" Piękne istoty " 63
Zwistun do tej oto "książki" - https://www.youtube.com/watch?v=EMGypr4S4uU
* * *
Louis:
Nadszedł dzień koncertu, a zarazem urodzin Livi. Zayn chciał, aby to był najwspanialszy dzień dla jego dziewczyny, a my musieliśmy się go słuchać. Przygotowania i próby były bardzo męczące, ale przynajmniej nie miałem czasu, aby myśleć o Łakotce i wtedy czułem się lepiej. Właściwie ostatnimi czasy nie pojawiała się w szkole. Podobno miała zbyt wiele zamówień, dlatego nie miała na nic czasu.
Rano ja i Niall pojechaliśmy do Zayna, aby pomóc w przygotowaniach do imprezy, która odbędzie się późną nocą po naszym koncercie. Nie wiem, jaki to ma sens, ale ok.
— Dobrze, że już jesteście. — przywitał nas Malik, kiedy weszliśmy do jego mieszkania — Louis, nie wiesz co się dzieje z Łakotką, bo miała pomagać.
Pokręciłem przecząco głową. Nie wiedziałem, co się z nią dzieje i właściwie to mnie to dobijało.
Żmudna praca nad dekoracjami pomogła mi zapomnieć o tej małej blondynce i cieszyłem się z tego. Im mniej o niej myślałem, było to dobre dla nas obojga.
Kiedy już w końcu wszystko było gotowe, pojechaliśmy na narodowy stadion, gdzie miał się odbyć koncert. Weszliśmy tylnym wejściem, ponieważ powoli zbierali się pierwsi fani, aby stać bliżej sceny.
— Myśleliśmy, że już zapomnieliście o własnym koncercie — zaśmiał się Simon, a reszta ekipy mu zawtórowała.
— Trochę się zeszło — odparł Harry wymijająco.
Po paru minutach siedzieliśmy przed dużymi lustrami a stylistki, które podobno umiały robić cuda, zajęły się nami.
— Jeśli chodzi o wyjście Łakotki, to któryś z was musi ją zapowiedzieć. No wiecie tekstem np. „A teraz, poznajcie osobę dzięki, której wszyscy tutaj jesteśmy” czy coś w tym stylu. Kto się tym zajmie? – popatrzył na nasze twarze – Harry mogę na ciebie liczyć? – spojrzał na loczka znacząco.
— Ok — posłał mu uśmiech, a w tamtym momencie do garderoby wpadła Dragonesty.
Prawdę mówiąc, trochę przeraziłem się na jej widok, zwłaszcza że miała na swojej sukience dużą czerwoną plamę. Jej blond włosy całe były mokre, a ona sama tak zdyszana jakby biegła całą drogę tutaj.
— Co ci się stało? — zawołał Zayn.
— I jeśli ktoś teraz mi powie, że ja nie mam pecha, to uznam go za wariata. — wydyszała — Nie uwierzycie, ale u mnie pada deszcz. Ale zaczęło, jak już byłam w kawiarni na spotkaniu z klientem. Zaparkowałam daleko samochód, więc tak zmokłam, że masakra, a na dodatek, kiedy wychodziłam z tej restauracji, jakaś dziewczyna wylała na mnie sok – mówiła szybko.
Harry wybuchł śmiechem tak samo, jak Niall, Zayn i nasze stylistki.
— To nie jest zabawne — skarciła ich.
— Gloria — Simon zwrócił się do dziewczyny, która była moją osobistą stylistką — zajmij się nią, proszę. Owa anielica o czarnych, krótkich włosach podeszła do niebieskookiej.
- Najpierw musisz umyć głowę. Potem zajmę się resztą – oznajmiła i zaprowadziła ją do łazienki.
— Nie no dobre — zaśmiał się Niall i złapał się za brzuch. Przewróciłem oczami i wyszedłem z garderoby. Wszedłem za kulisy i spojrzałem na stadion, który powoli się zapełniał. Usiadłem na jednym z prowizorycznych schodków i wyciągnąłem telefon wraz ze słuchawkami, które od jakiegoś czasu wszędzie mi towarzyszą. Włożyłem białe kuleczki do uszu i włączyłem jedną z moich ulubionych piosnek. Zabiegani pracownicy, którzy dbali o wszystko mijali mnie ze zdziwionymi minami. Zacząłem się zastanawiać czy to w ogóle wszystko ma sens. Z nudów zacząłem przeglądać zdjęcia. Na większości z nich była mała blondynka o nieziemsko niebieskich oczach i delikatnym uśmiechu. Zatrzymałem się na jednym, do którego miałem szczególny sentyment. Przedstawiło ono mnie i Łakotkę, przytulonych do siebie, na dachu jednego z wieżowców, gdzie odbywały się urodziny chłopaka Tommy’ go. Była to niezwykła noc. Księżyc w pełni, miasto nocą oświetlone milionami lamp i samochodami śmigającymi jakieś dwieście metrów pod nami. W oddali wielki most mieniący się złotymi lampkami. Jednym słowem miasto tętniące życiem, a my dwoje stojący i obserwujący wszystko z góry z przyklejonymi, szczerymi uśmiechami do twarzy i obejmujących się, jak gdyby to byłby nasz ostatni uścisk. Tak bardzo chciałbym znowu wrócić do tamtej chwili, kiedy wszyscy byli zapędzeni, a my staliśmy tam zawieszeni w czasoprzestrzeni i nie istniało nic poza tym.
Ocknąłem się nagle, kiedy poczułem szturchnięcie. Zdezorientowany wyjąłem słuchawki i spojrzałem na jednego z naszych gitarzystów.
— Dlaczego tutaj siedzisz? — zadał pytanie.
— Yyy… Już idę – wstałem na równe nogi i skierowałem się do garderoby.
— Lou, gdzieś ty był — zapytał Liam, kiedy wkroczyłem do pomieszczenia.
— Nie ważne — spojrzałem w prawo i zamarłem.
Plecami do mnie stała Łakotka w kremowej rozkloszowanej sukience, która nie miała ramiączek. Jej piękne włosy opadały na chude, odkryte ramiona, a na małych nogach miała czarne szpilki. Odwróciła się w moją stronę i posłała blady uśmiech. Nie mogłem oderwać od niej wzroku i pewnie wyglądałem jak idiota, ale miałem to gdzieś.
— Do występu została jeszcze godzina — oznajmił jeden z członków ekipy.
— Ok. Teraz musimy się wyluzować — zarządził Liam, który zawsze był z nas najodpowiedzialniejszy – Niall, pamiętasz swoje kwestie? – zwrócił się do blondyna.
— Tak — odparł tamten.
Mimowolnie spojrzałem znowu na Łakotkę i nie mogłem się powstrzymać od zadania tego pytania:
— Wszystko w porządku? — jej przemęczone oczy, były napuchnięte i zaczerwienione. Bladość skóry przyprawiała mnie o dreszcze, a jej sylwetka, która była zdecydowanie za chuda, przypominała mi kościotrupa.
— Tak — po niemieszczeniu rozniósł się cichy, ochrypły głos. Nagle jej telefon, który znajdował się na jednej z toaletek, za wibrował, więc szybko chwyciła urządzenie i przystawiała do ucha.
— Łakotka Collins, słucham – zaczęła – Marcela? Z jakiego telefonu dzwonisz?... Nie no przyjedzcie kiedy chcecie. Zajmę wam miejsca. – mówiła do słuchawki – Tak spokojnie, kupiłam wszystko… No dobra. Do zobaczenia. Pa. – rozłączyła się i spojrzała na nas – Dziewczyny będą za jakieś pół godziny. A teraz was przepraszam, bo muszę gdzieś zadzwonić – ruszyła wolnym krokiem do wyjścia, a ja usiadłem w fotelu.
Uścisk na moim przedramieniu wzmocnił się, kiedy wychodziliśmy na scenę, a wrzaski i piski rozszalałych fanek, które słyszałem, mimo słuchawek w uszach witały nas. Stadion zanurzony w ciemnościach. Pojedyncze lampy błądziły po publiczności. Tysiące fanek jak na jedną komendę zaczęły płakać, piszczeć, skakać… To było niezwykłe.
Spojrzałem na Nialla, który trzymał moje ramię i posłałem mu pokrzepiający uśmiech. Rozbiegliśmy się po scenie, a krzyki się nasilały z każdą sekundą. Przywitaliśmy się z fanami i zaczęliśmy pierwszą piosenkę. Tysiące aparatów, nagrywało każdy nasz ruch. Kamery telewizyjne robiły najróżniejszego rodzaju zbliżenia. Po pewnym czasie nie czułem już żadnej termy. Obserwowałem rozanielone miny dziewczyn z widowni, kiedy do nich pomachałem. Cofnąłem się troszkę, aby zobaczyć, jak bawią się moje przyjaciółki za kulisami. Wszystkie oprócz Łakotki, która siedziała na jednym z nieużywanych głośników, skakały i świetnie się bawiły. Niebieskooka natomiast wyglądała, jakby miała zaraz zwymiotować i zemdleć. Tak bardzo chciałem do niej pójść, ale tego nie zrobiłem.
— A tę piosenkę dedykuję ważnej osobie dla nas, która dzisiaj obchodzi urodziny — zawołał Zayn podchodząc do mnie, uśmiechając się ładnie i posyłając całusa w powietrzu do Livi. Zaczął śpiewać piosenkę „Night Changes”, którą Łakotka napisała z nudów na biologii, ale wyszła jej ona rewelacyjnie i bardzo podobała się Livi. Refren zaśpiewał Harry, potem pojawiała się moja kwestia i dalej poszło już jak po maśle. Solenizantka wyglądała na wniebowziętą. Kiedy utwór się skończył, Harry przejął głos:
- A teraz czas, byście poznali osobę, dzięki której wszyscy tu jesteśmy. Osobę, która stworzyła nasz zespół, która piszę dla nas te genialne piosenki i bez której to wszystko by nie wypaliło, a nawet nie miałoby sensu. Przedstawiam wam naszą tekściarkę, kompozytorkę, a przede wszystkim naszą przyjaciółkę, Łakotkę Collins – ostatnie słowa wykrzyczał do mikrofonu, niczym komentator sportowy. Rozległy się głośne okrzyki, piski i brawa. Obejrzałem się za siebie i ujrzałem wchodzącą powoli na scenę blondynkę. Miała do twarzy przyklejony uśmiech, ale wiedziałem, że jest on fałszywy. Skąd? Poznałem ją na tyle dobrze i spędziłem z nią tyle czasu, że zawsze umiem rozpoznać jej szczery uśmiech. Wivacje zwiększyły się, gdy jej cała sylwetka była widoczna. Niall oddał jej swój mikrofon, który przybliżyła do ust.
— Dobry wieczór wszystkim! — krzyknęła entuzjastycznie, a odpowiedziały jej radosne piski — Dziękuję ci Harry za takie piękne przedstawienie mnie – zwróciła się do loczka – ale trochę przesadziłeś.
— Skromna jak zawsze — rzucił głośno Zayn.
— Jest mi bardzo miło, że lubicie muzykę, którą tworzę wraz z chłopcami. — jej głos stawał się dziwnie cichszy i trudniejszy do zrozumienia — To jest tak bardzo niesamowite, a zarazem tak szalone, że nadal nie mogę w to uwierzyć. Ale to wszystko zawdzięczamy wam i z całego serca wam za to dziękujemy. Jesteście wspaniali – wykrzyczała, – Dobrej nocy – pomachała i oddała mikrofon Horanowi. Rozległy się gromkie brawa i okrzyki, jakich chyba w tym wieczorze jeszcze nie było. Dziewczyna zaczęła powoli wycofywać się ze sceny. Zauważyłem, że jest jakoś dziwnie słaba. Oblizałem wargę i nie myśląc za wiele, podążyłem za nią. Nagle potknęła się o kabel, od jednej z gitar elektrycznych, ale na szczęście byłem na tyle blisko, że zdążyłem złapać ja za ramie i powstrzymać ją przed upadkiem. Spotkałem się z błękitem jej zmęczonych oczu i wiedziałem, że coś jest nie tak.
— Hej, wszystko ok? — krzyknąłem jej do ucha, bo panował ogromny hałas.
— Tak, tak — wymamrotała — Po prostu zakręciło mi się w głowie — spojrzałem na fanki, które przyglądały nam się. Tak, to musiało wyglądać co najmniej dziwnie. Drobniutka blondynka, którą z powodzeniem po figurze i wzroście można nazwać dzieckiem, która ledwo stoi na nogach i w porównaniu do niej dość postawny chłopak, pochylający się i mocno trzymający jej ramię. Jeśli jutro nie będzie żadnych plotek mówiących, że jesteśmy czymś więcej niż przyjaciółmi, to będzie cud. Nie przejmując się tym, przeczesałem nerwowo wolną ręką włosy i leciutko pociągnąłem ją w stronę kulis, cały czas ją asekurując. Powoli zeszliśmy ze sceny, a moje uszy w końcu mogły odpocząć, bo wyjąłem z nich słuchawki.
— Łakotka, co się stało? – zapytała przejęta Marcela.
— Zakręciło mi się w głowie. — odparła — Louis wracaj na scenę.
— Ale…
— Nic mi nie jest. Idź – usiadła na wcześniej zajmowanym głośniku, a ja niechętnie wróciłem go fanów.
Resztę koncertu spędziłem na modleniu się, aby jak najszybciej się skończył. Kiedy wreszcie zeszliśmy ze sceny, wpadłem go garderoby, gdzie znajdowały się dziewczyny.
— Gdzie jest Łakotka – spytałem, rozglądając się nerwowo po pomieszczeniu.
— W toalecie. Chyba jej coś zaszkodziło, bo wymiotuje – odpowiedziała Danielle.
— Co? — zdziwiliśmy się. Usłyszeliśmy charakterystyczne skrzypniecie drzwi i automatycznie spojrzałem w tamtą stronę. Dragonesty była blada jak ściana i niewyraźna.
— Już skończyliście?
— Tak — Niall lekko się uśmiechnął – Jak się czujesz?
— Ok. Jedziemy? — w tamtym momencie zamarłem. Na jej białej skórze pojawiła się strużka krwi wypływająca z nosa.
— Tak. Jedzmy… – chwyciłem paczkę chusteczek i podszedłem do niej – do szpitala – wyciągnąłem delikatny materiał i przyłożyłem jej do nosa.
- Co? Nie! – oburzyła się i cofnęła się. Ten nagły ruch spowodował, jak mniemam zawroty głowy, bo złapała się za nią i oparła rękę o ścianę.
Miałem już wszystkiego dosyć. Tych tajemnic, kłótni, ignorowania, zazdrości, sprzeciwu. Zdenerwowany doskoczyłem do niej, wziąłem ją na ręce i powiedziałem:
— Li, otwórz mi drzwi — brunet wykonał polecenie, a ja wypadem z niebieskooką na zewnątrz. Zdziwiony tym, że nie protestuje, spojrzałem na jej twarz i z przerażeniem uznałem, że jest nieprzytomna. Nie wiadomo skąd nagle pojawił się obok mnie Niall.
— Jadę z wami — oświadczył.
— Nie. Są urodziny Liv, więc zostań. Ja ją zawiozę – mówiłem tak samo szybko, jak szedłem.
Oczywiście na domiar złego, pod stadionem dopadli nas dziennikarze. Przepychanie się przez tłumy kamer i mikrofonów, z nieprzytomną dziewczyną na rękach, nie jest tak proste, jak się wydaje. Horan, próbował ich jakoś odgrodzić ode mnie i Dragonesty, ale słabo mu to wychodziło.
— Co się stało?... Co jej jest?... Brała coś?... Nie żyje? – to tylko niektóre z pytań, jakie słyszałem. Byłem tak cholernie zdenerwowany, że kiedy kolejny raz ktoś szarpnął moje ramie przez co, Łakotka prawie wypadła z moich rąk, wrzasnąłem na cały głos:
- Kurwa, przesuńcie się, ona umiera! – jak na zawołanie droga się rozstąpiła. Jednak warto kłamać w mediach. Ale w zasadzie, to nie wiem, czy powiedziałem im kłamstwo. Kiedy w końcu dotarłem do samochodu Zayna, Nialler otworzył drzwi od strony pasażera, a ja ją tam usadowiłem i zapiąłem pasy.
— Jesteś pewien, że mam zostać? – Niall nie był przekonany do tego pomysłu.
— Tak. Zadzwonię, kiedy będę coś wiedział – odparłem szybko i usiadłem za kierownicą. Uruchomiłem silnik i z piskiem opon włączyłem się do ruchu.
* * *
Hej :). Rozdział jest bardzo długi, ale jakoś tak wyszło haha :). Mam nadzieję, że się nie pogniewałyście :). Jeśli napiszecie, jakiś komentarz, będzie to dla mnie znak, że nie usnęłyście po drodze :), więc zachęcam, bo tracę wiarę :(. Dziękuję wszystkim, że ze mną jesteście :*
Komentarze (14)
5
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania