Piekło w Raj

W miasteczkach Czachowo i Łyse Wzgórze ludzie cierpieli największą biedę w całym królestwie. Ludzie byli tutaj nękani przez hrabiego Drokulskiego, a ja byłam jego córką. Niełatwo jet mieć za ojca człowieka określanego mianem "potwora", albo "sługusa diabła". Ojciec potrafił wymordować pół wioski za niepłacenie zbyt wysokich podatków. Słynnym wydarzeniem było wpuszczenie wygłodniałych wilków do Czachowa, lub podpalenie Łysego Wzgórza (miasteczko zostało zbudowane od początku). Ludzie miel pełne prawo by nazywać mojego ojca czartem.

Nawet teraz, kiedy spacerowałam po targu czułam ich niechętne spojrzenia, wzdrygnęłam się słysząc obelgę z ust jednego handlarzy. Wielu innych sprzedawców w milczeniu potakiwało głowami. Znosiłam to wszystko w milczeniu, mieli prawo nas nienawidzić. Opatuliłam się szczelniej płaszczem i szybciej ruszyłam przez plac. Przechodząc koło starej fontanny zauważyłam zbiegowisko, pewnie kolejne podatki, pomyślałam jak ludzie wokoło. Na kamiennych schodkach stał mężczyzna, mógł mieć ze dwadzieścia lat, miał czarne loki i piwne oczy.

-Nie pozwólmy by hrabia Drokulski nami rządził! -wykrzykiwał. -Nie jesteśmy jego niewolnikami! mamy prawo do godnego życia!

Jego poglądy zostały poparte ochoczymi krzykami zgromadzonego ludu. Przysłuchiwałam się jego przemowie z rosnącym zainteresowaniem, miał coś takiego, że przyciągał do siebie ludzi.

-Razem możemy go pokonać! Razem, zjednoczmy się!

Przypadkiem jego oczy napotkały mój wzrok i uśmiechnął się lekko, miał piękny uśmiech. Poczułam jak rumieniec wypływa na mój policzek. Poczekałam aż ludzie się rozejdą i podeszłam do mężczyzny,

-Skąd twoja pewność siebie? -zapytałam. -Myślisz,że pokonasz mojego ojca?

Jego oczy powiększyły się ze zdziwienia. Powiedziałam coś nie tak?

-Hrabia jest twoim ojcem?

-Nie udawaj, że nie wiesz -prychnęłam.

-Nie wiem, nie jestem stąd -speszył się.

Otworzyłam usta ze zdziwienia i pokiwałam głową ze zrozumieniem.

-Pewnie teraz nie chcesz mnie znać -cofnęłam się. -Nie bój się, nie powiem nic ojcu.

Chciałam odejść, ale chwycił mnie za rękę. , patrzył intensywnie w moje oczy.

-Nie wybieramy swoich rodziców -Pomóż nam.

-Jak? On będzie wiedział -szepnęłam.

-Spotkaj się jutro tutaj ze mną -poprosił.

Skinęłam głową i uciekłam do domu.

-Późno wróciła -szepnął ktoś.

-Jej tatuś wymordował wszystkich handlarzy -zażartował ktoś.

-Dzień dobry! -trzasnęłam drzwiami. -Ostatnio większość żyła.

Rozmowy natychmiast ucichły i służba pogrążyła się w pracy.

Jeszcze bardziej mnie znienawidzą, pomyślałam wchodząc po schodach.

 

Następnego dnia znów wybrałam się na targ, po krótkim spacerze ruszyłam w kierunku fontanny. Wczoraj poznany mężczyzna już tam był, uśmiechnął się na mój widok.

-Przyszłaś.

-Zawsze dotrzymuję słowa -oznajmiłam.

-Przejdziemy się?

Skinęłam lekko głową i ujęłam podane ramię, ludzie z targu przyglądali nam się zaciekawieni.

-Stracisz szacunek tych ludzi, nie powinieneś się ze mną widywać.

-Sam zdecyduję z kim będę się spotykać.

Znów posłał mi ten swój cudowny uśmiech,poczułam jak miękną mi kolana.

-Nie boisz się reakcji innych? Nienawidzą mnie.

Dlaczego akurat teraz zebrało mi się na łzy? Nigdy zbytnio się tym nie przejmowałam, traktowałam to jako normalny stan rzeczy.

Mężczyzna otarł moje policzki.

-Bardzo cię lubię.

Mówiąc to intensywnie wpatrywał się w moje oczy.

-Nie wiem... nie znamy swoich imion... -jęknęłam.

Nachylił się do mojego ucha.

-Jesteś Weronika, a ja Adam.

Zadrżałam kiedy poczułam jego oddech na szyi.

-Chcę ci pomóc -oznajmiłam.

Adam drgnął zaskoczony i uśmiechnął się lekko.

-Jesteś tego pewna?

Serce zabiło mi mocniej, chciałam zdradzić jedynego człowieka, który o mnie dbał. Czułam się z tym tak jakbym miała go zabić, ale on jest potworem, mordercą.

-Potrzebuję spisu dłużników, którzy mają być sprzedani.

Zastanowiłam się, wiedziałam gdzie trzyma wszystkie swoje papiery.

-Jutro.

-Jesteś niesamowita -pocałował moją dłoń.

Zawstydzona spuściłam wzrok.

-Muszę iść.

Biegiem ruszyłam w drogę powrotną do domu. Ojciec na pewno już tam był i czekał na mnie, kogoś kto ma go zdradzić.

 

Przez ostatnie dwa miesiące regularnie spotykałam się z Adamem. Byłam w nim zakochana po uszy, a co najważniejsze on we mnie też . Wykradałam dla niego spisy dłużników , podsłuchiwałam rozmowy ojca, czytałam jego korespondencje.

pewnego dnia zauważyłam list z królewską pieczęcią, nie otwarty.

Nasłuchiwałam, czy nikt n ie idzie po korytarzu i zrobiłam coś co sprowadziło na mnie zgubę, otworzyłam go.

Drogi Gabrielu,

Mam nadzieję, ze zgadzasz się ze mną, iż trzeba zgładzić tego buntownika i jego godnych pożałowania informatorów.

Jak mniemam jest to ktoś z twojego otoczenia. Masz ich wszystkich zabić.

 

List wypadł mi z rąk, już wiedzą. Adam był zagrożony, drżącymi rękami podniosłam list i schowałam go w fałdach sukni. Chciałam jak najszybciej ostrzec Adama, pragnęłam uciec z nim jak najdalej stąd.

-Weronika? Weronika!

Wybiegłam czym prędzej n a korytarz i zbiegłam schodami na dół.

-Idę!

Wzięłam głęboki wdech i zeszłam na dół.

-Byłaś u mnie w gabinecie? -spytał podejrzliwie.

Czułam jak serce kołacze w mojej piersi.

-Nie... kiedy szłam do swojego pokoju zgubiłam kolczyk, ale znalazłam go! -pokazałam mu ozdobę.

-Ci przeklęci bandyci znów mnie przechytrzyli -przygarnął mnie do siebie. -Dobrze, że ty jesteś mi wierna.

Wierna? Jestem zdrajczynią!

Przytuliłam się do ojca, jak to możliwe, że go kocham?

 

-Musisz wykraść dla mnie ostatnią rzecz -oznajmił Adam. -Mapy waszego zamku, dzisiaj go pokonamy.

-Adam, to szaleństwo, ucieknijmy stąd -jęknęłam.

-Proszę, to już ostatnia rzecz.

Ujął moją twarz w dłonie i pocałował mocno, rozpaczliwie.

-Ostatni raz -otarłam łzę z policzka.

 

 

 

Gabinet ojca był pusty, taki się przynajmniej wydawał. Rzuciłam się do biurka i otworzyłam szufladę.

-Czego szukasz, Weroniko?

Serce w mojej piersi zamarło.

-Już wróciłeś? -zdołałam wykrztusić.

-Wróciłem -warknął -i co widzę, moja córeczka jest zdrajczynią. Własnego ojca, jak ci nie wstyd?!

-Ty jesteś potworem, ludzie mają rację.

Ojciec wstał gwałtownie i złapał brutalnie za szyję.

-Jesteś jak...jak ten plebs...

-Jestem lepsza od ciebie.

Uderzył mnie w twarz i rzucił na biurko, znów zaczął mnie dusić. Czułam jak brakuje mi oddechu, ostatkiem sił złapałam za popielniczkę i uderzyłam na oślep. Zerwałam się na równe nogi i wybiegłam z pokoju, przy schodach ktoś mnie popchnął. Spadłam.

Czułam każdą kość w swoim ciele, krew ciekła mi z ust, krztusiłam się.

Do środka wpadł Adam, widziałam rozpacz na jego twarzy, uklęknął obok mnie.

-Weronika...ja...to moja wina...przepraszam...

Uśmiechnęłam się słabo.

-To nie twoja wina...sama tego chciałam...kocham cię...

Wziął mnie w ramiona i pocałował mnie w usta, czułam jego łzy na swojej twarzy.To był najlepszy pocałunek jaki kiedykolwiek ktoś mi podarował.

-Bądź szczęśliwy...jak ja...ty mnie uratowałeś.

Moim oczom ukazała się plaża i postać skąpana w świetle, wyciągająca do mnie rękę.

Uśmiechnęłam się szczęśliwa i ruszyłam do Niego biegiem, wtuliłam się w Jego ramiona.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania