Pianino
Cichy odgłos gry na pianinie dochodził zza drzwi. Lekko uchylone, wpuszczały wąski pasek światła do ciemnego pokoju. Melodyjne dźwięki uspokajały skołatane serce i umożliwiały pewien rodzaj relaksu, który trudno było nazwać prawdziwym odpoczynkiem. Była już noc, a można to było właśnie poznać po muzyce dochodzącej z pokoju obok. Za każdym razem panino zaczynało grać wieczorem i ta gra trwała z reguły aż do ciemnej nocy. Czasem było też słychać dzieci, które siadały i przysłuchiwały się interesującym je dźwiękom.
Z czasem nie można było już odróżnić pór dnia. Tylko pianino oznajmiało noc, zapowiadając ją serią przepięknych dźwięków. Koniec wydawał się coraz bliższy, lecz nigdy nie nadchodził i pozostawało tylko cierpienie, bezcelowe cierpienie. Cicha satysfakcja z zadawanego bólu psychicznego oraz fizycznego zdawała się być chichotem losu, wymierzonym we wszystko co dobre i piękne. Całkowita bezradność w zaistniałej sytuacji była całkiem naturalna, ale doprowadzała do stanu skrajności. Nikt ani nic nie miało prawa tego wytrzymać. Najgorsza była ta smuga światła wpadająca do bezdennej czerni pokoju, to znamię wolności, którego nie można było dosięgnąć. Jedyną ucieczką były słodkie dźwięki instrumentu zza drzwi, mogące dać wytchnienie zmęczonej duszy. Były oznaką normalności.
Pokój obok był ładnie umeblowany, w spokojnych kolorach. Eleganckie pomieszczenie uchodziło za typowy przykład mieszczańskiej architektury wnętrz. Najzwyklejsze w świecie, nie wyróżniające się niczym mieszkanie ludzi klasy średniej, której raczej było bliżej do wyższej.
Pianino stało przy ścianie. Było czarne, zadbane, choć nie nowe. Na nim leżały zeszyty z nutami, z ķtórych to co wieczór grano melodie napełniające serce nadzieją, czy też grozą, w zależności od utworu. Na prawo od nich znajdowały się lekko uchylone, czarne drzwi, z ładną, pozłacaną klamką. Koło drzwi znajdowało się małe, może metrowe, drzewko. Całość tworzyła jedną, estetyczną kompozycję, bez przepychu, ale też nie byle jaką. Jednak wszystko w tym mieszkaniu było w jakiś sposób niepokojące, niemy krzyk wszystkich tych rzeczy ustawionych w idealnych dla nich miejscach. A już najbardziej niepokojące było pianino. Grająca na nim osoba przyspieszyła. Dźwięki stały się krótsze, urywane, by mogły zastąpić je kolejne. Atmosfera stworzona przez muzykę przeniosła się też do pokoju obok. Nagły niepokój opanował całe pomieszczenie i wszystko się w nim znajdujące. Nerwowa szamotanina ciszy i ciemności, rozpaczy i beznadziei, przeradzała się w coś większego. Coraz głośniejszy był brak głosu, coraz jaśniejsza noc. Wszystko wzbierało, jak rzeka w czasie ulewnych deszczów, by wreszcie wybuchnąć nieoczekiwaną furią, która poczęła niszczyć wszystko co tylko napotkała na swojej drodze, rozbijać meble, niszczyć cały dobytek. Jak rwąca rzeka, przeszła przez mieszkanie, zabierając ze sobą wszystko i zostawiając po sobie pobojowisko. Teraz można było tylko zobaczyć ruiny, zburzony dom. To co drzemało cicho w środku wybuchło. Pianino zniknęło. Koniec nadszedł.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania