Piątka dla zwierząt

Kilkakrotnie przewoziłem towar na tej tarasie i miałem o niej dobre zdanie, ponieważ jezdnia była szeroka, nawierzchnia gładka. Natężenie ruchu zazwyczaj było średnie, więc do tej pory pokonywałem spory odcinek w przyzwoitym czasie. Jednak zawsze jest ten pierwszy raz, gdy coś niespodziewanie się dzieje. Tym razem wpadłem jak śliwka w kompot, trafiając na rolniczą blokadę. Sporo potężnych ciągników tarasowało drogę na całej szerokości i ominiecie ich, możliwe było tylko rowerem. Gdybym prowadził osobówkę, spokojnie zawróciłbym i pognał w drugą stronę, nie oglądając się za siebie. Niestety takiego manewru wyładowanym tirem nie byłem w stanie dokonać, a podłożone pod przednie koła zabytkowe brony szpicami do góry, skutecznie uniemożliwiły mi jazdę do przodu.

 

Unieruchomiony w wysokiej kabinie, miałem doskonały widok na to, co działo się w sporej odległości. Przez pewien czas podziwiałem w większości nowe traktory, naszpikowane elektroniką bardziej niż samochód klasy premium. Wartość ich przekraczała z całą pewnością moje dziesięcioletnie zarobki, a przeznaczone były do ciągnięcia sporych rozmiarów przyczep i maszyn służących do uprawy roli. Podwórka w gospodarstwie dzieliły z równie nowoczesnymi kombajnami. Ciągnik siodłowy, który prowadziłem, na swoim wyposażeniu posiadał tak jak samobieżny sprzęt rolniczy klimatyzację i szereg udogodnień, lecz możliwości precyzyjnego przemieszczania z pomocą satelity, z pewnością jeszcze długo nie.

 

Początkowo pokojowa demonstracja po przyjeździe policji, powoli zaczęła przeradzać się coś w rodzaju zamieszek, a punktem zapalnym okazały się sterty opon, które ktoś oblał benzyną i podpalił. Żrący dym niesiony przez wiatr zaczął wdzierać się do mojej kabiny. Nawet długo nie trwało, jak zostałem zmuszony przez brak powietrza, do opuszczenia ciepłego wnętrza. Czysty polar, jaki zabrałem ze sobą w podróż, wciągnął w siebie zapach palącej się gumy i śmierdział niemiłosiernie. Stałem w pobliżu auta i patrzyłem, jak spory wiatr roznieca „ekologiczne” ognisko i iskry przemieszcza w stronę mojego tira. Siła i wielkość ognia wzrastała i poważnie zacząłem się obawiać o mienienie firmy, za które odpowiadałem w tym dniu. Miałem na wyposażeniu gaśnice, lecz ich rozmiary dawały dobry skutek przy niewielkim zarzewiu. Niestety na to nie mogłem liczyć, ponieważ naczepę miałem wypełnioną drewnianymi paletami. Łatwopalny materiał od ognia oddzielała jedynie plandeka. Uspokoiłem się dopiero na odgłos zbliżających się syren samochodu straży pożarnej. Jednostka ochotnicza wezwana przez policje do gaszenia pożaru z trudem rozmokłym poboczem przeciskała się do czoła kolumny. Zaledwie przez chwile zastanawiałem się, dlaczego nie pojechała od drugiej strony, gdzie do ognia było znacznie bliżej. Moje rozmyślania przerwała grupa rolników blokująca przejazd czerwonego pojazdu i w ten sposób uniemożliwiała strażakom, podjecie akcji gaśniczej. Dopiero wtedy policja nieśmiało zaczęła interweniować i rozpoczęły się zmagania, filmowane przez kilka kamer. Operatorów rejestrujących incydent było wielu, podobnie jak późniejszych relacji komentatorów informujących społeczeństwo o przebiegu zajścia.

 

Stare opony nieniepokojone przez pianę gaśniczą albo wodę spokojnie dopalały się, a ja prawdopodobnie pod wpływem nałykania się chemii, zacząłem zastanawiać się na poważnie, o co poszło. Punktem zapalnym miała być ustawa o ochronie zwierząt, której treść była mi zupełnie obca. Niespodziewanie poczułem głód wiedzy i postanowiłem uzupełnić swoje braki w edukacji, przez zaczerpnięcie dzięki smartfonowi informacji w Internecie. Zacząłem od podstaw, czyli upewnieniu się kto jest w naszym kraju rolnikiem. Wcześniej myślałem, że rolnikiem jest ten, co produkuje żywność i opiekuje się zwierzętami hodowlanymi, od pierwszych chwil ich życia, aż do śmierci, czyli odstawienia do rzeźni. Już początek samokształcenia mnie rozczarował, ponieważ dowiedziałem się, że typów rolników jest znacznie więcej, niż mi się wydawało. Pojawił mi się chmielarz, łąkarz, pracujący na własne potrzeby, producent kwalifikowanych nasion rolniczych, produkcji roślinnej i zwierzęcej, upraw mieszanych i upraw polowych. Gdzieś rzutem na taśmę wskoczył mi pszczelarz, o ile ma więcej niż osiemdziesiąt uli, w przeciwnym przypadku to amator. Zupełnie w tym definicyjnym gąszczu zniknęli mi plantatorzy i nie wiedziałem, czy są rolnikami, czy sadownikami albo ogrodnikami.

 

Wtedy prawdopodobnie poczułem się jak mahometanin na lekcji szkolnej katechezy, czyli teoretycznie coś było jasne, ale co? Na szprycowany czarnym dymem, z pełnym pęcherzem, lecz pustym brzuszkiem i wielkim pragnieniem. Drążę temat dalej niczym górniczy świder czarną ścianę w najlepszych latach wydobycia.

 

Goście, którzy podłożyli mi brony pod koła, najbardziej sprzeciwiali się prawdopodobnie trzem punktom proponowanej ustawy. Jednym z nich był zakaz hodowli lisów pospolitych, polarnych, norek amerykańskich, tchórzy zwyczajnych, jenotów, nutrii, szynszyli na futra. Gdyby te zwierzątka były wegetarianami konsumującymi nadrzeczne trzciny i chaszcze, z pewnością i ja byłbym oburzony zapisem ustawy. Jednak zdecydowana większość „pluszaków wciąga mięcho” i to mnie oburzyło, skoro rolnicy dostają niemałe dotacje na produkcję rolną, która powinna służyć wyżywieniu ludności i podnieść im opłacalność produkcji, ewentualnie pomagać zagrożonym gatunkom. Zamiast tak przyjętego łańcucha pokarmowego, oni karmią futrzaki i z tego powodu drogie wołowe nie gości stole. W moim małym rozumku pojawiło się słowo „konkurencja do garnka” i z pewnością w tym przeświadczeniu nie byłem osamotniony, ponieważ nikt nie lubi, jak ktoś miseczkę mu spod pyszczka zabiera, albo wybiera smaczniejsze kąski.

 

Inny tok moich myśli zadawał pytanie, komu te futerka mają służyć? Kobiet ubranych w nie na mieście nie widać. W witrynach sklepowych i we wnętrzach domów mody w naszym kraju nie goszczą. Gdyby tak było, z pewnością ekolodzy wyniuchaliby i wymalowaliby je farbami niezmywalnymi. Gdzieś mi w ogólnym rozrachunku umknęła informacja, co się dzieje z milionami zwierzątek wyhodowanych na nowoczesnych wielkich fermach w klatkach. Jakoś nie mogłem uwierzyć, że ktoś setki albo tysiące ton mięsa utylizuje. Bardziej prawdopodobne było przerabianie ich na mielone, po uboju rytualnym nie brudzącym futerka.

 

Najbardziej spodobał mi się zapis, zakazujący trzymania zwierząt domowych na uwięzi na stałe i zakładanie im kolczatek. Z tej ustawy dokładnie wynika, że bezdomne zwierzaczki mają lepiej, ponieważ ich przy budzie nikt nie trzyma i nie kłuje kolcami. Towarzystwo ludzi zwierzętom nigdy nie służy i doskonałym przykładem jest stado zdziczałych krów. Kiedy o nich świat zapomniał, nikt na ich zdrowie i życie nie nastawał. Tylko wystarczył jeden telewizyjny reportaż i nagle ich byt został zagrożony. Zaczęto dla nich szukać miejsca, czyli domu i gdyby do tego doszło, z pewnością po opadnięciu emocji i po zaniku zainteresowania, kolejno wędrowałyby nie po zielonej trawie tylko do rzeźni.

 

Drugą ciekawostką wynikającą z ustawy jest informacja, o wieloletnim zaniedbywaniu emerytowanych czworonożnych funkcjonariuszy policji, wojska i straży granicznej. Pamiętano o misce dla nich tylko wtedy gdy byli potrzebni, jednak wraz z upływem lat postarzeli się i utracili zdrowie, więc zastąpiono ich młodymi, których po ciężkiej pracy czaka taki sam koniec. Niestety nie wszystkimi zaopiekowali się opiekunowie i utrzymywali braci mniejszych za własne pieniądze. Usprawiedliwieniem nie może być fakt, że z ludźmi tak samo się robi.

 

Tak wiele i zarazem mało dowiedziałem się o nowoczesnym rolnictwie podczas blokady drogi, że w wiejskich zagrodach nie ma już Ursusów, zaprzęgów konny, różnych zwierząt w obejściu i przydomowych warzywników.

 

Dziadek, podobnie jak ja, obserwujący zamieszanie, podszedł w pobliże i powiedział – zrób przerwę w podróży w dowolnej wsi i się przekonaj. Tam nie usłyszysz już ryczenia krów, chrumkania świń, piania koguta, kwakania kaczki, gęgania gęsi. W zamian za to słychać szum silników, a za zabudowaniami rozciągają się wielohektarowe pola obsiewane tylko kilkoma rodzajami upraw.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • maciekzolnowski 30.10.2020
    Coś na czasie, zabieram się do lektury.
  • maciekzolnowski 30.10.2020
    Warto by dopracować powyższy tekst, powstawiać "ą" i "ę", gdzie należy, bo w kilku miejscach widać braki. Sprawnie piszesz, nie masz problemów z przelewaniem myśli na papier - duży plus, człowiek się nie męczy czytaniem, a wprost przeciwnie.
  • Pasja 30.10.2020
    Temat gorący i niezależnie z której strony to ugryziemy, będzie boleć. Wsi spokojna, wsi wesoła...
    Pozdrawiam serdecznie
  • Bożena Joanna 30.10.2020
    Mam wrażenie, że czasami więcej myśli się o zwierzętach niż o ludziach. Zwierząt nie należy krzywdzić, a o ludzi nikt się nie troszczy. Co zrobią hodowcy, gdy zostaną pozbawieni racji bytu?
  • Tankret 30.10.2020
    Trochę teraz jestem w temacie. Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, ale Polska jest 3 producentem drobiu na świecie i 1 w europie. Ubojnie muszą jakoś utylizować odpadki. Najtaniej było sprzedawać je do hodowli "futerkowcyh". Sprzedawać jest tu kluczowe. I tak ubojnia skupuje kury, sprzedaje mięso, sprzedaje odpadki, pierz ect. Aktualnie trzeba będzie zapłacić za utylizację. Spytacie i co z tego? A no ka dzień dzisiejszy rolnik sprzedaje kurczaka 70 gr poniezej kosztów hodowli - dokłada - jak ubojnia bedzie musiala zapłacić za utylizację odpadków zapłaci jeszcze mniej za kurczaka. Rolnik dołoży więcej. Rolnicy zaczna się wycofywać z hodowli drobiu cena mięsa poszybuje do gory, nie o 1, 2 zl ale o 60 - 70%. To samo kiedyś stało sie z wołowiną w Polsce, doprowadzili do tego, ze rolnicy przestali hodowac krowy na uboj i mamy co mamy. Jesli chodzi o futrzaki to 100% sprzedazy do rosji.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania