Perspektywa

Nigdy nie ustawiam na budzik ulubionej piosenki. Kiedy rozbrzmiewa, mam czasami wrażenie, że słyszę ją tylko w mojej głowie i nie chcę, żeby ustawała, więc cieszę się, że gra głośniej i głośniej, wprowadzając mnie wręcz w senno-muzyczną ekstazę. A jeśli wiem od razu, że to tylko telefon wygrywa melodię, coraz głośniej i głośniej, brutalnie przypominając, że najwyższy czas wstać, to zaczynam nienawidzić tego telefonu i tej piosenki, która miała być przecież moją ulubioną. No więc nie jest. Nigdy nie jest. Ta, która rozbrzmiewa teraz też nie. Przesuwam palcem po ekranie, a dźwięki natychmiast milkną. Zapalam lampkę, mrużąc oczy. Nie mogę spać dłużej, praca czeka. Jestem sprzątaczką. Wiem, szału nie ma, ale nie narzekam. Pracuję w biurze niewielkiej firmy, której właściciele przyjechali tu ze Śląska i kiedy ze sobą rozmawiają, słyszę ich zabawną gwarę.

Nie, nie chciałam być sprzątaczką. Ale jestem, bo dzieci nakarmić muszę. Chciałam... Już chyba nie pamiętam, czego chciałam. A może jeszcze nie zdążyłam chcieć? Może wtedy, gdy to wszystko się zaczęło, jeszcze nie wiedziałam?

Wyślizguję się z łóżka i na paluszkach, żeby nie obudzić dzieci, biegnę do łazienki. Jest zimno, bardzo zimno. Owijam się cienkim, wyświechtanym szlafrokiem. Woda też jest chłodna, ale przynajmniej działa lepiej od porannej kawy. Wciągam ubranie, myję zęby (muszę zapisać, że pasta się kończy, to kupię w sklepie na rogu) i pędzę rozpalić w piecu, żeby dzieci miały ciepło, jak się obudzą. Kochane są te moje dzieci, oj kochane. Takie dobre, takie uczynne, takie pomocne. A przecież nie musiałyby być tutaj, przecież mogłyby iść gdzie indziej. Proponowano im to, ale one wolały zostać ze mną. Rozpiera mnie duma, kiedy o tym pomyślę.

Robię im śniadanie. Nic specjalnego, tylko kanapki. Nie mam ani pieniędzy, żeby kupić coś bardziej wykwintnego, ani czasu, by przygotować coś bardziej wyszukanego. Bo wiem, że umiem gotować praktycznie ze wszystkiego. Odziedziczyłam ten dar po mamie. Anusia też go ma.

Ilekroć mam "na rano", dzieci gotują obiad. Palą mnie wtedy wyrzuty sumienia, ale one nie zgadzają się, żeby było inaczej i jest, jak jest.

Świat spowijają ciemności, gdy idę opustoszałymi uliczkami na przystanek. Tramwaj jest prawie pusty, tylko jakaś kobieta mniej więcej w moim wieku przeciera zaspane oczy.

W pracy puściutko. Sprzątam, nucąc coś pod nosem. Mam dobrych pracodawców, nawet za bardzo nie bałaganią. Czasami widzę, jak starają się mi pomagać. To miłe. Każdy podniesiony papierek, każdy dokument składający się na zgrabny stosik na biurku, każdy umyty kubek sprawia, że robi mi się ciepło na sercu.

Kiedy przychodzi pan Nowak, budynek wręcz lśni. Pan Nowak jest przystojny, wysoki, zawsze dobrze ubrany i pachnący drogą wodą kolońską. Pozdrawia mnie głośno, obdarzając ciepłym uśmiechem. Też się uśmiecham. Trzeba się uśmiechać, bo tak jest przyjemniej, choć nie zawsze łatwiej.

Pan Kowalski wbiega do firmy spóźniony. On bardzo często się spóźnia, dlatego pan Nowak niechętnie zgadza się, by uczestniczył w ważnych spotkaniach, gdyż jego ewentualna niesubordynacja mogłaby nadszarpnąć reputację firmy.

Zamiatam i myję podłogę w korytarzu, by pozbyć się błota. Kiedy wreszcie jest czysto, mam chwilę dla siebie. Tylko chwilę, ale ona wystarcza na zjedzenie pospiesznego śniadania. Zresztą wiem, że gdybym poprosiła, moi chlebodawcy pozwoliliby mi na dłuższy odpoczynek.

Zanim moja zmiana dobiegła końca, musiałam jeszcze wiele razy usunąć z posadzki ślady zimowej mazi, która może w innych, niemiejskich warunkach mogłaby być śniegiem. Teraz mijam się z inną sprzątaczką, która również pozdrawia mnie głośno.

Wracam do domu, gdzie czekają na mnie dzieci. Co z tego, że biologicznie nie są moje? Jestem ich babcią. Po tym, jak zostały porzucone przez własną matkę, ktoś musiał się nimi zająć, a nie mogłam pozwolić, żeby trafiły do ojca-alkoholika. Bolało, gdy z nim rozmawiałam, bardzo bolało, bo to w końcu mój syn, ale przecież nie mogłam... I dobrze, że nie mogłam, bo teraz widzę, że są szczęśliwe.

 

***

Budzi mnie moja ulubiona piosenka, której o szóstej rano szczerze nienawidzę. Nie wstaję, nie chce mi się. Chwilka, jeszcze chwilka. Ktoś łomocze do drzwi. O Boże, już wpół do siódmej? Zrywam się z łóżka, jest ciemno, więc potykam się o rzuconą na podłogę książkę i już leżę jak długa.

- Kurwa! - wrzeszczę, dając upust emocjom.

- Coś się stało? Spóźnisz się! - słyszę zza drzwi.

Okay, okay, wiem, nie musisz mi przypominać! Nic nie odpowiadam. Zatrzaskuję się w łazience, nie mam czasu na prysznic, więc tylko dezodorant (cholera, kończy się! Dlaczego akurat dzisiaj?), zęby i już, owinięta szlafrokiem, lecę z powrotem do swojego pokoju, gdzie błyskawicznie doskakuję do szafy, rozpaczliwie przetrząsając jej zawartość. Nie mam się w co ubrać, znowu nie mam się w co ubrać! O, coś jest. Tylko dlaczego takie brzydkie? Spieszyć się, trzeba się spieszyć! No więc się spieszę. Makijaż też robię w pośpiechu. Kurwa, dlaczego baby muszą się malować? No dlaczego?

Wybiegam z domu, jest zimno i ciemno. Cholera, ciemno! Ciemno! Dlaczego znowu ciemno? Szal mam trochę źle założony, ale brak mi czasu, żeby go poprawić, Już prawie dobiegam do przystanku, jeszcze tylko jedno przejście. Nie! Błagam! Nie!

Nie mogę czekać aż dwunastu minut, więc pędzę na inny przystanek. Zdążyłam, ale miejsc siedzących oczywiście nie ma, a motorniczy jedzie jak pieprzony rajdowiec! Wysiadam z ulgą, złorzecząc w myślach na komunikację miejską i wbiegam do pracy. Cholera! Ekspres do kawy się zepsuł! A ja nie zdążyłam wypić w domu...

Ludzie wchodzą i wychodzą. Ludzie to jednak idioci. Nie wiedzą tak banalnych rzeczy... A ja oczywiście muszę ich oświecić. No więc próbuję, zawsze próbuje, tylko że oni nie wierzą, znowu proszą o wytłumaczenie, mają wątpliwości. No cholera! Przecież oni mają wziąć tylko kredyt!

Marek ugotował obiad. Super, tylko czy tak trudno było mu zapamiętać, że nie lubię buraczków? Och...! Niech ten dzień się już skończy!

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • pariah777 11.12.2016
    Podoba mi się. Ma przekaz. Ale wydaje mi się, że w pewien sposób poszłaś na łatwiznę z tym przekazem. Naładowałaś nim ten tekst tak, że jest tam go po prostu za dużo w stosunku do objętości całości i przez to mam wrażenie, jakby w tym opowiadaniu nie było nic więcej prócz tej złotej myśli, którą chciałaś przekazać. Jeśli taki był Twój zamysł - okej, ale to troszkę za mało. Na Twoim miejscu poszedłbym bardziej w ten życiowy realizm, rozbudował to jakoś i pokombinował tak, aby to porównanie tych dwóch kontrastujących ze sobą postaci nie było tak stereotypowe, rażące i oczywiste. I jeszcze jedno - podczas czytania nieco wybiły mnie z rytmu te dwa typowe nazwiska (Kowalski i Nowak). Domyślam się, że to celowy zabieg, ale coś mi w tym zgrzyta. Jakby stanowiło taką barierę mówiącą: "Nie przejmuj się losami sprzątaczki, bo wszystko tutaj jest uogólnieniem". Daję czwóreczkę i załączam również pozdrowionka :)
  • Amy 11.12.2016
    Chyba masz rację z tym pójściem na łatwiznę. Nie było to zamierzone, ale tak to rzeczywiście
  • Amy 11.12.2016
    Przepraszam, coś kliknęłm i dedałam przez przypadek komentarz. Nie chciałam pójść na łatwiznę, ale takrzeczywiście wyszło. z nazwiskami też masz rację. Zabieg celowy, ale chyba nieudany. Dzięki za komentarz i ocenę.
  • KarolaKorman 13.12.2016
    Postać babci wydała mi się taka naturalnie miła i ciepła, nawet wcześniej, zanim przeczytałam, że dzieci to w rzeczywistości jej wnuki.
    Postać druga to typowa zabiegana, zapracowana kobieta, która wydaje mi się, nie potrafi cieszyć się drobiazgami, a czasem to wystarcza do poprawy humoru :)
    Podobało mi się to porównanie postaci :) Zostawiam 5 i pozdrawiam :)
  • Amy 15.12.2016
    Chodziło mi właśnie o ukazanie tej perspektywy, tego,że przecież radość musimy czermać właśnie z tych drobiazgów, pogieważ tylko wtedy będziemy naprawdę szczęśliwi. Dzięki, że przemzytałaś i skomentowałaś
  • Rasia 29.12.2016
    "może w innych, niemiejskich warunkach mogłaby być śniegiem. Teraz mijam się z inną sprzątaczką" - tutaj chyba nieumyślne powtórzenie, "inne" x2
    "No więc próbuję, zawsze próbuje" - próbuję*
    Aż miło usiąść i zatopić się w takim zgrabnym, dopracowanym tekście. Dawno mnie tu nie było, ale cieszę się, że wpadłam. Podobają mi się niezmiernie te wstawki, jakie tu zawarłaś - niby niczego nie wnoszą do fabuły, a jednak wprowadzają świetny klimat takiego ciągłego zabiegania i pozornego zrzędzenia, a jednak gdzieś tam pod tym ukryta jest cicha wdzięczność za każdy dzień. Dobry tekst, ode mnie pięć. Pisz dalej i rozwijaj się, bo pięknie Ci to idzie.
  • Amy 30.12.2016
    Rasiu, totalnie mnie zaskoczyłaś i dziękuję Ci za to zaskoczenie. :) Dziękuję, że wpadłaś, przeczytałaś i pozostawiłaś takie miłe słowa
  • Rasia 30.12.2016
    Niby mnie nie ma, a jednak jeszcze potrafię zaskoczyć... :) Nie ma za co, naprawdę.
  • Nazareth 02.01.2017
    pamiętam, co chciałam. -czego*
    Podoba mi się kontrast między dwoma historiami w tym opowiadaniu. Te różnice, pomiędzy dwoma zwykłymi dnimi, dwuch zwykłych kobiet dają do myślenia, wszyscy powinniśmy zwolnić i zastanowić się co jest ważne, czy czasem nie narzekamy bez potrzeby. Jestem zdania, że przekaz i myśl napędzające tekst są ważniejsze od samej jego formy, idee które przekazujesz są jednymi z tych o których należy mówić i przypominać, więc nie mogło by mi się nie podobać. Oszczędna, krótka forma też jest w tym przypadku jak najbardziej na miejscu i całkowicie wystarczająca. Z mojej strony, więc mocne i w pełni zasłużone 5.
  • Amy 02.01.2017
    Dzięki. Poprawiłam błąd. Cieszę się, że udało mi się wzbudzić w Tobie przemyślenia, które ten tekst w moim zamierzeniu miał wywoływać. Uważam, że zdecydowanie za często narzekamy.
  • Ciekawa, wciągająca opowieść z życia codziennego :) Dobra lektura, stawiam 5.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania