" Piękne istoty " 43
Kolejny dzień upłynął jej bardzo szybko. Trenowała wszystkie możliwe przeszkody i wysokości. Miała cały dzień wyłączony telefon, aby jej nikt nie przeszkadzał. Poprosiła właściciela stadniny, który zresztą był jej dobrym przyjacielem, mimo dużej różnicy wieku, o to, aby udostępnił jej całą halę dla niej na cały dzień. Wiedziała, że to samolubne, ale nie lubiła tłumów. Uwielbiała za to ciszę i spokój. Wtedy mogła się skupić i dopracować szczegóły.
Kiedy wracała do domu, włączyła telefon. Było już grubo po dwudziestej pierwszej, więc ulice były raczej opustoszałe. Zmrok, który ogarniał ulice, był tłumiony przez latarnie. Spojrzała na wyświetlacz i zdziwiła się bardzo miło, bo nikt do niej nie dzwonił. Cieszyła się, że przyjaciele, postanowili jej nie przeszkadzać i uszanowali jej polecenie.
- Łakotka? – zawołał ją czyjś głos. Odwróciła się i ujrzała dwóch chłopaków.
- Nico? Cole? – zapytała zdezorientowana, widząc znajome twarze.
- Cześć! – podeszli do niej i ją przytulili.
- Co wy tu robicie?
- A plątamy się tu i tam. A w ogóle to, co u ciebie, bo ostatnio to nie było najlepiej.
- Wszystko w porządku. Dzięki. A u was?
- Też. Czemu wracasz sama o tej godzinie? – zainteresował się Nico.
- Jutro mam zawody w skokach i cały dzisiejszy dzień trenowałam.
- Ah, to fajnie. Na pewno wpadniemy cię dopingować – rzucił Cole.
- Haha dzięki. – nagle jej telefon zaczął dzwonić – Przepraszam – zwróciła się do chłopaków, odchodząc na bok i klikając zieloną słuchawkę.
- Tak Lou – zaczęła.
- Hej Love, gdzie jesteś? – powiedział entuzjastycznie.
- Właśnie wracam do domu.
- Sama? – w jego głosie dało się słyszeć oburzenie.
- Nie do końca – w tej chwili jej towarzysze głośno się z czegoś zaśmiali i zaczęli o czymś gaworzyć.
- Kto tam jest? – zapytał z naciskiem.
- Cole i Nico. Spotkaliśmy się przypadkiem.
- Gdzie dokładnie jesteś? – po głosie było można poznać, że jest zdenerwowany.
- Koło stadionu, a co?
Za odpowiedz, otrzymała charakterystyczny dźwięk zakończenia połączenia.
Cicho westchnęła i wróciła do rozmowy z kolegami.
- Kto dzwonił? – spytał Nico.
- Louis – odparła.
- A jak ci upłynęły wakacje?
- Byliśmy całą paczką nad morzem – odpowiedziała.
Chłopcy zaczęli ją wypytywać o różne rzeczy, jednak taki wywiad nie potrwał długo, ponieważ parę minut potem Tomlinson z piskiem opon zahamował przed nimi samochód.
- Lou? – zapytała zdezorientowana, kiedy wkurzony wysiadł z pojazdu, któremu nie zgasił silnika.
- Hej kochanie! – podszedł do niej, przyciągnął ją do siebie, pochylił się i wpił się w jej usta. Dziewczyna była tak zdziwiona, że dopiero po paru chwilach oddała pocałunek. Kiedy w końcu się od niej odsunął, zarzucił rękę na jej ramiona.
- Cześć – rzucił ozięble w stronę znajomych. Ich miny były bezcenne. Takie… Takie… Rozbrajające. Louis lubił mieć nad wszystkim kontrolę. Uwielbiał także dominować i pokazywać, że coś należy do niego.
- Cześć – doprali jednocześnie.
- Love, wracajmy do domu – zarządził.
- Ale… - zaczęła, jednak niedane jej było skończyć.
- Wsiadaj – warknął.
Nie lubiła go, kiedy był zły lub zazdrosny, a takie sytuacje były bardzo częste. Tym razem postanowiła się nie kłócić. Podeszła do chłopaków i przytuliła ich. Podczas kiedy się do nich tuliła, szatyn zacisnął szczękę, a dłonie ułożył w pięści.
- Zawody jutro. Dwunasta. Stadnina – przekazała szeptem do Cola, gdy go przytulała. Niezauważalnie kiwnął głową.
- Do zobaczenia – powiedziała już normalnie, kierując się do samochodu.
- Pa Sweety – odparli.
Louis bez słowa wsiadł do auta i trzasnął drzwiami. Wrzucił wsteczny i z piskiem opon zrobił drifta prawie dookoła.
- Dlaczego jesteś zdenerwowany? – zapytała w końcu.
- Dlaczego nie zadzwoniłaś po mnie, tylko wracałaś sama? – puścił jej pytanie mimo uszu.
- Nie jestem małym dzieckiem.
- To co. Ulice o tej porze są niebezpieczne. Zwłaszcza dla dziewczyn takich jak ty – rzekł z przekonaniem.
- „Dziewczyn takich ja ty”? – powtórzyła – Co przez to rozumiesz?
- Nie ważne. Po prostu to było głupie.
- Oh Lou, daj spokój – zaskomlała.
- Nie Łakotka! – krzyknął – A gdyby to nie był Cole i Nico tylko jakieś inne typy?
- Louis, o co ci chodzi? – tym razem to ona podniosła głos.
- O twoje bezpieczeństwo. Cholera Sweety, nawet nie wiesz, jak ja się o ciebie martwię – dodał już spokojniej.
- Dziękuję, ale naprawdę nie musisz – też się uspokoiła.
Anioł zaparkował na podjeździe jej domu.
- Dziękuję za odwózkę – powiedziała i szybko wysiadła z samochodu, nim zdążył cokolwiek zrobić. Wbiegła po schodach i zniknęła za drzwiami. Była na niego zła. Traktował ją jak dziecko. Weszła do kuchni, gdzie znalazła kartkę od mamy.
„Pojechaliśmy na ważne spotkanie. Nie wrócimy na noc. Kolacja w lodówce. Będziemy na zawodach. Kochamy Cię”
Ciężko westchnęła. Odgrzała sobie posiłek, który zjadła i poszła się umyć. Gotowa do snu ułożyła się wygodnie w łóżku. Chciała zasnąć, jednak nie mogła, a wszystko przez to, że nie zrobiła jednej ważnej rzeczy. Sięgnęła po telefon i szybko napisała:
- „Chce zasnąć, ale nie mogę, bo ten cholerny zwyczaj mi nie pozwala. Dobranoc Louis”.
Znów ciężkie westchnięcie i opadła na poduszkę. Zamknęła oczy i tym razem odpłynęła. Długo jednak ta błogość nie potrwała, bo znów zaatakował ją ten przerażający, złowrogi szept:
- On cię zabije. On cię zabije. On cię zabije – dźwięk staje się coraz głośniejszy. Tętent kopyt słychać z bardzo bliskiej odległości. Dziewczyna nic nie widzi. Nie może otworzyć oczu. Ciemność. Wszechogarniająca czerń, a potem światło. Jasna i razista biel.
Obudziła się cała spocona i zdyszana. Najprawdopodobniej krzyczała. Kiedy uświadomiła sobie, że to tylko sen, opadła na poduszkę. Po trzydziestu minutach przekręcania się z boku na bok znowu zasnęła. Jednak znowu wybudził ją ten sam sen. Te same szczegóły. Wszystko to samo. Ponowne próby zaśnięcia były bezskuteczne. Zastanawiała się, co ten koszmar może oznaczać. Nigdy nie miała snów proroczych, więc to pewnie wytwór jej wyobraźni. Przynajmniej tak sądziła. Nastał ranek, a ona spała tylko czterdzieści minut przez całą noc. Była wykończona. Z samego rana wypiła dwie kawy. Kiedy wzięła prysznic i ubrała się w elegancki strój do jazdy, pojechała do stadniny. Szła, a raczej snuła się po długim korytarzu stajni, kiedy nagle na kogoś wpadła.
- Łakotka, wszystko w porządku? – zapytał Tommy – Nie wyglądasz najlepiej.
- Tak. Wszystko ok. – odparła – Przepraszam cię, ale muszę osiodłać Sacramento.
- To jednak będziesz na nim jechać?
- Tak – wyminęła go, zanim zdążył zadać kolejne pytanie.
Poczłapała się do boksu konia. Założyła mu ogłowie i zbierała się, aby zarzucić siodło.
- Cześć mój mistrzu – przywitał się właściciel stajni, Jack.
- O hej! – powiedziała niemrawo.
- A co ty nie spałaś w nocy? – zapytał.
- Jakoś nie mogłam – przyznała. Mężczyzna około trzydziestki, z zielonymi oczami i brązowymi włosami o dobrej posturze, popatrzył na nią z politowaniem.
- Łakotka, tyle razy ci mówiłem, że przed zawodami trzeba dobrze wypocząć. Nie dość, że wczoraj cały dzień ostro trenowałaś, to dzisiaj jeszcze przychodzisz niewyspana. Słuchaj, jesteś moim najlepszym jeźdźcem. Liczę, że wygrasz te zawody – wyjął z jej rąk siodło i zarzucił, na grzeb zwierzęcia – Sacramento jest dzisiaj bardzo skupiony. Trochę się obawiam o ciebie, w końcu wiesz, jaki on jest, ale znam cię i sądzę, że sobie poradzisz.
- Dzięki za wiarę – uśmiechnęła się słabo,
- Wiara czyni cuda. Uważaj na siebie Sweety. – położył jej rękę na ramieniu – Powodzenia – wyszedł ze stajni, zostawiając ją samą. Zawody się już zaczęły. Szybko przygotowała konia i wyszła z nim na zewnątrz. Trybuny wokół parkuru były zapełnione po brzegi widzami. Była nawet telewizja, bo to zawody międzynarodowe. W oddali dostrzegła swoich przyjaciół i rodziców. Cóż, właściwe to przyszli nawet znajomi z jej szkoły, którzy do niej pomachali. Obserwowała przejazdy swoich konkurentów, którzy byli bardzo pewni siebie, ale ich konie wydawały się spłoszone. Było kilka naprawdę dobrych przejazdów. Przyszedł czas na Tommy’ go. Mknął na swoim gniadym wierzchowcu. Każdy skok w jego wykonaniu był idealny. Płynął przez te przeszkody z taką łatwością i gracją, jakby to było otwarte morze. Po ukończonym przejeździe miał najwyższe wyniki. Był bezbłędny. Perfekcyjny. Niebieskooka zawsze za to go podziwiała.
- A teraz przed państwem ostatnia zawodniczka. Przywitajmy Łakotkę Collins na koniu Sacramento – wydarł się do mikrofonu komentator. Dziewczyna wyjechała na środek. Rozległy się głośne brawa.
- Dawno nie widziałem tego demona. – mówił facet do mikrofonu – Jak zapewne każdy pamięta Sacramento, był czempionem, ale po nieszczęśliwym wypadku i śmierci jego dawnego właściciela, koń odszedł w zapomnienie. Teraz jednak powraca u boku tej młodej dziewczyny, która podjęła się wyzwania okiełznania tej bestii – wyjaśniał.
Niebieskooka czuła się coraz gorzej. Nie rozpoznawała twarzy ani słów. Była w jakimś amoku. Rozległ się dźwięk, który informuję, że można ruszać. Anielica wbiła pięty w boki konia, który ruszył z impetem. Nagle zwierze zatrzymało się i stanęło dęba. Jej umysł był na tyle przytomny, że zdołała złapać się grzywy. Po publice rozległy się odgłosy przerażenia. Ogier powtórzył czynność jeszcze dwa razy, zanim zdołała go uspokoić. Spojrzał na nią oczami pełnymi tajemnicy, jakby sprawdzał, czy się jeszcze trzyma. Ruszył niespodziewanie galopem, na przeszkodę. Oderwał swoje kończyny od ziemi tuż przed poprzeczką. Pierwsza przeszkoda za nami – pomyślała i chciała spowolnić zwierze, szarpiąc za wodzę do tyłu, jednak jej się to nie udawało. Czarny olbrzym gnał przed siebie. Nakierowywała go na kolejne przeszkody, które z łatwością pokonywał. Przeskoczył nawet tą, z którą każdy miał problemy. Została ostatnia i najtrudniejsza przeszkoda, a mianowicie szeroki rów z wodą. Sacramento bał się wody i ona doskonale o tym wiedziała. On jednak pędził przed siebie i kiedy myślała, że stanie dęba on odbił się od ziemi, a ona zamknęła oczy. Sama nie wiedziała, czy ze zmęczenia, czy z przerażenia, a może po prostu zemdlała…
Komentarze (28)
Nie ma za co. Bo cierpie na brak weny.
Spróbuje sie zmusić do pisania.
Bo dziś jak Obca Planeta poprawiła mi cz 2 opowiadania to sie załamałam. Robie takie głupie błędy.
A tu zjadłaś literkę ;
" wiedział " - wiedziała
No cóż, opowiadanie jest boskie <3 Gdy tylko widzę, że coś napisałaś uśmiech pojawia się na twarzy. Dziękuję, twoje opowiadanie potafi wywołać radość... 5 <3333
Czekaaaaaam 5
przyszła wojowniczka część 10 dodałam
Z łowcą troli nie zaczynaj. No chyba, że chcesz mieć przepraszam za słowo burdel pod opowiadaniem.
Nic nie szkodzi
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania