Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Pechowy Roger hodowca
Coroczny targ agrotechniczny w Librze miał się rozpocząć za 2 dni. 60 letni już Roger Slowgrow jak zazwyczaj w ten dzień roku przygotowywał swoich 8 dorodnych królików do konkursu na najlepszą trzodę hodowlaną. Ogi i Gier byli dwoma dorodnymi samcami, Roger doglądał ich cały rok co dzień. Praktycznie nie miał życia prywatnego, zazwyczaj można go było znaleźć w chlewiku dobudowanym do domu, jeśli nie tam to, no cóż, wszędzie indziej, gdyż podejmował się wszelakich prac by utrzymać swoje zwierzęta w świetnym stanie i samemu mieć co jeść. Co wieczór kładł się jakieś 4 pełne klepsydry po zachodzie słońca, tym razem bardziej niż zwykle denerwował się przed targiem. Wygrał tylko raz w ciągu 10 lat. Jego pierwsze zwycięstwo miało miejsce w czasie pierwszego debiutu, był wtedy taki szczęśliwy, ale tamten czas już minął. Chciał zasmakować go ponownie. Jednak przez ostatnie 9 lat nie udało mu się ani razu tego powtórzyć. Próbował z końmi, kurami, psami, ba nawet pszczołami. Za każdym razem jednak prześcigał go największy wróg Bill.
- Jakim cudem zawsze przegrywam? Przecież jestem najlepszy - zastanowił się, po czym kładąc się na twardym, niewygodnym łożu zmrużył oczy i oddał się w ramiona Morfeusza. Nocą wydawało mu sie, że słyszał jakieś hałasy dobiegające z przybudówki. Kiedy obudził się następnego dnia od razu, nawet nie myśląc o śniadaniu, udał się do swoich królików.
- Dziwne, wydawało mi się, że zamknąłem - powiedzial spoglądając na otwarty drzwi zewnętrzne chlewika - Co jest?! Co się z wami stało? - krzyknął przerażony Roger nie wierząc w to, co widzi. Jego piękne, utuczone króliki, z sierścią delikatną niczym jedwab, wyglądały jak dzikie zające. Ubrudzone, z kłującym futrem i wielce agresywne.
- Nie, to się nie dzieje naprawdę! Ktoś najpewniej podmienił mi oczy, wyjmę króliczki, poglaszczę kolejno i wszystko wróci do normy - żałośnie sobie tłumaczył otwierając pierwszą z brzega klatkę.
Niemal dziki królik rzucił się na niego, a potem wyskoczył na podłogę, nie mając drogi ucieczki schował się pod klatkami. Roger nie wiedząc co zrobić wyszedł z domu szybko zamykając drzwi na wolność zwierzętom. Widok prawie przygotowanych pod wystawę stoisk czekających jutra tylko go dobił. Mijając chatę swoich nielubianych sąsiadów natknął się na nich. Bill Ashome wraz z żoną
- Cześć Roger
- Ee... witaj Bill
- Jak ci idą przygotowania do wystawy? Słyszałem dziwne odgłosy z twojego chlewiku, jakbyś miał tam dzikie zwierzęta
- Jestem ostatnio bardzo zapracowany w związku z targami, nie wiem co słyszałeś, ale chyba się przesłyszałeś
- O tak jesteś bardzo zapracowany, nie każdy ma dom połączony z oborą. Nie wiem co capi bardziej twoje mieszkanie czy chlew.
- Smród mi nie przeszkadza, liczą się zwierzęta. Może gdybyś nie bzykał swojej żony każdego wieczoru, z wyjątkiem tych kiedy jesteś zapijaczony jakość twojej pracy także by się polepszyła
- Przynajmniej mam kogo pieprzyć. Nie jak ty. A tegoroczna wystawę i tak wygram, proszę oto placek dyniowy mojej żony, jak dobrego jeszcze nie jadłeś
- przesłodzony - oznajmił po wykrzywieniu miny
- mylisz się, ja pieprzę ciebie
- spieprzaj
- tak zrobię - powiedział i poszedł w swoją stronę kilka metrów, po czym zatrzymał się mówiąc - cholernie dobry placek dyniowy. Jak ja ich nienawidzę.
Wrócił poirytowany do domu
- Jeśli wystawią na wystawie placek dyniowy na bank przegram... Może podkradnę im placek, wtedy wygram.
Roger nie zastanawiał się długo, niepostrzeżenie poszedł do domu Ashomów. Otworzył drzwi i cichaczem wszedł do środka. Przeszukiwanie kuchni po kilku sekundach nie przyniosło rezultatów, wszedł więc do spiżarni, zamykając za sobą drzwi. Wtedy spełnił się najgorszy scenariusz - małżeństwo wróciło do swej fortecy zła.
- Kochanie, jestem głodny - powiedział Bill
- Zaraz podgrzeję zupę warzywną - odpowiedziała Loretta
- Wolałbym mięso.
- Mamy to odłożone na zimę
- Może jednak zjemy mięso - na tą wypowiedź Billa, żona wyraźnie się zezłościła, ciężkimi krokami szła w kierunku komórki, za której drzwiami skrywał się Roger. Mężczyzna bał się tak niewyobrażalnie, że chciał przytrzymać drzwi komórki, by ta nie mogła ich otworzyć. Z każdym jej krokiem tętno Rogera rosło o kilka procent. To pobudza 10 - krotnie lepiej niż najmocniejsza kawa jaką piłem - pomyślał. Kiedy chwyciła za drzwi hodowca myślał, że skona na miejscu. I wtedy głos Billa był niczym tratwa na oceanie
- Dobrze kochanie, przepraszam. Możemy zjeść zupę
- Dobrze Bill, już podgrzewam
Jedli niemiłosiernie długo, stopy Rogera w tym czasie prawie połączyły się z podłogą ubitej ziemi na dnie komórki.
- Dobrze, chodźmy spać - powiedział Bill i odszedł prawdopodobnie do sypialni
Jego żona jeszcze chwilę trwała w jadalni, po zmywała naczynia, a gdy skończyła poszła w stronę męża mówiąc :
- Jeśli chcesz jutro możemy zjeść jednego z tych utuczonych pluszaków
Te słowa zaniepokoiły Rogera.
- Przecież wy nie hodujecie zwierząt - zastanowił się szeptem - Coś tu nie gra
Przesadnie cicho wyszedł z komórki, a chwilę później z domu. Zamiast skierować się ku swojemu śmierdzącemu domostwu, poszedł jednak w przeciwną stronę, do chlewka Ashomów. Po uchyleniu drzwi z niedowierzaniem zobaczył co ukrywają sąsiedzi.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania