Panna młoda
Anna patrzyła na zamyśloną młodą kobietę, ubraną w białą prostą sukienkę. Luźno upięte włosy zdobił wianek z miniaturowych róż, staroświecki welon miękko otulał drobną postać. Wielkie kryształowe lustro nie kłamało, oto wielki dzień.
Michała poznała na urodzinach kuzynki. Przyszedł spóźniony i w doskonałym humorze. On nigdy nie tracił animuszu, prawdziwa dusza towarzystwa. Anna pamięta jego melodyjny głos, barwne anegdoty, czarujący uśmiech. Tak, był uroczy, ale nie zakochała się od pierwszego wejrzenia. Jej głowę zaprzątała gra na skrzypcach, marzenie o konserwatorium.
Michał wybrał sobie Annę. Różniła się od przebojowych kobiet, które licznie go otaczały. Cicha dziewczyna trzymająca się na uboczu, żyła w świecie swoich myśli i w świecie muzyki. Podszedł do niej tak zwyczajnie i zaczął opowiadać o sobie. O dzieciństwie w domu pod sosnami, matce pisarce, ukochanym psie, który kiedyś uratował mu życie. Opowiadał o Maksymilianie, starszym bracie, geodecie i podróżniku, którego szczerze podziwiał. Anna słuchała w milczeniu, a w wyobraźni widziała wyspę, na którą Maks i Michaś płynęli łódką stryja, by palić ognisko i bawić się w Indian. Beztroski czas dzieciństwa.
Nie tańczyli podczas tego pierwszego spotkania, chociaż wszyscy dookoła wirowali na parkiecie. Było między nimi porozumienie, które wróżyło dalszy ciąg znajomości. Zaczęli spotykać się regularnie ku zdumieniu znajomych. Śliczny cichy strumyk i drapieżny wodospad.
Latem Michał przywiózł ukochaną do domu swojej matki. Było upalnie, sosny cudownie pachniały, pod błękitem nieba przedwojenna willa gościnnie otwierała drzwi salonu. Białowłosa pani w brzoskwiniowej apaszce śmiała się serdecznie i klaskała w dłonie na widok młodych przybyszów. „Mów mi Lena, a ja będę Cię nazywała Aneczką.” To po matce Michał odziedziczył entuzjastyczne podejście do życia i ludzi.
Opalali się w ogrodzie, pluskali w czystej rzece, wieczorami Lena czytała Annie swoją ostatnią powieść. Sypialnia dziewczyny znajdowała się obok pokoju Michała, ale młodzi co wieczór żegnali się pod drzwiami cmoknięciem w polik.
W sobotę Anna wstała skoro świt, żeby rozkoszować się na tarasie smakiem porannej przy akompaniamencie ptasich szczebiotów. Oparła głowę o chłodną ścianę budynku i przymknęła powieki. W pewnym momencie poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Pomyślała, że Michał też już wstał, ale to nie był on.
Maksymilian. Wiele o nim słyszała. Wiedziała, że był inny niż brat i matka. Typ samotnika, jednak zawsze można było na niego liczyć. Często przebywał poza krajem, ale kiedy rodzina go potrzebowała, potrafił w pół godziny zorganizować lot powrotny z najdalszych zakątków świata. Brat Michała wywarł na Annie duże wrażenie. Był męski w jakiś mroczny i tajemniczy sposób. Jego mięśnie nie były wyrzeźbione w modnej siłowni pod okiem osobistego trenera, ale stanowiły efekt zmagań z żywiołem samej natury. Wyobrażała go sobie, jak toporkiem wytycza tymczasową drogę przez gęstą i dziką dżunglę. Prawdziwy mężczyzna.
„Jestem Anna”, powiedziała szeptem. Maks nie uśmiechał się, nie czarował, to nie leżało w jego naturze. „Witaj!”, tylko jedno słowo mocnym jak dzwon głosem. Podali sobie dłonie i spojrzeli w oczy. „A więc poznałeś już tę śliczną nimfę, ukochaną naszego Michasia!”, na taras wkroczyła rozentuzjazmowana Lena.
Teraz spędzali czas w czwórkę, matka, jej dwóch synów i młoda skrzypaczka. Lena i Michał byli wiecznie rozgadani, grali w karty, wieczorem odwiedzali ich znajomi. Maks niewiele mówił, czasami gdzieś znikał na dłużej. Anna obserwowała go zafascynowana. Pragnęła, żeby opowiedział jej jedną z tych niezwykłych historii, jakie miał wypisane na twarzy.
Dostali zaproszenie na wesele kuzyna. Lena miała w Krakowie spotkanie z wydawcą, więc bracia pojawili się na imprezie w towarzystwie Anny. Wyglądała pięknie w czarnej długiej sukni z odkrytymi plecami. W połowie przyjęcia Michał zniknął i długo nie wracał. Anna postanowiła go znaleźć. Odnalazła chłopaka w ogrodzie w towarzystwie jakiegoś młodego mężczyzny. Przytulali się, gładzili po twarzy i coś sobie czule szeptali. Anna poczuła się zaskoczona tym widokiem, ale bardziej zdumiało ją, że nie jest rozgoryczona. Pomyślała, że nigdy nie kochała Michała, że miło i ciekawie spędzała z nim czas, ale nie wytworzyła się między nimi tzw. chemia.
Ktoś jeszcze był świadkiem schadzki kochanków. Odwróciła się do Maksa i spojrzała pytająco. „Tak, wiedziałem o tym. Wszyscy tutaj wiedzą.” Wziął ją za rękę i poprowadził na parkiet. Wtuliła się w niego. „Nie chcę Michała. Chcę Maksymiliana.”, pomyślała.
Anna nie przyznała się Michałowi, że poznała jego sekret. Wkrótce wrócili do jej rodzinnego miasta, gdzie on studiował. Spotykali się, wychodzili na imprezy, ale nie całowali się, on nie pieścił jej ciała. W święta znów odwiedzili Lenę, a ona powitała ich równie serdecznie jak latem. Mieli sobie tak wiele do opowiedzenia. Anna nie śmiała tylko zapytać, czy w domu rodzinnym pojawi się Maks.
Wieczorem przy pięknie udekorowanym stole, Michał wręczył Annie małe zawiniątko. W środku był pierścionek z brylantem. Lena miała łzy w oczach. Anna wiedziała, że nigdy nie będzie kochanką Michała, wybrał ją jako przykrywkę dla swoich prawdziwych namiętności. Dlaczego więc zgodziła się?
Teraz stała przed lustrem cała w bieli. Za chwilę zostanie żoną mężczyzny, który jej nie kocha i którego nie kocha ona. Tworzą jednak zgrany zespół, w którym nie ma miejsca na seks. Anna jest jednak zakochana, zakochana w innym mężczyźnie. Mogła z nim przebywać tylko te kilka dni upalnego lata w starej willi pod sosnami...
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania