Poprzednie częściPaperdoll - Prolog.

Paperdoll - 4. Pierwsze ujawnione sekrety.

Nie lubiłam znajdować się w centrum zainteresowania. Wolałam być dla reszty niewidzialna. Przez całą szkołę średnią nie wychylałam się poza plecy Sydney, co bardzo mi odpowiadało. Dlatego bardzo krępowałam się, kiedy czterech ochroniarzy oraz pozostali pracownicy Abbey Road Studios nie spuszczali mnie z oczu.

– Jesteś obca, przywykną i nabiorą do ciebie zaufania – szepnął Jamie, prowadząc mnie do jednego z pomieszczeń w tym historycznym budynku. Każdy znał Abeby Road i przejście dla pieszych, na którym sfotografowano Beatlesów.

– Nie byłabym tego taka pewna – mruknęłam, przyciskając do piersi swoją torebkę. Nie czułam się dobrze z misją, którą powierzyła mi Mills i byłam pewna, że poczucie winy zostanie ze mną do końca życia. I chyba wolałam, żeby wcale mi nie ufali. Jeżeli Sydney zauważyłaby, że się nie sprawdzam, musiałaby znaleźć innego kozła ofiarnego, prawda? A wtedy zostawiłaby mnie w świętym spokoju. Mnie i moją mamę.

Chłopak pchnął podwójne drzwi i przepuścił mnie przodem, chociaż wcale tego nie chciałam. Naprawdę nie przeszkadzałoby mi, gdyby Lumholtz okazał się skończonym chamem i pierwszy tam wszedł, nie wystawiając mnie na pożarcie tych światowej sławy lwów.

– Witamy w jednym ze słynniejszych pomieszczeń dla gości i innych takich – wyjaśnił Jamie, stając za mną. – W swoje CV możesz wpisać, że siedziałaś na kanapie, na której kiedyś siedział sam John Lennon.

– Lumholtz, kretynie, te sofy nie są tak stare. One pamiętają magazyn IKEI, a nie Beatlesów – odparł ktoś, prychając ostentacyjnie. Przez cały ten czas wbijałam wzrok w podłogę wyłożoną granatową wykładziną, nie mając odwagi spojrzeć na zgromadzone tu osoby.

Nieśmiało uniosłam głowę i rozejrzałam się po, dość sporych rozmiarów, pokoju. Na środku stało kilka obitych skórą kanap oraz niski stolik zapełniony puszkami po piwach i pudełkami po chińszczyźnie. Pod ścianą dostrzegłam szafę grającą oraz piłkarzyki, w które grał Louis z Harry’m, głośno przy tym przeklinając. Na jednej z sof leżał Horan, czytający "Sen nocy letniej", na co mimowolnie się uśmiechnęłam. Naprzeciwko niego siedział Payne, przeglądający coś w swoim telefonie. I tak właściwie to żaden z tej czwórki nie zwrócił na nas nawet najmniejszej uwagi. Więc kto to mówił?

– North, ciebie też miło widzieć – powiedział mój kolega, podchodząc do mężczyzny, który siedział za Liamem. Dlatego z początku go nie zauważyłam. Jamie stanął przed nim, a ten wstał i uścisnął go mocno, po chwili się odsuwając. Był wysoki i szczupły, z krótko ściętymi blond włosami.

– Estelle to Jacob North, kierownik do spraw public relations – powiedział Lumholtz, spoglądając w moją stronę. Machnął na mnie ręką, przywołując do siebie, co niechętnie uczyniłam. – North, to Estelle Fizeau, osoba, która dba o oczytanie twoich podopiecznych.

– Miło mi – mruknął chłodno Jacob, wyciągając w moją stronę dłoń. Uścisnęłam ją delikatnie i zmusiłam do uśmiechu, który raczej nie wyszedł mi przekonująco. Ten mężczyzna mnie przerażał, a kiedy usłyszałam, czym zajmuje się zawodowo – zrobiło mi się słabo. Bałam się, że mógłby mnie w jakiś sposób powiązać z Sydney.

Jak miałam cokolwiek zdziałać, kiedy znajdowałam się w pomieszczeniu z osobą, która próbowała naprawić wizerunek chłopców? Przecież to nie mogło dobrze się skończyć. Jeżeli pisnę choć słówko, zdradzając mój rzeczywisty powód przybycia tutaj, ja i Mills jesteśmy skończone. A z nami również moja mama.

North z powrotem usiadł na kanapie, a Jamie delikatnie popchnął mnie na nią. Siedziałam teraz między Lumholtzem, a Paynem, który nie odrywał wzroku od swojego telefonu. Wolałam się nie odzywać do nikogo, zwłaszcza nieproszona. I aby się czymś zająć, zaczęłam oglądać obrazy, które wisiały na ścianie przede mną. I które były autorstwa mojej matki.

– "Pani Róża" to chyba obraz twojej mamy, prawda, Estelle? – zagaił od niechcenia Jamie, widząc, jak błądziłam wzrokiem po płótnie przedstawiającym kobietę, ubraną w długą suknię z trenem, zrobioną z czerwonych róż. Wysoka brunetka stała bokiem, dotykając opuszkami palców krzewu białych róż. Kolce raniły jej dłonie, z których kapała krwistoczerwona krew, a Pani Róża wyglądała na zatroskaną. Mama namalowała ten obraz kiedy ukończyłam studia. Miał być metaforą – białymi kwiatami byłam ja, a ona tą kobietą. Zaczęłam się od niej odsuwać, próbując się usamodzielnić. Jednak ona za wszelką cenę chciała mi pomóc, aż w końcu postawiłam na swoim. Ale o drugim dnie tego dzieła nie wiedział nikt, tylko my dwie. I tak miało pozostać.

– Tak – odparłam zachrypniętym głosem, odwracając się w jego stronę.

– Twoja mama to Madison Fizeau? – wtrącił Jacob, wychylając się zza chłopaka. – No tak, mogłem domyślić się po nazwisku – dopowiedział po chwili, kręcąc głową.

– Pogódź się z tym, North, że nie należysz do osób myślących – parsknął Jamie, klepiąc go po ramieniu. Mężczyzna prychnął z rozdrażnieniem i wstał. Minął nas i stanął na środku pomieszczenia tak, że wszyscy go widzieli. Skuliłam się na swoim siedzeniu, kiedy spojrzał na mnie przelotnie i zacisnęłam dłonie na rąbku spódniczki, którą miałam na sobie.

– Jutro macie pojawić się w siedzibie Syco, rozumiecie? – odezwał się, jednak nikt nie zwrócił na niego uwagi poza mną i Jamie’m. – Musimy omówić kilka ważnych spraw razem z Simonem.

– Wujcio Simon próbuje nas ratować? – zapytał z kpiną Louis, nie spuszczając oczu z piłkarzyków, w które w dalszym ciągu grał z Harry’m. – Ta suka znowu coś o nas napisała do tego szmatławca? Niech zgadnę, nie dość, że jesteśmy rozpieszczonymi dupkami i łamaczami serc to jeszcze gnębimy małe pieski i kradniemy lizaki jakimś dzieciom? A może Niall zrobił napad na Nandos, co? – dodał, a jego głos aż ociekał sarkazmem.

– Louis to jest poważna sprawa – powiedział wyniośle Jacob, zakładając ręce na torsie. – A „Vérité” i Sydney Mills to nasz największy problem.

W tamtym momencie zrozumiałam, dlaczego Sydney osobiście nie mogła się tym zająć. Była powszechnie znana nie tylko przez chłopców, ale i ich zarząd. I cieszyła się bardzo niepochlebną opinią, zresztą z wzajemnością. Ona też nie wyrażała się o nich najlepiej. Próbowałam przypomnieć sobie sytuacje, kiedy powiedziała o którymś z członków One Direction coś miłego, ale szybko porzuciłam to zajęcie, bo taka sytuacja nigdy nie miała miejsca.

– To czemu czegoś z tym nie zrobicie? – wtrącił, ku mojemu zaskoczeniu, Jamie. – Macie pieniądze, wytoczcie im proces – dodał beztrosko, wzruszając od niechcenia ramionami.

– To nie jest takie proste – odpowiedział North, wzdychając cicho.

Według mnie to było dziecinnie łatwe i mogłoby rozwiązać wszystkie ich problemy. Mogli sobie na to pozwolić, a przynajmniej tak mi się wydawało. Ale przecież wiedziałam najmniej z nich wszystkich. Nie miałam zielonego pojęcia o grzeszkach Syco Music, czy ich ukochanego boysbandu. Wiedza Sydney także była ograniczona.

– Chłopaki, jutro o dziewiątej widzimy się w biurze Cowella, jasne? – odezwał się ponownie, ale nikt nie zamierzał mu odpowiedzieć. Machnął z rozdrażnieniem ręką i wyszedł z pomieszczenia.

– Ładnie go spławiliście – zanucił po chwili Lumholtz, patrząc znacząco na Tomlinsona.

– Siedział tu i truł nam dupy od rana, uszy mi zaczynały więdnąć – wyjaśnił ten, wystawiając język, kiedy próbował trafić piłeczką do bramki Stylesa. Gdy mu się to udało krzyknął i wyrzucił ręce w powietrze, kręcąc się dookoła własnej osi. Po chwili opanował swój wybuch euforii i wrócił do spokojnej gry i rozmowy z Jamie’m. – Nie chciał nas stąd wypuścić. Tylko Liamowi udało się czmychnąć do antykwariatu, z którego wrócił trzy godziny później.

Wyobrażania, które towarzyszyły mi przez całą drogę z Newham do Westminster zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. On tego nie zrobił z dobroci serca czy chęci zobaczenia się ze mną. Wyszedł, żeby nie musiał siedzieć razem z Jacobem, a to był idealny pretekst. Doskonałą wymówką było udanie się na zakupy książek dla Horana w miejscu, którego prawdopodobnie nikt z nich nie znał. Chciało mi się płakać, chociaż wcale nie miałam powodu. On dał mi jasno do zrozumienia, że mnie nie lubi, a ja głupio się łudziłam. Powinnam podejść do tego z nonszalancją Sydney, a nie złudną nadzieją.

– A co słychać w „Vérité”? – ciągnął Jamie, kładąc rękę na oparciu kanapy. Zamrugałam kilka razy oczami, aby pozbyć się zbliżających łez i wzięłam głęboki oddech. Zerknęłam na Nialla, który leżał naprzeciwko mnie z kciukiem w ustach, wywołując tym lekki uśmiech na mojej twarzy.

– To samo, co zwykle – odpowiedział znudzonym głosem Liam, nie wyściubiając nosa znad telefonu. – Wywiad z kolejną laską, którą przeleciał Horan i porzucił bez propozycji rychłego ślubu i groźby tej suki.

– Jakie groźby? – zapytał Lumholtz, odwracając się w jego stronę.

– Te, które pojawiają się zawsze, gdy któryś z nas okaże się dupkiem bez serca i okrutnie porzuci jakąś biedną dziewczynę – wyjaśnił Harry, siadając na oparciu sofy, na której leżał Niall. Otaksowałam go wzrokiem, przyglądając się z zaciekawieniem różowej koszuli we flamingi, którą miał na sobie. Wyglądał w niej dobrze, ale coś w jego spojrzeniu, którym mnie obdarzył, pozwalało mi się odrobinę rozluźnić. Nie wyglądał na kogoś, kto chciałby spalić mnie żywcem. Mogłabym raczej rzec, że z całej tej czwórki, był najprzyjaźniej nastawiony do mojej osoby.

– Ale jak widać jej groźby działają. I to skutecznie – odpowiedział Jamie, puszczając mu oczko.

– Po prostu to ścierwo czytają tylko idioci, których nie interesuje prawda – splunął Louis, zajmując miejsce Jacoba. W przeciwieństwie do Stylesa, nie wyglądał najlepiej. Z bliska dało się zauważyć wory pod oczami i wystające kości policzkowe. Sydney kiedyś napomknęła mimo chodem, że Tomlinson miał problemy z narkotykami i wydawało mi się, że stare nawyki do niego wróciły.

– A to co pisze, nie jest prawdą? – spytał brunet, patrząc na nich pytająco. – W końcu o to się rozchodzi, no nie? Że to nie są tylko plotki.

– Ale pod prawdą zawsze kryje się coś głębszego – wtrąciłam cicho, zwracając na siebie ich uwagę. – A ona wyciąga na wierzch tylko pikantniejsze szczegóły, pomijając resztę, która jest równie ważna. Ludzie to czytają i wiedzą, że ktoś z kimś zerwał, ale nie mają bladego pojęcia, że para rozstała się, bo dziewczyna go zdradzała, prawda?

– Dokładnie o to chodzi – przytaknął Louis, zerkając na mnie z ukosa. Wyglądał na zaskoczonego i w sumie mu się nie dziwiłam. Raczej nie wywarłam na nich najlepszego pierwszego wrażenia. Zapewne spodziewali się głupiutkiej blondynki, która zaczytuje się w romansach. Nie przypuszczali, że mogę mieć choć trochę oleju w głowie.

– To czemu nie napiszecie jakiegoś sprostowania dla prasy? – drążył dalej Jamie, marszcząc w konsternacji brwi.

Wiedziałam, dlaczego to robił i wcale mi się to nie podobało. Pomagał mi zdobyć informacje dla Sydney, chociaż ja wcale tego nie chciałam. Ale miałam pewność, że jeżeli jeszcze raz nie zdobędę dla niej jakichkolwiek nowin, weźmie pod ogień Jamie’go i wtedy dowie się, że ją okłamuję. I nawet nie chcę wiedzieć, co mogłaby wtedy zrobić. Była nieobliczalna.

– Bo to w dalszym ciągu jest nasze życie prywatne. Lepiej śpię wiedząc, że wiem coś, o czym nie wie reszta świata – odpowiedział Tomlinson, odchylając głowę do tyłu.

– Czyli zmierzacie do autodestrukcji – podsumował brunet, drapiąc się w zamyśleniu po brodzie.

– Być może – przytaknął Lou, zaciskając wargi. – Ale wolę to, od śmierci na stronach tego gówna, autorstwa Mills.

– A nie lepiej wybrać łagodną śmierć? Coś w stylu muzycznej eutanazji? – dociekał Lumholtz. – Przecież i tak nudzi was zespół.

– Kto tak powiedział? – wtrącił niespodziewanie Niall, unosząc się na łokciu. Zamknął delikatnie Sen nocy letniej i położył go na jednym z pudełek po chińszczyźnie, patrząc pytająco na chłopaka.

– Wnioskuję tylko – odparł, wzruszając ramionami.

– Ja chcę zostać w One Direction. Nie chcę solowej kariery – zaprzeczył stanowczo, siadając po turecku na sofie.

– Ja też lubię zespół i nie chcę niczego kończyć – wtrącił spokojnym głosem Harry, splatając dłonie na kolanach.

Jamie pokiwał w zamyśleniu głową i zerknął na Liama, który w dalszym ciągu nie zwracał na nas uwagi. Szczególnie na mnie, jakby umyślnie mnie ignorował. Zresztą, było mi to na rękę. Nie potrafiłabym spojrzeć mu w oczy.

– A ty, Payne? Też chcesz zostać w One Direction?

Muzyk na chwilę zamarł, po czym zablokował telefon i spojrzał na Lumholtza, zaciskając wargi w wąską linię.

– Nie. Nigdy nie chciałem być w One Direction. Zawsze chciałem iść solo – odparł głosem wypranym z emocji, po czym wstał i wyszedł. Na szczęście drzwi same się zamykały, dlatego ominęło nas ostentacyjne trzaśnięcie. Przez kilka sekund przyglądałam się, jak się za nim zamykają, nie mogąc przyswoić tej nowej wiadomości.

– Jak to, on nie chciał być w One Direction? – zapytał Jamie, równie wstrząśnięty jak ja. Nigdy nie pomyślałabym, że Liam Payne nigdy nie chciał być częścią tego zespołu. I raczej nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzyłby w to.

– Jak poszedł od X Factora liczył na solową karierę, ale nas połączyli – mruknął Louis, pocierając twarz dłonią.

– No to dlaczego podpisał kontrakt?

– A ty byś tego nie zrobił, gdybyś miał okazję zasłynąć na scenie? On był tylko siedemnastoletnim smarkaczem, jak każdy z nas. Wszystkim marzyła się wielka kariera – wtrącił, odrobinę opryskliwie, Niall. Podparł brodę na łokciu i wydął wargę jak małe dziecko.

– Ale jakim kosztem zyskał tą popularność? – dociekał dalej, na co Harry westchnął i odchylił głowę do tyłu. Zapewne drażniły ich te pytania, mnie zresztą też. – Przez pięć lat męczył się w zespole, w którym nie chciał być. To miało sens?

– To nie chodzi o to – zaprzeczył Tomlinson. – Widziałeś jakiekolwiek sondaże i ankiety odnośnie członków zespołu? Najpopularniejszym członkiem zawsze był Harry, a zaraz za nim Zayn. Kiedy on odszedł, wskoczyłem na jego miejsce, a na szarym końcu zawsze był Niall i Liam. Ogarniasz teraz? – zapytał, patrząc na Jamie’go. Ten w odpowiedzi pokręcił głową, na co Louis jęknął i ukrył twarz w dłoniach.

– On chciał być liderem zespołu – wtrąciłam cicho, bawiąc się rąbkiem niebieskiej spódniczki.

– Nadal chce – powiedział Styles, patrząc na mnie z uznaniem. – Ale widzi też korzystniejsze rozwiązanie.

– Rozpad zespołu – zgadłam, kiwając w zamyśleniu głową.

– Dokładnie. Dopóki jest znany i cieszy się dobrą sławą u Directioners, będzie chciał iść solo.

– Więc co go zatrzymuje? – zapytał Lumholtz, nieco się ożywiając. Był albo doskonałym aktorem albo rzeczywiście nie miał pojęcia o tego typu zagrywkach i zaintrygowała go ciemna strona showbiznesu.

– Kontrakt. Jak nas wszystkich – odparł krótko Horan, wzruszając od niechcenia ramionami.

Spojrzałam na każdego z nich. Na obojętnego Nialla, któremu było już wszystko jedno. Na zmęczonego i wychudzonego Louisa, któremu przypięto łatkę dziwkarza. I na Harry’ego, który wyglądał na zagubionego. Jakby był rozdarty, chociaż sama nie znałam powodu jego zagubienia. Żaden z nich nie czuł się dobrze. Wyglądali jak cienie tych nastolatków, których wszyscy kojarzyli z pierwszym singlem i teledyskiem na plaży. A kto ich zniszczył? Osoby podobne do mnie i Jamie’go – te, które nie miały wyboru i musiały to robić. Bo Sydney nigdy osobiście nie przyłożyła do tego ręki. Nie musiała udawać kogoś, kim nie była. Dostawała gotowe informacje i tylko ozdabiała je wyszukanymi słowami. Była sprytniejsza, niż mi się wydawało. A ja byłam za słaba, aby coś z tym zrobić.

– Pozwolicie mu odejść? – spytał ponownie brunet, chociaż stąpał po bardzo kruchym lodzie.

– Nie wiem, czy zauważyłeś, ale mamy gówno do powiedzenia w sprawie własnego życia – odparł z goryczą Tomlinson, gwałtownie wstając. – Twoje życie jest w rękach Boga, a nasze Cowella i tego chuja Northa. Dopóki on może tuszować nasze niedoskonałości tak, abyśmy przy zwykłych śmiertelnikach wychodzili na chodzące ideały, możemy żyć. A potem to nie wiem, co nas czeka.

– Lou… - wyszeptał prosząco Harry, patrząc na niego z błaganiem w oczach, jednak on tylko machnął na niego ręką i ruszył w stronę wyjścia.

– Idę zajarać i spróbuję dodzwonić się do tego palanta. Możecie powiedzieć tym frajerom z zarządu, że Lilo wróciło. Niech napiszą o tym na Twitterze, może Mills wreszcie się zatka – powiedział głośno, nie patrząc na nas. Zatrzymał się przy drzwiach i trzymając już dłoń na klamce, odwrócił się w naszą stronę. – Niech zrobi z nas pedałów, to będzie najlepsze rozwiązanie. Tak, zdecydowanie najlepsze – mruknął do siebie. Po tych słowach wyszedł, zostawiając nas samych. Lumholtz jednak nie stracił rezonu i otwierał już usta, aby coś powiedzieć, ale szybko mu przeszkodziłam.

– Zrobiło się późno. Odwieziesz mnie do domu? – zapytałam, podnosząc się z kanapy. Chłopak przez chwilę przyglądał mi się z naganą, ale w końcu dał za wygraną i pokiwał z rezygnacją głową. - Powodzenia na jutrzejszej rozmowie – zwróciłam się do Nialla i Harry’ego, a oni odpowiedzieli mi wymuszonymi uśmiechami – odrobinę innymi od tych, które serwowali fotografom na galach. Jednak w dalszym ciągu nie były one szczere, ale prawdziwsze od tych, które znała reszta świata.

– Tak, trzymajcie się – wtrącił cicho Jamie, obejmując mnie w pasie. - I Tomlinsona też, bo chyba jest gotowy wydrapać im oczy.

Wyszliśmy ze studia, odbierając swoje telefony z portierni. Czułam przez całą drogę do samochodu, jak ktoś mnie obserwuje. Najpierw ochroniarze, potem sam Louis, który stał w cieniu, chowając się przed wszystkim, a na samym końcu Lumholtz. I żadnego z tych spojrzeń nie potrafiłam zrozumieć. A tym bardziej odwzajemnić.

– Wystarczy jej to, jak na jedno spytanie? – spytał, kiedy włączyliśmy się już do ruchu. Zerknął na mnie ukradkiem, a ja odwróciłam głowę i zapatrzyłam się w rozmazany obraz, migający za oknem.

Wiedziałam, że chodzi mu o Sydney, ale nie chciałam z nim o niej rozmawiać. Nawet jeżeli taka ilość informacji wystarczy, to ktoś musiał jej ją przekazać. I tym kimś byłam ja, ale nie potrafiłam tego zrobić. Nie umiałabym powiedzieć, tak po prostu, że Liam nie chce być w One Direction. Nie byłabym w stanie powtórzyć jej żadnych z zasłyszanych w studiu słów. Ale musiałam, bo od tego zależała reputacja mojej matki. A kto wie, może i na mnie miała jakiegoś haka?

– Nie wiem – odparłam, nie patrząc na niego. Nie miałam siły o tym dzisiaj myśleć. Nie miałam ochoty na nic, poza położeniem się w swoim łóżku. Jutro też jest dzień, mogę pomyśleć o tym później.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania