Papierowa obecność
Śpię pod gołym niebem,
w gęstym deszczu krwi,
która pochodzi od ciebie.
Maluje nią obrazy senne,
abstrakcję weneckiego lustra.
Sadze czarne róże,
pragnące być czerwone.
Przesiąknięte perfumowanym powietrzem,
lecą prosto w twe ręce
I stłumione głuchą próżnią,
proszą byś z nimi wrócił.
Śpisz pod kocem strachu,
z anemiczną zjawą u boku.
Wycinasz z pustki małe laleczki,
o figurze klepsydry, nie odmierzającej czasu,
z diamentowym blaskiem w oczach,
ujawniającym się tylko przy tobie,
przepełnione kryształową namiętnością,
czekają aż je urealnisz, ale po co?
Czy nie lepiej jest znaleźć kogoś,
kto utkał twą postać
ze szlachetnych kamieni
i bursztynów myśli,
odwzorował każdy detal ciała,
nie widząc cię nawet we śnie?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania