Piękna i Cap

Dawno temu za lasami,

za morzami i górami

w pięknym zamku żył Księciunio,

w kraju poza naszą unią.

 

Książę jeszcze nie żonaty

miał charakter rosochaty -

żył hulaszczo, a poddani

sami byli na się zdani.

 

Sam zaś jeździł wciąż po kraju

i wśród branek szukał raju,

aż zajechał dnia pewnego

do miasteczka nieznanego.

 

Tam mieszkała cud dziewica -

aż mu zapłonęły lica,

aż zaprzysiągł napalony,

że chce właśnie takiej żony.

 

Życie - życiem, dostał miodu

i nie było w tym zawodu,

ale książę jak to książę -

czar zostawił oraz...ciążę.

 

Płacze dziewczę, płacze matka:

"Oj nie taka była gadka,

ślub miał być, złoto, pałace,

a ma córka tylko płacze".

 

"Nie daruję krzywdy córki,

już ty mieć nie będziesz z górki -

jako ex Merlina żona

jam jest czarów nauczona".

 

Tak jak sobie obiecała

słowa księciu dotrzymała -

"Żeby morda ci obrosła,

żebyś miał facjatę kozła,

 

oby tyko z czaru tego,

z twego bytu śmierdzącego

mogła cię wyzwolić taka

co potrafi kochać capa".

 

Książę, co z podbojów wrócił

piosnkę sobie smutną nucił,

snuł się po komnatach dziwnie -

tak jak gdyby był w malignie.

 

Otóż z dziwnej tej przyczyny

nie zapomniał tej dziewczyny

i tej nocy, która cała

przeszłość jego w jedność zlała.

 

"Wszak minęły trzy miesiące,

a ja wciąż myślami błądzę...

jutro wracam do miasteczka -

tam, gdzie mieszka ta dzieweczka,

 

Jeśli padnie w me ramiona,

to już będzie ta jak żona,

chociaż trudno mi wybaczyć,

że tak serce mogłem stracić ".

 

Książę budzi się nad ranem,

patrzy - zdartą ma piżamę,

wszędzie leżą jakieś włosy -

książę krzyczy wniebogłosy.

 

Ale krzyku nikt nie słyszy,

leży, patrzy dalej w ciszy-

zamiast nóg ma dwa kopyta,

"Boże, co się stało" pyta.

 

Wstaje, lecz na czterech nogach,

krzyczy, wrzeszczy "Olaboga",

lecz miast krzyku jest "meczenie",

serce bije mu szalenie.

 

Tak do lustra się doczłapał,

tam by się za głowę złapał -

złapał by się gdyby mógł,

lecz mu ze łba sterczy róg,

 

I nie jeden, lecz dwa rogi

Wnet "wymeczał" Booooożeeeee droooogi

"Mam kopyta, mordę kozła,

kto mnie w mym królestwie pozna?

 

A do tego jak ja capię,

ciągle się kopytem drapię,

Hej , felczerze - daj mi tlen,

aby przerwać ten zły sen".

 

Ale byłoby zbyt miło,

by się na tym zakończyło -

zamek zmienił się w oborę,

kwiaty w jakieś chwasty chore,

 

Smród wokoło był do tego

taki, że brak odważnego

było by się starał skusić

na zamkowe skarby ruszyć.

 

Cap nie mówiąc nic nikomu

w nocy wybiegł po kryjomu

chcąc odzyskać to co stracił...

jednak klątwa chce inaczej.

 

W tydzień dobiegł do miasteczka,

gdzie dziewoja piękna mieszka,

ale tak po drodze capił,

że go Strażnik Miejski trafił.

 

Aresztował, ostro zbeształ,

ale na tym nie poprzestał

i codziennie go prysznicem

z rana witał niczym biczem.

 

Biedny książę ze swej celi

raz zobaczył przy niedzieli

swą dziewicę z pięknym synem

i już znał klątwy przyczynę.

 

Ona łez już nie roniła -

tak pięknego miała syna,

a miasteczkowi włodarze

wszystko jej składali w darze,

 

A dziewczyna piękna, bystra

wkrótce wyszła za burmistrza,

który dwa ostatnie lata

w miejskiej celi więził capa.

-----------------------------------------

Moi mili - tak w teorii

można dać koniec historii,

ale cóż to za THE END,

kiedy nie jest HAPPY END?

 

Wszakże nie jestem Sheakspearem

tylko poetyckim świrem,

no i cap odsiedzi wreszcie

swoje grzechy w tym areszcie.

--------------------------------------------

 

Strażnik, co go aresztował

i na zapładniacza chował

córkę brzydką miał , pryszczatą

i do tego zezowatą.

 

I choć była bardzo miła

tylko raz w roku się myła

i w areszcie swego taty

ten dziewczęcy twór pryszczaty

 

Się pojawiał notorycznie,

aby capa karmić liściem

to kapusty, to sałaty

ten potworek zezowaty.

 

I ze swego to powodu

nic nie czuła jego smrodu

i przynosząc mu wciąż wodę,

co dzień mu głaskała brodę.

 

Tak nam się pryszczata mała

dziewka w capie zakochała,

a on kochał gdy mu wodę

zapodając tarła brodę.

 

I tak cud się wnet uczynił,

i zły czar księcia odczynił,

i za żonę wziął pryszczatą

wybawczynię zezowatą.

 

Jednak książę nasz niestety

zawsze miano miał estety

i swą nową, brzydką żonę

wysłał na zachodnią stronę,

 

Tam ją pięknie naprawili -

to podnieśli, tam przyszyli,

pryszcze wnet zlikwidowali,

oczy też naprostowali.

 

A jak się już "wylaszczyła"

pozew w sądzie mu złożyła,

kto by w końcu wcześniej wnikał,

że charakter ma strażnika.

 

Książe oddał zamku kawał,

po pół roku zszedł na zawał,

inni mówią, że zwariował

i się w środku lasu schował.

------------------------------------

 

Morał - niechże wam posłuży -

szukasz szczęścia w płatkach róży?

Nie bądź głupi - wybierz bez,

to obejdzie się bez łez!

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Poncki dwa lata temu
    Przeczytane na jednym oddechu:) Przezabawne :)
  • DrV dwa lata temu
    Podpisuję się pod Ponckim!
  • maga dwa lata temu
    Również na jednym oddechu. Dobre! Pozdrowienia!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania