" Piękne istoty " 54

Oczami Louisa:

Nieznośne promienie słońca wdzierały mi się do oczu, które po chwili otworzyłem. Kiedy już trochę zacząłem kontaktować z rzeczywistością, podniosłem się błyskawicznie do pozycji siedzącej, po tym, jak spostrzegłem, że nie ma obok mnie Łakotki. Odetchnąłem z ulgą, kiedy zobaczyłem ją śpiącą na drugim krańcu łóżka. Ospale wstałem na równe nogi i podszedłem do dziewczyny. Schyliłem się i dałem jej całusa w czoło, po czym wyszedłem z pokoju. Na korytarzu walały się różne przedmioty, konfetti, butelki po alkoholu i różne śmieci. Jednymi słowy balanga była udana. Zszedłem na dół, a panujące tam ubóstwo, które zastałem, zbiło mnie z nóg. Zrezygnowany zacząłem ogarniać dom. Jak się okazało kilak wazonów, drogich i zabytkowych wazonów, stało się albo popielniczkami, albo po prostu koszem na różne odpady czy wymiociny. Kiedy w miarę ogarnąłem pomieszczenia, wyszedłem na balkon. Poranny mróz omiótł moją skórę. Ruszyłem do przodu, ale gdy stanąłem na czymś szklanym, spojrzałem w dół i zamarłem. Otóż pod moimi stopami, przykryty cienką warstwą śniegu, leżał na płytkach, rozbity telefon Łakotki. Podniosłem urządzenie. Na przednim ekranie widniały miliony kreseczek, które tworzyły pajęczą nić. Nacisnąłem przycisk odblokowujący, a moim oczom ukazało się moje zdjęcie, które Dragonesty zrobiła mi, na jednej z prób. Zaraz potem coś zamigotało i telefon zgasł na dobre. Wróciłem do środka i skierowałem się do salonu. Prawie wpadłem na Nialla, który uciekał przed Harry‘ m.

- Niall, gdzie położyłeś ten telefon? – darł się loczek.

- Był na komodzie. Przysięgam – mówił desperacko blondyn.

- Jakiego telefonu szukacie? – zapytałem.

- Wczoraj Łakotka poprosiła mnie, abym robił jej telefonem zdjęcia z twoich urodzin. No i robiłem, ale potem Niall chciał coś sprawdzić i dałem mu tego smartphone’ a, a teraz nie mogę nigdzie go znaleźć.

- Może do dlatego, że ja go mam – powiedziałem zdenerwowany z ironią w głosie, podstawiając mu zepsute urządzenie pod nos.

- O Jezu! – jęknął.

- Noo. Ciekawe co jej powiecie?

- To wszystko twoja wina Niall – oburzył się Harold.

- Moja? – krzyknął.

- Czy wy chociaż raz możecie nie krzyczeć, kiedy ja jestem chora? – zachrypnięty głos rozniósł się po pomieszczeniu, a my odwróciliśmy się w stronę blondynki.

- Lou, co ty trzymasz w ręce – ledwo co mówiła.

- Twój telefon – odpowiedziałem natychmiast bez najmniejszego namysłu. Zatkało mnie, gdy zobaczyłem, w jakim jest stanie.

- Coo?

- Sweety, ja nawet nie wiem, jak to się stało. Niall…

- Dobra, Harry nie tłumacz się – wychrypiała – Zapytałeś, dlaczego mam taki telefon, a nie na przykład IPhone. Teraz już wiesz. Wolę tańszego smartphone’ a niż jakiegoś drogiego. W końcu drogi rozbije się tak samo, jak tańszy.

Podeszła do mnie powoli i wzięła urządzenie do ręki. Wyjęła kartę pamięci i startową, po czym wyrzuciła telefon do kosza.

- Jest coś zjeść? – zapytała.

- Pewnie. Zaraz zrobię – odparłem nico skołowany i ruszyłem do kuchni.

Po jakimś czasie przyszła do nas reszta przyjaciół i wspólnie zjedliśmy śniadanie.

- Jakie macie plany na dzisiaj? – zainteresowała się Marcelina.

- Mamy dzisiaj próby na najbliższy koncert – odpowiedział Zayn.

- Tak przy okazji to masz z nami pojechać – zwrócił się Harry do Collins.

- Co? Chciałam dzisiaj się pouczyć.

- Simon powiedział, że masz z nami być.

Blondynka ciężko westchnęła i wstała od stołu.

- O której ta próba?

- Trzynasta – powiedział Liam.

- Będę tutaj o dwunastej – musnęła mój policzek.

- Do zobaczenia – krzyknęła i wyszła z jadalni. Poszedłem za nią. Zakładała właśnie kurtkę. Ubrana chwyciła za klamkę i już uchylała drzwi, jednak szybko oparłem rękę o drewno, zamykając tym samym wyjście. Spojrzał na mnie zdziwiona.

- Gdzie masz czapkę?

- Nie mam – usłyszałem szczerą odpowiedź.

Westchnąłem zrezygnowany i podszedłem do szafy. Wyjąłem stamtąd moją czarną czapkę skate i założyłem na jej głowę. Doskonale komponował się z kolorem jej włosów i wyglądała naprawdę uroczo. Spojrzałem na jej nagą szyję i znów zapytałem:

- Gdzie szalik?

- Nie ma.

- Z czym ty do ludzi? – przewróciłem oczami i znowu odszedłem. Po chwili na karku miała mój czarny komin.

- Czy teraz mogę już iść, tatusiu? – zaśmiała się.

- Tak córeczko. Tylko wróć o dwunastej. Oczywiście w południe.

- Pewnie – zanim wyszła, naciągnąłem jej bardziej czapkę na uszy, za co dostałem całusa.

Myślałem, że oszaleję, kiedy dowiedziałem się, co przygotował dla nas Simon. Stałem z moją dziewczyną i chłopkami na stadionie. Otóż nasz kochany producent, wymyślił, że mamy biegać ze sportowcami dookoła boiska. Z szatni wyszło kilku piłkarzy. Popatrzyłem niepewnie na Łakotkę. Z jej ust wydobywała się para, ponieważ mróz nie ustępował.

- Na początek pięć kółeczek – zarządził trener.

- To są jakieś jaja? – zapytał Zayn, próbując rozgrzać ręce. Jako odpowiedz, musiał mu wystarczyć przeraźliwy gwizd tuż przy uchu. Ruszył szybko, a my za nim. Instynktownie chwyciłem blondynkę za lodowatą rękę.

- Pojedziemy później do Szanti? – zacząłem.

- Pewnie – posłała mi ciepły uśmiech.

- Za jakie grzechy? – zaskomlał Niall, który biegł przy nas.

- Za wszystkie – szepnęła niebieskooka, uwolniła swoją rękę, zaczęła bardzo szybko biec. Ja i chłopaki nie mogliśmy jej dogonić. Wyprzedzała sportowców. Bez najmniejszego zmęczenia zrobiła pięć kółek. Zatrzymała się przy trenerze i Simonie i czekała aż skończymy. Potem okazała się, że mamy zagrać mały mecz piłki nożnej. Podzieleni na drużyny zaczęliśmy grę. Łakotka była w przeciwnej drużynie, ale przynajmniej miała tam Harrego i Nialla. Nasza ekipa dostała piłkę. Byłem w ataku, więc brnąłem do przodu z piłką przy nodze. Podawałem do jednego z tutejszych piłkarzy. Byliśmy już blisko bramki. Oddałem strzał, jednak nagle na trasie gumowego kółka stanęła Collins. Z gracją ją przyjęła i zaczęła biec w kierunku mojej bramki. Nie mogłem wyjść z oniemienia, kiedy kiwała się z piłkarzami. Nie próbując jej zatrzymać, wyprzedziłem ją i stanąłem w obronie. Gdy była już bardzo blisko wyszedłem jej naprzeciw. Posłała mi cwaniacki uśmiech, przeskoczyła nad piłką, a tylną nogą podrzuciła ją do góry w taki sposób, że przeleciała nad nami dwojga. Blondynka wyminęła mnie i oddała celny strzał. Rozległy się oklaski i okrzyki radości.

- Jak? – zadałem cicho pytanie, kiedy przechodziła.

- Brat mnie uczył – puściła mi oczko i mnie przytuliła.

- Jesteś strasznie zimny – zdjęła z głowy moją czapkę i założyła mi na uszy.

- Ale…

- Zamknij się – pocałowała mnie szybko w usta i z figlarnym uśmiechem odbiegła.

Mecz zakończył się remisem. Po grze udaliśmy się do swoich domów. Ja i Łakotka pojechaliśmy do mnie. Po objedzie, wybraliśmy się do stadniny. Przygotowaliśmy swoje konie do jazdy, a potem wjechaliśmy na halę. Mieliśmy szczęście, bo było tam mało osób. Zaczęliśmy się rozgrzewać. Jeździliśmy obok siebie, rozmawiając na różne tematy, śmiejąc się i wygłupiając. Szanti była wspaniałym koniem. Potem dołączyli do nas Tommy i jak się okazało jego chłopak, Daniel. Według mnie tworzyli udaną parę. Brunet uczył swego ukochanego, jazdy a mi się przypominały moje pierwsze momenty w siodle. Po skończonej jeździe pojechaliśmy do Harrego, u którego miał się odbyć maraton filmowy. Weszliśmy do ciepłego domu i się rozebraliśmy.

- O, w końcu jesteście – ucieszył się lokaty.

- Przepraszamy za spóźnienie, byliśmy na koniach.

- Poczułem – Hazza pomachał sobie rękę przed nosem, na co się zaśmialiśmy.

Weszliśmy do salonu, gdzie siedzieli nasi przyjaciele.

- O cześć – Niall jak zwykle już coś jadł i szczerzył się do nich.

- Co oglądacie? – zapytałem.

- Dziewczyny postawiły na jakieś romansidło – rzekł niezadowolony Zayn.

- Przypominam, że potem oglądamy jakiś horror – odezwał się Liam.

- „Obecność” – krzyknął Harry.

- Nieee! – wydarły się wszystkie dziewczyny, oprócz Łakotki, która usiadła na kanapie i tempo wpatrywała się w telewizor.

- Lou wczoraj miał urodziny i chce obejrzeć „Obecność”, prawda? – Zayn spojrzał na mnie.

Kiwnąłem tylko głową. Nie obchodziło mnie co będziemy oglądać. Usiadłem obok mojej dziewczyny i objąłem ją ramieniem. Ta lekko drygnęła, ale zaraz potem wtuliła się we mnie. Zdarzały się takie chwile, kiedy była smutna. Podejrzewałem, że przypomniała sobie coś z przeszłości.

- No dobra. – uległa Marcela – Skoro tak, to my idziemy na górę, Idziesz z nami Żelku?

- Nie – szepnęła i pociągnęła nosem. Marcelina chyba tego nie słyszała, bo nadal patrzyła się na nas.

- Powiedziała, że nie idzie – przekazałem głośno.

- Aha, ok. – po chwili anielic już nie było. Chłopaki popatrzyli na mnie zdziwionym wzrokiem. Wzruszyłem ramionami, bo sam nie wiedziałem co się stało Łakotce.

Liam odchrząknął i powiedział:

- No to my… pójdziemy do kuchni po jakieś przekąski – spojrzał znacząco na resztę nastolatków.

- Yyy… no tak, tak. Chodźmy – Niall pociągnął Zayna i po chwili już ich nie było.

- Love, stało się coś? – zacząłem.

- Nie, nie – jej głos był ochrypły.

- Wiesz, że możesz wszystko mi powiedzieć.

- Lou, nic mi nie jest. Po prostu… Czasami ma takie załamanie. – szeptała – Po prostu to mnie dopada znienacka i wtedy jestem przygnębiona i najczęściej płacze. Wraca wszystko, co działo się w przeszłości. Nawet kiedy ja nie chce tego pamiętać, to wszystko wraca – łkała.

- Ja…

- Cii. Nic nie mów. Po prostu bądź – wtuliła się w mój tors.

Pogłaskałem ją uspokajająco po plecach i pocałowałem w skroń. Zaraz potem w pomieszczeniu znowu znaleźli się chłopcy. Posłałem im spojrzenie typu: „Wszystko ok. Nie pytaj”.

Nagle poczułem, jak dziewczyna wstaje.

- Dokąd idziesz? – spytałem.

- Harry, mogę pójść do jednego z pokoi? – zapytała słabo.

- Yyy… Jasne – podziękowała mu uśmiechem i ruszyła na górę a ja za nią.

- Co jej jest? - zainteresował się Zayn.

- Sam do końca nie wiem – odpowiedziałem szczerze.

- A co z filmem?

- I tak to już oglądałem.

Wszedłem po schodach i skierowałem się do pierwszego pokoju. Cicho wślizgnąłem się do ciemnego pomieszczenia. Dostrzegłem jej drobniutkie ciało leżące na łóżku. Podszedłem tam i się położyłem. Dziewczyna, która leżała do mnie plecami, odwróciła się w moją stronę i mocno wtuliła. Objąłem ją i pozwoliłem, aby się wypłakała.

- Dziękuję, że jesteś – szepnęła.

Po dłuższym czasie zasnęła, mocno przytulona do mnie. Zdałem sobie sprawę, że znajdujemy się w pokoju Harrego.

- No trudno Hazza. Dzisiaj śpisz na kanapie – pomyślałem i zamknąłem oczy.

 

* * *

Od autora: Kolejny nieudany rozdział :(. Eh, przepraszam. Obiecuję, że kolejne będą lepsze. Na razie to jest takie lanie wody, bo muszę dojść małymi krokami do tego ;). Ślicznie dziękuję wszystkim czytającym :D <3.

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • Zozole 25.09.2016
    Cały czas słodko i wcale nie nudno! ;) 5
  • lea07 25.09.2016
    Oh, dziękuję Ci bardzo Zozi <3
  • Tina12 25.09.2016
    Nieudany rozdział? To chyba jakiś żart.
    Opowiadanie jak zawsze cudne.
    5
  • lea07 25.09.2016
    Ojej, dziękuję Ci ślicznie Tina. ;*
  • Tina12 25.09.2016
    lea07
    Nie ma za co.
  • Tina12 25.09.2016
    lea07
    Dodałam moje marne wypociny. Przeczytaj jak chcesz.
  • Afraid13 26.09.2016
    Oooo kawaii... jak słodko. Chyba dostanę cukrzycy od tej słodyczy ^^ :* 5
  • lea07 26.09.2016
    Haha jakie rymy <3. Dziękuję Ci ślicznie :)
  • Misiaczek 27.09.2016
    Cudownie piszesz. Będę czytała twoją twórczość.

    Zapraszam do siebie
    http://lovesmydreams.blogspot.com/
  • lea07 28.09.2016
    Ojej dziękuję. Na pewno zajrzę. I także zapraszam do wcześniejszych części
  • zamyślona 01.10.2016
    Co ty gadasz, że nieudane?! Super rozdział <3 czekan na ciąg dalszy. <3
  • zamyślona 01.10.2016
    A i oczywiście 5 <3 i zapraszam do mnie ;)
  • lea07 01.10.2016
    Dzięki bardzo :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania