Papierowa obecność

Śpię pod gołym niebem,

w gęstym deszczu krwi,

która pochodzi od ciebie.

Maluje nią obrazy senne,

abstrakcję weneckiego lustra.

Sadze czarne róże,

pragnące być czerwone.

Przesiąknięte perfumowanym powietrzem,

lecą prosto w twe ręce

I stłumione głuchą próżnią,

proszą byś z nimi wrócił.

Śpisz pod kocem strachu,

z anemiczną zjawą u boku.

Wycinasz z pustki małe laleczki,

o figurze klepsydry, nie odmierzającej czasu,

z diamentowym blaskiem w oczach,

ujawniającym się tylko przy tobie,

przepełnione kryształową namiętnością,

czekają aż je urealnisz, ale po co?

Czy nie lepiej jest znaleźć kogoś,

kto utkał twą postać

ze szlachetnych kamieni

i bursztynów myśli,

odwzorował każdy detal ciała,

nie widząc cię nawet we śnie?

Średnia ocena: 2.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania