Pewnego Dnia Wyrosną Mi Skrzydła, Oda do Wolności, Śmierci i/lub Sukcesu.

(oryginał pisałam w języku angielskim, jest to tłumaczenie, przepraszam za frazy, które mogą nie mieć do końca sensu ^^)

 

Pewnego dnia wyrosną mi skrzydła. Nie te delikatne, kwitnące w ogrodach troski i opieki, czasu i wygody, pod czujnym okiem, które nie tylko patrzy, ale i widzi. Wyrosną mi skrzydła z cierpienia i gniewu, szorstkie nie tylko na krawędziach, ale ostrzejsze niż słowa, które sprawiły, że wbiły mi się w plecy.

Zostałam zmuszona do zachowywania się tak, jakbym miała skrzydła, które nie są tylko fantazją. Przez ludzi, przez mężczyzn i kobiety. Przez wypluwane, pijackie słowa o tym, że jeden jest lepszy od drugiego, o tym, jak płeć, kolor skóry, głos, symetria twarzy i sylwetka determinują nasze miejsce w społeczeństwie, o tym, jak decydują o tym, jak będziemy traktowani, podczas gdy my nie mamy wyboru. O tym, jak ktoś powinien decydować o ciele innych, kiedy nie jest to jego głos, za którym należy podążać.

Ale dawno temu postanowiłam przestać milczeć. Przestać pozwalać im obcinać mi skrzydła, a potem zmuszać mnie do zachowywania się, jakbym nadal nimi machała, przestać słuchać słów, które tną jak ostrza, przestać słuchać tych, którzy kręcą mną w kółko, a potem proszą, żebym stanęła w miejscu. Tych, którzy proszą mnie, żebym przestała.

Przestała walczyć, żeby żyć, i zaczęła żyć, żeby walczyć. Wszyscy krwawimy na czerwono, bez względu na kolor naszych skrzydeł, mogą być efemeryczne, mogą być przeciętne, ale nadal nasza krew płynie z żelazną furią w naszych żyłach, przekazywana jak dziedzictwo, jak sadzenie ogrodów, których nie zobaczymy, pielęgnowanych przez naturę w tych samych, lekkich rękach, które nadal nas kołyszą do dziś, które nie przestaną, dopóki ten delikatny blask nie dotrze do naszych korzeni.

Pewnego dnia wyrosną mi skrzydła i zerwę łańcuchy z moich nadgarstków, wbijających się w moją skórę z nienaturalną, wredną siłą, i nie będę musiała powstrzymywać słów palących moje gardło, słów błagania i słabości, słów, które brzmią jak czysta desperacja. „Pozwól mi na wolność, pozwól mi na wolność, pozwól mi na wolność, pozwól mi na wolność, pozwól mi na wolność!”. Nie będę musiała błagać o wolność, patrząc, jak krew kontynentów spływa po moich ramionach, spowodowana przez tych, którzy noszą klejnoty i perły na szyjach, zachowując się tak, jakby nie wiązali lin wokół innych.

 

Pewnego dnia wyrosną mi skrzydła i wzlecę ponad wszystko, co osiągnęłam, i po raz pierwszy poczuję dumę, a nie tylko ulgę. Nie powiem „W Końcu…” z ponownie podkreślonymi trzema kropkami na końcu, ale wykrzyknę, z czystą radością „W Końcu!” ze łzami radości, a nie tymi, które zamazują mi wzrok, gdy pragnę go stracić, zamiast naprawdę widzieć to, co zrobiłam do tej pory. Aby zobaczyć, że nie przegrałam, nie upadłam… Aby zobaczyć, że upadłam, ale nadal wzbiłam się w niebo.

Pewnego dnia może wyrosną mi skrzydła. Utonę w tych samych szkarłatnych basenach, w których inni skończyli płacząc. Skoczę z klifu, gdy moje płuca wypełnią się powietrzem i reakcjami chemicznymi, ponieważ nie będę nazywać siebie „histeryczną i bezużyteczną! Bezużyteczną! Bezużyteczną! Bezużyteczną!”, gdy będę powoli opadać, ale tym razem nie w szaleństwo.

 

Wszyscy krwawimy na czerwono. Wszyscy zaczynamy i kończymy tym samym początkiem i końcem. Dlaczego więc niektórzy ludzie, którzy rzekomo mają te same substancje chemiczne w swoich ciałach, oddychają okrucieństwem i niesprawiedliwością, kąpiąc się i tonąc w bogactwie, podczas gdy inni toną we krwi? Dlaczego nie jesteśmy równi, skoro jesteśmy równi?

 

Dlaczego nie wiemy, jacy jesteśmy, kim jesteśmy? Dlaczego mówimy „pewnego dnia, może”, płaczemy „pewnego dnia będzie lepiej”, ryczymy „pewnego dnia to uczucie zniknie”, a nie –

„Już mam skrzydła”?

 

Ponieważ inni im na to nie pozwalają? Ponieważ inni ich do tego zobowiązują? Ponieważ “pewnego dnia” może nie nadejść? Ponieważ możemy nie doczekać pewnego dnia?

Podczas, gdy niektórzy twierdzą, że mają gorzej, wszyscy płoniemy i umieramy, a kiedy wszyscy płoniemy i toniemy, nie ma znaczenia, kto jest 100 stóp, a kto 10 stóp pod powierzchnią – wszyscy nadal umieramy.

 

Dlatego:

 

Pewnego dnia nie wyrosną mi skrzydła. Wyrosną nam wszystkim. Tym, którzy powstali z popiołów i niesprawiedliwości, tym, którzy narodzili się ze łez i cichych kropli krwi. Będziemy szybować nad kontynentami pochłoniętymi przez słoną wodę i wszyscy będziemy dzielić się napojem z krwi zwanym samotnością i słabością.

 

Ale nadal będzie to lepsze niż picie w samemu.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania