Paradoks

Opierał się o poręcz balkonu, po krótkiej chwili stanął na niej. To siódme piętro, gdyby spadł z tej wysokości, nie miał by szans na przeżycie i o to chodziło. Roztrzaskać się, bez żadnego ryzyka na zostanie kaleką. Wszystko teraz zależało od jednego ruchu, lekkie wybicie i po kilku sekundach jego ciało leżałoby na ulicy, przypominając dzieło jakiegoś mistrza sztuki współczesnej.

Zeskoczył z powrotem na balkon.

- Nie teraz, jeszcze nie teraz – stwierdził.

Jakaś mała iskierka niepewności, powstrzymała go przed tą ostateczną decyzją. Wielu ludzi zastanawia się, czy samobójstwo to akt odwagi czy tchórzostwa. Kiedy życie nie daje żadnej satysfakcji i człowiek nie jest w stanie odnaleźć w nim, jakiegoś głębszego sensu, przeobraża się w jednostajny ciąg monotonii.

Pytanie, czy jest temu winne ono czy on? Tego właśnie nie wiedział i ta niewiadoma powstrzymywała go jeszcze, przed ostateczną decyzją.

 

Szpital Wojewódzki w Rybniku, piąte piętro, dział rehabilitacji. Trafiają tu ludzie zazwyczaj po wypadkach albo nieuniknionych operacjach. Widok ludzi uczących się na nowo chodzić albo zaciskać ręce bywa strasznie dołujący.

Adam, nasz bohater, rehabilitant z piętnastoletnim stażem, stara się przywrócić ich do ruchu. Dzień w dzień wmawia swoim pacjentom, że trzeba wierzyć w siebie i słuchać jego poleceń. Wychodzi mu to znakomicie, nikt jeszcze nie zauważył, że on w to nie wierzy. Obojętność, której ma w sobie sporo, wytworzyła w nim niemałe pokłady cierpliwości. A w tym zawodzie to podstawa, bez której niczego się nie osiągnie.

 

- O! świetnie, że już jesteś – odezwała się jego szefowa.

- Cześć! Co tam?

- Mam dla ciebie nowego pacjenta!

- Żadna nowina, co chwilę jest jakiś nowy – stwierdził od niechcenia.

- Ona... wiesz… to szczególny przypadek – powiedziała z obawą w głosie.

- Co jej jest?! – zapytał nieco poirytowany Adam.

- Spadła z czwartego piętra i nieźle się połamała, cud, że przeżyła. Przez dwa miesiące była w szpitalu w Katowicach. Dobrze ją poskładali, odzyskała czucie w nogach, jest nadzieja, że będzie chodzić, ale…

- No wiadomo, od razu Berlina nie zdobyto.

- Ona… ona chciała popełnić samobójstwo, ciężka w rozmowie, poza tym jej rodzina niespecjalnie się nią interesuje. Właściwie to jest sama.

- O?! – Spojrzał na nią z lekkim przerażeniem. – Wiesz! Ja na pewno nie będę kimś odpowiednim dla niej.

- Będziesz, masz w sobie to coś, co wpływa pozytywnie na ludzi.

- Ja? No chyba żartujesz!

- Nie! Wielu twoich pacjentów, to mówi. Masz bardzo dobrą opinię, no i duże doświadczenie.

- Ale...? Niedoszła samobójczyni? Nie! Ja sobie z nią nie poradzę… zresztą? – Nie wiedział, co ma powiedzieć

- Co?

- Nie wiem... nie! Jeżeli to możliwe, to nie.

- Nie! To niemożliwe, przynajmniej spróbuj. Zobaczymy, co z tego wyjdzie, jeżeli będzie coś nie tak, to cię zmienię, obiecuję.

 

- Dzień dobry! – powiedział uśmiechając się Adam.

- Dzień dobry! – odpowiedziała spoglądając na niego leniwym wzrokiem.

- Jestem rehabilitantem, będę do pani przychodził codziennie najpierw na pół godziny, a potem zobaczymy, jakie będą postępy. Istnieje duża szansa, że może pani stanąć na nogi – powiedział z lekką niepewnością w głosie.

- Mam na imię Adam! – niemal krzyknął, nagle przypominając sobie, że się nie przedstawił.

- Adam...? Nie podoba mi się, ale cóż, niech będzie Adam.

- Muszę trochę popracować z pani nogami, najpierw stopy – powiedział trochę podenerwowany jej bezczelnością.

- Uchu hu! Najpierw stopy, ręce, które leczą! – odezwała się, z dużą nutą sarkazmu. – Więc zaczynaj mężczyzno!

Stał nie wiedząc, co ma z sobą zrobić. Patrzyła na niego z ironicznym uśmieszkiem, bawiąc się jego chwilową bezradnością.

- Będziesz tak stał!? Czy jednak coś mi zrobisz? – powiedziała zdecydowanym głosem.

Niemal automatycznie, podszedł do niej i delikatnie zaczął zginać jej palce.

- O!? Widzę, że znasz się na tym, fajnie ci idzie, masz taki ciepły dotyk.

- Czuje pani?

- Trochę, szczególnie to ciepło.

- To dobrze – stwierdził odruchowo się uśmiechając.

- Cały czas się uśmiechasz, a taki smutas z ciebie.

- Ja!? Nie rozumiem?

- Może ktoś się daje nabrać na taką twarzyczkę, ale nie ja, znam się trochę na ludziach. Tak uśmiechają się idioci albo ci, którzy mają z sobą jakiś duży problem.

Znowu go zamurowało, kompletnie nie wiedział, co ma odpowiedzieć. – Ona sobie ze mną pogrywa, czyta ze mnie jak z książki? – Spuścił wzrok i pokiwał przecząco głową.

- Tak się nie da, ja przyszedłem pani pomóc, a pani mi…

- Dogryza... przepraszam, posunęłam się trochę za daleko.

- Ok. Początki bywają trudne – odpowiedział.

- Adam… wiesz, taka właśnie jestem, doprowadzam do szału.

- Niech pani nie przesadza, ja po prostu...

- Masz z kimś takim pierwszy raz do czynienia, wiem!

- Ja jestem rehabilitantem nie psychologiem.

- Ewa!

- Słucham?

- Mam na imię Ewa.

- A!? Ewa, miło mi.

- Adam i Ewa niesamowite – zaczęła się śmiać. – Zabawny jesteś!

- No nie wiem – stwierdził kiwając przecząco głową. – Na dzisiaj koniec.

- I co! Stanie się cud!?

- Być może, ale…

- Wiem, wiem… muszę być grzeczna, nie mogę cię denerwować!

- No właśnie!

 

Wyszedł z sali trochę pokiereszowany tą rozmową, czuł się trochę jak bokser, który stoczył pojedynek z o klasę lepszym przeciwnikiem, który go nie chciał znokautować tylko ośmieszyć. Tym razem coś w nim buzowało, był żądny rewanżu. Nie pamiętał, kiedy ostatnio był w takim stanie.

 

- I co, jak po pierwszym razie? – zapytała szefowa.

- Niedobrze!

- A wydawało się, że jest duża nadzieja?

- Nie, nie o to chodzi, ona… ona mnie strasznie denerwuje, jest okropna!

- A! Pogadam z nią, to trudny przypadek, ale postaram się jakoś na nią wpłynąć.

- Rozmawia z psychologiem?

- Tak, ale nie specjalnie chce się zwierzać, mówi, że już nigdy tego nie zrobi, że to było krótkie załamanie.

- Załamanie? Teraz to chyba ona chce kogoś załamać!

- Hm...? Jest niemiła, ale niespecjalnie rozmowna.

- Ciekawe, ja odniosłem wrażenie, że jest strasznie wygadana.

- No, powinieneś się z tego cieszyć!

- Chyba żartujesz!

- No cóż, obiecałam, że jak pójdzie coś nie tak to…

- Nie, jeszcze nie. To była pierwsza wizyta, zobaczymy co będzie dalej?

- Ok. Widzę, że cię naprawdę zdenerwowała

- A tam zdenerwowała, Mądrala i tyle!

- Mądrala hahaha... a to dobre!

 

Następnego dnia było podobnie i każdego następnego również. Ona mu dogryzała, nieźle się bawiąc, on robił swoje. Czasami próbował się odgryźć, ale nie specjalnie mu wychodziło. Natomiast ćwiczenia, o dziwo, posłusznie wykonywała.

Minęły tak trzy miesiące. Ewa zaczęła stawiać pierwsze kroki, zazwyczaj z pomocą Adama lub chodzika, ale czasami już nawet samodzielnie w krytycznych momentach opierając się o ścianę.

 

Była połowa grudnia, za oknem śnieg z deszczem jak to często bywa o tej porze. Szósta trzydzieści, dźwięk oznajmujący, że: Zimno, ciemno, mokro i jak fajnie, że do dupy – powiedział patrząc w okno

Idąc do samochodu usłyszał rozmowę, pod sklepem stało dwóch mężczyzn i kobieta. Jeden z nich trzymał butelkę jakiegoś taniego alkoholu, zrobił łyka i podał kobiecie.

- Wiesz Antek, Franek powiedział, że na święta zrobi nam wszystkim prezent – oznajmiła ochrypłym głosem.

- Nam prezent? Jak już to prezenty, ale z czego, za co?

- Prezent - powtórzyła.

- Nie rozumiem?

- Powiesi się!

- Hahaha... no cóż, skoro mu się koledzy znudzili i malinówka nie smakuje!?

Trochę rozbawiła go ta rozmowa. – Powody mogą być różne, grunt to nie stracić poczucia smaku –powiedział do siebie, przekręcając klucz w stacyjce.

 

-O! Jest mój wspaniały Man a z nim przychodzi wiosna – odezwała się Ewa z dużą nutą sarkazmu.

- No cóż… skoro tak mówisz – odpowiedział ze stoickim spokojem Adam.

- Za chwile się dorwie do mych biednych nóg, będzie je ugniatał i znęcał się nad nimi, zapewne strasznie go to podnieca.

- O co ci chodzi!?

- O! I o to mi chodzi, nie cierpię tego twojego opanowania.

- Ale, ja tu pracuję, staram postawić cię na nogi, pozwól mi robić swoje! – odpowiedział już nieźle zdenerwowany.

- To rób! No rób! Zapewne wiesz, dlaczego tu jestem?

- Coś na ten temat słyszałem, ale to nie moja sprawa – odpowiedział, zaskoczony tym, co usłyszał. – Choć zapewne zaraz zmieni temat, jak to ona – pomyślał.

- Wiesz… jestem bardzo złym człowiekiem!

- No aniołem nie jesteś, ale jakoś w to „bardzo” nie wierzę – powiedział z lekkim uśmiechem Adam.

- Co ty wiesz… od dziecka byłam bardzo cyniczna i złośliwa. Moja młodsza siostra do dzisiaj mnie nie chce znać, cały czas namawiałam ją do złego, a to, żeby coś ukradła, a to żeby wybiła szybę. Zawsze ona dostawała w skórę a mnie to bawiło.

- Nigdy nie wyszło, że to ty, nie poskarżyła się mamie?

- Bała się bardziej mnie niż mamy. Przez wiele lat, doskonaliłam w sobie umiejętność manipulacji ludźmi. Później było mnóstwo chłopaków, mnóstwo złamanych serc. A ja, czułam ogromną satysfakcję. Zarówno ci pewni siebie macho, z dużymi mięśniami i problemami z erekcją. Jak i ci inteligentni, patrzący w świetlaną przyszłość. Kiedy ja stawałam na ich drodze zaczynali mieć duże problemy. Do każdego wiedziałam, jak podejść, pobudzić w nim to coś, by poczuł się kimś wyjątkowym. A po jakimś czasie zrobić z niego żałosnego dupka, który nie wie, co ma z sobą zrobić.

W końcu poznałam Wojtka. Był najbardziej żałosny ze wszystkich, których do tej pory poznałam. Marzył by zostać reżyserem, ale kompletnie nie miał do tego ręki, kręcił jakieś etiudy, kompletnie pozbawione sensu. Startował dwa razy do łódzkiej filmówki i oczywiście nic z tego, próbował coś pisać, ale to była grafomania.

- I co, zakochałaś się?

- Nie, to nie to, zakochała? Nie jestem do tego zdolna, coś tam we mnie się nie wykształciło i jestem taka nie do końca wykształcona. To było coś zupełnie innego. Nie życzyłam mu źle i chciałam, żeby w końcu coś mu się udało.

- To jednak coś pozytywnego.

- Tak, ale nie do końca, uwielbiałam go zdradzać, on udawał, że to go nie rusza. Na różnych imprezach, na których byliśmy razem, zazwyczaj opuszczałam je z kimś innym. Potem strasznie podniecała mnie myśl o nim, że gdzieś za drzwiami nasłuchuje moich jęków i nic nie może na to poradzić. Jednak po każdej takiej zdradzie, robiło mi się trochę głupio.

- No niezła jazda! – powiedział trochę szokowany tym co usłyszał.

- Wiesz… on uwielbiał taki film: „ Milion Dollar Hotel”. Utożsamiał się z głównym bohaterem, a mnie z Milą Jowowicz. Oblewał nowe mieszkanie, nikt nie wie, jak dokładnie to się stało. Podszedł do okna, stanął na parapecie krzyknął: „Słońce wzeszło słońce” i nie wiadomo, czy skoczył, czy spadł. Ja byłam wtedy u koleżanki w Warszawie. Dowiedziałam się o tym po kilku dniach i ledwo zdążyłam przyjechać na pogrzeb. I wtedy to mnie dopadło…

- Co!?

- Jego matka, podeszła do mnie uśmiechając się przez łzy i przytuliła do siebie. Ona sądziła, że jestem tą jedyną, której mógł zaufać, z którą snuł plany na przyszłość, która o niego zadba, dzięki której się zmieni. To jej spojrzenie, to jak mnie objęła… czuję to do dzisiaj. Po pogrzebie, cała się rozpadałam. Wiedziałam, że to ja go zabiłam. Oczy jego matki pełne ciepła i dobroci, dla mnie były wyrokiem. Miałam klucze z jego mieszkania, otworzyłam okno i wyskoczyłam, ale niestety mi się nie udało.

- Hm… to strasznie smutna historia, ale...? Nie jesteś tak do końca pozbawiona uczuć.

- No niestety.

- Uważasz, że gdyby nie to na cmentarzu, po jakimś czasie, spokojnie byś o nim zapomniała?

- Tak, co prawda lubiłam go, a to dla mnie było czymś nowym, ale …? To zdecydowanie za mało.

- Co zamierzasz dalej zrobić?

- A ty? Twoje życie, jest bezbarwne. Praca, dom, wymuszony uśmiech. Dzień za dniem, wszystko się zlewa. Rok, pięć lat, za chwilę będzie dwadzieścia. Jak to wytrzymujesz?

- Jakoś, daję radę, nie wydaje mi się żebym odstawał od reszty – odpowiedział niepewnym głosem.

- Tak, niby nie, ale reszcie jest z tym dobrze, nie zastanawiają się nad swoim życiem jak ty. Z tobą jest inaczej.

- Nie sądzę!

- Zapewne nie masz kobiety i chyba w twoim życiu nie było ich za wiele, albo wręcz wcale!?

- Nie, obecnie nie mam, kobiety, ale dzisiaj wielu, żyje samotnie i jest im dobrze.

- Hm... Zawsze porównujesz się do innych?

- Nie, ale dlaczego zadajesz mi takie pytania?

- Bo ta nijakość w końcu cię wykończy.

- Nie znasz mnie! Nie jestem taki jak myślisz!

- Ha…ha…ha… no jasne, nie ma sprawy, o nic już nie pytam.

Czuł się strasznie nieswojo, jej wzrok, pytania, śmiech i jego niezdarne udawanie. Czuł się jak dzieciak, który nabazgrał coś na ścianie i udaje, że to nie on. Bał się przed nią otworzyć, powiedzieć, że ma rację. Nigdy z nikim o tym nie rozmawiał, zresztą chyba nikt z jego znajomych by tego nie zrozumiał. Z nią było inaczej, ale… no właśnie było bardzo duże, ale...?

 

- No i jak? – zapytała go na korytarzu szefowa.

- Niedługo będzie chodzić samodzielnie, jest naprawdę nieźle.

- No widzisz, a miałeś takie opory.

- Lekko z nią nie jest.

- Ona cię polubiła.

- Mnie !? chyba żartujesz, jedyne co lubi, to moje konsternacje, kiedy nie wiem co powiedzieć.

- Mówiła mi, powiedziała, że masz takie szczere spojrzenie.

- Co!? Ha…ha… ha… no tak, to do niej podobne, ma specyficzne poczucie humoru.

- Ty też ją polubiłeś!

- Bez przesady!

- Polubiłeś, polubiłeś, mnie nie oszukasz – stwierdziła szefowa ruszając w stronę swego biura.

 

Siedząc w domu przed telewizorem, rozmyślał o dzisiejszej rozmowie z Ewą. Każdy jego związek, trwał góra rok i kończył się z powodu braku zaangażowania. Wszystko było takie męcząco letnie, żadna z kobiet nie mogła tego wytrzymać i odchodziła w poszukiwaniu kogoś o wyższej temperaturze. Teraz było zdecydowanie inaczej. Nie mógł się doczekać jutra i kolejnej rozmowy z tą femme fatale, uczącą się na nowo chodzić.

 

Następnego dnia, kiedy wszedł do Sali, na której leżała, zastał puste łóżko. Pomyślał, że poszła samodzielnie do łazienki. Po chwili weszła szefowa i sądząc po jej minie, stało się coś niedobrego. Zerwał się z krzesła.

- Co z nią!?

- Nic, wczoraj wyszła na własne żądanie, kazała powiedzieć, żebyś się nie martwił, dokończy rehabilitację, ale gdzie indziej. Zostawiła ci list.

- Ale dlaczego!? – Usiadł z powrotem na krzesło. – Dlaczego jej pozwoliłaś!?

- Zostawiła ci list! – powtórzyła i wyciągnęła go z kieszeni.

 

Cześć.

Dalsza moja terapia tutaj jest niemożliwa, sprawy zaszły trochę za daleko. Bardzo cię polubiłam, a to dla nas obu bardzo niebezpieczne. Nigdy kogoś takiego jak ty nie spotkałam. Masz w sobie to co ja, czyli duży problem z uczuciami. Trudno ci kogoś pokochać, ale ty tego nie wykorzystujesz. Twoja obojętność jest niezdolna do zrobienia czegoś złego. Udajesz by pomagać ludziom, myślałam, że tacy ludzie nie istnieją. Kiedy zobaczyłam twój głupawo-sztuczny uśmiech, bardzo mnie to rozbawiło. Nie mogłam się oprzeć, musiałam Ci trochę po dogryzać. Twoje masaże i ćwiczenia, nie poskładały mnie tak, jak twoja bezradność, podczas naszych dyskusji. Mam nadzieję, że też trochę Ci pomogłam, jeżeli tak, to był to mój pierwszy raz. Najbardziej zadziwiające jest to, że w życiu nigdy nie wiadomo, co nas może powalić a co sprawi, że staniemy na nogi. W moim przypadku to były dwa spojrzenia. Pierwsze omal mnie nie zabiło uświadamiając, jaka jestem podła, drugie… sam wiesz, nie chcę się powtarzać. Teraz inaczej zaczynam patrzyć na świat i wydaje mi się, że nareszcie właściwie. Chciałabym się z Tobą jeszcze spotkać, tak za kilka lat. Znowu zobaczyć twój wymuszony uśmiech, którym stawiasz ludzi na nogi.

Ewa.

 

Zrobiło mu się bardzo przykro, choć zdawał sobie sprawę, że oboje byli zbyt wielkimi indywidualistami by stworzyć razem coś trwałego. Jednak świadomość, że to nie on doprowadzi ją do pełnej sprawności, kaleczyła go od środka, miał wobec niej dług. Wiedział, że zawdzięcza jej o wiele więcej…

Jej słowa obudziły w nim głębsze czucie życia.

 

Koniec.

Następne częściParadoks Abrahama

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Pan T-Rrrr 24.02.2020
    Ładnie napisane. Sponio
  • Lotos 24.02.2020
    Dzięki.
  • betti 25.02.2020
    Historia fajna, ciekawa. Masz jednak sporo błędów, o które się potykalam czytając. Ten tekst zasługuje by posiedzieć nad nim i stworzyć diament.
    Pozdrawiam.
  • AlaOlaUla 25.02.2020
    Ładna historia napisana przez ucznia z piątej klasy, który tydzień temu przyjechał do Polski...
  • Lotos 25.02.2020
    Dzięki za komentarz, jakoś tak wyszło.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania