Piekło 3
Dawno temu, gdy dorastałem wszędzie mnie było pełno, a zwłaszcza tam przebywałem gdzie nie powinienem. Jeżeli ktoś z dorosłych zabronił mi czegoś zrobić, to na pewno to zrobiłem lub gdzie nie wolno mi było wejść, to tam z pewnością poszedłem. Nigdy podczas dzieciństwa nie respektowałem zakazów i tak mi pozostało na resztę życia.
Zbliżał się koniec wakacji, miałem iść do czwartej klasy i nigdy w następnych latach nie potrafiłem zrozumieć, co właściwie mnie skusiło żeby tam pójść. Schodkami od podwórka zszedłem do piwnicy nieznanego mi budynku, prosto do kotłowni. Zobaczyłem tam dwa wyższe od dorosłego człowieka bardzo mocno rozgrzane piece. Obok dalszego stał palacz i wielką szuflą ładował węgiel do środka. Drzwiczki były otwarte i z miejsca, w którym stałem widziałem ogień palący się w środku. Zrobiło mi się znacznie cieplej niż na dworze, lecz mężczyzna będący w pobliżu kotła nie wykazywał oznak przegrzania. Powodowany ciekawością zacząłem mu się dokładnie przyglądać. Światło w kotłowni pochodziło tylko z żaru pieca, lecz doskonale widziałem wysokiego mężczyznę z czarnymi włosami rozebranego do pasa. Tylko po prawej stronie na klatce piersiowej był brudny od sadzy, miał ślady czterech palców.
Prawdopodobnie moje wejście przez drzwi i zasłonięcie wpadającego przez nie światła przykuło uwagę palacza. Przestał ładować do kotła węgiel, spojrzał na mnie i powiedział.
- W końcu jesteś.
- Pan mnie zna?
Jego twarz wyrażała pewność tego, co mówi, popatrzył prosto w moje oczy i rzekł.
- W piekle będziesz pomocnikiem palacza.
- Ja będę palaczem – odpowiedziałem pewnym głosem.
- Niestety nie to ja będę palaczem, a ty moim pomocnikiem, szykuj się, czeka nas sporo pracy.
- Skąd pan wie, że ja nie będę palaczem?
- Bo ja podpisałem cyrograf, a ty nie.
Mgliście wiedziałem, co znaczy to słowo, niestety dokładnego jego znaczenia w tamtym czasie nie znałem. Nie mając pojęcia, dlaczego tak robię, wyciągnąłem za pazuchy jedno z jabłek, podszedłem trzy kroki i mu podałem. Rękę wyciągnął i odebrał owoc. Bez wycierania, czy mycia, ugryzł go i się skrzywił jakby go ząb rozbolał.
- Ukradłeś z księdzowskiego sadu.
Tymi słowami mnie zaskoczył, skąd wiedział, że te jabłka zerwałem przy plebani. Przecież było to na drugim końcu miasta i nie mógł mnie widzieć jak je brałem.
- Ja nie ukradłem, tylko sobie wziąłem – odpowiedziałem.
Nic nie mówiąc, ugryzł ponownie owoc i ponownie się skrzywił. Natomiast ja z własnej inicjatywy podałem mu nóż mówiąc.
- Niech pan sobie kawałek odkroi, łatwiej będzie panu gryźć.
Jabłko przełożył do lewej dłoni, a prawą wyciągnął do mnie. Kiedy podałem mu duży scyzoryk powiedział.
- Kozik też ukradłeś księdzu, postąpiłeś karygodnie, okradłeś złodzieja.
Moja mina mówiła w tym momencie znacznie więcej, niż byłem w stanie powiedzieć.
- On okrada dom boży, a powinien go chronić i rozbudowywać – dodał.
Nożykiem wziętym z przykościelnego ogrodu kroił jabłko na małe kawałki i jadł.
- Ja będę bardzo długo żył – powiedziałem pewnym głosem.
- Nie znasz dnia ani godziny, lecz pamiętaj raz do roku będziesz otrzymywał dwudziestoczterogodzinne przepustki, już ja o to zadbam – odpowiedział i oddał mi mój nożyk.
Trochę zaniepokojony odebrałem swoją własność i wyszedłem z kotłowni. Prawie natychmiast zapomniałem o tej rozmowie. Nigdy, przenigdy nie wracałem myślami do wizyty w piwnicznym pomieszczeni. Tyle wokoło mnie ważnych spraw się działo i nawet nie miałem czasu, kiedy o tym myśleć. Powoli dorastałem i powinienem wiedzieć, że faceci kochający szybkie samochody, łatwe kobiety i duży szmal, długo nie żyją. Pewnego dnia wieczorową porą trafiłem na podobnego do mnie, on na to spotkanie był przygotowany, a ja niestety nie. Takim to sposobem w kwiecie wieku wylądowałem na stanowisku pomocnika palacza. Nawet na swój los nie narzekam, praca ciężka, lecz w cieple, wszystkich szefów mam wyrozumiałych. Każdego roku wyskakuje na dwudziestoczterogodzinną przepustkę i mogę zobaczyć jak żyją tacy, jakim ja dawno temu byłem. Prawie codziennie spotykam znanych polityków i celebrytów. Kiedyś nie chcieliby ze mną rozmawiać, a teraz mnie proszą, żebym tak mocno pod kocioł nie podkładał i smoły nie dolewał. Niestety dla mnie najważniejsze jest poczucie obowiązku i porządna praca, za którą otrzymuje wynagrodzenie, tylko oni tego nie rozumieją.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania