" Piękne istoty " 69

Zwiastun do tej oto "książki" - https://www.youtube.com/watch?v=EMGypr4S4uU

 

* * *

 

Louis:

- Louis! Słuchasz mnie? – krzyk Harry’ ego przywrócił mnie do rzeczywistości, która okazała się jeszcze gorsza, niż przypuszczałem. Po rozmowie z trenerem o mało nie wybuchnąłem, bo ten powiedział mi, że mogę stracić opaskę kapitana, a tego bardzo nie chciałem. Dodatkowo na matematyce wraz z Zaynem dostałem kolejną uwagę, za niestosowne komentarze, dlatego jutro w szkole ma się wstawić jeden z rodziców.

- Oczywiście, że tak – odparłem mozolnie i absolutnie nie zgodnie z prawdą. Nie miałem pojęcia, o czym gadał od dobrych pięciu minut.

- Taaaaaaaa? – przeciągnął to słowo, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo mnie to irytuje.

- Cholera Hariet, daj mi spokój.

- Ej! Tylko Łakotka może mnie tak nazywać! – oburzył się loczek, przez co kolor jego twarzy zmienił się na bardziej czerwony.

- Doprawdy? – nie wiem dlaczego, ale nie miałem najmniejszej ochoty, ciągnąc dalej tę rozmowę.

- A tak w ogóle to idziemy do McDonald’ s po treningu?

- Pewnie. A kto idzie?

- Cóż… Darcy na pewno, a znając ją, pociągnie resztę dziewczyn.

- Fajnie, tylko ja mam problem, bo rodzice kazali mi zawieść siostry na jakieś ich zajęcia taneczne, które odbywają się w czasie, kiedy my mamy trening.

- Słabo… A to nie może zawieść ich ktoś inny?

- No właśnie nie.

- Mam pomysł. Ty po zajęciach szybko pojedziesz do domu i zawieziesz je na te tańce. My ściemnimy trenerowi, że boli cię głowa czy coś takiego i że poszedłeś do higienistki. A potem do nas dołączysz, kiedy dotrzesz do szkoły. Spóźnisz się zaledwie z dziesięć minut, więc nie powinien się skapnąć.

- W sumie to dobry pomysł. Dzięki Harry – posłałem mu wdzięczny uśmiech.

- Spoko – uśmiechnął się, ukazując swoje podobno słodkie dołeczki – Idziemy na stołówkę. Zjadłbym coś.

- Jasne.

Ruszyliśmy powolnym krokiem w stronę stołówki. Korytarze o tej porze świeciły pustakami, dlatego lubiłem przebywać na przerwie poza stołówką. Weszliśmy do ogromnego, przestrzennego pomieszczenia i poszliśmy odebrać obiad. Rozejrzałem się dookoła. W tej szkole nie wiele się zmienia. Wszyscy siedzieli na swoich stałych miejscach. Irytuje mnie fakt, że wszystko jest tu na obraz tych tanich, głupich fimow dla nastolatek, gdzie ludzie są podzieleni na różne grupki. Westchnąłem cicho i ruszyłem za Stylsem do naszego stolika.

- A jednak się coś zmieniło – szepnąłem do siebie, widząc Kasandrę siedzącą na miejscu Łakotki, której z kolii w ogóle nie było. Opadłem na krzesło i dostałem ostrzegawcze spojrzenie od Nialla, którego przypadkiem szturchnąłem.

- Gdzie jest Sweety? – podziękowałem Haremu w duchu, że o to zapytał.

- Nie wiem. Pewnie znowu siedzi gdzieś na korytarzu i kuje do sprawdzaniu z matematyki – odparła nieco znudzona Marcela, która swoją drogą chyba obcięła włosy.

- A ty nie powinnaś? – ten komentarz Kasandry, wydał mi się chamski.

- Pewnie powinnam – blondynka wzruszyła ramionami, na znak, że ją to nie ruszyło, ale doskonale wiedziałem, że tak nie było. Marcela nie lubiła, kiedy ktoś kwestionował jej wiedzę.

Zapanowała niezręczna cisza, przerywana tylko dźwiękami przeżuwania jedzenia.

Moją uwagę przyciągnęły drzwi, które się otworzyły i niebieskooka, która wkroczyła na stołówkę. Odebrała tackę z jedzeniem, a jej wzrok padł na nasz stolik, przy którym już nie było wolnych miejsc. Rozejrzała się zapewne w poszukiwaniu miejsca, by po chwili zająć jeden z całkowicie pustych stołów. Wyciągnęła książkę od matmy.

- Idziecie z nami do McDonald’ s? – zapytał Hazza, patrząc na dziewczyny.

- Pewnie – odparła entuzjastycznie Danielle.

- A Łakotka idzie? – zainteresował się Zayn.

- Nie wiem. Nie rozmawiałam za bardzo z nią. Pewnie nawet o niczym nie wie – odezwała się ponurym głosem Marcelina.

- Zabierz ją ze sobą – powiedział wesoło Niall – Nie pamiętam, kiedy w ogóle wychodziliśmy gdzieś razem.

- Ok. Zobaczę, co da się zrobić.

- A czy ja też mogę przyjść? – głos Kasandry na pewno nie zawierał, żądnego typu zmieszania lub nieśmiałości.

Patrzyłem na niepewne i zarazem zdziwione miny moich przyjaciół.

- Jasne – odezwał się w końcu Liam, który jak zwykle był z nas wszystkich najprzytomniejszy.

- Świetnie – uśmiechnęła się promieniście.

Mój wzrok znowu spoczął na blondynce, siedzącej na drugim końcu stołówki. Wczytana w podręcznik upiła łyk swojego soku. Odstawiając kubek, oderwała się od książki. Moje serce szybciej zabiło, kiedy moje spojrzenie spotkało się z jej błękitnymi, przenikliwymi oczami, które tak dobrze znałem. Nasze „zbliżenie”, które trwało naprawdę krótko, przerwał Olivier, który podszedł do jej stolika. Usiadł obok niej i zaczęli rozmawiać. Sądząc po ich gestach i mimice, była to najzwyklejsza w świecie rozmowa. Więc dlaczego wiedząc to, byłem cholernie zazdrosny? Przerwa dobiegała końca, więc zabraliśmy swoje tacki, oddaliśmy talerze do mycia i ruszyliśmy do wyjścia. Stolik, gdzie siedziała Łakotka i ten buc był tuż przy drzwiach, wiec Livi korzystając z okazji, zapytała wesołym głosem:

- Hej! Wybierasz się dzisiaj z nami do McDonald’ s?

Dziewczyna omiotła wzrokiem nasze twarze. Na mojej zatrzymała się troszeczkę dłużej i lekko zmieszana spuściła głowę.

- Sama nie wiem… Nie wiem, czy będę mogła… Yyy… A o której? – jąkała się i widziałem, że nie jest pewna jak wybrnąć z sytuacji.

- Koło osiemnastej – odparł z uśmiechem Harry.

- Aha. Nie wiem. Spróbuję być – posłała w naszą stronę słaby uśmiech.

Oblizałem usta i spojrzałem przed siebie na ścianę, która w tamtym momencie okazała się bardzo interesująca. Nie podobało mi się, że anielica przebywa w towarzystwie Granta.

- Ok. No to do zobaczenia i powodzenia na sprawdzianie – Darcy uśmiechnęła się do niej szczere i wyszła ze stołówki, a za nią powoli ruszył Harry i reszta. Spojrzałem jeszcze raz na blondynkę i zirytowany jej dużymi oczami wpatrzonymi w moją twarz, wyszedłem szybkim krokiem.

Poszedłem do szatni, bo jak się okazało, zapomniałem podręcznika do filozofii. Będąc już przy szafce, usłyszałem ciche kroki i byłem przerażony faktem, że wiem, do kogo one należą. Nieświadomie zapamiętałem chód Łakotki Collins i mogę się założyć, że rozpoznałbym go wszędzie.

„[…] Lecz jeślibyś mnie oswoił, moje życie nabrałoby blasku. Z daleka będę rozpoznawał twoje kroki — tak różne od innych. Na dźwięk cudzych kroków chowam się pod ziemię. Twoje kroki wywabią mnie z jamy jak dźwięki muzyki. […]”

W mojej głowie pojawił się cytat jednej z moich ulubionych książek i zadałem sobie sprawę, że ta drobna, niepozorna, mała, słodka dziewczyna w jakiś sposób mnie oswoiła. Byłem odwrócony plecami i kiedy blondynka mnie mijała, wypowiedziałem stanowczo:

- Przyjdź – byłem pewien, że wie, co mam na myśli.

Zatrzymała się niedaleko mnie i dopiero wtedy odważyłem się na nią spojrzeć. Gęste włosy jak zwykle były w malutkim nieładzie, który dodawał jej uroku. Lekko zaróżowione policzki i rozchylone usta były dopełnieniem tego widoku.

- Czemu ci tak zależy? – bałem się tego pytania.

Po dłuższej chwili ciszy, w której znalazłem odpowiednie słowa, odparłem:

- Nie wiem. Po prostu dawno nigdzie nie wychodziliśmy – powtórzyłem tekst Nialla, który wypowiedział na stołówce.

- Tak… - przytaknęła cicho i wydawało mi się, że nad czymś intensywnie myśli – Kasandra też będzie? – wydusiła w końcu.

- Chyba tak – wzruszyłem ramionami. Czyli nie tylko mi ona nie pasuje.

- Rozumiem. – Znowu zapanowała ta niezręczna cisza. Dziewczyna kilka razy otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale szybko rezygnowała.

- Łakotka! – krzyk jakiejś dziewczyny dobiegł do moich uszu. Wysoka szatyna znalazła się przy nas. Oczywiście mnie całkiem zignorowała i zaczęła mówić strasznie wysokim głosem z podekscytowania – Dopiero zaczepił mnie jakiś chłopak. Znaczy nie jakiś tam, tylko Connor. Rozmawialiśmy chwilkę i chyba się ośmieszyłam, bo zaczął się śmiać. Ale to była jak muzyka dla moich uszu. Ona ma taki wspaniały śmiech. Ale on pewnie jest zwykłym dupkiem. – nie mogłem powstrzymać kpiącego uśmiechu, który znalazł się na mojej twarzy po wypowiedzeniu tych słów, ale karcący wzrok Łakotki przywrócił mnie do rzeczywistości.

- Jane spokojnie. – zaśmiała się miło — Po śmiechu można poznać ludzi i jeśli przy pierwszym spotkaniu śmiech kogoś zupełnie nieznajomego spodoba ci się, śmiało możesz twierdzić, że to człowiek dobry – doskonale wiedziałem, że zacytowała jedną z niezliczonej ilości książek, jakie przeczytała, ale bardzo mi się to spodobało.

- Tak myślisz? – zapytała dziewczyna.

Blondynka pokiwała głową i uśmiechnęła się do niej promiennie.

- To chyba prawda, bo ja kocham twój śmiech i zdecydowanie jesteś osobą dobrą – mówiła nieznajoma.

- Haha – tak, Łakotka ma piękny śmiech – Hej, czy tam nie stoi Connor? – wskazała na wejście do szatni, gdzie stał jakiś brunet.

- Tak! – pisnęła – Dziękuję – dała Dragonesty całusa w policzek i popędzała w tamtym kierunku.

- Teraz bawisz się w swatkę? – zaśmiałem się cicho.

- Czasami miłości trzeba pomóc – wzruszyła ramionami.

Prawdopodobnie na mojej twarzy zagościł kpiący uśmiech, bo w końcu radzi jak postępować w miłości, ale sama nie umie uratować naszego związku. To tak jakby ktoś mówił „Nie pal! To zabija!”, a sam by trzymał papierosa w ustach. Ale w sumie sam Bóg by tego nie uratował.

- A więc? – nie mogłem już znieść tej głośnej ciszy.

- A więc? – powtórzyła, irytując mnie tym samym.

- Nie odpowiedziałaś.

- Nie wiem. Może przyjdę, ale…

- Ale?

- Oh, Lou czy ty zawsze musisz drążyć? – zapytała desperackim głosem, a mnie przeszedł dreszcz na to, jak zdrobniła moje imię. Od dawna mnie tak nie nazwała i dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak bardzo mi tego brakowało.

- Co się dzieje? – mój głos był bardzo poważny. Ona nigdy nie pozwoliłaby sobie na to, aby mnie tak nazwać i aby jej głos prawie się łamał, przy osobie, która zniszczyła jej życie.

- Nic – odparła natychmiastowo i nieco nerwowo, a ja wiedziałem, że niezgodnie prawdą.

- Hej Sweety – zrobiłem krok w jej stronę – przecież mi możesz powiedzieć.

- Louis daj mi spokój – oschłość jej głosu była dla mnie mrożąca.

- Chcę ci pomóc – nie wiem, dlaczego ja z nią w ogóle rozmawiam. Przecież miała mnie znienawidzić. Odejść. Miałem ją chronić. A jedynie co robię, to daje jej tę cholerną nadzieję, że wszystko będzie jak dawniej.

- Naprawdę? – kpina w jej głosie nieco mnie rozbawiła, przez co rozluźniłem spięte mięśnie.

- Oczywiście.

- Tak bardzo chciałabym ci wierzyć, ale już za długo byłam naiwna. Za długo żyłam w tych kłamstwach… tajemnicach. Ja odpadam. Poddaje się, rozumiesz Louis? – błękit jej oczu przeszywał mnie całego i nie czułem się z tym dobrze.

- Czyli co? Teraz chcesz wszystko zniszczyć?

- Oh błagam… Mówisz to tak, jakby to była moja wina. To nie ja się tobą bawiłam. To nie ja oszukiwałam cię przez ten cały czas. To nie ja udawałam wielką miłość, tylko po to, aby wygrać jakiś durnowaty zakład. To nie ja rozkochałam cię w sobie. Ja się po prostu w tobie zakochałam bez opamiętania… Ty złamałeś mi serce, a ja ci na to pozwoliłam.

- Żałujesz, że mnie poznałaś? – to jedyne pytanie, jakie przyszło mi teraz do głowy.

- Nie. – odparła stanowczo – Nigdy nie żałuje, że kogoś spotykam i poznaję. Spotykamy ludzi z jakiegoś powodu, więc niektórzy z nich są błogosławieństwem, a inni lekcją i dziękuję, bo ty byłeś naprawdę dobrą lekcją – słaby, sztuczny uśmiech widniał na jej bladej twarzy.

- Łakotka to nie tak — miałem dojść tych wszystkich kłamstw, które tak bardzo nas krzywdziły.

- Nie Louis… – przerwała mi – Posłuchaj, dziękuję ci, bo przy tobie czułam się inaczej… Jak jeszcze nigdy dotąd. Te wszystkie pocałunki. Uśmiechy. Bezgwiezdne, nieprzespane noce, które pokochałam, sprawiły, że każda sekunda mojego życia tworzyła malutką wieczność. Jestem ci wdzięczna, bo mogłam przeżyć tą całą młodzieńczą miłość, która zawsze się pojawia jako główny wątek tych dennych, tanich komedii romantycznych – przy ostatnich słowach, wyczułem nutkę pogardy, a grymas, który wymalował jej się wtedy na twarzy, tylko to potwierdzał. – Dziękuję, że pokazałeś mi jak, życie potrafi dać w kość, mimo że i tak było kiepsko. Nie jestem na ciebie zła. W żadnym wypadku. Cóż... może jestem troszeczkę zawiedziona i zraniona, bo wiesz, podobno, ta pierwsza miłość pozostaje z nami na zawsze, ale nie martw się. Poradzę sobie… Muszę sobie poradzić. – powtórzyła ciszej, jakby do siebie – Dziękuję za poświęcony czas, bo zawsze mogłeś się wycofać, no ale cóż… Idealny pan niebezpieczny Louis Tomlinson nigdy nie odpuszcza, więc czemu miałoby być inaczej tym razem? – zapytała retorycznie zgorzkniałym głosem, a ja bałem się o nią, bo stan, w jaki popadła wcale mi się nie podobał. Nie patrzyła na mnie. Głowę miała spuszczoną, jakby ten jeden punkt, w który się wpatrywała, mógł ocalić ją od cierpienia. Jej głos w pewnych momentach łamał się, przyśpieszał lub zwalniał. Mówiła jak w transie, a ja miałem taką nieodpartą ochotę zamknąć jej usta i słowa w nich utkwione, moimi wargami.

- Ale Łakotka, jestem twoim przyjacielem – no ja już doszczętnie zgłupiałem. Miałem chronić ją, swoją nieobecnością przy niej. Miała mnie nienawidzić. Miała trzymać się z daleka ode mnie i od mojej rodziny, a ja co robię? Mówię, że jestem jej przyjacielem!

- Nie Louis… Jesteś Louisem… po prostu Louisem. Jednym z wielu Louisów, których nie znam, tak samo, jak i ciebie.

To zdanie. To jedno pieprzone zdanie zniszczyło mnie. Przez moment nie mogłem oddychać. Powoli docierał do mnie pełen sens jej wypowiedzi. Stałem tam, na środku korytarza w szatni. Patrzyłem na dziewczynę mojego życia, która w tej chwili zabrała mi całe powietrze… Odeszła… Boże… Przecież bez powietrza nie da się żyć.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Kobra 04.02.2017
    <3 Zostawiam 5. W zdaniu "Tak bardzo chciałbym ci wierzyć" zabrakło "a" chciałabym, a jest chciałbym. Ale dla mnie i tak cudne. Czekam na cd :-*
  • lea07 04.02.2017
    Dziękuję ślicznie ;*. Musiałam przeoczyć haha :)
  • Adam T 04.02.2017
    Zapis niektórych dialogów jest zły, jest tu poradnik, jak je pisać, mieszasz czasy, w narracji jest np przeszły, a zaraz w dialogach teraźniejszy, piszesz łakotka, a chwilę później masz to napisane dużą literą, nie przytoczę błędów bezpośrednio, bo na telefonie nie mogę tego zrobić, ale jest ich dużo. Nie oceniam.
  • lea07 04.02.2017
    Oh... Dziękuję bardzo za ten komentarz :). Wiem, że popełniam liczne błędy i dziękuję, że zajrzałeś.
  • Marzycielka_123 04.02.2017
    Nie mogę się doczekać kiedy Lou jej wszystko powie o co chodzi i będą razem... Rozdział jest super!!
    Czekam na następny
  • lea07 05.02.2017
    Ojej dziękuję :)
  • Zozole 10.02.2017
    Przegapiłam gdzieś ten rozdział! Umknęło mi bo miałam sporo na głowie, ale dziś przeglądam i wpadłam.
    Rzeczywiście troszeczkę błędów, jednak ja się nie skupiałam na nich tylko na treści. W tle leciała mi piosenka 'The Scientist' i dała taki smutny nastrój. Rozdział świetny, uczuciowy. Ode mnie 5 i czekam ♡♡
  • lea07 10.02.2017
    Oh bardzo Ci dziękuję kochana <3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania