Pęknięcie
Takie opętanie rodzi się z nas samych.
Nie przychodzi z zewnątrz.
Nie ma kopyt ani ognia.
Rodzi się cicho,
kiedy nie umiemy unieść pustki
i wypełniamy ją czymkolwiek,
co obiecuje spokój i pewność.
Najpierw jest pragnienie ładu –
niewinne, ludzkie.
Potem zasada, która przestaje służyć,
a zaczyna rządzić.
Myśl, która nie pyta,
lecz domaga się posłuszeństwa.
Wtedy to nie my podążamy za sensem,
to zasada trzyma nas za gardło.
Nie my wierzymy –
to wiara żyje nami,
aż nasza kruchość staje się winą,
a wątpliwość – zdradą.
Takie opętanie zaczyna się tam,
gdzie łatwiej potępić świat
niż przyznać się do małości,
gdzie cudza ciemność
jest wygodniejsza
niż własne pęknięcie.
Jedyna droga wyjścia
wiedzie przez trzeźwość:
wobec siebie, wobec własnej kruchości,
wobec odpowiedzialności, którą nosimy
jak mroczne, milczące zwierciadło.
Nie ma zbawiennego egzorcyzmu.
Jest tylko trzeźwość:
spojrzeć w siebie bez alibi,
unieść odpowiedzialność
bez maski czystości
i pozwolić, by pęknięcie
pozostało ludzkie.
Komentarze (1)
gdzie łatwiej potępić świat
niż przyznać się do małości"
Jakże prawdziwe.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania