Pathfinder kingsmaker - Valerie i suknia

Valerie oparła się o pień wysokiej jabłoni, rozprostowując zarazem swe nogi, po powierzchni rozłożonego koca. Cicho przy tym syknęła z irytacji, spoglądając na swój ubiór. Była to długa suknia koloru błękitu, ozdobiona białymi falbanami i złocistymi zdobieniami. O ile Brevoy'ka, nie mogła narzekać, na miękkość i wysoką jakość materiału jej obecnego ubioru, to już faktu, jak on bardzo ograniczał jej ruchy, nie potrafiła zignorować. Praktycznie z dobrą minutę lub dwie, poświęciła, by odnaleźć wystarczająco wygodną pozę, która by nie krępowała ruchy jej nóg w fałdach materiału. Co prawda, mogła łatwo ominąć ten problem, po prostu podwijając suknie do kolan, ale powstrzymała się od tego. Nie chciała od tak od razu, zdradzać, że na długości całych jej nóg, znajdowały się długie i wedle słów sprzedawczyni - „seksowne pończochy, które sprawią, że twój ukochany nie będzie chciał cię wypuścić z łoża".

 

Poliki kobiety momentalnie zaczerwieniły się do granic możliwości. Do dziś nie wiedziała, dlaczego je kupiła. To było... Instynktowne. Poza jej logiką i tokiem rozumowania. Tak jakby jakaś dotąd milcząca część jej osoby, nagle zyskała samoświadomość i przejęła nad nią totalną kontrolę. Co gorsza, to nie był ostatni raz. W końcu prócz tych pończoch miała teraz pod materiałem sukni, koronkowy gorset koloru czerni.

 

Przez bity miesiąc ukrywała fakt, posiadania tej części odzienia. Kilka razy nawet chciała je wyrzucić, a raz nawet i spalić. Aczkolwiek zawsze ostatecznie powstrzymywała się, widząc nagle w głowie, wyimaginowany obraz jej ukochanego, który spogląda na nią, jakby chciał ją pożreć żywcem. Tam głęboko w swym umyśle, już dawno on ujrzał ten ubiór. Jej skóra zaznała jego dzikiego i namiętnego dotyku. Pochłaniała każdy pocałunek przesiąknięty żarem podniecenia i pożądania. A także dochodziło tam do paru innych rzeczy, do których Valerie, nigdy by się głośno nie przyznała.

 

Ponownie dziko syknęła, spoglądając na wolno sunące chmury i wsłuchując się w szum roślin z królewskiego ogrodu oraz z rzadka, jakiś inny ludzki dźwięk służby czy strażników na odległych blankach i murach.

 

To był spokojny dzień. Wręcz leniwy. Normalnie Valerie nie potrafiłaby usiedzieć w jednym miejscu podczas takiego czasu. Była w końcu wojowniczką. Jej ciało, przez lata stało się idealnym narzędziem do podejmowania walki i wyzwań. Stoczyła setki pojedynków. Walczyła z ludźmi. Bestiami. Demonami, a nawet smokiem. Ostatnie trzy lata były pełne w tego typu atrakcje, dzięki działaniom nie kogo innego jak jej ukochanego. Obecnego króla „Skradzionych Ziemi”, które teraz dumnie dzierżyły nazwę, Królestwa Midland.

 

Aeron Valeryon. Człowiek, który w nieco ponad trzy lata, wprowadził porządek w tutejszych ziemiach, doprowadzając je do zjednoczenia pod jedną flagą. Zakładając miasta i wioski, ale zarazem wspierając i chroniąc tutejszą populacje olbrzymów, driad i nimf, od zniszczeń przychodzących wraz rozrostem cywilizacji. Kwintesencją jego podbojów i genialnych manewrów politycznych i ekonomicznych, był fakt, że przed nim, tutejsze ziemie nie miały nawet jednego ośrodka, godnego nazwy i praw miejskich. A dziś było ich ponad dziesięć. Oczywiście, największym z nich jest Falconia. Stolica nowego królestwa, z ponad piętnastoma tysiącami mieszkańców, wszelkich ras i kolorów skóry. To tutaj powstały pierwsze katedry, zbrojownie, mury i drogi z kamienia, oraz znajdywała się prywatna posiadłość Aerona, wraz z pięknymi ogrodami, które powstały tutaj, za pomocą magii wdzięcznych driad z okolicznych lasów, jako podarek dla przychylnego ich sprawie króla. Były też one miejscem, w którym teraz przesiadywała Valerie.

 

Kobieta, na samą myśl o Aeronie, lekko się zaczerwieniła. W końcu była jego ukochaną. A od niedawna oficjalnie żoną, co momentalnie wystrzeliło jej znaczenie w królestwie, z towarzyszki króla, do królowej. Pewnie wiele kobiet, momentalnie zatraciłoby się w tej nowej rzeczywistości. Velerie nie raz była świadkiem, jak władza i wpływy, niszcząco wpływały na ludzi. Aczkolwiek ona nie była zwykłą niewiastą. Brevoy'ka była ponad tą głupią i bezsensowną manię na punkcie nowego statusu społecznego oraz skrywającego się za jego "pięknem" jadu zepsucia. Jej nowa rola jako małżonki króla, w zasadzie nic nie zmieniła, w niej. Nadal wolała, kiedy najbliżsi i towarzysze zwali ją po imieniu. Wciąż, w wolnych chwilach, nieskupionych na polityce i roli królowej oraz regentki, spędzała czas pośród żołnierzy z pobliskiego garnizonu, ćwicząc ich w fechtunku. Nie raz też wyruszała z jej ukochanym na wspólną wyprawę. Przeciętny mieszkaniec Falconii, praktycznie widywał ją tylko odzianą w pełną zbroję. Aczkolwiek... Dziś było inaczej.

 

Dziś, leżała na kocu w sukni, godnej tej klasycznej królowej i niewieście z innych dworów królewskich. To dzisiaj, zamiast sprawami królestwa i dworu, umysł Velerie, był zbyt zajęty, walką z tremą oraz wewnętrznym zdenerwowaniem. To obecnie, starała się dziś wyglądać, bardziej... Kobieco niż zwykle. Sama nie rozumiejąc dlaczego...

 

To był impuls. Dziwna reakcja, która była kwintesencją, tej części jej osoby, która wcześniej namówiła ją do zakupu tych cholernych ubrań! W końcu, dlaczego tak zareagowała? Aeron po prostu, przełożył wszelkie audiencje i sprawy państwowe, na dzień kolejny, by dziś spędzić czas wraz z nią. To w końcu z jego ust wyszła propozycja, by zrobić dziś piknik w ogrodach. Nie było w tym nic dwuznacznego ani tym bardziej zbereźnego... Aczkolwiek te parę zdań, obudziło w wojowniczce, ponownie to dzikie uczucie, chęci bycia pożądaną. Chciałaby tego dnia, by oczy Aerona, spoczywały tylko na niej. By na ten jeden dzień, była tylko ich dwójka.

 

Czy to było takie złe? W swej naturze pewnie tak. Bo było przejawem jej egoizmu, ale zarazem, Velerie nie potrafiła się, za to na siebie gniewać. W końcu nawet i ona była tylko kobietą i po prostu tak jak każda inna niewiasta, chciała czuć się szczęśliwie i bezpiecznie w objęciach ukochanego... Nawet jeśli było to totalnym zaprzeczeniem jej charakteru i działań ze zwykłych dni.

 

Kobieta przeciągle westchnęła. To był jej wielki paradoks i problem. Bo z jednej strony, nigdy nie chciała być utożsamiana z patetycznym i słabym obliczem zwykłej kobiety, której największym darem, nie są jej umiejętności i wiedza, ale jej ładna buźka. Aczkolwiek zarazem, przy Aeronie, chciałaby jej ukochany spoglądał tylko na nią. By pod pancerzem ze stali i skóry, widział jej nagie ciało, które pożądałby w każdym jego calu.

 

Mimowolnie na tę myśl, Valerie, przejechała swą dłonią po powierzchni jej prawego polika i nasady nosa, gdzie mogła wyczuć skazę. Nieregularną linię, zrośniętej skóry, która też w jej pamięci, była nieco bardziej czerwona i wyróżniała się na tafli jej skóry. Ta bruzda, po cięciu oczywiście nie była jedyną "pamiątką" z jej pojedynków i walk. Pomimo pancerza i tarczy, spora część jej ciała, miała tego typu skazy. Aczkolwiek ta na twarzy, najbardziej ja martwiła. Co prawda, Aeron, kiedyś wprost jej powiedział, że dla niego nie jest ona ważna. Że i tak on ubóstwa każdy kawałek jej ciała. To jednak Velerie czasem nachodziły wątpliwości i strach. W końcu wraz z rozrostem królestwa mimowolnie wokół jej ukochanego zaczęła pojawiać się irytująca wielka rzesza dam i arystokratek, które zaczęły nachodzić jego dwór. Większość z nich przesiadywała tu, w ramach współpracy między Aeronem a okolicznymi ważniejszymi rodami, jako "reprezentantki", ale Velerie nie była głupia. Wielu z tych możnych liczyło, na mały mezalians. Pretekst do walki o władzę. W końcu nadal on nie miał dziedzica... Oni nie mieli dzieci. Więc ewentualnie przyjęcie kochanki w tym celu byłoby... Politycznie adekwatne. Jej ukochany, co prawda, jak na razie zdawał się ignorować tego typu zagrywki, ale co jeśli kiedyś jakaś dama skupi jego wzrok, o tę sekundę dłużej niż powinna?

 

Na tę myśl, Velerie mimowolnie przeszedł dreszcz zgorszenia i zgnilizny zawodu. Jak mogła w niego wątpić?! Ufała przecież mu bezgranicznie. W walce zawsze była pewna, że nawzajem się ochronią. Że ich ostrza i tarcze, idealnie ze sobą współgrają. A tutaj co? Boi się jak byle głupie dziewuszysko, że ją zostawi dla młodszej i piękniejszej kobiety!?

 

Valerie tym razem przeciągle syknęła z irytacji.

 

Zachowywała się głupio! Niegodnie! To było nie do pomyślenia!

 

- Co ja robię! Zachowuje się nienaturalnie! Takimi myślami, przynoszę wstyd nie tylko sobie, ale i jemu. Jakim prawem mam wątpliwości?! - odparła, sycząc ciężko przez nos, mając nagle ochotę wstać, porwać suknie i jej ubiór spod niej na kawałeczki, przyodziać zbroje oraz miecz i udać się prosto na pole treningowe koszar, gdzie przez kolejne godziny będzie tłukła manekiny, by wyrzuć z siebie to zepsucie.

 

Aczkolwiek nim mogła to zrobić, nagle tuż nad zielenią przeciwległego żywopłotu, za widniała biała czupryna. Valerie wszędzie by poznała te włosy koloru najczystszego śniegu, które zdawały się idealnie zlewać z barwami roślinności koloru zieleni, czerwieni oraz żółci. A już chwilę potem, na środku małej kamiennej dróżki, za widniała reszta aparycji jej ukochanego. Podobnie jak ona, Aeron, nie miał dziś na sobie jego standardowego pancerza, ani też skurzanego kaftana, zdobionego herbem jego rodu i królestwa. Miał on teraz na sobie prostą wełnianą koszulę oraz skurzane spodnie, zakończone srebrnym pasem. W jego ubiorze nie było niczego godnego króla. Aczkolwiek to i tak nie odejmowało mu majestatu i siły bijącej z jego twarzy. Zwłaszcza było to wyczuwalne w jego lazurowo-niebieskich oczach, które zdawały się pochłaniać patrzące w nie osoby. Tak jak to teraz działo się z Valerią, która pod wręcz intensywnym ciężarem tego spojrzenia zapomniała jak się oddycha, a jej poliki zapiekły jeszcze mocniej.

 

Aeron w kilku krokach podszedł do niej, zaraz lekko klękając tuż przed nią i chwytając jej dłoń, którą zaraz poprowadził do swych ust, składając zaraz czuły pocałunek. Był to delikatny i krótki kontakt, ale i tak wystarczył, by Velerie totalnie zatkało w środku.

 

- Przepraszam, że musiałaś czekać, ale Linzie, nie chciała odpuścić sobie, możliwości szpiegowania nas. Ponoć, chciała zapisać nasz mały piknik, w jej książce i napisać romantyczną balladę. Na szczęście udało mi się ją przekonać, że lepiej, by pewne rzeczy zostawić wyobraźni jej czytelników. - odparł nagle Aeron, nadal nie zdejmując z jej twarzy swego spojrzenia i trzymając dłoń Valerie na tyle blisko, by bez trudu mógł na niej złożyć kolejny bukiet pocałunków.

 

Dopiero wtedy Valerie przypomniała sobie, jak się oddycha.

 

- Oh! To znaczy... Dobrze. Nie mam nic do Linzie, ale czasem mogłaby powściągnąć swój ciekawski rozumek. To... Co tutaj się dzieje, to nasza prywatna sprawa - odparła na jednym wdechu, czując się nadal niedorzecznie głupio. Zwłaszcza że była pewna, że brzmiała co najmniej dwuznacznie i wręcz zdesperowanie.

 

I - co gorsza - Aeron to zauważył, bo na jego twarzy zaczął widnieć ten dobrze jej znany rubaszny uśmieszek.

 

- Tak, to co dziś będziemy robić, jest naszą prywatną sprawą. W końcu po to zaryzykowałem zawaleniem się całego królestwa, by spędzić z tobą cały jeden dzień, bez zmartwień i codziennych nudnych audiencji. Czyż nie?

 

Valerie chciała się wykłócać, ale zamiast tego powściągnęła język. Bo choć oczywiście Aeron żartował, to jednak w gruncie rzeczy mówił prawdę. Przez cały dzisiejszy dzień, Midland nie miał dzisiaj króla ani królowej. Oczywiście, na ten jeden dzień, role zastępcy, przyjął na siebie Jubilost (który pewnie potem będzie to wypominał Areonowi, do końca życia, ile to on zrobił, przez ten czas), ale jej ukochany uznawał to, za poświęcenie warte tej ceny.

 

Zaraz, do tego rubasznego uśmiechu, doszło do Valerii uczucie, wędrujących oczy Aerona po jej ciele. Jego wzrok wolno i sugestywnie, zaczął schodzić z jej twarzy, do odsłoniętych ramion, falbankom sukni i zdobień na wysokości piersi, aż powędrował niżej, ku jej zaciśniętych pod materiałem sukni bioder i nóg. Brevoy'ka lekko przygryzła swą wargę, czując ten żywy płomień pożądania w oczach ukochanego, który dosłownie rozbierał ją wzrokiem... A przecież, jeszcze nie był świadom, jej ubioru pod suknią.

 

- Widzę, że potraktowałaś dzień wolny bardzo poważnie, Velerie. Szczerzę nie sądziłem, że ujrzę cię w sukni. Totalnie mnie zaskoczyłaś ukochana. Aż żal mi będzie zdjąć z ciebie tę suknię. Wyglądasz obłędnie... - Odparł Aeron, lekko sycząc przeciągle na końcu, jakby ledwo co powstrzymywał się od uwolnienia bardziej wyrafinowanego słownictwa, pochylając zarazem swą twarz bliżej, tak by ich oddechy się ze sobą spotkały.

 

Valerie ciężko westchnęła, zaraz jednak odzyskując animusz i odwagę, po usłyszeniu jego słów. W jednej chwili jej twarz pokonała dzielący ich dystans, by ich usta się spotkały i zakosztowały ich smaku. Cała trema i negatywne emocje oraz przemyślenia, uszły z niej, wraz z rosnącą intensywnością ich pocałunków. Nie było czasu na takie głupoty. Teraz działy się rzeczy o wiele ważniejsze dla jej serca niż głupie gdybanie i szukanie dziury w całym.

 

- Nie przyzwyczajaj się, nadal wolę nosić na sobie zbroje, niż te kunsztowne szaty - zganiła go, choć przez nie mogący się dać ukryć uśmiech i cichy śmiech radości, brzmiała raczej komicznie niż poważnie.

 

Aeron też się zaśmiał.

 

- Ciekawe. Zatem suknia krępuje ruchy bardziej niż zbroja płytowa. Człowiek zawsze się czegoś uczy - odparł półżartem Aeron, nadal nie przerywając tańca ich ust, oraz wędrując jej dłonią po jej nagim ramieniu, pieszcząc jej skórę, dotykiem jego opuszków palców.

 

Valerie przerwała ich pocałunek, lekko cofając swą głowę do tyłu i uśmiechając się, niby to z pretensjami.

 

- A żebyś wiedział. Pancerz krępuje ruchy, ale zapewnia bezpieczeństwo i ochronę przed ranami kłutymi i ciętymi. A suknia? Jak można w tym łazić cały dzień? Przecież, w tym nie da się zrobić większego kroku, a co dopiero biec...

 

Aeron podrapał swą szyję jakby w geście rozmyślania, na te słowa.

 

- Coś w tym jest, no ale z drugiej strony to nawet przydatne.

 

Valerie, nie ukrywała swego zdziwienia.

 

- Jak niby przydatne? Dla kogo? Na pewno nie dla osoby noszącej to.

 

Aeron się zaśmiał, zaraz znów składając na ustach Velerie długi pocałunek.

 

- Wiesz, suknia ułatwia ukochanemu pochwycenie swej ukochanej. - odparł z wielkim uśmiechem, prosto w jej usta.

 

Velerie znów zatkało, ale tylko na moment, bo zaraz odwzajemniła pocałunki.

 

Cóż... Technicznie rzecz biorąc, Aeron nie kłamał. To chyba była jedyna zaleta sukien. No i jeszcze jeden fakt...

 

- Cóż, ja widzę w nich jeszcze jedną zaletę - odparła Valerie.

 

Aeron wręcz zamruczał na jej wargach.

 

- Jakąż to?

 

Kobieta przesunęła się bliżej, by minąć jego usta i czule szepnąć mu do ucha.

 

- To już musisz sam odkryć, ale żeby to zrobić, musisz najpierw ją zdjąć. - odparła sugestywnie i seksownie, jak zakochana po uszy niewiasta, a nie wojowniczka. Valerie jednak nie przejęła się tym. Raz na jakiś czas mogła być po prostu kobietą oddaną swym uczuciom, czyż nie?

 

Aeron zareagował natychmiastowo, zaraz łapiąc Valerie na wysokości bioder, sadzając jej ciało na swych kolanach. Gdyby nie fakt, że suknia naprawdę krępowała ruchy, to niewątpliwe, ciało kobiety byłoby usadowione okrakiem, w iście zapraszającym geście. Aczkolwiek teraz wojowniczka mogła usadowić się tylko bokiem na kolanach ukochanego, zarazem doliczając kolejną wadę sukniom.

 

W gruncie rzeczy jednak była tej wadzie wdzięczna. Bo choć pragnęła tego całym sercem, zarazem starała się opanować sytuacje. To wszystko działo się za szybko. Poza tym byli w środku ogrodów. Nawet jeśli zakrywają ich gąszcza i rośliny, to nie trudno byłoby, by ktoś ich usłyszał... Albo – co gorsza – zauważył...

 

Dlatego powstrzymując w sobie tę otchłań pożądania, Velerie mocno chwyciła twarz ukochanego, separując jego usta, jednocześnie powstrzymując jego druga dłoń, która uparcie starała się rozplątać rzemyk jej sukni na piersiach.

 

- Cieszy mnie twój entuzjazm, ale by odkryć, co dla ciebie przygotowałam pod suknią, będziesz musiał poczekać. W końcu obiecałeś mi piknik, a nie zbereźną schadzkę.

 

Aeron zaśmiał się, choć z lekką nutką irytacji i frustracji. Wyglądał teraz jak zbity pies, któremu odebrano obiecaną nagrodę.

 

- No wiesz, nie sądziłem, że jest jakaś różnica - odparł po chwili, subtelnie się uśmiechając, przyprawiając Velerie o kolejną falę czerwieni na polikach.

 

- To, że większość naszych schadzek kończy się na... Wiesz czym, nie znaczy, że liczę tylko na to! Ja też czasem chce spędzić z tobą czas oparty na czystym romantyzmie, a nie tylko... Agh! Wiesz, o czym mówię.

 

Aeron w jednej chwili pogłębił swój uśmiech.

 

- Masz racje, proszę, wybacz swemu mężowi krótkowzroczność. Po prostu, gdy na ciebie patrzę, nie mogę się nacieszyć samym spojrzeniem. Potrzebuje cię dotknąć i posiąść. Wiesz ile cierpliwości, wymaga ode mnie, by doczekać się końca dnia, byś znów znalazła się w mych ramionach? Wolałbym znów poczuć uderzenie ogona smoka, niż dzierżyć ten ból.

 

Valerii zabrakło tchu. To było... Miłe wyznanie. Nieco niepokojące, ale zarazem tak idealnie pasujące jej umysłowi i sercu. W końcu ona wcale nie była lepsza. Ona też pragnęła jego kontaktu i atencji jak najczęściej. Sęk w tym, że ona potrafiła nad tym panować. A przynajmniej tak się jej wydawało.

 

Po chwili z jej ust wydobył się dziki syk irytacji.

 

- Agh! No dobra, robimy piknik, zjemy coś, załatwisz mi to obiecane czerwone wino z Brevoy i... Udamy się do naszych komnat. Aczkolwiek teraz skupmy się na naszej schadzce, dobrze?

 

Humor Aerona momentalnie się rozchmurzył, czego dowodem był szeroki uśmiech, godny małego dziecka, któremu matka obiecała zakupienie nowej zabawki.

 

- Słowa mej królowej, są dla mnie rozkazem.

 

Velerie przytaknęła, składając na jego ustach jeszcze jeden pocałunek, nim oboje wstali i usiedli naprzeciw siebie na kocu.

 

Wiedziała, że czeka ją dzień pełen wrażeń i emocji. A zapowiedziane atrakcje popołudnia, były idealną rekompensatą niewygody sukni.

 

Aczkolwiek kto wie. Patrząc na pełną pożądania twarz jej ukochanego, może by warto założyć ja i później?

 

Odpowiedź dostała później, kiedy oczy Aerona i jego dłonie wreszcie ja zdjęły i ujawniły resztę zaplanowanych dla niego atrakcji wizualnych.

 

W wielkim skrócie... Było warto.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania