Pętla farta warta _ pasja
W czasie skóry i piszczeli nie posiadałem nic w mózgu. Tylko zgrzyt piły tnącej pieprzone zimno. Chciałem się wymienić z przedmiotami, które już nie żyją, a jeszcze nie są umarłe. Pragnąłem wypożyczyć wytrwałość i zaistnieć bez ciała. Lecz pierdolona grdyka nie chciała iść na ustępstwa; charczała jak umierający na suchoty poeta, no a pętla wciąż kusiła swoim wyimaginowanym węzłem wisielczym. Moje jestestwo dokonywało transakcji ratunkowej pomiędzy ciałem a linią horyzontu. Cóż kiedy ona zawsze była w górze, wysoko w powietrzu i dyndała jak kutas impotenta.
Gdy już miałem za sobą czas kości i skóry i porozumienie z grdyką, to pętla się urwała, spadając na ziemię z kością ogonową; zabolało i to mocno zabolało, że aż zwieracze puściły.
Pocięli sznur na kawałki i jak talizman, na szczęście zabrali ze sobą.
A ja dostałem nowe mięso pod skórą i nowe buty (dwa lewe). Nazajutrz przyszło zwolnienie z życia na stałe.
I co?
Poszedłem sobie na spacer w kierunku pętli tramwajowej.
Komentarze (14)
Autor fajną pętlę zawiązał. Ale kto to?
Poza tym ujęcie tematu wyczerpane. :)
Nie wiem kto, tak dowala. :)
Pozdrówka
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania