" Piękne istoty " 57

- Jak długo jeszcze zamierzasz tam siedzieć? – zapytał zdenerwowany Zayn, który już od piętnastu czeka ze swoimi przyjaciółmi na Livi, przed przymierzalnią.

- Jeszcze chwilkę – rozległ się krzyk.

- Love, dlaczego nic nie mówisz? – zwrócił się Louis do Łakotki, która stała oparta o ścianę i patrzyła tępym wzrokiem w dal.

Brak reakcji i z jej strony zmusił chłopka, aby do niej podejść i pomachać jej ręką przed twarzą. Ocknęła się nagle i pomrugała kilka razy.

- O czym myślałaś?

- O niczym ważnym. Livi jeszcze nie wyszła? – chciała zmienić temat.

- Nie.

- Louis a tak w zasadzie, to kiedy oficjalnie poznam twoich rodziców, bo ty moich już znasz – zainteresowała się.

- Właśnie też się nad tym zastanawiałem. Oni też coś tam gadali. Chcieli cię zaprosić na obiad, jednak jak dla mnie było jeszcze za wcześnie. Ale myślę, że to dobry moment – posłał jej szeroki uśmiech i puścił oczko.

- To jak sobie wszystko ustalicie, to mi powiedz – odwzajemniła gest.

- Ok Love – przytulił ją, przyciągając jej drobne ciało do siebie.

- I jak? – po pomieszczeniu rozległ się piskliwy głos Livi.

- Kochanie wyglądasz piękne, bierz. Ja już idę, bo zaraz się tu ugotuję – Zayn cmoknął ją w policzek i szybko wyszedł na zewnątrz, tak samo, jak reszta, oprócz dziewczyny, która poszła zapłacić. Omiotło ich zimne powietrze, które panowało na dworze. Kiedy jakieś przechodzące anielice spostrzegły chłopków, jedna z nich krzyknęła:

- To przecież One Direction!

Dało się słyszeć piski innych dziewczyn, a po chwili wokół chłopców utworzyło się ogromne kółko fanek. Louis i Łakotka, którzy trzymali się za ręce, zostali rozdzieleni, a jakaś wysoka, tęga blondyna odepchnęła ją tak mocno, że aż upadła na zimny chodnik pokryty śniegiem. Oszołomiona siedziała tam, dopóki ktoś nie podał jej ręki. Była tak zamroczona, że nawet nie patrzyła, czyja ona jest. Chwyciła ją, a kiedy już stała na nogach spojrzała w górę, na twarz wysokiego bruneta o niebieskich oczach, który uśmiechał się do niej miło.

- Nic ci nie jest? – zapytał nieznajomy.

Oczami Louisa:

Wyszliśmy z tego sklepu i skierowaliśmy się do samochodu. Nagle jakaś dziewczyna krzyknęła nazwę naszego zespołu, a zaraz potem zostaliśmy oblężeni przez fanki. Mała dłoń mojej dziewczyny, którą trzymałem, gdzieś mi uciekła, więc spojrzałem z trudem w tamtą stronę. Zamiast mojej małej, ślicznej okruszynki ujrzałem jakąś postawną dziewczynę, która była z pół głowy ode mnie wyższa. Rozejrzałem się zdezorientowany dookoła. Nic nie słyszałem, poza piskiem i wrzaskami anielic. To było frustrujące, bo nie dość, że nie wiedziałem, gdzie się podziała Sweety, to czyjeś ręce, haniebnie dotykały mego ciała. Zdenerwowany odtrąciłem rękę jakiejś rudowłosej lali i próbowałem się przedrzeć, przez rozszalały tłum.

- Musimy załatwić sobie ochroniarzy – pomyślałem.

Kiedy w końcu udało mi się prawie wyjść z tego tłoku, ujrzałem siedzącą na chodniku moją dziewczynę. Chwilę potem ktoś pomógł jej wstać. Czyjaś ręka zaplotła się na moim nadgarstku, dlatego odwróciłem głowę. Oślepił mnie blask flesza. Koś podstawił pod mój nos długopis i kartkę, ale ja niewiele myśląc, wyrwałem rękę zdenerwowany i przedarłem się przez ostatnie osoby.

- Nic ci nie jest? – usłyszałem pytanie.

- Nie, dzięki – powiedziała Collins.

- Tak dzięki, że jej pomogłeś – pojawiłem się przy nich. Szybko chwyciłem ją za dłoń, która nadal była ściskana przez nieznajomego, przerywając tym samym ich kontakt fizyczny.

- Nie ma sprawy. Uważaj na siebie – posłał uśmiech mojej dziewczynie i puścił jej oczko, a ja cały się spoiłem. Jak on śmie?

- Łakotka idź już do samochodu – powiedziałem stanowczym tonem. Czułem jej wzrok na sobie, jednak ja cały czas mroziłem spojrzeniem bruneta. Podziękowała jeszcze raz i grzecznie się pożegnała, po czym wsiadła do siwej Mazdy.

- Uważaj, do kogo się uśmiechasz i puszczasz oka – syknąłem.

- A ty uważaj, aby fanki jej nie zabiły – odparł oschle i odszedł, potrącając mnie ramieniem.

Zauważyłem, że moich przyjaciół już nie ma w pobliżu, dlatego wszystkie fanki zaczęły iść w moją stronę. Szybko podbiegłem do samochodu i wskoczyłem do środka.

- Wath the fuck? – krzyknął Zayn.

- No właśnie Louis – powiedziała Łakotka.

- Co? – zapytałem.

- Chłopak mi pomógł, a ty go zjechałeś.

- O czym wy gadacie? – zainteresował się Harry.

- Fanki mnie popchnęły. Upadłam. Jakiś miły chłopak mi pomógł, a Lou był niegrzeczny.

- Kleił się do ciebie – warknąłem.

- Cokolwiek – przewróciła oczami i zapięła pasy.

Kolejne tygodnie mijały bardzo szybko. Nie spodziewałem się, że mamy taką rzeszę fanów, znaczy fanek. Staliśmy się bardzo rozpoznawalni. Zatrudnili nam ochroniarzy, którzy nie pozwalali się zbliżać innym dziewczynom. Po krótkiej rozmowie z rodzicami ustaliliśmy, że zaprosimy Łakotkę na niedzielny obiad. Kiedy nadszedł ten ważny dzień, po południu pojechałem po Łakotkę. Zapukałem do drzwi domu mojej dziewczyny, które zostały otwarte przez jej matkę.

- O Louis – ucieszyła się kobieta – wejdź – wpuściła mnie do środka.

- Dzień dobry pani.

- Łakotka zaraz zejdzie – oznajmiła.

- Witaj Louis – usłyszałem głos pana Collinsa.

- Dzień dobry.

- Co tam u ciebie słychać? – nie chwaląc się, rodzice mojej dziewczyny bardzo mnie lubili.

- Zresztą ja też nie mam co narzekać na przyszłych teściów – zaśmiałem się, ale miałem nadzieję, że to się kiedyś spełni.

- Dobrze. Dziękuję. A u państwa?

- Świetnie – Emma uśmiechnęła się szeroko.

- Lou? – cichy głos, spowodował, że odwróciłem się w stronę schodów, na których stała blondynka. Była ubrana w elegancką, czarną, zwiewną sukieneczkę z białą kokardą na środku. Jej włosy były lekko zakręcone i spadały na ramiona. Wyglądała oszałamiająco.

- Wyglądasz ślicznie – pochwaliłem, na co jej policzki się zarumieniły.

Pół godziny potem staliśmy już pod moim domem. Dziewczyna ciężko oddychała. Widać, że była zdenerwowana. Ja też byłem, kiedy oficjalnie poznawałem jej rodziców.

- A co jeśli mnie nie polubią? – zapytała.

- To jasne, że cię nie polubią. Oni cię pokochają. – posłałem jej pokrzepiający uśmiech i ścisnąłem jej rękę – Gotowa?

Niepewnie kiwnęła głową, a ja otworzyłem drzwi. Weszliśmy do środka i się rozebraliśmy. Przeszliśmy do salonu, gdzie czekała na nas moja rodzina.

- Dzień dobry – przywitała się cicho.

- Ah, Łakotka jak miło cię w końcu poznać. – moja matka podeszła do niej i ją przytuliła – Jestem Esma, a to mój mąż, Karol. – niebieskooka uścisnęła dłoń mego ojca – A to mój brat, Edgar – dokończyła moja rodzicielka.

Wuj Edgar był dla mnie jak drugi ojciec. Prowadził interesy i zajmował się firmą, kiedy mój tata musiał gdzieś wyjechać.

- Bardzo miło mi państwa poznać – uśmiechnęła się Collins.

- Nam ciebie też moje dziecko – rzekł Edgar.

- No dobrze. Usiądźmy do stołu – zaproponowała matka.

Na początku panowała dosyć napięta atmosfera, ale kiedy dostaliśmy dania, mój ojciec zaczął wywiad.

- Louis mówił nam, że nazywasz się Collins. Znam Emmę i Richarda Collinsów i o ile sobie przypominam, nie mieli oni dzieci.

- Yyy… Tak, ma pan rację. Oni mnie adoptowali – powiedziała.

Dało się słyszeć westchnięcie mojej matki.

- Wybacz bark subtelności, ale co stało się z twoimi rodzicami? – kontynuował.

- Zginęli w wypadku wraz z moim bratem – odparła.

- Oh przykro mi – wtrąciła moja matka.

- A czy mogę poznać twoje rodowe nazwisko? – dopytywał.

- Dragonesty.

W tym momencie ojciec zachłysnął się winem i zrobił wielkie oczy.

- Coś mnie ominęło? – zapytał mój wuj, który wrócił do nas po tym, jak musiał odebrać ważny telefon.

- Nie. Nic, nic – powiedział stanowczo Karol.

- Tato wszystko w porządku? – spytałem.

- Tak.

Reszta obiadu upłynęła dość spokojnie. Jedynie ojciec był jakiś zestresowany. Ale wydaje mi się, że cała rodzina ją pokochała. Kiedy nadszedł wieczór, dziewczyna grzecznie podziękowała i się pożegnała. W drodze do domu zapytała:

- I co sądzisz?

- Tak jak mówiłem, przepadają za tobą – posłałem jej uśmiech.

- Ja za nimi także – zaśmiała się.

Wróciwszy do swego domu, byłem bardzo szczęśliwy. Wszystko zaczęło się układać. Skierowałem się na górę, ale zatrzymał mnie głos mego ojca.

- Louis, chodź ze mną do gabinetu. Musimy porozmawiać.

W owym gabinecie przebywałem tylko wtedy, kiedy tata miał mi do powiedzenia ważne sprawy. Było to miejsce całkowicie odizolowane od reszty domu, aby nikt tam mu nie przeszkadzał. Był dźwiękoszczelny, dlatego można tam było spokojnie rozmawiać bez obaw, że ktoś nas usłyszy. Poszedłem za czterdziestolatkiem, bo tyle miał lat mój ojciec. Zatrzymaliśmy się przy masywnych drzwiach, które po chwili otworzył kluczem. Zawsze go zamykał, ponieważ przechowywał tam naprawdę ważne dokumenty dotyczące firmy i interesów. I tylko on miał klucze. Nawet wuj ich posiadał. Weszliśmy do środka, a ja przypomniałem sobie chwile, kiedy coś nabroiłem i ojciec brał mnie na rozmowę. Usiadłem wygodnie w skórzanym fotelu, a Karol zajął miejsce po drugiej stronie dębowego, dużego biurka.

- O czym chciałeś rozmawiać? – zacząłem.

- Chodzi o Łakotkę. – jego mina była posępna. To nie wróży nic dobrego – Zostaw ją – rzekł zdecydowanie.

 

* * *

Od autora: Witam Was :D. Jeśli ktoś to jeszcze czyta, to bardzo była bym wdzięczna za komentarze, które mnie motywują. Tą oto częścią zaczynamy wchodzić w nowy rozdział życia bohaterów, więc jeśli jesteście ciekawi jak potoczą się ich losy, to zapraszam do komentowania, oceniania i czytania ciągu dalszego. Serdecznie wszystkim dziękuję ;**. Pozdrawiam.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Zozole 12.10.2016
    O.o Luis nie zostawi Łakotki. O Boże! Czy to możliwe, ze jego ojciec przespał się z mamą Łakotki i ona jest ich dzieckiem?! Albo coś było wrogami te rodziny. Nie rób tego! Nieeee! Oni tworzą taką piękną parę! 5 i czekam ♡♡♡ XD
  • lea07 13.10.2016
    Ojej dziękuję za wytrwałość w lekturze <3 i w ogóle za wszytko bardzo dziękuję. Wszystkiego się dowiesz czytając kolejne rozdziały :D ;*
  • Tina12 13.10.2016
    Nie rozdzielaj Łakotki i Luisa! Tyle przeszli by być razem. A opowiadanie jak zawsze na 5.
  • lea07 13.10.2016
    Dziękuję Ci ślicznie kochana <3.
  • Tina12 13.10.2016
    lea07
    Nie ma za co.
  • Afraid13 13.10.2016
    Kolejne wspaniałe dzieło. Ja także nie chcę rozpadu ich związku. 5
  • lea07 13.10.2016
    Dziękuję ślicznie kochana <3
  • zamyślona 13.10.2016
    Coo? jak możesz przerwać w takim momencie!!! kocham <3 i daje 5 i niecierpliwie czekam <3
  • lea07 13.10.2016
    Dziękuję serdecznie. Dodam jak najszybciej będę mogła :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania