" Piękne istoty " 67
Zwiastun do tej oto "książki" - https://www.youtube.com/watch?v=EMGypr4S4uU
* * *
Blondynka weszła do pustej szatni. Szkoła po zajęciach świeciła pustkami, a Łakotce wcale nie spieszyło się do domu tak jak reszcie uczniów. Spokojnym krokiem przemierzała długi korytarz. Mijała kolejne sektory pogrążona we własnych myślach. Jej szafka była w ostatnim sektorze, tam, gdzie zawsze śmierdziało nikotynowym dymem. Nauczyciele nigdy nie zapuszczali się tutaj, więc spokojnie można było palić papierosy. Nieco poirytowana zapachem nikotyny unoszącym się w powietrzu, weszła do dosyć dużego pomieszczania. Panowało tam żarówkowe światło, od którego zazwyczaj bolała ją głowa. Na dworze było nadal dość zimno, dlatego ubrała swój czarny płaszczyk i zgrabne botki na płaskiej podeszwie. Zamykała szafkę, kiedy do jej uszu dobiegł znany głos.
- Tutaj jesteś – zawołał radosnym głosem Olivier, wchodząc do pomieszczenia.
- Co ty tutaj robisz? – nie ukrywała zdziwienia.
- Powiedziałaś, że kończysz po siedmiu, tak jak ja, więc postanowiłem na ciebie zaczekać – posłał jej miły uśmiech.
- Miło z twojej strony – odwzajemniła gest.
- Przyjemność po mojej stronie – uśmiechnął się zadziornie.
Powolnym krokiem ruszyli w stronę wyjścia z szatni. Między nimi panowała nieciążąca cisza.
- Zawsze wychodzisz tak późno ze szkoły? – zagadnął.
- Zazwyczaj. Nie śpieszy mi się do domu. Lubię chodzić wieczorem po ulicach – wzruszyła ramionami.
- To niebezpieczne, więc dlaczego to robisz? – dociekał.
- Spacerując wieczorem, napotykam ciekawe inspiracje – odparła tajemniczo.
- A przy okazji zbirów – w jego śmiechu dało się usłyszeć kpinę.
Dragonesty nie zareagowała na ten komentarz. Wyszli na główny korytarz i skierowali się do drzwi wyjściowych.
Louis:
Łakotka doprowadza mnie do szału. Nie dość, że ta cała Kasandra przylepiła się do mnie na przerwie, to jeszcze Sweety oczywiście musiała poznać tę ciotę Granta. To jest dla mnie jakieś niepojęte, że ona z nim w ogóle rozmawia. Myślałem, że chociaż moja dziewczyna nie będzie mi sprawiała problemów, ale się pomyliłem. Zaraz, chwileczkę przecież ona nie jest już moją dziewczyną. Spuściłem głowę, uświadamiając sobie sens moich myśli.
- No gdzie ona jest? – dotarł do mnie nieco zdenerwowany głos Harry’ego.
Podniosłem wzrok na drzwi wejściowe szkoły, oczekując, że wyjdzie stamtąd Łakotka. Czekałem z chłopkami na parkingu już od dwudziestu minut, aż ta zacna dziewczyna ruszy swą pupę i wyjdzie na zewnątrz. Stałem oparty o mojego czarnego mustanga i wpatrywałem się w jeden punkt. Kiedy usłyszałem charakterystyczny dźwięk, szybko spojrzałem w stronę wejścia. Pojawiały się tam dwie postacie. Moja mała blondynka wraz z jakimś chłopkiem sporo od niej wyższym. Po chwili rozpoznałem w nim Oliviera, a moja szczęka, jak i pięści, automatycznie się zacisnęły.
Niebieskooka była roześmiana, ale kiedy mnie dostrzegła natychmiast spoważniała.
- Nie, no nie wierzę – rozbawiony a zrazem kpiący głos Zayna zabrzmiał nam w uszach.
Narracja w 3 osobie:
Nie wiele myśląc, wolnym krokiem ruszył się w ich stronę. Dziewczyna patrzyła mu przez moment w oczy, a w jej błękitnych źrenicach dostrzegł strach, ale w tej chwili nie dbał o to.
- Czy to nie za wysokie progi dla ciebie? – zapytał z poirytowaniem.
- Tomlinson naprawdę nie masz co robić? Na pewno jakaś panienka chce, abyś ją zaliczył – wycharczał czarnowłosy.
- No wiesz, nie narzekam – posłał mu cwaniacki uśmieszek.
- Tak a ta dziewczyna włóczy się w nocy samotnie po mieście – wskazał na blondynkę, która teraz najchętniej udusiłby go za te słowa. Szatyn w końcu spojrzał w dół.
- O czym on mówi? – warknął w jej stronę.
- On żartuje – próbowała wybrnąć z trudnej sytuacji.
- Taa – zakpił cicho Olivier.
- Dobra. Nie mam czasu. Chodź – szatyn machnął ręką na anielice.
- Dokąd?
- No czekam tu specjalnie z chłopakami na ciebie.
- Jak to?
Głośno westchnął i zmierzwił swoje włosy.
- Twoja mama poprosiła mnie, abym przywiózł cię do domu.
- Co takiego?
- Możesz jechać. Ja ją odwiozę – wtrącił się nagle brązowooki.
- Ty się nie odzywaj. Łakotka idź do samochodu – z ust Tomlinsona wydobył się warkot.
- Ja wracam sama – odparła szorstko, tracąc cierpliwość.
- Nie denerwuj mnie Sweety!
- Skoro nie chce z tobą jechać, to się odwal.
- Słuchaj mendo, powiedziałem, abyś się zamknął. Łakotka wsiadaj do tego pieprzonego auta! – oczy szatyna były ciemne jak otchłań.
- Jesteś tak prymitywny, że nawet nie mam chęci o tym myśleć – odpowiedział filozoficznie brunet, posyłając mu sarkastyczny uśmiech.
Tomlinson zacisnął pięści, a po chwili jedna z nich znalazła się na policzku wyższego. Grant stracił równowagę, przez co upadł, a Łakotka głośno wciągnęła powietrze.
- Hej! Co tu się dzieje? – krzyknął Liam, który nagle znalazł się przy nich, a za nim reszta chłopców.
- Nic! – wycharczał wściekle Tommo.
- Zwariowałeś?! – wrzasnęła blondynka, w końcu odzyskując jasność umysłu. Szybko uklękła przy poszkodowanym.
- Olivier, słyszysz mnie? – potrząsnęła jego ramieniem – Nic ci nie jest?
- Nie – cichy głos chłopaka rozniósł się w powietrzu.
Dziewczyna pomogła mu się podnieść. Z jego nosa leciała krew i kręciło mu się w głowie.
- Łakotka idziemy! – powiedział ostro Louis, łapiąc ją za łokieć. Ona jednak wyrwała mu się i wrzasnęła:
- Zostaw mnie do cholery! – jej oczy nie były błękitne, acz granatowe. Usta zaciśnięte w cienką linię, lekko drgały.
Louis patrzył na nią z domieszką strachu i zmartwienia. Nie rozumiał jej zachowania.
- Hej Łakotka spokojnie – Niall próbował do niej podejść, lecz ona zrobiła dwa kroki w tył.
- Zostawcie mnie. – wyszeptała – Wszyscy! – dodała głośniej i omiotła ich chłodnym spojrzeniem.
- Sweety nie wygłupiaj się – prychnął Zayn.
Dziewczyna już miała coś odpowiedzieć, ale przerwał jej głośny hałas. Spojrzała zdezorientowana w tamtą stronę i ujrzała leżącego Louisa, który trzymał się za szczękę. Przeniosła wzrok na Oliviera, który teraz eksponował swoje wszystkie mięśnie.
- Ja tylko oddałem – wzruszył ramionami.
- Wszyscy jesteście siebie warci – skwitowała z łzami w oczach i przeszła obok nich obojętnie w stronę bramy.
Powietrze było zimne. Przenikający wiatr rozwiewał jej włosy, które były w strasznym nieładzie, niczym czupryna Tomlinsona. Ciemność, która ogarniała ulice, była nieprzenikniona. Wydawała się wszystko pożerać jak potwór o wielkim żołądku. Blondynka szła wolnym krokiem. Nie interesowały ją światła samochodów, które tak niemiłosiernie ją oślepiały. Nie przeszkadzały jej dreszcze, które przechodziły po jej ciele, nawet przenikające zimno nie sprawiało jej żadnego problemu. Włóczyła się po słabo oświetlonych ulicach, zastanawiając się jaki sens ma jej egzystencja.
Usiadła na jednym z wielu przystanków autobusowych, na który samotna latarnia rzucała słabe światło. Pozwoliła, aby jej nogi bezwładnie dyndały w powietrzu. Pociągnęła nosem, czując kolejną, niepohamowaną falę smutku. Wyciągnęła telefon i włączyła notatki. Już od dziecka przejawiała umiejętności pisarskie. Kochała czytać i tworzyć swoje historie. Co rusz sięgała po coraz znakomitsze działa wybitnych pisarzy. Zawsze marzyła, aby zaleźć się pomiędzy nimi. Odetchnęła głęboko i zaczęła biegać palcami po klawiaturze.
„Była sobie dziewczyna. Zwyczajna. Niczym się niewyróżniająca. Miała nudne, ale spokojne życie. Lubiła je. Mimo że każdego dnia tęskniła za rodziną, próbowała żyć myślą, że będzie dobrze. Przeprowadzka. Nowe miasto. Nowi ludzie. Nowe… wszystko… Jedna impreza. Pięciu chłopków, którzy wywrócili jej świat do góry nogami. Jeden najbardziej nieznośny i arogancki anioł, jakiego poznała. Zapatrzona w siebie dziunia, która uważała, że może mieć każdego. Wypadki, upadki, wzloty i jeszcze raz upadki. Czasem spotykasz kogoś i nawet jeśli wcześniej nie lubiłaś szarych oczu, to zakochujesz się w nich bez opamiętania każdego dnia coraz mocniej. Przyszła miłość i nie pytała się o pozwolenie.”
- Co ty tutaj robisz sama? – usłyszała nagle, więc spojrzała do góry.
- Sam? – zdziwiła się na widok chłopka Tommy’ ego.
- Tak. To ja. – zaśmiał się szczerze – Więc? Odpowiesz?
- Szukam natchnienia – wzruszyła ramionami i przeczesała nerwowo grzywkę.
- Natchnienia? – uniósł jedną brew do góry.
Kiwnęła głową i rozejrzała się. I o ile wcześniej było ciemno, to teraz panowała dosłownie czerń.
- Jest zimno. Powinnaś wracać do domu.
- Co tam u was? – puściła jego uwagę mimo uszu.
- W porządku. Tommy martwi się o ciebie, zresztą tak samo, jak ja – usiadł obok niej – nie widujemy cię w szkole. – spuścił wzrok – Znowu schudłaś.
- Wcale nie – zaśmiała się – mam tylko szerokie ubrania.
- Rozciągnęły się w praniu? – żachnął sarkastycznie.
- Dokładnie – znowu szczery śmiech. Nie wiedziała, jak Samuel to robi, ale zawsze potrafił ją rozbawić.
- Eh Sweety – westchnął – wszystko się zmienia.
- I to jest dobre – powiedziała sama do siebie, ale on to usłyszał.
- Tak… Nocne zmiany – powiedział cicho i utkwił wzrok w papierku, który samotnie leżał na środku jezdni.
- Nocne zmiany – powtórzyła – Night Changes – przetłumaczyła i od razu na jej ustach pojawił się uśmiech.
- Ach Sam. Dziękuję! – krzyknęła radośnie i zerwała się z miejsca.
- Ale za co?
- Podsunąłeś mi pomysł na nową piosenkę. Dziękuję – pod wpływem euforii pocałowała go przelotnie w policzek.
- Haha. Zakręcona – skwitował.
- Dobrze ja lecę do domu — mówiła podekscytowana.
- No dobrze, ale uważaj na siebie – przytulili się na pożegnanie.
- Pewnie. Dobranoc.
Kilka minut potem była w domu. Rzuciła na cały dom tylko „Cześć! Już jestem”. Szybko się rozebrała z kurtki i butów i pędem pomknęła do pokoju. Weszła do ciemnego pomieszczenia, zapaliła świtało i zamknęła drzwi. Kiedy odwróciła się, doznała niemałego szoku. Ze strachu odskoczyła do tyłu, uderzając o drewniane wrota.
- Co wy tu robicie? – zapytała chłopców, którzy siedzieli na jej łóżku.
- Martwiliśmy się o ciebie – odparł Niall.
- Nie potrzebnie. Zresztą mniejsza z tym. Wpadłam na pomysł na nową piosenkę – mówiła szybko i dopiero teraz zauważyła sporego siniaka pod okiem Louisa.
- Bardzo boli? – wskazała na fioletowe kółko.
- Tylko trochę – mruknął.
- Zaczekajcie.
Wyszła z pokoju i pędem puściła się do kuchni. Wyjęła woreczek lodu z lodówki i wróciła na górę.
- Przyłóż – nakazała, podając lód szatynowi.
Chłopak posłusznie wykonał polecenie. Patrzyła jak zamyka oczy w uldze i głęboko oddycha. Patrzył na jej dywan z lekkim rumieńcem na twarzy, co według niej wyglądało bardzo uroczo. Kochała go takiego, jaki był w tym momencie. Niewinny i nie do końca niebezpieczny.
- Lepiej? – zadała pytanie i skarciła się w duchu za to, że pozwoliła sobie na taki zmartwiony ton.
- Tak. Dzięki. - odchrząknął — Mówiłaś coś o piosence.
- A tak. Spotkałam Sama. A raczej on mnie i rozmawialiśmy. Podsunął mi pomysł na piosenkę. Nocne zmiany. Co wy na to? – omiotła twarze swoich przyjaciół.
- Tytuł fajny. A masz coś już…
- Nie. – przerwała Zaynowi – Muszę pomyśleć i dlatego fajnie by było, jakbyście już poszli – zaśmiała się na swój brak kultury, ale w tym momencie było jej wszystko jedno.
- Tak.
- Jak coś, to się odezwę – otworzyła drzwi od swojego pokoju, a oni po kolei zaczęli wychodzić.
- Tylko nie siedź długo – powiedział Louis, ale doskonale wiedział, że go nie posłucha. Znał ją po prostu za dobrze.
- Jasne. Bez obaw. Do jutra – pożegnała się.
* * *
Od autora: Hej :D. Sama jestem zdziwiona, że tak szybko dodaje nowy rozdział, ale jakoś miałam wenę i postanowiłam to wykorzystać. Wiem, że część nie zachwyca, ale to wszytko musi się rozkręcić :) ( Wasze myśli: Zawsze tak pisze) hahahaha.
Dziękuję ślicznie wszystkim, którzy czytają komentują, oceniają. Jesteście wspaniali i czuję się naprawdę zaszczycona, tym, że mogę dla Was pisać i otrzymywać od Was komentarze. ;) Pozdrowionka :)
Komentarze (18)
5
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania