Nie potrzeba nam żadnych głupich matek! – Odlecieli.” – Wanda wciąż czytała, chociaż mała Janka od dłuższej chwili już spała.

Zawsze czytała do końca. Nie potrafiła przerwać. Może wcale nie czytała córeczce, a sobie samej. Przenosiła się w świat baśni. Znów była młoda. Na chwilę. Na ułamek sekundy.

Myślała wtedy o tym pięknym zielonookim chłopcu, który tak bardzo namieszał jej w głowie. Zamykała oczy, by przypomnieć sobie jak wyglądał, by oczami wyobraźni namalować jego portret z resztek wspomnień. Nie, nigdy więcej już się nie spotkali i z pewnością po tylu latach nie pamiętałaby niczego poza rozmazanym obrazem, gdyby nie jedna pamiątka, którą jej zostawił.

Czytanie zakłóciło pukanie do okna. Wanda zerknęła w stronę, z której wydobył się dźwięk. Niczego jednak za oknem nie dostrzegła. „To tylko wiatr”, uspokoiła samą siebie. Spojrzała na książkę trzymaną w dłoniach, następnie na śpiącą Jankę. Pokręciła głową, wstała i odłożyła zbiór baśni na półkę. Poprawiła starannie jeszcze tylko pozostałe książki, by wszystkie równo leżały i już miała wychodzić z pokoju córki, kiedy uczuła na skórze zimne powietrze. Odwróciła się w stronę okna nieco zaniepokojona i zobaczyła go.

Wrócił. Był tam. Po tylu latach.

Zaniemówiła na moment i tylko mu się przyglądała. Tak niewiele się zmienił. Zmężniał, to fakt, ale ta niezapomniana chłopięca uroda wciąż była widoczna. Właściwie, gdyby nie delikatny zarost i bardziej rozbudowane barki, wyglądałby na dziesięć lat młodszego. Wanda uniosła prawą dłoń i dotknęła swojego policzka. Wciąż miał piegi, a blond loki opadały mu na twarz. „Jak to możliwe, że prawie nic się nie zmienił”, myślała. „Przecież minęło dziesięć lat.”

- Cześć, Wan – rzekł z szerokim uśmiechem na twarzy.

Rękami podpierał boki i stał tam dumnie jak przed laty. Uśmiechał się. Wanda mrugnęła i znów miała siedemnaście lat. Także uśmiechnęła się do niego. Poczuła ciepło na sercu. Chyba podświadomie czekała na tę sytuację.

- Witaj, Piotrze. – Zbyt późno zorientowała się jak poważnie to brzmi, ale ciągnęła dalej. – Co cię do mnie sprowadza?

Uśmiech na twarzy Piotrka stracił swoją szczerość. Wyglądał na odrobinę zdezorientowanego. Cofnął się o dwa małe kroki, budując między nimi barierę. Zaczął wykonywać dziwne ruchy, jakby strzepywał kurz ze swojej skórzanej kurtki. „Czyżby się spodziewał się, że zastanie tutaj coś innego?”, Wanda przyglądała mu się uważnie, próbując go rozgryźć.

- Chciałem cię zobaczyć – powiedział w końcu, nie podnosząc na nią wzroku.

Zaczął bawić się zamkiem od kurtki. Pierwszy raz widziała go w takim stanie. Po raz kolejny uśmiechnęła się szczerze. Rozbawił ją tym, co powiedział. Wrzała w niej radość, chociaż była świadoma tego, że nie jest już tą młodą dziewczyną sprzed lat i nie może pozwolić sobie na takie sytuacje. A co gdyby jej mąż był w domu? Tak, właśnie. Mąż. Ten mężczyzna od czasu do czasu plątający się po domu był jej mężem.

- Piotrek, nie możesz tak wpadać przez okno, kiedy masz ochotę. – Wanda zbliżyła się nieco do tego wiecznego chłopca. – Nie jesteśmy już dziećmi. Mój mąż zapewne zadzwoniłby na policję.

- Wyszłaś za mąż? – Wyglądało na to, że nie wiedział o tym wcześniej.

- Nie oczekiwałeś chyba, że będę na ciebie czekać? – Nie miała zamiaru bawić się z nim w ładne słowa.

- Właściwie to nie… - rzekł nieco smutnym tonem. – Ale chyba miałem nadzieję, że spotkam tutaj dawną Wan. – Przewrócił oczami.

Wanda posmutniała. Zabrzmiało to tak, jak gdyby go zdradziła.

- Wan już nie wróci – powiedziała dosadnie. – Jak widzisz, mieszkam tutaj ja; a dokładniej, ten pokój należy do mojej córki, dlatego nie życzę sobie, żebyś tutaj wchodził. Nie chciałabym, żeby się ciebie przestraszyła.

Piotr rozejrzał się i zatrzymał swój wzrok na śpiącej Jance. Podszedł powoli do łóżka, stąpając cicho i spojrzał na jej twarzyczkę. Burza blond loczków przysłaniała mu widok. Mimo tego dostrzegł jej zadarty nosek i uśmiechnął się.

- Jest taka śliczna. – Odwrócił się do Wandy. – Jak ty.

Wanda spuściła wzrok. „Jak ty”, wybrzmiewało jej w głowie. Ból poderwał się w niej, jakby się obudził po długim śnie.

- Posłuchaj, Wan, muszę już iść. Wybacz, że zakłóciłem spokój. – Piotrek ruszył w kierunku okna. – Pięknie wyglądasz. Niewiele się zmieniłaś. – Uniósł dłoń i niedbale wskazał na nią palcem. Zacisnął mocno powieki. – Właśnie tak zapamiętałem twoje kasztanowe włosy.

Piotrek opuścił rękę i wbił wzrok w podłogę. Dosłownie na moment. Po czym wskoczył na parapet i już go nie było.

- Dziękuję? – powiedziała Wanda, nie będąc pewną do końca, że to właśnie to chciała mu powiedzieć.

Podeszła do okna i zamknęła je. Zasunęła zasłony. W jej głowie panował chaos, więc próbowała sobie wszystko logicznie poukładać. Tak wiele pytań pojawiło się w jej głowie, lecz na żadne nie znała odpowiedzi. Nie miała zamiaru ich jednak szukać ani niczego sobie tłumaczyć. Tak bardzo pragnęła, żeby to się nie wydarzyło, żeby okazało się snem.

Podeszła do Janki i poprawiła kołdrę, otulając dziewczynkę. „Gdyby tylko wiedział”, przemknęło jej przez myśl.

Udała się do swojego pokoju, gdzie czekało na nią puste, zimne łóżko. Gęsia skórka w mgnieniu oka pojawiła się na jej nieosłoniętych ramionach. Podeszła do okna, zamierzając je zamknąć, lecz pod wpływem impulsu otworzyła je szerzej i zimne powietrze owiało jej twarz. Spojrzała na niebo, by dostrzec, że gwiazdy ukryły się pod pierzyną chmur, a nikłe światło księżyca jej nie usatysfakcjonuje. Zamknęła oczy. Ból osadził się na swoim miejscu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • KarolaKorman 13.05.2017
    ,,kiedy uczuła na skórze'' - tu chyba wkradła się literówka
    ,,„Czyżby się spodziewał się,'' - tu ci się ,,się'' napisało dwa razy
    Bardzo ładne i smutne opowiadanie. Czasem mówi się coś czego nie chciałoby się powiedzieć i już w chwili wypowiadania, żałuje się własnych słów, ale to chyba jakaś duma wtedy przemawia przez człowieka.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania