Patrząc przez różowe okulary — Bitwa literacka

Może i nie jest to zbyt popularna opinia, ale po mojemu wojna potrafi być całkiem dobrą sytuacją. Na przykład wtedy, kiedy na naszą planetę przybyła nieznana jeszcze wtedy cywilizacja. Jak głosi najbardziej prawdopodobna teoria, przybyła z innej galaktyki. Tak samo, jak w filmach, grach czy książkach o takiej tematyce pierwsze co zrobili po tym, jak wylądowali, to zaatakowali wszystkim, co mieli pod ręką.

Na początku nie nadawaliśmy im zbyt wyszukanych nazw. Byli to po prostu „obcy najeźdźcy”, „kosmici”, czy też najbardziej chyba popularny „wróg”. Nazwy te jednak bardzo szybko znudziły się wszelkim mediom, które postanowiły mimo wszystko ochrzcić jakoś naszego przeciwnika. Z natłoku dziesiątek tysięcy różnych propozycji wybrano Jeźdźców Apokalipsy.

Już wyjaśniam, dlaczego zdecydowano się akurat na tę nazwę. Stało się tak, ponieważ okoliczności przybycia tych ufoludków były niemal identyczne z tymi, które towarzyszyły oryginalnej czwórce. Ponadto tak samo, jak w biblii, tak i u nas Jeźdźcy zgotowali nam prawdziwe piekło na ziemi.

Niestety, w przeciwieństwie do biblijnego Głodu, Wojny, Zarazy oraz Śmierci, nasi Jeźdźcy nie brali absolutnie żadnych jeńców. Cywile, żołnierze, mężczyźni, starcy, kobiety, kalecy, a nawet dzieci padały ich ofiarą. Kiedy tylko zajmowali jakieś miasto, nawet takie, które nie miało żadnego znaczenia strategicznego, to nie pozostawiali po nim kamienia na kamieniu. Każdy skrawek roślinności, jaki znalazł się na ich terenie, był natychmiast wypalany bądź miażdżony dopóty, dopóki mieli pewność, że nie odrośnie. Inaczej mówiąc, sprawili nam armagedon.

Pomimo usilnych prób, jakie podejmowały wszystkie państwa na Ziemi, ponosiliśmy dotkliwe klęski podczas każdego starcia. Zresztą taki obrót spraw nikogo specjalnie nie dziwił. Jeźdźcy dysponowali nie tylko przytłaczającą przewagą liczebną, ale także ich technologia prześcigała naszą o całe lata świetlne.

Jasne było, że potrzebowaliśmy genialnego planu. Oczywiście go wymyśliliśmy. Co prawda po trochu dzięki ogromnemu szczęściu, a po trochu dzięki heroicznemu poświęceniu wielu dzielnych ludzi, wskutek czego ponieśliśmy potężne straty, ale i tak udało nam się wykraść obcym jedną z ich technologi. Na początku mieliśmy duże problemy z przystosowaniem jej do możliwości naszego sprzętu oraz wydolności organizmów, ale w końcu coś wykombinowaliśmy. Bądź co bądź jesteśmy całkiem sprytnym gatunkiem, nawet jeśli Jeźdźcy myślą inaczej.

Wracając do tematu, efektem badań naszych naukowców stały się Gogle. Ten prawdziwy cud technologi umożliwiał użytkownikowi widzenie w rozszerzonej rzeczywistości. To doprawdy wspaniałe przeżycie. Jak dla mnie to jedyną wadą tego sprzętu jest fakt, że mają różowy kolor. Powiedzenie, że nie jest to najbardziej męski kolor na świecie, to oczywiście niemal niewyobrażalne niedopowiedzenie. Niestety, aktualnie niemożliwe jest przeskoczenie tej „przeszkody”.

Wszystko przez to, że pył, którym oblepiano Gogle, miał właśnie tę barwę. A że chcąc nie chcąc był on niezbędny przy produkcji, to pozostawało jedynie się do tego przyzwyczaić. Owy pył zawierał dziesiątki tysięcy mikroskopijnych robotów w każdym milimetrze sześćściennym. To właśnie te malusieńkie cuda robotyki Jeźdźców dzięki niesamowicie skomplikowanym obliczeniom wykonywanym w przeciągu zaledwie ułamka sekundy wyświetlały ogromną ilość danych bezpośrednio na siatkówce oka właściciela. Wielu narzekało na to, że często niemożliwością było odczytanie tych wszystkich informacji jednocześnie oraz że strasznie rozpraszały one uwagę, wskutek czego musieli wyłączać wiele z opcji. Niestety nie było to zbyt intuicyjne. No, ale w końcu nie robiono tego z myślą o ludziach.

Jakby komuś mało było owych „wad” to zdarzało się, że Gogle samodzielnie zabijały przeciwnika. No, może należało powiedzieć, że robiły to prawie samodzielnie. Tak naprawdę jest to jedynie efekt uboczny używania Gogli. Na początku nie był on pożądany, wręcz starano się go zwalczać na wszelkie dostępne sposoby, ale ostatecznie dostrzeżono jego ogromny potencjał.

Zjawisko to nazwano Pierwotną Furią, a potem po prostu Furią, dla oszczędności czasu i języka. Ludzie może i są sprytni, ale lenistwa również nie można nam odmówić. Kiedy człowiek jej doświadczał, stawał się niewrażliwą na ból, zmęczenie, załamanie morale i tym podobne jednoosobową armią, będącą przy okazji niemalże niemożliwą do zabicia czy też powstrzymania. Tacy żołnierze prędzej ginęli na polu bitwy, niż oddawali zajęte pozycje. Niestety, wielu z nich nie potrafiło i do dziś nie potrafi pogodzić się z myślą, że stracili wtedy kontrolę nad swoim zachowaniem.

Masowe dezercje stawały się powoli ponurą normą, wywołującą kolejne fale ucieczek. Aby jakoś zaradzić temu błędnemu kołu, sztab założył nową jednostkę specjalną. Nazwali nas Furiatami, od zjawiska Furii oczywiście. Od momentu jej powstania, jedynie jej członkowie mogli w legalny sposób używać Gogli.

Dostanie się do Furiatów, wymagało spełnienia jedynie dwóch, stosunkowo prostych warunków. Wypełniłem je, kiedy tylko usłyszałem, że każdy, kto chce może się do nich zgłosić.

Pierwszym krokiem było udowodnienie, że ma się za sobą przynajmniej pięć lat w wojsku, bądź też w specjalnej jednostce policyjnej. Potem trzeba było tylko podpisać parę świstków. Nic prostszego.

Pierwszym papierkiem było krótkie, napisane aż zbyt prostym językiem, zaświadczenie, że doświadczanie Furii nie jest w żaden sposób sprzeczne z przekonaniami osoby, mającej zamiar dołączyć do Furiatów.

Jako drugi podpisywało się regulamin. Poza znajdującą się tam klauzulą, na mocy której ani sztab, ani przełożeni nie ponosili odpowiedzialności za to, co taki człowiek może dokonać podczas Furii, nie zawierał nic ciekawego. Owszem, teoretycznie karę za ewentualne rozboje czy inne zbrodnie mógł ponieść tylko i wyłącznie ich sprawca, ale nie stanowiło to aż tak wielkiego problemu. I tak często uznawano nas za niepoczytalnych, jeśli doświadczaliśmy Furii.

Trzeci świstek był jedynie wypowiedzeniem z jednostki, w której służyło się do tej pory. Ponownie nic godnego czyjejkolwiek uwagi.

Czwarty oraz ostatni, był najzwyklejszym w świecie potwierdzeniem tego, że zrozumiałeś poprzednią trójkę oraz potwierdzasz tamte podpisy.

Po tym wszystkim oficjalnie dołącza się do naszej małej rodzinki, jak kiedyś mówiłem na Furiatów.

Wspominałem już, że byłem jedną z pierwszych osób, które dołączyły do jednostki. Na początku walki nie szły nam nawet w najmniejszym stopniu tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Owszem, może i mieliśmy nasze Gogle oraz najnowszy sprzęt, ale i tak było nas najzwyczajniej w świecie za mało.

Na całe szczęście, jak to w takich historyjkach bywa, wszystko zmieniło się wtedy, kiedy doszło do małej oraz z pozoru nic nieznaczącej potyczki o jedną z dzielnic Nowego Yorku.

Tamtego dnia dwudziestu siedmiu Furiatów, dysponujących jedynie standardowym sprzętem, nie tylko utrzymało wyznaczony obszar, ale również odepchnęło trzykrotnie liczebniejszy oddział Jeźdźców. Właśnie wtedy przestano nas nazywać „Jednostką eksperymentalną” czy też „Super żołnierzami”, a zaczęto wołać na nas „Bohaterzy”. Ogromna fala nowych rekrutów, jaka później napłynęła, naprawdę nam pomogła. Co prawda wielu z nich dołączyło do nas tylko i wyłącznie po to, aby zaspokoić chęć zysku, ale i tak problem niskiej liczebności przeminął z wiatrem.

A kiedy już się to stało, praktycznie samodzielnie wygraliśmy tę wojnę. Niestety, wbrew pozorom miało to też pewne poważne wady. Może i zabrzmi to brutalnie, ale podczas pokoju wojenni bohaterowie nie są już potrzebni. No, chyba że w książkach.

Zaczęto otwarcie mówić o naszych, ukrywanych do tej pory, zbrodniach popełnionych na froncie. Pod wpływem Furii często gwałciliśmy, rabowaliśmy czy też mordowaliśmy cywili, a stan, w jakim zostawialiśmy pozycje, często bywał, oględnie mówiąc, okropny. Winę zawsze staraliśmy się zganiać na Jeźdźców, którzy i tak byli właściwie synonimem zła, więc raczej nie pogarszaliśmy im opinii. Los, a może Bóg, chciał, aby szydło wyszło z worka. Na właściwie każdego z nas miał czekać sąd polowy, a wyrokiem najpewniej miała być kara śmierci. W każdym razie ja bym wydał właśnie taki wyrok. Na nasze szczęście za każdym razem decydowano się na „jeszcze jedną” rozprawę.

Na szczęście z pomocą przyszedł drugi „dar” Jeźdźców. Po druzgocącej porażce większość z nich wyniosła się z powrotem do siebie, ale część z nich pozostała tutaj. Zaczęli powoli mieszać się z naszym gatunkiem, mając po prostu dość tej całej wrogości, jaką do siebie pałaliśmy. Dzięki niezwykłemu podobieństwu ich DNA do naszego możliwe było uzyskanie przez takie pary żywego, ale chcąc nie chcąc bezpłodnego potomstwa. Określanie takich dzieci Nowym Pokoleniem stało się w przeciągu paru tygodni tak naturalne, że nawet oni tak na siebie wołali. Przy okazji odkryliśmy również, że Nowe Pokolenie posiadało pewną specyficzną moc. A mianowicie telekinezę. Co prawda miało to pewne poważne ograniczenie, w celu zatrzymania, poruszenia czy czegokolwiek w tym stylu, danego obiektu, trzeba było wykorzystać do tego tyle energii, co do zrobienia tego samego gołymi rękoma, ale i tak zrewolucjonizowali życie codzienne.

Tak jak wszystkie dzieciaki, które dorastały podczas wojny, tak samo i oni byli wręcz do przesady zafascynowani militariami, a zwłaszcza naszą jednostką. Jak się okazało, nasza sprawa odwlekała się nie bez powodu. Dopiero po dłuższym czasie dowiedziałem się, że to właśnie Nowe Pokolenie bardzo się do tego przyczyniło. Część z nich została później politykami, którzy przeforsowali ustawę, na mocy której oczyszczono nas z wszelkich zarzutów, twierdząc, że dobro, jakie wyrządziliśmy, pokonując Jeźdźców, jest nieproporcjonalnie większe od zła, jakie wyrządziliśmy przy okazji „wypadków przy pracy” czy jak to tam nazwali.

Niestety mimo wszystko musieliśmy pójść na pewien kompromis, żeby społeczeństwo nie rozszarpało rządu na miliony, malusieńkich kawałeczków. Odłączyliśmy się od wojska, stając się tym samym grupą do wynajęcia. Ponieważ nieco zmieniły się zasady oraz idee Furiatów, każdemu dano możliwość dezercji bez ponoszenia żadnych konsekwencji. Oczywiście nawet nie pomyślałem o skorzystaniu z tej opcji. Prawdę mówiąc, praca najemnika wydawała mi się nawet bardziej interesująca niż żołnierza. A miałem mnóstwo okazji, aby je porównywać. Pięćset sześćdziesiąt dwie misje, kiedy Furiaci byli jeszcze jednostką wojskową oraz czterysta trzydzieści siedem po tym, jak zaczęliśmy pracować dla tych, którzy dadzą najwięcej. Razem równo dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć misji. Oznacza to, że ta, na którą właśnie lecę będzie wyjątkowa.

No właśnie, aktualna misja. Nie mam teraz czasu na rozmyślanie o przeszłości, trzeba skupić się na teraźniejszości.

— Słuchajcie! — wykrzyknął nasz szef, John.

Facet nie wyróżniał się absolutnie niczym, jeśli nie liczyć jego wiedzy o medycynie. Podobno doktoratu nie dostał tylko i wyłącznie dlatego, że zaspał na egzamin. No cóż, według mnie jest to bardzo prawdopodobne.

— Musimy przygotować się na prawdziwe piekło! — kontynuował.

— Podobno zawsze tak gadasz — rzekł sennie Max, niski oraz lekko opasły chłopak. Bardziej przypominał on nastolatka niż dorosłego mężczyznę. Może i go nie znam, więc nie powinienem go oceniać, ale mimo to nie potrafię sobie wyobrazić, jakim sposobem dostał się do nas. Ja rozumiem, że należy do Nowego Pokolenia, ale mimo wszystko jedyne co do tej pory robił to jedzenie śmieciowego żarcia oraz spanie jak zabity. Słyszałem, jak mówił, że jego ojciec jest wręcz obrzydliwie bogaty. Zgaduję, że to jest rozwiązanie zagadki. Irytował mnie też jego sposób odzywania się do reszty ekipy. Do każdego od razu po imieniu.

— Owszem, ale tym razem nie przesadzam — rzekł John, przybierając poważny wyraz twarzy. — Pewne wiarygodne źródła mówią, że ci terroryści ukradli jakimś nieznanym nam jeszcze sposobem bombę atomową.

— Faktycznie nieciekawa sytuacja — rzekłem, zakładając Gogle.

Niektórzy nie lubili ich również dlatego, że kiedy nie skalibrowało się ich w sposób odpowiedni, mogło się pojawić parę problemów technicznych. Najpopularniejsze z nich to: zabarwianie wszystkiego dookoła na różowo, lekkie rozmazywanie konturów okolicznych przedmiotów.

Pozbyłem się obu po krótkiej zabawie filtrami. Teraz dzięki setkom złotych wykresów, tabel, oznaczeń i tym podobnych na różowym tle, można było powiedzieć, że stałem się niemalże wszechwiedzącym bóstwem wojny.

— Dlaczego nie wystrzelą jej od razu? — zapytała Liz, po czym zrobiła ogromnego balona z gumy do żucia.

Opisanie tej dziewczyny nie sprawiłoby najmniejszego problemu nawet niewidomemu. Niewysoka blondynka, w której było znacznie więcej silikonu niż ciała, która przy okazji znała ładunki wybuchowe jak własną kieszeń.

— Po pierwsze chcą pieniędzy, a po drugie i najważniejsze jeszcze nie złamali niezbędnych w tym celu kodów — odpowiedział Alax.

Chłopak stanowił niemal doskonałe przeciwieństwo mnie. Ja byłem wysokim, umięśnionym mężczyzną z niesamowicie krótkimi blond włosami, przez które z daleka wyglądałem na łysego, a on malutkim, chuderlawym okularnikiem z czarną czupryną, niemal tak wielką, jak jego głowa.

— Dokładnie — potwierdził niemal niewidocznym skinięciem głowy John. — Żądają stu milionów rubli i właśnie dlatego nasza czwórka skacze. — Podniosłem rękę tuż po tym, jak skończył. — Tak, Kevin?

— Po pierwsze jest nas tu siedmiu, z czego dwójka to piloci. Daje nam to pięciu, a nie czterech skaczących — szef próbował coś odpowiedzieć, ale nie dałem mu na to czasu. — Poza tym, czy naprawdę ważniejsze jest to, że żądają pieniędzy, niż to, że mają atomówkę, którą potencjalnie mogą odpalić? No i w końcu Rosja chyba zamierza wycofać się z rubli. Podobno tej waluty nie da się już odratować. — Mam nadzieję, że moje przeczucie o tym, że właściwie sam zakończę tę misję, okaże się mylne.

W końcu jakkolwiek by nie było, często zwiad to nie wszystko, więc to, że jest kompletną porażką i tak zostawia malutki promyk nadziei.

— Już ci odpowiadam, ale na przyszłość powinieneś dopuścić dowódcę do głosu, rozumiemy się, Kevin? — Obrzucił mnie zezłoszczonym spojrzeniem.

— Oczywiście. — Kiwnąłem nieznacznie głową.

— Max nie skacze, to nie jego robota. W zamian będzie nam przekazywał informacje z pokładu śmigłowca. — Innymi słowy, z żarłoka nie będzie nawet najmniejszego pożytku. — Na pozostałe pytania odpowiem jednocześnie, gdyż się ze sobą łączą. Otrzymaliśmy ostatnio propozycję nie do końca legalnego zlecenia, za które mieliśmy dostać właśnie sto milionów rubli. Wiele innych szczegółów również sugeruje, że to właśnie ci terroryści wysłali nam tę propozycję.

— Rozumiem — przerwał mu Alex, po czym widząc, że zdenerwował tym szefa, rzekł cicho. — Przepraszam, będę już cicho. Kontynuuj, John.

— Skoro ci bandyci myślą, że mogą nam dać pieniądze z takich źródeł, to pokażemy im, jak bardzo się mylą, rozumiecie? — Wydawało się, że szefowi najbardziej zależy na moim potwierdzeniu.

W sumie to nigdy mi do końca nie ufał. Chodziło o najzwyklejszą w świecie różnicę poglądów, dotyczącą Furii. Owszem, tolerował ją, ale mimo to nie przepadał zbytnio za nią, a ja wręcz ubóstwiałem to uczucie. Słuchanie o tym, jak to jest być niepokonanym, a bycie kimś takim naprawdę to dwie, zupełnie różne rzeczy.

— Rozumiem — odparłem, nawet nie starając się kryć tego, że robię to jedynie z łaski.

— Jeszcze jakieś pytania? — spytał szef, nareszcie zaszczycając spojrzeniem resztę ekipy.

— Tak, mam jedno — stwierdził Max, podnosząc leniwie rękę. — Czy podczas trwania misji, będę mógł zjeść trochę czipsów? Właśnie znalazłem moje ulubione — mówiąc to, wyciągnął paczkę solonych czipsów, oblizując przy tym usta.

— Naprawdę o to się pytasz? — rzekłem cicho pod nosem. Z kim ja muszę pracować.

— Niech ci będzie, bylebyś nie naświnił — powiedział zrezygnowany John.

— Tego możesz być akurat pewien. Kiedy wrócisz, to nie zobaczysz nawet jednego okruszka.

 

— Ja też mam pytanie — Liz również podniosła rękę, parodiując przy tym ruchy nowego.

 

— Tak, Liz?

 

— Kiedy skaczemy? — zapytała tak, jakby chciała mieć to za sobą.

 

Jej lęk wysokości bywa strasznie irytujący. Zawsze trzeba jej nieco „pomóc”, wypychając ją z pokładu. Tym razem była kolej Alexa.

 

— Za pięć minut. Potem mamy jeszcze kwadrans, po tym czasie najprawdopodobniej odgadną kody...

 

Przestałem ich słuchać, wiedząc, że i tak nie powiedzą niczego wartego uwagi. Zamiast tego po raz dwunasty dokładnie sprawdziłem cały sprzęt. Jako jedyny w grupie nie należałem do Nowego Pokolenia, ale nie zamierzałem być z tego powodu gorszy pod żadnym względem. Właśnie dlatego robię wszystko tak dobrze, jak to tylko możliwe. Nie powstrzymają mnie nawet potencjalne konsekwencje. W końcu ten, kto się ich boi, jest najzwyklejszym w świecie tchórzem.

 

Oczywiście na początku to, że nie słuchałem niczyich instrukcji, strasznie irytowało załogę, ale z czasem przestali zwracać na to uwagę. W końcu co mogli mi powiedzieć? Jeszcze nigdy ich nie zawiodłem.

 

Co się zaś tyczy Maxa, który z oczywistych względów nie miał prawa o tym wiedzieć, to i tak nawet tego nie zauważył. Zamiast tego, od pewnego czasu, słuchał muzyki przez najnowszy model słuchawek, jedząc przy okazji solone paluszki. Trzeba mu przyznać, że faktycznie nie kruszył. Tyle dobrego.

 

W każdym razie na pierwszy ogień poszła moja ulubiona broń, ciężki karabin maszynowy Prx-7500. Większość żołnierzy wolała na niego mówić Rzeźnik. Potrafił w przeciągu mniej więcej dwóch sekund opróżnić cały magazynek, liczący trzysta pięćdziesiąt naboi. A że potrafiły one bez większych problemów przebić właściwie każdą znaną ludzkości osłonę, poza ciężkimi pancerzami czołgów, to temu, kto znalazł się po niewłaściwej stronie lufy, pozostała jedynie modlitwa. Tak samo, jak poprzednio, tak i tym razem nie widziałem nawet śladu po ewentualnej usterce. Chociaż pewnie i tak uda mu się zaciąć przynajmniej raz, taka już jest natura tego modelu. Pewnie, gdyby nie to, stałby się bronią doskonałą.

 

Drugi w kolejce był rewolwer Pr-2250, popularniej zwany Bestią. Zaledwie sześć naboi, niemających może takiej mocy jak te z Rzeźnika, ale i tak wyrządzających ogromne szkody, stanowiło jego największą wadę. Wystarczy jednak powiedzieć, że Magnum to przy nim malutka zabawka dla dzieci, aby zaraz o niej zapomnieć. Mimo to nie dziwię się tym, którzy za nią nie przepadają. Sam jej kiedyś nie lubiłem, głównie ze względu na potężny odrzut, ale po tym, jak parę razy ocaliła mi życie, zmieniłem zdanie.

 

Granaty dymne oraz hukowe też były w nienagannym stanie. Zresztą nic dziwnego, zostały przecież wyprodukowane zaledwie wczoraj, więc nawet nie miały okazji, aby się zepsuć. Mimo to przezorny zawsze ubezpieczony.

— Kevin — John położył rękę na moim ramieniu, wyrywając mnie z zamyślenia. — Już czas na skok.

— Oczywiście — rzekłem, wstając na równe nogi.

W tym samym momencie zapaliło się zielone światło, mówiące, że mamy przygotować się do skoku. Patrzyłem na niespiesznie otwierającą się klapę. Może i nie zdążyłem sprawdzić skafandra oraz Gogli, ale i tak sprawdziłem je wcześniej jedenaście razy, więc raczej nic im nie jest.

Na razie jednak musiałem skupić się na misji. O ile środek nie był w żaden sposób możliwy do przewidzenia, o tyle zarówno koniec, jak i początek zawsze były takie same.

Co się tyczy pierwszego, wygrywaliśmy, a raczej wygrywałem; a co do drugiego, skok, po czym wejście zgodnie z wcześniej ustalonym planem.

Jeżeli się nie mylę, dzisiaj mamy wylądować przed posesją, a następnie natychmiast wysadzić w powietrze bramę. Normalne lądowanie na dachu byłoby bezsensowne, gdyż nie dało się z niego zejść, a co się tyczy trawnika, to najpewniej został zaminowany, więc bezpieczne lądowanie odpadało. Mimo to sam skok i tak będzie ten sam.

Jeszcze parę sekund, a klapa będzie w pełni otwarta.

Trzy.

Dwa.

Jeden.

Skok, który wykonałem, był perfekcyjny. Nawet moment otwarcia spadochronu był podręcznikowy. Kiedyś to lubiłem, ze względu na zastrzyk adrenaliny, ale z czasem przestało mi to wystarczać. Mimo to przeraźliwe piski Liz, grożącej Alexowi, że go zabije, nigdy się nie nudziły.

Krótki moment spędzony w powietrzu wykorzystałem, aby ogarnąć wzrokiem okolicę. Kryjówka terrorystów bardziej przypominała luksusowy, śnieżnobiały apartament pełen złotych zdobień, niż budynek mający na celu nie rzucać się w oczy. Silnie kontrastowała z dziką, bezkresną dżunglą, która rosła wokół.

Po tym, jak wylądowałem na ziemi, poczekałem chwilę na pozostałą trójkę, szukając jednocześnie wzrokiem ewentualnego powitania. Na szczęście jeszcze nas nie zauważyli.

— Widzę, że Kevin jest jak zawsze doskonały — zażartował John, kiedy tylko znalazł się na twardym gruncie.

Chwilę potem pomógł wstać przerażonej Liz. Dziewczyna wykonała kilka głębokich oddechów, a kiedy ręce przestały jej się trząść, zabrała się do roboty.

— Ktoś musi — powiedziałem bez emocji, rozglądając się dookoła. Na ziemi nic poza perspektywą się nie zmieniło, więc już po koniecznym zwiadzie. Resztę można zostawić w rękach nowego.

— Wasza dwójka... — Max przerwał wypowiedź, aby zjeść czipsa — ...chyba nie powinna walczyć ze sobą, a z tymi złymi, mam rację? — Ponownie skosztował słonej przekąski.

— Ty masz tylko przekazywać informacje, a nie upominać nas — rzekła nieco gniewnie Liz.

— No dobra, dobra — rzekł Max tak, jakby chciał zakończyć dłużącą się debatę na temat tego, czy motyl potrzebuje bardziej lewego, czy prawego skrzydła.

— Nie kłóćcie się albo po powrocie zrobicie dziesięć kółek dookoła centrali — powiedział twardo John. — A ty Liz, zakładaj lepiej ładunek nieco szybciej.

— Nie poganiaj profesjonalistki — powiedziała, biorąc nową gumę miętową do ust. Zawsze to robiła, ponieważ to pomagało się jej uspokoić. — Zwłaszcza wtedy, kiedy nie ma takiej potrzeby — dodała zadziornie.

— Mamy tylko dziesięć minut — przypomniał jej Alex.

— Raczej aż dziesięć minut — powiedziała urażona tym, że ktoś śmiał pomyśleć, że nie da sobie rady. — W każdym razie gotowe, chłopcy — powiedziała, chowając się za drzewem. — Wybuchnie dokładnie za dziesięć sek...

Nagle przeraźliwy huk wstrząsnął ziemią. Kawałki ziemi, roślin oraz murów spadały z nieba, a chmura pyłu zabarwiła wszystko na czarno.

My w tym czasie wpadliśmy na trawnik, nie zwalniając tempa nawet na chwilę. Co prawda zgodnie z tym, co przewidywaliśmy, był zaminowany, ale na nieszczęście terrorystów, dzięki Goglom widziałem, gdzie są ładunki. Zresztą to i tak nie wszystko. Zdawałem sobie również sprawę z tego, które z nich wybuchną, jeśli na nie wbiegnę oraz jaka będzie najbardziej prawdopodobna trajektoria lotu potencjalnych odłamków.

— Ładne dziesięć sekund, Liz! — zawołałem, po tym, jak Gogle znalazły najszybszą drogę do drzwi frontowych.

— Oj tam, przecież żyjemy — odburknęła gniewnie.

Pewnie przeklinała samą siebie za tę pomyłkę, ale w sumie to miała rację.

— Z lewej zbliża się trójka wrogów — ostrzegł nas Max.

Moi towarzysze co prawda spróbowali ich zaatakować, ale byli na to zbyt wolni. Sam zdołałem ich zabić lata wcześniej, a wszystko dzięki celownikowi Gogli. Analizując absolutnie każdy czynnik, pokazywał miejsce, gdzie trafi kula z dokładnością do połowy milimetra. Z taką pomocą nie sposób nie trafić prosto w cel, niezależnie od warunków.

— Nieźle, Kevin — rzekł John, nawet nie próbując kryć podziwu.

— Dzięki — odparłem od niechcenia, po czym znalazłem się na ganku.

Zgodnie z danymi Gogli, tym razem powinien wystarczyć jedynie solidny kopniak. Normalnie nawet bym się nie zatrzymywał, a jedynie wpadł na drzwi, ale przecież musiałem przeładować broń. Z zaledwie siedmioma nabojami w magazynku nawet ja nic nie zdziałam.

— W środku jest piątka... — Nawet nie słuchałem gadania Maxa.

Karabin był już załadowany, a ja i tak mogłem ocenić sytuację dzięki moim Goglom. Wyważyłem z hukiem drzwi, dobywając przy tym Bestii. W mgnieniu oka znalazłem się na środku ogromnego holu. Właściwie wszystko tutaj było ozdobione lakierowanym hebanem bądź też śnieżnobiałym marmurem. Podłogę wykonali z kamienia stylizowanego na naturalny. W niemal każdym kącie znajdowała się jakaś plazma, szczerozłota lampa czy inne drogie gadżety. Widać było, że w ogromnym pośpiechu postarano się chociaż trochę przygotować pomieszczenie do obrony.

Dwóch wrogów siedziało za przewróconym, ciemnobrązowym stołem. Myśleli zapewne, że są tam dla mnie zupełnie niewidoczni. Na dowód tego, jak bardzo się mylili, wpakowałem każdemu z nich po kulce w łeb. Owszem, może i nie nauczy ich to tego, że dla właściciela Gogli nie ma czegoś takiego jak ukryty przeciwnik, ale mnie pozbawiło dwóch problemów.

Trzeci wykazał jednak nieco więcej rozsądku. Jako osłonę wybrał jeden z licznych, marmurowych filarów. Była to osłona na tyle szeroka, że spokojnie ochraniała całe jego ciało. Tak, mogę z całą pewnością powiedzieć, że była to bardzo solidna kryjówka. Mimo to i tak zabiłem gościa bez większych problemów. Wystarczyło tylko poczekać na moment, kiedy wychylił się, aby oddać strzał.

Co prawda ostatnia dwójka znajdowała się tuż za drzwiami frontowymi, wskutek czego znajdowali się teraz dokładnie za moimi plecami, ale i tak nie stanowili dla mnie najmniejszego zagrożenia. Liz razem z Alexem załatwili ich bez najmniejszej zwłoki. Dobrze, że chociaż raz na jakiś czas można liczyć na ich pomoc. Szkoda tylko, że z tego powodu ciągle nazywają siebie „zespołem”.

— Słuchałbyś moich instrukcji — rzekł gniewnie Max.

Od razu widać, że nikt mu o mnie nie mówił. Gdyby tak było, to uznałby moje zachowanie za zupełnie naturalne. Zresztą nie będę o tym rozmyślał. Teraz dzieją się ważniejsze rzeczy niż to, że ktoś nie zdaje sobie sprawy z tego, że ma do czynienia z prawdziwym profesjonalistą.

— Nie ma takiej potrzeby — odparłem podekscytowany.

Czułem, że brakuje jeszcze tylko paru chwil do tego, abym doświadczył Furii. To było dla mnie to, czym jest haj dla ćpuna. Właściwie to niedopowiedzenie, stanowiło to dla mnie cały sens mojego życia. Niestety ani ja, ani nikt inny nie umiał tego zrobić na zawołanie. Do tego potrzebny był gniew, strach, sytuacje ekstremalnie czy też po prostu żądza krwi. Ech... berserkom było jednak dobrze. Podczas bitwy mieli tę ostatnią właściwie na zawołanie, a ja musiałem się w tym celu solidnie namęczyć.

— Kevin, tym razem nie jesteś sam w domu, więc może zacząłbyś łaskawie współpracować? — zakpiła Liz.

Chyba kiedyś zabiję tę babkę. Cokolwiek by się nie zrobiło czy powiedziało i tak znajdzie powód do tego, aby sobie z ciebie zażartować. Niestety jest jedyną dziewczyną w grupie, więc powiedzenie jej czegoś w dzisiejszych czasach byłoby „dyskryminacją”.

— Cicho bądź albo cię zakne... — próbowałem jej odpyskować, kiedy tylko skończyła mówić, ale przerwał mi John.

— Jesteś ranny, Kevin. Może powinienem na to spojrzeć? — mówił to zmartwionym głosem.

— Później. Na razie mamy atomówkę na karku — mówiąc to, zerknąłem na prawe ramię.

Faktycznie oberwałem, ale rana nie wyglądała na groźną. Te parę minut na pewno nie będzie miało żadnego znaczenia. Jedynie założyłem na to miejsce dodatkową osłonę, aby odzyskać szczelność kombinezonu. Gogle może i mogą czynić cuda, ale przed promieniowaniem niestety nie ochronią.

— Być może masz rację... — rzekł niepewnie Alex — ...ale mimo to wolałbym, aby powiedział to medyk.

— No dobra — burknąłem, zdenerwowany ich zachowaniem. — Co takiego mówi nasz w y k w a l i f i k o w a n y lekarz? — spytałem twardo, jednocześnie wpatrując się intensywnie w Johna.

— Jako medyk powiem, że ta rana faktycznie może chwilę poczekać... — Jako medyk? Czyli zaraz palnie jakąś gadkę o tym, jakim to on jest super przyjacielem z różowej krainy tęczy oraz wiecznego szczęścia — ...lecz jako twój kumpel poleciłbym, abyś dał mi ją zbadać. — A nie mówiłem? — Tak na wszelki wypadek — dodał, widząc moje spojrzenie.

— Pozwól, że zaufam tej medycznej części twojej wypowiedzi, jeśli nie masz nic przeciwko temu — rzekłem jadowicie.

— Tak jakby co, to widzę już piwnicę. Musicie iść cały czas prosto — Max wypowiedział te słowa niewyraźnie. Zgaduję, że jadł właśnie czipsa.

Mniejsza z tym. Najważniejsze jest to, że go zrozumiałem, nawet jeżeli nie było to w najmniejszym stopniu istotne.

Sekundę później zerwałem się do błyskawicznego sprintu, zostawiając resztę ekipy daleko w tyle. Nawet nie próbowali za mną nadążyć, nie to, co kiedyś. Przez to ich pilnowanie flanek, ubezpieczanie siebie nawzajem i całą resztę takich szczegółów, musieliby być zdolni pobić rekord świata na setkę.

Zgodnie z tym, co pokazywały mi Gogle, kiedy tylko rozpędzony natarłem lewym barkiem w podwójne drzwi, te z hukiem wyleciały z zawiasów, ukazując długie schody, prowadzące na dół. Nie zwolniłem nawet trochę, byleby tylko nie stracić elementu zaskoczenia. Nie musiałem bać się tego, że przeciwnicy zastawią na mnie pułapkę czy coś w tym stylu. Tak długo, jak miałem Gogle, tak długo oni nie mieli nawet najmniejszego prawa do zwycięstwa. Jakkolwiek by nie było, kiedy miałem założone Gogle, stawałem się chodzącą machiną zagłady.

W połowie drogi sprawiłem im jeszcze dwie, małe i niewinne niespodzianki. Granat dymny, a chwilę później jeszcze hukowy, tak dla pewności.

Kiedy tylko pokonałem ostatni stopień, ogarnąłem wzrokiem przeciwników. Zaledwie ósemka, więc nawet niektóre treningi były trudniejsze. Wystarczyła mi zaledwie jedna seria Rzeźnika, aby siedmiu z nich padło nieżywych na ziemię. Ten ostatni przeżył tylko i wyłącznie dlatego, że broń wybrała sobie akurat ten moment, aby się zaciąć, pozostawiając jeszcze jakąś setkę naboi w magazynku.

Wygląda na to, że ktoś ma dzisiaj szczęśliwy dzień. Ocalały, kiedy tylko zobaczył, w jakiej sytuacji się znalazł, natychmiast odrzucił broń tak, jakby ta zmieniła się nagle w rojowisko węży, po czym w mgnieniu oka uniósł ręce wysoko nad głowę. Krzyczał coś w swoim języku, ale nic z tego nie rozumiałem. Pewnie było to coś w stylu „Poddaję się” albo „Mam żonę i dzieci”.

Sama bomba nie została nawet draśnięta, gdyż znajdowała się za solidną, szklaną osłoną chroniącą przed promieniowaniem. Wychodzi na to, że niepotrzebnie uszczelniałem kombinezon. Chociaż z drugiej strony te dwieście naboi, które w nią trafiły, mogły ją uszkodzić.

— Ładnie Kevin, ale na przyszłość nie działaj aż tak samodzielnie — tym razem to Alex mnie zganił.

Kiedy oni się nauczą, że właśnie tak działam najlepiej? Gdybym miał im ufać czy też ich wspierać, to musiałbym zniżyć się do ich poziomu. Czy to naprawdę tak ciężko zrozumieć?

— Jasne — mruknąłem cicho, nawet nie myśląc o tym, aby faktycznie go posłuchać.

Nie chodziło mi o to, że nie miało to najmniejszego sensu. Po prostu byłem wściekły na samego siebie. Zabrakło tak niewiele, tylko dwóch trupów. Chociaż patrząc na to, jak słabi oni byli, to może jednak trzech albo czterech. W każdym razie, gdyby nastąpiła jeszcze jedna wymiana ognia, nawet krótka, a doświadczyłbym Furii. Niestety wygląda na to, że dzisiejszego dnia już raczej tego nie dokonam, a następna misja dopiero za tydzień.

„Chociaż z drugiej strony” — pomyślałem, przeładowując karabin — „Mam tu czwórkę potencjalnych zabitych, więc ciągle jest promyczek nadziei”.

Spojrzałem po kolei na Liz, zabierającą się za zabezpieczanie bomby; Johna, wyciągającego właśnie apteczkę z plecaka; Alexa, zdającego ludziom z centrali raport z misji; a następnie na naszego jedynego zakładnika, który wyglądał tak, jakby miał zaraz zesikać się w majtki.

Niby przypadkowo skierowałem lufę broni w stronę dziewczyny, mówiącej właśnie „No dobra chłopaki, gotowe” po raz ostatni.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (16)

  • KarolaKorman 30.09.2015
    ,,sześć ściennym'' - sześciennym
    ,,W każdym razie, kiedy człowiek jej doświadczał, stawał się niewrażliwą na ból, zmęczenie, załamanie morale i tym podobne jednoosobową armią, będącą niemalże niemożliwą do zabicia czy też przynajmniej powstrzymania.'' - albo coś pominąłeś w tym zdaniu, albo czegoś jest za dużo. Tak czy siak, ja pojąć go nie mogę :)
    ,,Masowe dezercje stawały się powoli ponurą normą, wywołującą kolejne fale dezercji. '' - tu drugą ,,dezercję'' zamieniłabym na ucieczkę, oddalenie, opuszczenie
    ,,Dostanie się Furiatów, wymagało spełnienia jedynie dwóch,'' - Dostanie się do Furiatów, wymagało spełnienia jedynie dwóch,
    ,, ... pięć lat w wojsku bądź też w specjalnej jednostce ...'' - ... pięć lat w wojsku, bądź też w specjalnej jednostce ...
    ,, „Super żołnierzami” a zaczęto '' - „Super żołnierzami”, a zaczęto
    ,, trzeba było wykorzystać do tyle energii,'' - trzeba było wykorzystać do tego tyle energii,
    ,,A miałem mnóstwo okazji, aby je porównywać, miałem całkiem sporo. '' - tutaj też jest o pół zdania za dużo
    ,,tym podobnych na różowym tle można było '' - tym podobnych na różowym tle, można było
    ,,. Zamiast tego od pewnego czasu słuchał muzyki '' - . Zamiast tego, od pewnego czasu, słuchał muzyki
    ,,po niewłaściwej stronie lufy pozostała jedynie modlitwa.'' - po niewłaściwej stronie lufy, pozostała jedynie modlitwa.
    ,,— Widzę, że Kevin jest jak zawsze doskonały — zażartował John, kiedy tylko znalazła się za twardym gruncie.'' - coś pominąłeś
    ,, Właściwie to niedopowiedzenie. Stanowiło to dla mnie cały sens mojego życia.'' - Właściwie to niedopowiedzenie, stanowiło dla mnie cały sens mojego życia.
    Błędy 7-10
    Pomysł 9-10
    Całokształt 8-10
    Ocena końcowa 24-30
  • Slugalegionu 30.09.2015
    Dziękuję bardzo za solidnego koma: ) Błedy poprawię zaraz po ogłoszeniu wyników: )
  • Błędy 7/10, ponieważ w tekście są błędy wpływające na ostateczny jego odbiór. Oprócz literówek i tym podobnych, które jedynie kłują w oczy ale "wiadomo o co chodzi", są właśnie pominięcia, przestawienia, dziwny szyk wyrazów itd (większośc podała KarolaKorman);
    Pomysł 9/10, bądź co bądź dość oryginalny;
    Całokształt 7/10, opowiadanie jest na temat, ale skłamałbym, gdybym powiedział, że poczułem jakiś zastrzyk optymizmu po jego przeczytaniu
    23/30 mi wyszło, pozdrawiam!
  • Niemampojecia96 01.10.2015
    "ale po mojemu wojna potrafi być całkiem dobrą sytuacją'' - po mojemu to zdanie powinno by inaczej zbudowana. ''po mojemu'': to brzmi nie bardzo.
    ''Tak samo, jak w filmach, grach czy książkach o takiej tematyce pierwsze co zrobili po tym, jak wylądowali, to zaatakowali wszystkim, co mieli pod ręką.- jesteś uroczy i zabawny : ).
    ''Niestety, w przeciwieństwie do Głodu, Wojny, Zarazy oraz Śmierci, nasi Jeźdźcy nie brali absolutnie żadnych jeńców'' - haha xd.
    ''Pomimo usilnych prób wszelkich państw na Ziemi'' - też mi nie gra. Może ''pomimo usilnych prób, jakie podejmowały wszystkie państwa... '' coś tam.
    ''Wracając do tematu, efektem badań naszych naukowców stały się Gogle'' - nie, temat dalej ciągniesz, nawet jeśli jakieś bardziej poboczne wnioski tam wysuwałeś, to generalnie nie widzę byś odbiegł od tematu i musiał do niego aż ''wracać''.
    ''Ogromna fala nowych rekrutów, jaka później nastąpiła,'' - nadpłynęła?
    ''A miałem mnóstwo okazji, aby je porównywać, miałem całkiem sporo.'' - no dobrze, zrozumiałam za pierwszym razem, że niemało xd
    ''Opisanie tej dziewczyny nie sprawiłoby najmniejszego problemu nawet niewidomemu. Niewysoka blondynka, w której było znacznie więcej silikonu niż reszty ciała, która przy okazji znała ładunki wybuchowe jak własną kieszeń.'' 1)Niewidomy nie widzi, w związku z tym opisanie tej dziewczyny sprawiłoby mu problem. 2) ''ciała'', bez ''reszty'', bo to nasuwa myśl, jakby silikon też był częścią naturalnego ciała.
    ''Żądają stu milionów rubli i właśnie dlatego nasza czwórka skacze. '' - czyś ty ostatnio czytał ''Idiotę''? Na mnie Nastazja także zrobiła duże wrażenie, choć do ognia wrzuciła jedynie sto tysięcy rubli : ).
    ''Poza tym, czy naprawdę ważniejsze jest to, że żądają pieniędzy, niż to, że mają atomówkę, którą potencjalnie mogą odpalić? — zapytałem nieco złośliwie.'' - subtelniej, czytelnik sam się zorientuje, że to było trochę złośliwie, daj jakieś pole do interpretacji, używania mózgu. To tak jakby napisać ''jestem głodny - powiedziałem, ponieważ chciało mi się jeść'', ''kocham cię, powiedziałem z wylewającą mi się uszami miłością''.

    ''Jeszcze jakieś pytania? — spytał szef, nareszcie zaszczycając spojrzeniem resztę ekipy.
    — Tak, mam jedno — stwierdził Max, podnosząc leniwie rękę. — Czy podczas trwania misji, będę mógł zjeść trochę czipsów? Właśnie znalazłem moje ulubione — mówiąc to, wyciągnął paczkę solonych czipsów, oblizując przy tym usta.
    — Naprawdę o to się pytasz? — rzekłem cicho pod nosem. Z kim ja muszę pracować.
    — Niech ci będzie, bylebyś nie naświnił — powiedział zrezygnowany John.
    — Tego możesz być akurat pewien. Kiedy wrócisz, to nie zobaczysz nawet jednego okruszka.'' - naaaajn, to już jakaś groteska i słabe to maksymalnie. Najn, najn, ja bym to do kasacji.
    ''Przestałem się ich słuchać,'' - bez ''się''

    O tym rzeźnikach, granatach i innych pierdołach - było dla mnie nudne, ale może panów to interesuje : ). Potem ten opis bitwy też mnie okropnie wynudził.

    ''— Kevin, tym razem nie jesteś sam w domu, więc może zacząłbyś łaskawie współpracować? '' ty żartownisiu xdddddd
    ''aby faktycznie się go posłuchać.'' - bez ''się'' !
    ''potencjalnych'' - to słowo przewija się i przewija. Czy to jakieś twoje nowe ulubione słowo? Słowo miesiąca? Słowo przewodnie?
    _______________________________________________

    No dobra, dobra. Jak zawsze mocno podkreślam - nie znam się na fantasy, fantasty, fantastyce i science fiction. Nawet nie wiem do jakiej kategorii zalicza się twój tekst.
    Uważam, że jest średni. Wgl nie rozwijasz bohaterów psychologicznie, charakterologicznie, są papierowi, plastikowi, płascy. Ciągły beznamiętny opis.
    Bardzo fajne wykorzystanie okularów.
    Zakończenie na plus. Zupełnie nie moje rejony, nie lubię po prostu takich rzeczy, nie czytam. Starałam się zachować obiektywizm.

    Błędy: 10/10, dlatego, że powiedziałeś mi, że masz to coś na de, no wiesz xd. Masz to na de i w związku z tym ja uważam, że twoje teksty są wykazem ogromnej pracy i siły.
    Pomysł: 6/10
    Całokształt: 6/10
  • Slugalegionu 01.10.2015
    ''Opisanie tej dziewczyny nie sprawiłoby najmniejszego problemu nawet niewidomemu. Niewysoka blondynka, w której było znacznie więcej silikonu niż reszty ciała, która przy okazji znała ładunki wybuchowe jak własną kieszeń.'' 1)Niewidomy nie widzi, w związku z tym opisanie tej dziewczyny sprawiłoby mu problem. ~ Tak, wiem o tym, ale właśnie na tym polega ten żart: v
  • Niemampojecia96 01.10.2015
    Ten żart jest jakiś kulawy w moim odbiorze. To po prostu błąd logiczny xd. Gdybyś tam dodał coś, że niewidomy bo jej dotknął/dotykał i z tego jego opis brałby się - owszem. A tak - niekontent.
  • Niemampojecia96 01.10.2015
    *by. Tzn. że on opisałby ją na podstawie dotyku. Rozumiem, że to było w domyśle, ale dalej - niekontent.
  • Slugalegionu 01.10.2015
    ''Żądają stu milionów rubli i właśnie dlatego nasza czwórka skacze. '' - czyś ty ostatnio czytał ''Idiotę''? Na mnie Nastazja także zrobiła duże wrażenie, choć do ognia wrzuciła jedynie sto tysięcy rubli : ). ~ Nie. Generalnie, ja nie czytam nic spoza Opowi.
    ''potencjalnych'' - to słowo przewija się i przewija. Czy to jakieś twoje nowe ulubione słowo? Słowo miesiąca? Słowo przewodnie? ~ Nie chcę wyjść na chama, ale ty też lubisz pewne słowo. Brzmi ono kontent: )
  • Slugalegionu 01.10.2015
    Może, ale miało być dziesięć stron, a i tak pewnie jest więcej (o tym ciii), więc skracałem.
  • Niemampojecia96 01.10.2015
    Haha, żartowałam z tym ''Idiotą'' przecież..... Ty nie możesz wyjść na chama, jesteś jak dywersant z Czasu Honoru. Tak, ja lubię słowo kontent, ale daję je w opowiadaniu maksymalnie raz. Kontent to słowo przewodnie, słowo miesiąca, słowo życia (nie, raczej ''niekontent''). Natomiast wkurwiała mnie mnogość potencjalnych rzeczy u ciebie.
  • Anonim 02.10.2015
    sześć ściennym - sześciennym
    "wszystko jedyne co do tej pory robił to jedzenie śmieciowego żarcia oraz spanie jak zabity. Słyszałem, jak mówił, że jego ojciec jest wręcz obrzydliwie bogaty. Zgaduję, że to jest rozwiązanie zagadki. Irytowało mnie to, jak się do nas odzywał. Do każdego od razu po imieniu." - powtórzenie “jak”
    “zażartował John, kiedy tylko znalazła się za twardym gruncie.” - znalazł
    ''Przestałem się ich słuchać,'' - Przestałem ich słuchać
    “ Właściwie to niedopowiedzenie. Stanowiło to dla mnie cały sens mojego życia." - tutaj dałabym przecinek: "niedopowiedzenie, stanowiło... " tak aby to miało sens

    Nie sądziłam, że ktoś wykorzysta różowe okulary w wojskowy sposób. Pozytywne patrzenie na świat, zostało zastąpione "wszechwiedzącym spojrzeniem" - dość intrygujące podejście. Zwłaszcza, że główny bohater nie miał problemu z zabijaniem, a wręcz odniosłam wrażenie, że było mu wszystko jedno kogo mordował. Misja to misja - opisałeś nam bezwzględnego najemnika. Początkowo nie potrafiłam połapać się w tekście - Jeźdźcy Apokalipsy nadal są dla mnie niezrozumiali - nie potrafię sobie ich wyobrazić, mówisz o czterech potem nagle bierze się z tego cała armia, możliwe, że jakoś wytłumaczyłeś, ale po tym jak drugi raz czytałam pierwszy fragment nie potrafiłam nadal się połapać, o co chodzi. Co o Nowego Pokolenia, spodobała mi się sama nazwa, mam takie wrażenie, że jest jedynym pozytywnym aspektem w tej historii, jak i jedzenie chipsów.
    A propo historii, całość strasznie mroczna, ponura, bezwzględna (prócz dwóch momentów, o których wspomniałam wcześniej), brakowało mi właśnie takiego większego pozytywnego aspektu, nawet różowy kolor Gogli nie potrafił go zastąpić. Choć w sumie gdy opisywałeś, że główny bohater pozbywa się po części tego różowego koloru z "pulpitu" w goglach, miałam wrażenie, że jest to jego takie ostateczne wypranie się z jakichkolwiek emocji, uczuć, pozytywnej energii, słów - jednym słowem wszystkiego co bym określiła mianem pozytywne. Nawet język jakim się posługuje jest przesycony złem.

    Miałam problem z ocenieniem pomysłu, dlatego, że czytało się nawet fajnie, zwłaszcza, że lubię mroczne klimaty. Choć po tym temacie oczekiwałam może czegoś bardziej barwnego. Dlatego:
    pomysł - 7/10
    błędy - 9/10 - tylko tyle zauważyłam
    całokształt - 8/10 - Ze względu na troszkę nużący początek

    całość: 24/30
  • Slugalegionu 03.10.2015
    Kiedy opisywałem czwórkę, miałem na myśli tych z bibli.
  • Numizmat 02.10.2015
    Błędy zostały już wypisane, więc ja sobie daruję. Ogólnie początek powalił mnie na kolana i sądzę, że samo jego rozwinięcie stanowiłoby dużo lepszą historię, niż to, co przedstawiłeś później. Gdyby Twoje opowiadanie zamknęło się w samej wojnie, to byłbym wniebowzięty, bo pomysł i cały mechanizm Gogli wymyśliłeś naprawdę doskonale. Zamiast tego dalej czytaliśmy o niezbyt przyjaznym i przyjemnym najemniku na niezbyt ciekawej misji, na której nie wydarzyła się nawet owa Furią, którą wcześniej tak dokładnie opisywałeś. Jak dla mnie jest to podejście nieco bez sensu. Nie do końca rozumiem też ideę Nowego Pokolenia, które na pierwszy rzut oka wydaje się dosyć istotne, a zostało wspomniane jedynie pobieżnie. Zmęczenie wojną oraz asymilacja morderczej rasy kosmitów, którzy prawdopodobnie podbijali już wcześniej dużą ilość światów, z ludźmi oraz posiadanie z nimi potomstwa też jakoś mi nie leży. Po prostu nie wydaje mi się to prawdopodobne. Na początku Twój tekst przypominał mi nieco film Dzień Niepodległości i cieszyłbym się, gdyby tak pozostało. Zresztą z chęcią obejrzałbym film o wojnie, którą opisałeś. Użycie Furiatów wydaje się naprawdę interesujące ;)

    Błędy: 7/10
    Pomysł: 8/10
    Całokształt: 7/10

    Łącznie: 22/30
  • Slugalegionu 02.10.2015
    Jak chcesz, mogę zrobić serię o tej wojnie: ) Co do zmęczenia wojną, może i tak, ale każdy kto zna się na strategi powie Ci, że czasem nawet jak masz przewagę nad przeciwnikiem to warto se odpuścić: )
  • Majeczuunia 02.10.2015
    Jestem bardzo zmęczona. A więc... Krótkie oceny, bez rozpiski XD
    Błędy: 7.5/10
    Pomysł: 8.5/10
    Całokształt: 8/10
    Suma: *Maja bierze kalkulator* 24/30
  • Ronja 03.10.2015
    Błędy 8/10 - Nie znalazłam błędów interpunkcyjnych, chociaż widzę, że Karola coś tam zauważyła, ale skoro mi się w oczy nie rzuciły, to zignoruję to w mej ocenie ^^. Znalazłam za to kilka literówek i kilka zagubionych wyrazów, które także już wcześniej wymieniły dziewczyny. Zdarzają się również powtórzenia, np. "Była to osłona na tyle szeroka, że spokojnie osłaniała całe jego ciało". Niby nie jest to nic wielkiego, ale mocno stopuje w czytaniu i utrudnia prawidłowy odbiór tekstu.
    Pomysł 7,5/10 - Wojenne klimaty, to nie moje klimaty, ale uważam, że pomysł z goglami całkiem zacny. Jak już wcześniej zauważyłeś, trochę przypomina mój własny, jednak ty potraktowałeś je jako urządzenie wojenne, zdobycz, a ja nieco inaczej, więc uważam, że obydwoje wykorzystaliśmy podobny motyw na zupełnie innym gruncie ^^. Podoba mi się zamysł Furiatów i Nowego Pokolenia, można to naprawdę fajnie pociągnąć. Sama akcja w samolocie i droga do bomby w porządku, ale nie porywa.
    Całokształt 7,5/10 - Momentami trudno się czytało. Bohaterowie zgrabnie opisani i wyróżniający się, jednak nie znalazł się wśród nich nikt, kogo bym szczególnie lubiła. Pomysł, jak już pisałam, ciekawy, ale ma potencjał na więcej ;). No i mega, mega, mega plus za końcówkę!!! Po prostu rozwaliła mnie na łopatki. Czad :D

    W sumie: 23/30

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania