Pęknięcie

Takie opętanie rodzi się z nas samych.

Nie przychodzi z zewnątrz.

Nie ma kopyt ani ognia.

Rodzi się cicho,

kiedy nie umiemy unieść pustki

i wypełniamy ją czymkolwiek,

co obiecuje spokój i pewność.

Najpierw jest pragnienie ładu –

niewinne, ludzkie.

Potem zasada, która przestaje służyć,

a zaczyna rządzić.

Myśl, która nie pyta,

lecz domaga się posłuszeństwa.

Wtedy to nie my podążamy za sensem,

to zasada trzyma nas za gardło.

Nie my wierzymy –

to wiara żyje nami,

aż nasza kruchość staje się winą,

a wątpliwość – zdradą.

Takie opętanie zaczyna się tam,

gdzie łatwiej potępić świat

niż przyznać się do małości,

gdzie cudza ciemność

jest wygodniejsza

niż własne pęknięcie.

Jedyna droga wyjścia

wiedzie przez trzeźwość:

wobec siebie, wobec własnej kruchości,

wobec odpowiedzialności, którą nosimy

jak mroczne, milczące zwierciadło.

Nie ma zbawiennego egzorcyzmu.

Jest tylko trzeźwość:

spojrzeć w siebie bez alibi,

unieść odpowiedzialność

bez maski czystości

i pozwolić, by pęknięcie

pozostało ludzkie.

Średnia ocena: 2.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • AlexHalley 2 godz. temu
    "Takie opętanie zaczyna się tam,
    gdzie łatwiej potępić świat
    niż przyznać się do małości"

    Jakże prawdziwe.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania